Rozdział 24
Resztę tygodnia podróżowałem między swoim domem, gabinetem, a biurem notariusza, którego poleciła mi Amelia. Calvin Reid był wysokim, szpakowatym mężczyzną w średnim wieku. Miał na sobie grafitowy, dobrze skrojony garnitur i śnieżnobiałą koszulę. Tak jak mówiła Francuzka, notariusz powiedział dokładnie, co mam zrobić i jakie dokumenty skompletować. Najbardziej jednak mnie zszokowało, że na powitanie podsunął klauzulę poufności.
– Nie jest pan pierwszym klientem ceniącym dyskrecję – wyjaśnił, gdy czytałem dokument.
Aby jak najszybciej zebrać wszystko, czego potrzebowałem, spędzałem w biurze tak wiele godzin, że Aleksandra zaczynała się niepokoić. Odszukałem wszystkie umowy, na których widniały dane Evy: te z zarządu, w którym zasiadała; jak i te dotyczące wszelakich posiadłości. Przepisałem na nią nawet sporą część udziałów, które otrzymałem po śmierci Michaela. To musiało wystarczyć, aby zapewnić jej godną przyszłość.
Calvin obejrzał dokumenty swoim fachowym okiem, zrobił kopię każdego z nich i obiecał skontaktować się, gdy będzie miał gotowy akt notarialny. Zadzwonił kilka dni później, w piątek. Wtedy przestałem się dziwić, dlaczego ma tak wielkie stawki. W świecie notariuszy Calvin był petardą.
Eva nie wiedziała o mojej małej, podziemnej akcji, więc zaprosiłem ją na lunch, żeby wszystko opowiedzieć, a potem osobiście zabrać ją do pana Reida.
Knajpa, w której się umówiliśmy wyglądała, jakby współczesność nigdy do niej nie zawitała. Wszystko było w odcieniach pastelowego różu i błękitu, gdzieniegdzie przełamane bielą. Gdyby kelnerki jeździły na wrotkach, czułbym się jak na planie filmu z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Matka wysiadła z czarnej limuzyny, jak zwykle przyodziana w futro, mimo że na zewnątrz było na nie zdecydowanie za ciepło. W stroju, który niewątpliwie miał podkreślać, że pochodzi z wyższych sfer, wyglądała absurdalnie na tle cukierkowo wystrojonej jadłodajni. Szybko odszukała mnie wzrokiem i usiadła naprzeciw.
– Odwiedziny i lunch w jednym tygodniu? Zaczynam się niepokoić – zaczęła, a na jej ustach błąkał się uśmiech.
– Chciałem z tobą porozmawiać.
Wyciągnąłem dość opasłą teczkę. Okazało się, że Eva przez lata znalazła się w treści dość wielu dokumentów. Kobieta sięgnęła przez stół i przekartkowała zawartość.
– Po co ci te dokumenty? – zaniepokoiła się.
– To wszystkie umowy, na których kiedykolwiek się znalazłaś.
– Wiem, co to jest, Theodorze. Potrafię czytać. Pytam, po co ci one?
– Powiedzmy, że podjąłem pewne czynności prewencyjne, zanim oznajmisz Philipowi swoje zamiary.
– Naprawdę sądzisz, że twój ojciec zostawiłby mnie z niczym? – zapytała, a w jej głosie dało się usłyszeć nutę niedowierzania.
– Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie lepiej niż ja. W końcu znasz go dłużej. – Przerwaliśmy rozmowę, aby kelnerka mogła zebrać zamówienie. – Posłuchaj... Oboje wiemy, że on niczego tak sobie nie ceni, jak tej firmy i opinii publicznej. A rozwód... – westchnąłem. – Rozwód uderzy go w dumę.
Moja rodzicielka spuściła wzrok na stół i przygryzła wargę. Odchyliłem się na siedzeniu, aby dać kobiecie trochę przestrzeni. Czułem, że tego potrzebowała.
– Co teraz? – przerwała ciszę.
– Jeśli pozwolisz, zabiorę cię do biura notarialnego i podpiszesz kilka dokumentów. Potem możesz powiedzieć Philipowi, że go zostawiasz, a jego prawnicy będą mogli ci naskoczyć.
– Theodorze! – zbeształa mnie.
– Przepraszam. Jego prawnicy nic ci nie zrobią – sparafrazowałem własne słowa. – Lepiej?
Uśmiechnęła się blado w odpowiedzi, a ja to odwzajemniłem.
Po zjedzonym posiłku Eva odwołała kierowcę i wsiadła do mojego Jaguara. Przez całą drogę stukała paznokciami w teczkę, co odbierałem jako objaw zdenerwowania. W końcu coś robiła. Po tylu latach życia w złotej klatce znalazła odwagę, żeby sięgnąć po klucz. Tym dla niej była nasza podróż do Calvina Reida. Kluczem do wolności.
Notariusz z całym swoim profesjonalizmem, odpowiadał mojej matce na pytania, wyjaśniał każdy paragraf i podpunkt, aż był pewien, że Eva wiedziała, co podpisuje. Dopiero ostatnie kilka stron wytrąciło ją z rozmowy z Reidem. Wtedy zwróciła się do mnie:
– Co to jest? – Wskazała na dół strony, którą trzymała.
– Twoje udziały w Clark Company – wyjaśniłem.
– Ale tu jest błąd. Mam dziesięć procent udziałów, nie dwadzieścia.
– Poprawka, miałaś dziesięć. Teraz masz dwadzieścia. Oddałem ci część udziałów Michaela. W ten sposób on też może brać w tym udział.
Eva posmutniała na wzmiankę o moim bracie. Wydawało mi się, że ociera łzę, ale zaraz szybko się wyprostowała i wróciła do rozmowy z notariuszem. Po godzinie, wszystkie dokumenty zostały podpisane, a ja dopłaciłem Calvinowi, żeby sporządził jeszcze jeden egzemplarz dla mnie. Musiałem mieć pewność, że nic nie zaginie.
Sekretarka Reida zrobiła nam kawę, gdy on przygotowywał duplikaty. Przez moją zachciankę, musiał odwołać jedno spotkanie, więc wystukałem wiadomość do Aleksandry, żeby kupiła butelkę dobrego wina i zostawiła je w moim biurze. Miałem zamiar dostarczyć mu je osobiście.
Po wszystkim Eva poprosiła mnie, żebym przechował dla niej wszystkie dokumenty i zażyczyła sobie, bym odwiózł ją do domu. Cieszyłem się, że ten tydzień już dobiega końca. Dziś wieczorem miałem w końcu zobaczyć się z Amelią.
Od naszego ostatniego spotkania, rozmawialiśmy przez telefon każdego wieczoru. Raz rozmawialiśmy na tyle długo, że kobieta zasnęła w trakcie. Nie rozłączyłem się. Słuchałem jej miarowego oddechu i zasnąłem. Rano przywitał mnie SMS od niej o treści „chrapiesz". Uśmiechałem się do niego jak głupi.
Dziś wieczór miał być wyjątkowy. Zaprosiłem Amelię na randkę, a ona się zgodziła. Potrzebowałem kwiatów, odpowiedniego miejsca, dobrego jedzenia, a przede wszystkim prysznica. Tak, to zdecydowanie znajdowało się na szczycie moich rzeczy do zrobienia.
Myślę, że Theo ma więcej uczuć do matki, niż jest skłonny przyznać, patrząc na to, ile robi, aby Eva była zabezpieczona po rozwodzie. Moment, w którym włączył w to wszystko Michaela każdorazowo mnie wzrusza...
Zostaw coś po sobie, jeśli rozdział przypadł ci do gustu i lecimy w statystyki :D
5709 - ZZS
834 - Wyrazów
3 (niecałe) - Strony A4
5 - Minut czytania według platformy Wattpad
Do zobaczenia w następnym rozdziale :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro