Rozdział 31
Rozprawa rozwodowa odbyła się już w czwartek. Zaskakujące, jak wiele można było załatwić przy pomocy pieniędzy i chęci. A Philip miał oba te atrybuty. Kiedy już podpisał pozew, chciał skończyć to jak najszybciej, żeby zminimalizować ryzyko wycieku informacji.
Stałem pod gmachem sądu, trzymając Evę za rękę. Próbowałem jakkolwiek ją pocieszyć, bo od rana była niespokojna i cicha.
– Gdy wyjdę z tego budynku, moje małżeństwo się skończy – rzekła do mnie, wspinając się po schodach.
Nie miałem serca jej powiedzieć, że ten związek skończył się już dawno temu, dlatego milczałem. Wydawało mi się to najbezpieczniejszą opcją.
Philip dotarł pod salę dziesięć minut przed rozpoczęciem rozprawy. Skinął tylko głową na powitanie i usiadł na ławce. Kątem oka dojrzałem, jak matka rzuciła mu tęskne spojrzenie. Czy myślała teraz o tych wszystkich szczęśliwych chwilach, które wspólnie przeżyli, zanim ich małżeństwo stało się tylko formalnością?
Strażnik wywołał moich rodziców, a ja wszedłem zaraz za nimi i zająłem miejsce tuż za Evą. Dałem tym Philipowi wyraźny znak, po czyjej stronie stałem w tym sporze.
Rudowłosa sędzina weszła na salę i pozwoliła nam usiąść. Zapadła nieprzyjemna cisza. Wszyscy czekali, aż sędzia Narrow rozpocznie spotkanie. Powiedziała standardową przemowę informującą zebranych, w jakiej sprawie się tu przyszliśmy, po czym dodała:
– Widzę, że żadne z państwa nie zdecydowało się na prawnika. Czy w związku z tym można uznać, że rozwód odbędzie się za porozumieniem stron?
– Tak, wysoki sądzie – odpowiedzieli zgodnie, nawet na siebie nie patrząc.
Ojciec, jak zwykle, przybrał maskę prezesa, a matka... Ona miała sztywny wyraz twarzy. Zupełnie jakby cała ta sytuacja nie sprawiała jej przykrości. W końcu przez lata opanowała chowanie emocji do perfekcji.
– Dobrze. Zapoznałam się z dostarczoną przez państwa dokumentacją. Jednak przeczytam ją na głos, aby mieć pewność, że wszystko jest jasne, dobrze?
Eva i Philip kiwnęli głowami, a następnie wysłuchali, jak sędzia Narrow wyczytywała kolejno z listy wszystko, co miało należeć do matki.
– Czy wszystko się zgadza, pani Clark?
– Tak, wysoki sądzie.
– Panie Clark? – zwróciła się do ojca.
– Tak, wysoki sądzie.
Dwadzieścia minut później, po podpisaniu wszystkich dokumentów, zostaliśmy poinformowani, że wyrok stał się prawomocny oraz że wszelkie dokumenty zostaną do nich wysłane w ciągu dwóch tygodni.
Od tego momentu byłem już synem rozwodników.
W drodze powrotnej do Ritza, gdzie od kilku dni mieszkała moja matka, kobieta wyglądała na udręczoną.
– Hej, przecież tego właśnie chciałaś, prawda? – powiedziałem, rzucając spojrzenie w jej stronę.
Utknęliśmy w korku, więc mieliśmy kilkanaście minut na rozmowę.
– Tak, chciałam – odparła słabo. – Chyba po prostu spodziewałam się, że twój ojciec jakoś o nas zawalczy, a on... – urwała. – Nie ważne. To już i tak nic nie zmieni.
Czy to był dobry moment, aby wyznać, że szantażem zmusiłem ojca do podpisania pozwu? Zapewne tak. Czy go wykorzystałem? Oczywiście, że nie. Zamiast tego powiedziałem:
– To zrozumiałe, że ci przykro. Byliście ze sobą ponad trzydzieści lat. Ja nawet nie jestem w związku z Amelią, a...
– Masz kogoś? – Gwałtownie zwróciła głowę w moją stronę, a jej nastrój uległ wyraźnej poprawie.
– Tak jakby... Właściwie nie rozmawialiśmy o tym, kim dla siebie jesteśmy.
– O Boże! Theodorze, to cudownie! Znam ją?
– Amelia Moore. Z tych Moore’ów – wyjaśniłem.
– Och, ona jest przepiękna – zachwyciła się Eva.
– To prawda – przyznałem. – Jest też mądra i zarozumiała.
Matka zaśmiała się w głos, wytrącając mnie tym z równowagi.
– Och, jestem taka szczęśliwa. Mój synek się zakochał.
– Nie zako... – zacząłem, ale właśnie tak było. Już to wiedziałem i nie było sensu tego ukrywać. A na pewno nie przed kobietą, dla której miłość w związku była równie odległa co księżyc.
– Przynajmniej nie będziesz znów w samotności przeżywał urodzin Michaela – rzuciła.
Całkowicie zapomniałem, że w niedzielę obchodził urodziny. W ferworze zdobywania Amelii i planowania zemsty na ojcu zupełnie wypadło mi to z głowy. Czekałem na przygnębiające uczucie, które nachodziło mnie za każdym razem, gdy zbliżał się ten dzień, ale nic takiego się nie stało.
Odetchnąłem z ulgą. Francuzka zmieniała moje życie nawet na tej płaszczyźnie.
Matka uniosła brwi, widząc, że nie zamierzam zaprzeczać temu uczuciu.
– Nie ciesz się tak, bo botoks ci puści – rzuciłem żartobliwie, czym skutecznie rozluźniłem atmosferę w samochodzie.
Eva przez resztę drogi prowadziła istne przesłuchanie dotyczące relacji mojej z Francuzką. Zakończyła tyradę pytań postanowieniem, że musimy iść wspólnie na obiad. Po smutnej rozwódce nie został ślad.
♟️
W piątek poszedłem do biura tylko po to, aby nie nudzić się przed randką z Amelią. Pierwszą część planu odwetu na Philipie zakończyłem w tym tygodniu. Drugą odłożyłem na następny. Z ekscytacji ledwo potrafiłem usiedzieć w fotelu, więc wiedziałem, że planowanie czegokolwiek w emocjach nie było dobrym pomysłem.
Gdy wybiła siedemnasta, niemal wybiegłem z budynku, życząc Aleksandrze miłego weekendu. Kobieta była wyraźnie zaskoczona moim dobrym humorem, ale nie dbałem o to. Dziś nic nie było w stanie zepsuć dobrego nastroju, w jakim byłem. Nawet Philip, z którym utknąłem w windzie na kilka pięter.
Gdy dojechałem do siebie, została mi godzina na kąpiel i ubranie się. Wziąłem długi prysznic i z ręcznikiem na biodrach stanąłem w garderobie, wybierając strój na dzisiejszy wieczór. Postanowiłem dopasować się kolorystycznie do Amelii i wyjąłem czarny golf i plisowane spodnie w tym samym kolorze.
Francuzka coraz mniej bała się jeździć na motorze, dlatego naszym dzisiejszym środkiem transportu został właśnie jeden z nich. Idealna byłaby do tego Yamaha, ale ona już nie należała do mnie.
Nie zaprzątając sobie głowy maszyną, niegdyś należącą do mojego brata, wyjechałem z posesji i skierowałem się prosto do domu Amelii. Sądziłem, że mam ją odebrać z Moore Security, ale wysłała SMS-a, że poczeka u siebie.
Podjeżdżając pod białą posesję, zauważyłem, że stoi już na zewnątrz.
Ten widok zaparł mi dech w piersiach. Włożyła przylegającą sukienkę, czarną oczywiście i buty na grubym obcasie. Na wierzch miała zarzuconą skórzaną kurtkę. Zakręcone włosy opadały na plecy. Wyglądała jak żywcem wyjęta z mojego mokrego snu: seksowna, pewna siebie, władcza. Krwistoczerwona szminka tylko potęgowała ten efekt.
– Wyglądasz niesamowicie – skomplementowałem brunetkę.
Podałem jej kask i pomogłem go zapiąć. Stałem w tym samym miejscu, jak wtedy, gdy robiłem to pierwszy raz i uczucie mrowienia spowodowane przez dotyk miękkiej skóry, było dokładnie tak samo obezwładniające.
– Ty również wyglądasz przystojnie – odpłaciła mi komplementem.
Przez całą drogę hamowałem się, żeby znów nie wyliczać wszystkiego, co zobaczę, gdy ręce Amelii miałem zaplecione wokół talii. Zaparkowałem w pierwszym dostępnym miejscu i chwyciłem Francuzkę za dłoń.
– Czy ty zabrałeś mnie do kościoła?
– To katedra – poprawiłem ją. – Jest tu pewne świetne miejsce, które muszę ci pokazać.
Nie mogę się doczekać waszej reakcji na niespodziankę, którą przygotował Tedi Daddy XDXD Ale musimy z tym zaczekać do wtorku.
Zostaw coś po sobie, to zawsze poprawia mi nastrój, a teraz staty:
6938 – ZZS
1040 – Wyrazów
3 – Strony A4
6 – Minut czytania wg watt
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro