Rozdział 36
Kurwa, kurwa, kurwa... Czyli Amelia mi się nie przyśniła. Była tu. Wiedziała, że będę jej potrzebował i się zjawiła. A ja schlałem się jak świnia. Nie potrafiłem sobie przypomnieć co do niej mówiłem. Czy wzięła mnie za wariata, gdy gadałem do swoich halucynacji?
Fala poczucia wstydu i zażenowania ogarnęła moje ciało do tego stopnia, że znów zrobiło mi się słabo. Musiałem się z nią jak najszybciej zobaczyć. Jednak nie w tym stanie. Do tego czasu musiałem choć trochę się zorientować, co odjebałem, gdy tu była.
Znalazłem laptopa i zalogowałem się do wewnętrznego systemu monitoringu. Na początku sprawdziłem kamerę skierowaną na bramę frontową. Przyspieszyłem tempo przewijania i zatrzymałem, dopiero gdy czarny SUV zatrzymał się przed interkomem.
Amelia wysiadła z samochodu i wcisnęła guzik. Jakim cudem nie zarejestrowałem tego dźwięku? Chyba byłem pijany bardziej niż mi się wydawało.
Twarz brunetki rozświetliła się od światła z ekranu telefonu. Sprawdziłem komórkę: pięć nieodebranych połączeń i trzy wiadomości.
Kruszynka: Jestem pod twoim domem. Otwórz.
Kruszynka: Widzę zapalone światła. Nie ignoruj mnie.
Kruszynka: Wchodzę!
Na nagraniu widziałem, jak brunetka przeskakuje przez bramę. Zrobiła to z taką lekkością i gracją, jakby robiła to przez całe życie.
Przełączałem kamery, żeby śledzić trasę Francuzki. Rozejrzała się po salonie, kuchni, garażu, aż w końcu skierowała się do sypialni.
Monitoring w tym pokoju był jedynym, gdzie nie miałem podglądu audiowizualnego. Dlatego mogłem tylko patrzeć, jak Amelia wchodzi do sypialni, a jej wzrok pada na rozbite szkło, a potem na mnie.
Siedziałem chwiejnie na skraju łóżka i wymachiwałem rękoma. Nie widziałem twarzy brunetki, ale po sposobie, w jaki przekrzywiała głowę, wnioskowałem, że mamrotałem coś pod nosem.
Brunetka zniknęła, a chwilę potem wróciła ze szklanką wody i przyrządami do sprzątania. Zmiotła odłamki szkła, a naczynie z wodą odstawiła tam, gdzie je rano znalazłem. Gdy upewniła się, że podłoga jest bezpieczna od ostrych kawałków, stanęła przede mną i skrzyżowała ręce na piersi.
Patrzyłem, jak na ekranie wycelowałem palec w miejsce obok niej. Kobieta obejrzała się za siebie, a z twarzy kobiety można było wyczytać dezorientację.
Matko Boska, na pewno wzięła mnie za czubka!
Gwałtownie przeczesałem sobie włosy, a kilka kosmyków opadło mi na czoło.
Oglądałem, jak robiłem z siebie błazna, celując następnie palcem w brunetkę. Jak to możliwe, że nie odróżniłem jawy od przewidzenia? Amelia przez kilka minut wysłuchiwała mojego pijackiego bełkotu, po czym odwróciła się na pięcie i sprężystym krokiem wyszła. A ja, okiem kamer, tuż za nią.
Zatrzymała się nagle przy stole w salonie, gdzie leżała szachownica. Przyjrzała się tym rzeczom uważnie. Tak jak i kartkom doklejonym do rozłożonych figur. Wyrwała kartkę z notesu leżącego nieopodal, napisała coś na niej i schowała pod jedną z figur.
Przerwałem dalsze oglądanie, będąc pewien, że zapewne opuściła posesję po tym zajściu. Odnalazłem notatkę, a po przeczytaniu napisanej na niej wiadomości, omal nie upadłem na kanapę.
Poczułem, jak pocą mi się dłonie, a serce gwałtownie przyśpieszyło, gdy mój wzrok prześlizgnął się po pochyle napisanych literach.
Strategicznie ustawiony pionek, jest w stanie zbić królową.
Po zamaszystości co poniektórych liter można było wywnioskować, że pisała je w emocjach. Ponownie zerknąłem na szachownicę. Amelia była przeze mnie oznaczona jako czarna królowa. A białym pionkiem byłem ja.
To mogło oznaczać tylko jedno... W pijackim amoku, powiedziałem jej coś, czego nie powinna była wiedzieć.
To oznaczało kłopoty.
♟️
Czekałem do wieczora, żeby do niej pojechać. Musiałem wybadać, co wie, i jakoś to wszystko odkręcić. Zadzwoniłem do niej w ciągu dnia, ale nie odebrała. Zapewne była w pracy. Nie miałem zamiaru rozwiązywać naszych prywatnych problemów w miejscu, gdzie pracowało kilkaset osób.
Doprowadziłem się do porządku i upewniłem, że alkohol wyparował już z mojego krwiobiegu. Tego by jeszcze brakowało, żeby wyczuła ode mnie wczorajszy gin. Nadal jednak byłem zbyt osłabiony, więc wmusiłem w siebie grzanki z masłem i rumiankową herbatę.
Gdy zegar wybił dwudziestą, nie mogłem już dłużej czekać. Zamówiłem taksówkę, bo wciąż nie czułem się na siłach, żeby zasiąść za kółkiem.
Taryfa zatrzymała się pod posesją Amelii, a ja wysiadłem i czekałem, aż wróci do domu. Kobieta przez cały dzień nie dała żadnego znaku życia. Co takiego powiedziałem, że była aż tak zła? Przez myśl przeszło mi, że wyznałem jej prawdę o zakładzie, ale odsunąłem jej na bok. Wolałem nie zakładać teraz najgorszego.
Czarny SUV zjawił się pod bramą po prawie godzinie. Podbiegłem do niego, zanim automatyczne drzwi się zamknęły i poczekałem, aż brunetka wysiądzie. Francuzka nie zaszczyciła mnie nawet przelotnym spojrzeniem. Przeszła obok zupełnie jakbym nie istniał.
– Kruszynko, porozmawiajmy – zacząłem, idąc za nią.
Brak reakcji zakłuł mnie w serce. Ta chłodna obojętność nie zwiastowała kłopotów. Ona przepowiadała jebaną katastrofę.
– Wiem, że to żaden argument, ale byłem wczoraj pijany i nie pamiętam, co się stało.
Brunetka wsadziła klucz do zamka i wkroczyła do środka. Podążyłbym za nią, gdyby nie to, że zatrzasnęła drzwi, jak tylko przekroczyła próg.
– Amelio. Proszę, pozwól mi coś powiedzieć.
Słyszałem, jak głośno stawia kroki, gdy poruszała się po domu. Charakterystyczne skrzypnięcie podpowiedziało mi, że wybrała się na górę. Obszedłem dom i stanąłem pod oknem, jak pieprzony Romeo.
– Amelio! – zawołałem.
Wiedziałem, że była w swoim pokoju. Ruchy rzucały cienie na ściany, które mogłem stąd dostrzec. Usłyszałem hałas z drugiej strony domu.
Bastian biegł prosto na mnie i zajadle szczekał. Nie przestał, nawet gdy znalazł się tak blisko, że musiał rozpoznać znajomy zapach. Wtedy tylko wyszczerzył kły i zawarczał.
– Chcesz mnie straszyć psem? Nie odejdę stąd, dopóki nie porozmawiamy.
Francuzka stanęła w oknie i chwilę się zastanawiała, czy w ogóle otworzyć. Kiedy to zrobiła, powiedziała:
– Wiem wszystko. Powiedziałeś mi już wszystko, co powinnam wiedzieć.
Mogła mieć na myśli wiele rzeczy... Nie byłem święty.
– Nic nie pamiętam – przypomniałem.
– Zakład. Mówi ci to coś?
To jedno słowo wystarczyło, aby ziemia pod moimi nogami się zatrzęsła. To była najgorsza rzecz, jaką mogłem jej wyznać. Z każdej innej jakoś bym się wytłumaczył, ale z tego? Jeśli Amelia coś ceniła w ludziach, była to szczerość. Właśnie ziścił się jeden z moich koszmarów.
Otworzyłem usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Moje milczenie sprawiło, że brunetka zamknęła okno i wróciła do swojej twierdzy. Zacząłem gorączkowo się zastanawiać, co zrobić, co powiedzieć. Wtedy Bastian znów na przemian szczekał i warczał, chcąc zapewne pozbyć się intruza ze swojego terytorium. Nie odstępował mnie na krok, ale nie pozwalał zmniejszać między nami dystansu.
Wróciłem do głównych drzwi i zacząłem walić w nie pięściami. Liczyłem, że to zmusi Amelię do zejścia na dół i ponownej konfrontacji. Ucieszyłem się, słysząc zgrzyt zamka, ale mój uśmiech szybko zbladł, gdy zamiast twarzy brunetki ujrzałem lufę pistoletu.
– Nie umiesz odpuścić, co? Przegrałeś. Od naszego spotkania minęło już trzydzieści dni, więc nie masz powodu, żeby tu być. Poza tym straciłeś Yamahę Michaela. – Widząc moją zaskoczoną minę, dodała: – Tak, o tym też mi wczoraj powiedziałeś.
– Yamahę oddałem wcześniej. Zacząłem coś do ciebie czuć i poddałem zakład walkowerem – próbowałem jakkolwiek załagodzić sytuację.
Pokręciła głową i przyłożyła palce do nasady nosa. Nie wierzyła mi. Panika zaczęła wdzierać się w moje żyły z prędkością światła.
– Ty wciąż nie rozumiesz. Tu nie chodzi o ciebie. Potraktowałeś mnie, jak trofeum i nie miałeś odwagi wyznać mi prawdy. Liczyłeś, że nigdy się nie dowiem, prawda?
– Tak. – Nie było sensu kłamać. Szczególnie z lufą skierowaną w pierś.
– Dowiedziałam się. Żegnam, Theodorze.
– Kruszynko... – Zbliżyłem się do niej tak, że broń dotknęła mojego ciała.
– Nigdy więcej tak do mnie nie mów! – zażądała.
Stawiała mur. Znowu wznosiła te pierdolone ściany wokół siebie. Wskazywały na to: jej głos, postawa i sposób, w jaki patrzyła w moje błękitne oczy. Zimny, obcy.
– Wiem, że zjebałem. Nie powiedziałem ci, bo wiedziałem, że to wszystko zniszczy i odejdziesz. Chciałem tego uniknąć. – Nie wiedziałem, czy bardziej nie pogrążam się, mówiąc jej to wszystko, ale w tej chwili nie miałem niczego do stracenia.
– Żeby cię zostawić, musiałabym najpierw z tobą być. Łączyło nas kilka randek i nocy, to wszystko.
Słowa wypadały z ust brunetki, a twarz była pozbawiona emocji. Wyglądała, jak robot. Sztuczny, plastikowy. A co gorsza, wyglądała, jakby już nie była moja.
– Kłamiesz! – zarzuciłem jej. – Nie wmówisz mi, że to wszystko nic dla ciebie nie znaczyło! – podniosłem głos. Byłem zbyt roztrzęsiony, aby teraz nad sobą zapanować. Nawet jeśli każdy mój wybuch mógł zakończyć się dziurą w sercu.
Bez Amelii i tak nie byłoby mi potrzebne. Jego jedna połowa została pochowana z Michaelem, a druga była w posiadaniu kobiety, która już jej nie chciała.
– To teraz bez znaczenia. Dla ciebie od początku byłam grą. Zakładem. Czymś, co jest mniej warte niż motocykl.
Nie pojmowałem, jak potrafiła tak trzymać emocje na wodzy. Podczas rozmowy nie drgnął jej ani jeden mięsień. Osoba, która stała przede mną, nie była moją Amelią. I to była wyłącznie moja wina.
– Byłaś kimś więcej. Jesteś kimś więcej. Doskonale o tym wiesz, bo ci to powiedziałem. Wtedy, w katedrze. Że się w tobie zakochałem.
Lufa pistoletu wbiła się głębiej w moje ciało, a potem Francuzka opuściła broń. Na milisekundę uwierzyłem, że zrobiliśmy krok w stronę zażegnania tego kryzysu. Wyraz brązowych oczu, gdy spojrzała w moje oczy ostatni raz, nie pozostawiał złudzeń.
– Nawet jeśli to prawda, nie oszukuje się tych, których się kocha.
Z tymi słowami zostawiła mnie na zewnątrz. Zwiesiłem głowę w poczuciu porażki. Nie wybaczyła mi. I jeszcze długo tego nie zrobi. O ile w ogóle kiedykolwiek to zrobi.
Bastian szykował się na kolejną rundę ujadania i warczenia, ale uniosłem ręce w poddańczym geście i powiedziałem do niego:
– Idę. Już idę.
W drodze powrotnej nawet nie zawracałem sobie głowy zamawianiem taksówki. Byłem przepełniony żalem i bólem. Może nawet trochę strachem. Bałem się tego, że Amelia nigdy mi nie wybaczy.
Czy byłem gotowy na to, aby żyć bez niej, nawet jeśli jeszcze dwa miesiące temu się nie znaliśmy? Nie byłem.
No i prawda wyszła na jaw. Wszyscy przypuszczaliśmy, że prędzej czy później do tego dojdzie. Szkoda mi Theo, choć wiem, że zasłużył za to, jak wykorzystał Amelię. Pytanie brzmi: Czy da się to jeszcze wyklepać?
Zostaw coś po sobie, to wiele znaczy dla autora. A teraz ZU w cyferkach:
10264 ZZS
1580 Wyrazów
4,5 Strony A4
9 Minut czytania wg Wattpad.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro