Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

—  Miriam Salivan. — odpowiedziałam starając się naśladować jego nonszalacki ton. — ale to już wiesz.

— Teraz już tak. — odparł obojętnie. Później nastała, wręcz namacalna, cisza podczas której jedynie wpatrywaliśmy w siebie wzajemnie. Jego oczy koloru wzburzonego morza niemal przeszywały mnie na wskroś. Czułam jak się rumienię mimo, że starałam się z całych sił utrzymać emocje na wodzy. — No dobra nic tu po mnie. — wstał i wyszedł nie mówiąc nic więcej.

Dopiero gdy usłyszałam odgłos zamykanych drzwi wejściowych odważyłam się spojrzeć w tamtym kierunku. Zaskoczył mnie zostawiając mnie w spokoju, sądziłam raczej że będzie chciał dalej pogrążać mnie w nieśmiałości. Siedziałam tak dopóki nie przyszła ciocia z wiadomością, że spotkała Louisa, który zaproponował, że mnie oprowadzi po miasteczku.

— I co zgadzasz się? Mam numer do pana Towela, powiennien już u niego być. — usiadła w miejscu gdzie wcześniej siedział Louis.

— Ciociu, naprawdę nie trzeba.

— Raczej tak, bo za kilka dni zaczyna się nowy tydzień a ty. — wskazała na mnie. — idziesz do szkoły i będziesz potrzebowała przyjaciół lub przynajmniej znajomych. Tym bardziej, że za miesiąc jest jesienny bal. 

Przez następną godzinę słuchałam opowieści jak zapisywała mnie do szkoły. Przedstawiała mi nierealny świat, w którym będę otoczona przyjaciółmi i nie będę miała czasu na wspominane przeszłości.

***

Wreszcie, a raczej niestety, nadszedł dzień, w którym znowu stoję na środku szkolnego korytarzu. Stałam pod ścianą szukając odpowiedniej sali ponad głowami uczniów. Papier w moich rękach niemal się rozsypywał od ciągłego miętoszenia. Przygryzłam wargę zastanawiając się czy spotkam Louisa. Ciocia dzięki moim błaganiom, na szczęście, do niego nie zadzwoniła w sprawie miasteczka. Nie chciałam stać się tą nową ale teraz zaciskając palce na plecaku czułam ich ciekawskie spojrzenia i szepty. Ruszyłam przed siebie wierząc, że idę w dobrym kierunku przez zatłoczony korytarz. Wzrok skupiłam na czubkach swoich trampek i wmawianiu sobie, że przesadzam.

— Miriam! — usłyszałam swoje imię i niemal podskoczyłam przerażona. Obróciłam się,  zobaczyłam jak tłum rozstępuje się przed Louisem, jak przed Bogiem. Zmierzał w moim kierunku sprawiając, że tylko dzięki wrośniętym w podłogę nogach nie uciekłam jeszcze do lasu. — Jednak przyszłaś. — powiedział szczerząc się od ucha do ucha. — Ciotka mówiła ci o mojej propozycji?

— Skąd wiedziałeś, że w ogóle tu przyjdę? — spytałam zaskoczona.

— Nie zdradzę informatora, z kim masz kolejną lekcję? — powiedział, patrząc na mój plan. — Matmę.  Zaprowadzę cię.

— Nie, nie trzeba. — odwzjemniłam uśmiech i zaczęłam się wycofywać aż zderzyłam się z kimś za sobą.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro