Rozdział 37
2500 odsłon!!! Czyste szaleństwo! Dziękuję każdemu z was i życzę przyjemnej lektury!
Obojętność rodziców bolała. Strata ukochanego brata, bolała. Ale utrata osoby, która nauczyła cię na nowo kochać, nie bolała. Ona wyżerała od środka jak kwas.
Odwiedziłem Amelię w pracy, lecz ochrona nie wpuściła mnie nawet do budynku. Kiedy przyjeżdżałem pod jej dom, nie wychodziła. Dzwoniłem do niej tak często, że w końcu zablokowała mój numer.
Minął dzień, potem następny, aż wszystkie zmieniły się w tydzień. Jeździłem do firmy, żeby spróbować skupić na czymś myśli, ale kończyło się na tym, że bezczynnie siedziałem za biurkiem przez całe osiem godzin.
Musiałem w końcu wrócić do realizacji dalszych kroków planu, lecz nie miałem do tego żadnej motywacji.
W poniedziałek, niespodziewanie, w progu mojego biura stanęła osoba, której nie podejrzewałbym, że kiedykolwiek spotka się ze mną z własnej woli. Twarz Vivian była pozbawiona młodzieńczej radości, którą zawsze tryskała, a na mój widok, jeszcze bardziej wykrzywiła usta w grymasie. Bez żadnego powitania, rozsiadła się w fotelu naprzeciwko mnie i założyła nogę na nogę.
– Viv, nie spodziewałem się ciebie.
– Vivian. Nie jesteśmy już przyjaciółmi. Nie po tym, jak oszukałeś moją siostrę i złamałeś jej serce.
– Nie miałem...
– Nie przerywaj mi! – uniosła głos. – Miałam uszykowane dwanaście sposobów na twoją przypadkową – zrobiła cudzysłów w powietrzu – śmierć. Niestety Amelia zabroniła mi użyć któregokolwiek z nich.
Nie wątpiłem w słowa młodej Francuzki. Sam miałem ochotę wyrwać sobie serce i rzucić je psom na pożarcie. A Vivian była dodatkowo napędzana nowo narodzoną nienawiścią do mojej osoby. Z pewnością mogłaby zrobić mi rzeczy, przy których śmierć, wydawałaby się okazaniem łaski.
Coś drgnęło w moim sercu na stwierdzenie, że Amelia zakazała jej mnie krzywdzić. Malutki płomień, który zapłonął w moim wnętrzu, zgasł jednak tak szybko, jak się pojawił, gdy Vivian ponownie się odezwała. Ten ton mógł spokojnie konkurować poziomem chłodu z górą lodową.
– Twój motocykl zostanie jutro zwrócony pod twój dom.
Zupełnie zapomniałem o Kawasaki pozostawionym na tyłach domu Amelii. Nie wiem, czy potrafiłbym znów na nim jeździć, po tym, co zaszło tej pamiętnej nocy. Naszej ostatniej nocy.
– Pofatygowałaś się aż tutaj, aby mi to powiedzieć?
– Nie. Chciałam patrzeć ci głęboko w oczy, gdy będę ci mówić, jak bardzo tobą gardzę. – Wykrzywiła twarz, wypowiadając ostatnie zdanie. – Skrzywdziłeś moją siostrę i tego nigdy ci nie wybaczę. Nigdy.
– Rozumiem. – Też nienawidziłbym kobiety, która skrzywdziłaby Michaela. Niczego tak w życiu nie znałem, jak miłości do starszego rodzeństwa. – Naprawdę ją kocham. Gdybym mógł, zawróciłbym czas i nie dopuściłbym do tego zakładu. Musisz w to uwierzyć. Amelia również, ale nie chce ze mną rozmawiać. Wierz mi... Próbowałem.
– Dziwisz jej się? Zaufała ci, a ty to wykorzystałeś. A ja ci w tym pomogłam. Boże, jaka ja byłam głupia! – Wyrzuciła ręce w powietrze. – Mel ostrzegała mnie przed tobą, a ja jeszcze namawiałam ją, żeby się z tobą umówiła. – Zaśmiała się gorzko. – Tak bardzo chciałam wierzyć w twoje dobre intencje.
Spuściłem głowę w poczuciu wstydu, które pojawiało się za każdym razem, gdy przypominałem sobie, jak potraktowałem Amelię. Czyli nieustannie.
– Wiem, że to, co teraz powiem, może wydać ci się bezczelne, ale proszę, przekonaj ją, żeby wysłuchała tego, co mam do powiedzenia.
– Ha! Masz tupet, kolego! Nie zrobię tego. Nie chcę i nie mogę.
– Dlaczego nie możesz?
– Amelia wyleciała do Paryża. I jak ją znam, już nie wróci. Przez ciebie. – Wycelowała palcem w moją stronę.
Wyjechała? Nie wróci? Paryż?
– Jak to, nie wróci?
– Nie powinnam ci tego mówić, ale to zrobię. Chcę, byś cierpiał. Tak jak ona. Żeby wyrzuty sumienia nie dawały ci spać. Byś do końca życia żałował, że miałeś kogoś takiego jak ona i ją straciłeś.
Podniosłem głowę, gdy wymieniała powody, dla których chciała wyjawić mi powód wyjazdu Amelii i przeszły mnie ciarki, gdy dojrzałem w jej piwnych oczach odrazę.
– Amelia od dawna miała przejąć filię we Francji. Przez ostatnie tygodnie pojawiło się w niej wahanie. Wahała się nad tym, czy spełnić swoje marzenie, bo miała tu kogoś, kto był dla niej równie ważny, co kariera. Ciebie. W zeszły poniedziałek z samego rana podpisała umowę.
Po tych słowach Vivian wstała i wyszła. Miałem wrażenie, że dziura w miejscu, gdzie jeszcze niedawno biło moje serce, powiększa się coraz bardziej. Już chyba bym wolał, żeby Amelia zastrzeliła mnie, gdy miała okazję.
Młodsza panna Moore miała rację. Cierpiałem. Nie mogłem spać, a już na pewno żałowałem tego, jak skrzywdziłem Amelię. Choć jej postawa podczas ostatniego spotkania nie zdradzała emocji, które właśnie przedstawiła Vivian, wiedziałem, że mówiła prawdę. Czułem emocje Amelii, gdy byliśmy razem. Francuzka po prostu skłamała, żeby nie robić mi zbędnej nadziei.
Przejrzałem w internecie wszystkie dostępne informacje o Moore Sécurité. Vivian nie kłamała również co do tego. Amelia objęła stanowisko prezesa, stając się tym samym najmłodszym zarządcą w historii firmy. Wzbudziła tym niemałe zainteresowanie, ale nie licząc krótkiego artykułu na głównej stronie Moore Sécurité, nie znalazłem żadnych dokładniejszych informacji.
Przeczytałem wszystko, co udało mi się wyszukać na temat nowej posady Francuzki. Zrobiła to. Osiągnęła to, czego chciała i na co tak ciężko pracowała. Uśmiechnąłem się do ekranu, czując dumę.
– Gratulacje, kruszynko – szepnąłem w ekran.
Moja radość nie trwała jednak długo. „I jak ją znam, już nie wróci", słowa Vivian odbiły się we wnętrzu czaszki jak echo. Skoro nie miała zamiaru wracać, szansa na to, aby ją odzyskać, spadała niemal do zera. Jak miałbym tego dokonać, będąc w innym kraju? Chyba że... Tak! To mogło się udać.
Musiałem tylko doprowadzić wendetę na Philipie do końca, żeby potem bez konsekwencji móc polecieć do Francji i błagać Amelię o wybaczenie.
Spojrzałem na kalendarz. Czerwiec dobiegał końca. Jeśli sprawnie uwinąłbym się ze wszystkim, co miałem jeszcze w planach zrobić, istniała szansa, że mógłbym być w Paryżu jeszcze przed końcem roku.
Co prawda, to oznaczało aż pięć miesięcy bez brunetki, ale czym jest kilka miesięcy przy reszcie życia, jaką zamierzałem z nią spędzić. Tęsknota za nią mogła tylko bardziej zmotywować mnie do pracy.
Zatarłem ręce z ekscytacji i od razu wziąłem się do pracy. Okres wegetacji oficjalnie dobiegł końca. Najwyższy czas, aby dać Philipowi to, na co zasłużył.
Idealnego następcę.
Uhuhuhuu... Nic tak nie motywuje do pracy, jak zemsta. A już wiemy, że Theo ma się za co mścić.
Ten rozdział miał być wrzucony w czwartek z okazji moich urodzin, ale skoro wrzucam go z okazji 2500 odsłon, za które dziękuję z całego serca, zobaczymy się dopiero w piątek, bo nie chciałabym was zasypać rozdziałami od wtorku do piątku bez przerwy :D
A teraz staty:
6310 ZZS
972 Wyrazy
3 Strony A4
6 Minut czytania wg Wattpad
Zostaw po sobie gwiazdkę lub/i komentarz. Dzięki temu ZU może dotrzeć do większej ilości osób. <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro