Rozdział 32
Przeszliśmy przez plac z kostki brukowej i weszliśmy do środka. Zaśmiałem się pod nosem na widok czarno-białej podłogi stylizowanej we wzór szachownicy. To miejsce było idealne na randkę z samą królową.
Z zapartym tchem sunęliśmy wzrokiem po jasnoszarych ścianach ozdobionych przeróżnymi malowidłami przestawiającymi historię katedry, jak i kunszt artystyczny malarzy z epoki baroku.
Odzywanie się w tym sanktuarium wydawało się nie na miejscu, dlatego oboje, trzymając się za ręce, spacerowaliśmy głównym korytarzem i podziwialiśmy wszystkie detale w akompaniamencie naszych kroków odbijających się od ścian katedry i szeptów innych turystów.
W planach miałem dzisiaj pokazać Amelii właściwie dwa miejsca, dlatego, gdy już minęliśmy główną nawę, delikatnie skierowałem nas do jej mniejszego odpowiednika po północnej stronie budynku. Byłem tak podekscytowany swoim niedawnym odkryciem, że musiałem bardzo się pilnować, żeby nie powiedzieć Francuzce, na co ma patrzeć. Chciałem, aby sama zauważyła.
W końcu stanęliśmy przy posągu Madonny z dzieckiem. Amelia rzuciła na niego okiem i chciała iść dalej, ale powstrzymałem ją.
– Spójrz. – Wskazałem na rzeźbę.
Brunetka zmarszczyła brwi, uśmiechnęła się jednym kącikiem ust i wróciła spojrzeniem do Madonny.
– Na co patrzę?
– To posąg Madonny z dzieckiem – wyjaśniłem.
– Tak, umiem czytać, dziękuję – rzuciła sarkastycznie.
– To być może stań bliżej i przeczytaj, kto jest autorem tego dzieła – zaproponowałem.
Westchnęła głośno, ale to zrobiła. Widziałem, jak spojrzeniem prześlizguje po złotej tabliczce, a potem brązowe tęczówki się rozszerzyły i zakryła dłonią usta.
– Henry Moore? Chcesz powiedzieć, że mój ojciec nazywa się tak samo, jak artysta, którego dzieło jest wystawione w jednej z najpopularniejszych katedr na świecie?
– Dokładnie tak. – Uśmiechnąłem się do niej. – Chcesz zdjęcie? – Wiedziałem, że nie wolno tu robić zdjęć, ale to nie byłaby jedyna zasada, którą byłbym skłonny złamać dla Amelii. Pokiwała głową, zapozowała do zdjęcia i od razu je do kogoś wysłała.
– Dziękuję, że mi to pokazałeś. Nie miałam o tym pojęcia. Skąd ty o tym wiedziałeś?
– Powiedzmy, że zrobiłem research – powiedziałem tajemniczo i wyciągnąłem do niej dłoń, którą przyjęła.
Spacerowanie po Katedrze Świętego Pawła z Francuzką u boku wydawało się takie właściwe. Dwójka ludzi, która nie powinna mieć do siebie żadnych uczuć, nagle znalazła się wśród ścian jednego z najsłynniejszych miejsc kultu na ziemi, idąc pod rękę jak zwyczajna para.
Wróciliśmy tym samym korytarzem do głównej nawy i skręciliśmy w ten prowadzący do kopuły. Nie mogliśmy się oprzeć temu, aby stanąć pod samym jej środkiem i zadrzeć głowy do góry, żeby podziwiać bogactwo ozdób i malowideł ściennych. Kopuła od środka przedstawiała scenę ukrzyżowania Jezusa. Nawet z tej odległości mogliśmy dostrzec wiele szczegółów. To wszystko w otoczeniu pozłacanych elementów wyglądało wręcz mistycznie.
– Chodźmy dalej. Niedługo zamykają, a ja nie pokazałem ci gwoździa programu.
– A tamtej posąg?
– To chciałem ci pokazać przy okazji.
Brwi Francuzki poszybowały do góry z zaskoczeniu. Posłała mi jeden z tych swoich subtelnych uśmiechów, a jej policzki pokrył delikatny rumieniec.
Wskazałem dłonią kierunek i skierowaliśmy się ku dość stromym i wąskim schodom. Amelia przyjrzała się krytycznie swoim butom, ale nie zrezygnowała ze wspinaczki. Ruszyła przodem, trzymając się kurczowo poręczy i zatrzymywała się tylko przy witrażowych, wysokich na dwa metry oknach, chłonąc Londyn z coraz to wyższej perspektywy.
Do naszego docelowego miejsca, według wszelkich informacji dostępnych w internecie, prowadziło dwieście pięćdziesiąt siedem schodów. Jednak byłem tak skupiony na kobiecie przede mną, że w którymś momencie zacząłem się modlić, aby na miejscu był jakiś drogowskaz.
Znak informacyjny z napisem „Galeria Szeptów" na szczęście znajdował się przy kilku ostatnich schodach. Gdy stanęliśmy na płaskiej, równej powierzchni daliśmy odpocząć naszym zmęczonym mięśniom i przez kilka chwil tylko staliśmy i podziwialiśmy błyszczące mozaiki i obrazy.
Galeria Szeptów rozciągała się wokół wnętrza kopuły i znana była ze swoich możliwości akustycznych. To właśnie po to przyprowadziłem tutaj Amelię. Może to czyniło ze mnie tchórza, ale nie potrafiłem wydobyć z siebie aż tyle odwagi, żeby powiedzieć jej prosto w twarz to, co czułem.
Przeszliśmy trzydzieści metrów i nagle się zatrzymałem, oglądając się za siebie, czy stoimy w odpowiednim miejscu.
– Co się dzieje?
– Stań tutaj – podsunąłem ją bliżej ściany. – I zaczekaj.
Odszedłem praktycznie pod samo wejście. Ustawiłem się, cały czas będąc pod czujnym okiem Francuzki. Nawet z tej odległości widziałem, jak przygryza wnętrze policzka w zamyśleniu. Zawsze tak robiła, gdy nie mogła przewidzieć, co zamierzałem zrobić.
– Ta galeria jest otoczona murowanymi, twardymi ścianami, które świetnie odbijają dźwięk. Szczególnie szept.
Widziałem, jak wzdrygnęła się, gdy usłyszała mój głos.
– Słyszę cię tak dobrze, jakbyś mówił mi wprost do ucha – wyszeptała z powrotem, a jej twarz rozjaśnił kolejny uśmiech. Nie mogłem go nie odwzajemnić.
– To dobrze, ponieważ muszę ci coś powiedzieć. – Oparłem się o zimną ścianę, szukając odpowiednich słów. Choć od rana w mojej głowie nie krążyło nic innego, jak przemowa powtarzana wyłącznie dla tej chwili.
Odchrząknąłem i jeszcze raz spojrzałem na Amelię. Stała dokładnie w tym samym miejscu i, mimo że przywdziana przez nią czerń kontrastowała z wszechobecnym złotem, wyglądała, jakby została stworzona do tego miejsca. Otoczona pięknem, sztuką i przepychem. Cierpliwie czekała, aż wykrztuszę to, co miałem do powiedzenia.
Wcześniejsza przemowa kotłowała się w moje głowie tak, że zlewała się w zlepek przypadkowych słów. Nie sądziłem, że to będzie aż tak stresujące.
– Na początku miałem cię za zimną, wyrachowaną i zarozumiałą kobietę. Teraz już wiem, że to tylko pozory. Miałem szczęście poznać cię taką, jaką naprawdę jesteś. Ja... Po prostu próbuję powiedzieć... – wdech, wydech, dasz radę – że się w tobie zakochałem.
Przez cały czas, gdy mówiłem, nie spuszczałem brunetki z oka. Właściwie, dopóki nie wypowiedziałem ostatnich pięciu słów, Francuzka nie reagowała. Dopiero kiedy padło wyznanie uczucia, którego istnienie uświadomiłem sobie zaledwie kilka dni temu, dostrzegłem ruch.
Amelia rozchyliła usta i przestąpiła z nogi na nogę. Był to pierwszy i jedyny objaw niepewności, jaki u niej dostrzegłem. Stałem w miejscu, zupełnie jakbym wrósł w posadzkę. Nie odważyłem się ruszyć, nie chcąc jej wystraszyć ani spłoszyć.
Każda sekunda oczekiwania na odpowiedź dłużyła się niemiłosiernie. Czułem, jak serce tłucze się po klatce piersiowej i im dłużej czekałem, tym bardziej byłem przekonany, że brunetka za chwilę zerwie się do biegu i ucieknie.
Francuzka rzeczywiście zerwała się do biegu. Stukot obcasów roznosił się echem po całej rotundzie. Jednak nie biegła do wyjścia. Biegła do mnie. Wpadła gwałtownie w moje ramiona, zarzucając mi ręce na szyję. W odpowiedzi przytuliłem ją, jeszcze bardziej zmniejszając odległość między nami. Po chwili odchyliła się do tyłu i spojrzała na mnie tymi swoimi brązowymi tęczówkami. Zbliżyłem się do ust Amelii tak, że miętowy oddech wdarł mi się aż do płuc.
Zerknąłem na jej usta i wróciłem spojrzeniem do oczu. Francuzka potraktowała to jako zaproszenie i zmiażdżyła moje wargi swoimi.
Pamiętając, gdzie jesteśmy i będąc w pełni świadomymi kręcących się w pobliżu innych turystów, nie pogłębiliśmy pocałunku. Zamiast tego zeszliśmy innymi schodami i opuściliśmy katedrę.
Brunetka kurczowo trzymała moją dłoń, gdy schodziliśmy na dół. Tym razem nie zatrzymywała się, aby podziwiać widoki. Gdy znaleźliśmy się na głównym poziomie zatrzymała się gwałtownie i obróciła w moją stronę. Przez moment tylko patrzyła mi w oczy.
Odgarnąłem pasmo włosów z jej twarzy i schowałem za ucho. Mógłbym tak patrzeć na nią do końca życia. Szczególnie gdy wydawała się taka szczęśliwa, jak teraz.
– Jedźmy do mnie – rozkazała Amelia, a ja nigdy nie ucieszyłem się z możliwości wykonania czyjegoś rozkazu tak, jak w tej chwili.
Podczas drogi powrotnej ciasno oplatała mój tors i położyła głowę na moich plecach. Gdy przyspieszyłem najpierw pisnęła, a potem się roześmiała. Zaraz jednak wróciłem do przepisowej prędkości. Nie wiedziałem, czy nowo nabyta odwaga Francuzki nie pryśnie pod wpływem szybkiej jazdy. Za każdym razem, gdy zatrzymywaliśmy się na światłach, gładziłem dłonią jej nogę, a ona w odpowiedzi przysuwała się bliżej. W którymś momencie, między nasze ciała nie dałoby się wsadzić nawet kartki papieru.
Wieczorny czerwcowy wiatr wkradał mi się pod ubranie, ale nie czułem zimna. Gęsią skórka była spowodowana bliskością Amelii, a nie chłodem.
Fun fact: Taka rzeźba naprawdę istnieje i to w tej katedrze. I jej autorem jest Henry Moore. Dowiedziałam się tego podczas researchu XDXD Wklejam wam jej zdjęcie :D
Zostaw coś po sobie i lecimy w staty:
8621 - ZZS
1270 - Wyrazów
4 - Strony A4
8 - Minut czytania według Wattpad.
Do zobaczenia w następnym rozdziale, bo tam czeka na was trochę BUZI BUZI deluxe :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro