PROLOG
– Nosz kurwa mać! – przekląłem i odwiesiłem koszulę.
Opuściłem garderobę i skierowałem się do źródła irytującego dźwięku.
Na świecie było kilka osób, które posiadały ten numer telefonu. Jeszcze mniej używało go do czegoś innego niż SMS-y, ale tylko jedna z nich potrafiła wydzwaniać raz za razem, dopóki nie odbiorę. Tą osobą była moja matka – Eva Clark.
– Tak, Evo – odebrałem.
– Słowo daję, twoje pokolenie nie odkleja się od telefonu, ale kiedy ktoś dzwoni, nie odbieracie – narzekała, puszczając mimo uszu to, że znów zwróciłem się do niej po imieniu.
– Odebrałem. Do rzeczy – pospieszyłem ją.
Sapnęła niezadowolona i mógłbym przysiąc, że przewróciła oczami.
– Przypominam ci o jutrzejszej imprezie, na której masz towarzyszyć mi i ojcu.
– Pamiętam – odparłem krótko. – W tym tygodniu mówisz mi o niej tylko setny raz.
– Wolę być pewna. Theodorze? – zwróciła się do mnie pełnym imieniem, którego nie znosiłem. – Proszę, zachowuj się. To dla nas bardzo ważne.
Wróciłem do garderoby i ustawiłem telefon na tryb głośnomówiący.
– Z jakiej okazji ta impreza? – zapytałem.
– Urodziny Vivian Moore.
– Czyje? – zdziwiłem się. Nie poznałem ostatnio nikogo ważnego o tym imieniu.
– Vivian Moore. Jest córką Henry'ego Moore'a. Ojciec od dawna chce podpisać kontrakt z firmą Moore Security – wyjaśniła mi matka.
– Czyli będziecie załatwiać interesy na urodzinach jego córki? Szlachetnie – skomentowałem. – A już myślałem, że przejęliście się solenizantką.
– Przecież kupiliśmy stosowny prezent – wytłumaczyła się moja rodzicielka.
– Jeśli jest córką Moore'a, drogie prezenty, to ostatnie czego jej brakuje.
Nie chcąc dłużej ciągnąć tej bezsensownej konwersacji, ponownie obiecałem, że zjawię się punktualnie w umówionym miejscu i pożegnałem się z matką.
Znajomy warkot silnika popchnął mnie ku drzwiom. Otworzyłem je, zanim kierowca zdążył podejść do drzwi.
– Stary, ty masz jakiś szósty zmysł – przywitał się mój przyjaciel. Zdjął kask i bez zbędnych słów wślizgnął się do środka. – Jaki plan na dziś? – zapytał, wyciągając nogi na mojej skórzanej sofie.
– Muszę się zabawić. Jutro będę grać rolę przykładnego syna – powiedziałem i zepchnąłem jego buciory z nowiutkiego obicia.
– Też idziesz na bibkę Moore'ów? – zaciekawił się.
– Nie mam wyjścia. A ty?
– Podobno ich najstarsza córka to niezła sztuka. Pociągnąłem za kilka sznurków i się wkręciłem. – Błysnął śnieżnobiałymi zębami.
Ostatni raz poprawiłem włosy w lustrze, sięgnąłem po swój kask i wszedłem bocznymi drzwiami do garażu. Rozejrzałem się po kolekcji aut i motocykli ustawionych w rzędzie na całej długości ściany, po czym zdjąłem z haczyka kluczyki do czarnej Yamahy R1.
Tak, niezła sztuka to dokładnie to, czego dziś potrzebowałem.
♟️
– Możesz mi wyjaśnić, dlaczego wybrałeś ten pub? – Frank obrzucił wnętrze krytycznym spojrzeniem.
Southwark pub, znajdujący się w dzielnicy o tej samej nazwie, z zewnątrz nie wyglądał zachęcająco. W środku było jednak dużo gorzej. Wiszące żarówki ledwo oświetlały przestrzeń, próbując przebić się przez chmurę dymu papierosowego, który unosił się nad gośćmi niczym mgła.
– Tutaj nie dorwą nas dziennikarze – wyjaśniłem.
– Bo się boją – stwierdził przyjaciel, będąc o krok za mną.
– Nie bądź cykor – wytknąłem mu. – Napijmy się i poszukajmy sobie koleżanek na noc.
– Prowadzimy – zaznaczył Frank.
– Myślę, że mają tu coś bezalkoholowego.
Rozejrzałem się po gościach, szukając kogokolwiek, kto przykułby moją uwagę. Mój wzrok zatrzymał się na siedzącej przy barze brunetce. Siedziała wyprostowana, wpatrzona w butelki z alkoholem. Wyglądała jakby na kogoś czekała, ale ani razu nie spojrzała na drzwi czy zegarek. Frank podążył za mną spojrzeniem i klepnął mnie w plecy.
– Pójdę coś zamówić. – Nie odpowiedziałem mu. Już byłem w drodze do nieznajomej.
Nawet nie zauważyła, kiedy zająłem stołek obok niej. Poświęciłem kilka sekund, by przyjrzeć się profilowi: zadarty nos, długie rzęsy i wydatne usta. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, by zacząć rozmowę, rzekła:
– Nie jestem zainteresowana. – Miała melodyjny głos, pełen pewności siebie, niemniej jednak obojętny w stosunku do mnie.
– Czekasz na kogoś? – zapytałem, nie dając się spławić tak szybko.
Jednego, czego nauczyłem się o kobietach, to tego, że lubiły pewność siebie. Nawet tą zakrawającą na arogancję.
– Muszę mieć powód, by nie być zainteresowana?
– Nawet na mnie nie spojrzałaś – zauważyłem.
Uniosła kąciki ust.
– Nie zamierzam się z tobą przespać.
– Skąd pomysł, że po to przyszedłem?
Co prawda taki był mój cel, ale nie musiała tego wiedzieć.
– Ty i twój kolega rozdzieliliście się przy wejściu. Nikt nie przychodzi do baru z towarzystwem, po to, by siedzieć na osobnych miejscach. Szukasz czegoś, a on jest twoim skrzydłowym – powiedziała, bezbłędnie odgadując naszą taktykę. – Nie jestem zainteresowana – powtórzyła.
Coś za moimi plecami przykuło uwagę kobiety na tyle, że zeszła ze swojego miejsca i minęła mnie bez pożegnania. Obróciłem się, chcąc odkryć, do kogo zmierzała. Stanęła przed mężczyzną w koszulce z logo pubu. Wyglądał na co najmniej dwa razy starszego od niej, a mimo to z postawy ciała wywnioskowałem, że zwraca się do niej z szacunkiem. Cokolwiek mu odpowiedziała – uśmiechnął się. Uścisnęli sobie dłonie i mężczyzna zniknął tylnymi drzwiami.
– Czyli jesteś tu w interesach? – zgadywałem, stanąwszy za jej plecami.
Zwróciłem uwagę, że czubek jej głowy sięgał mi do obojczyków. Obróciła się zirytowana i wbiła we mnie najpiękniejsze oczy, jakie widziałem.
– Posłuchaj, mam dziś dobry dzień, więc przyjmij moją radę. Nie pasujesz tu. To miejsce nie jest... – otaksowała mnie wzrokiem – tak luksusowe, do jakich przywykłeś. Zabierz kumpla i zniknijcie stąd, zanim was okradną. A jeśli chcesz kogoś zaliczyć, to pod ścianą są stoły bilardowe. Wygraj rundkę z gościem w bandanie na głowie, a chętna sama się znajdzie. – Wskazała palcem miejsce za mną.
Nie wiedziałem, dlaczego obróciłem głowę. Nie chciałem innej. Chciałem tej, która mi odmówiła. Gdy znów wróciłem do niej spojrzeniem – dziewczyna zniknęła. Przelotnie poszukałem wśród innych, ciemnobrązowej czupryny, ale bezskutecznie. Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu. Poczułem rękę na ramieniu i do moich uszu dotarł dźwięk śmiechu.
– Nie wierzę. Wielki Theodor Clark został spławiony przez dziewczynę z zatęchłego baru. – Śmiał się. – Chłopaki mi nie uwierzą. Żałuję, że tego nie nagrałem.
– Stul pysk – odgryzłem się i wyszedłem na zewnątrz.
Kątem oka dostrzegłem znajomą sylwetkę wsiadającą do taksówki. Nasze oczy skrzyżowały się na moment. Tajemnicza dziewczyna posłała mi rozbawione spojrzenie. Zamknęła drzwi i chwilę później, samochód odjechał.
– Jedziesz za nią? – zapytał Frank, coraz bardziej zachwycony moją sytuacją. – W końcu ktoś ci odmówił Theo. Nie sądziłem, że dożyję takiej chwili.
– Nie odmówiłaby, gdyby dała mi więcej czasu – rzuciłem poirytowany.
– Chcesz się założyć?
– Nie ma jej. Niby jak chcesz to zrobić, skoro jej już nie ma. – Wskazałem ręką miejsce, gdzie przed chwilą stała taksówka.
– Nazywasz się Clark. Chyba mi nie powiesz, że odnalezienie jednej dziewczyny w Londynie stanowi dla ciebie problem?
Moja rodzina była znana każdemu, kto liczył się w tym kraju. Niejednokrotnie wykorzystywałem tę władzę dla własnych celów.
– O co się zakładamy? Że uda mi się ją zaprosić na randkę? – Blondyn pokiwał głową w rozbawieniu.
– To by było zbyt proste. Musi wyznać ci miłość.
– Nie bawię się w związki – zaznaczyłem.
– Nie bądź cykor – zacytował mnie. – Boisz się, że przegrasz?
– A co, jeśli wygram?
– Jeśli wygrasz, oddam ci swoją dziecinę. – Wskazał na czarno-zielony motocykl. – Od zawsze jej chciałeś.
To prawda. Był z limitowanej edycji, z unikatowymi przeróbkami.
– A co, jeśli ty wygrasz? – Zwróciłem się ku niemu. Nie miałem zbyt wielu rzeczy, których Frank mógłby chcieć, poza...
– To. – Stanął przy czarnej R1.
Nie chodziło o fakt, że Frank nie mógł mieć takiej. Jego rodzice mieli forsy jak lodu i na skinienie palca mógłby mieć taką samą Yamahę. Mój przyjaciel po prostu doskonale wiedział, ile znaczy dla mnie ten motocykl. Pewny wygranej wyciągnąłem rękę w jego stronę.
– Umowa stoi. – Przypieczętowaliśmy ją uściskiem dłoni.
– Będę łaskawy. Miesiąc zaczyna się od jutra. Trzymaj się, stary.
Dwie minuty później stałem samotnie przed wejściem do pubu. Ze środka wyszła blondynka w obcisłych jeansach i koszulce do pępka. Uśmiechnęła się do mnie kokieteryjnie i ruszyła w moją stronę.
– Nie jestem zainteresowany. – Założyłem kask i zostawiłem kobietę w tumanie kurzu.
NO TO MAMY PROLOG!!!
Jak wrażenia?
Lubimy Theo, czy jeszcze nie?
A teraz dla fanów cyferek i statystyk... Prolog w cyferkach :)
(Tak, ciebie mam na myśli @Bookowa)
8368 - ZZS
1243 - wyrazów
4 - Strony formatu A4
7 - tyle minut wg Wattpada czyta się prolog :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro