1
- Czego?! - Warknąłem na nauczycielkę matematyki. Wszyscy zamilkli w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Uniosłem brew i uśmiechnąłem się szyderczo. Pani Gerris dobrze wiedziała, czym kończy się pytanie mnie na lekcjach. Niczym dobrym i ona o tym wiedziała.
- Torret, czy wiesz może, jakie jest rozwiązanie? - Mimo wszystko wskazała na gryzmoły na tablicy. Bladego pojęcia nie miałem, o co w tym chodziło, więc wzruszyłem ramionami i wróciłem przeglądać internet na telefonie, posyłając jej uprzednio nieprzyjemne spojrzenie. Ona niczym niewzruszona dalej prowadziła swoje nudne lekcje, jakby nic się nie stało. Reszta dnia w szkole przeszła tak jak zwykle. Przechodziłem przez korytarze, budząc w innych zazdrość i strach . Nikt mi nie podskoczy. Byłem niepisanym królem tego zadupia, w którym mieszkałem i najchętniej wyniósłbym się stąd w diabły.
- Idziesz dzisiaj do Carla? - Spytał, witając się Chris, mój jedyny prawdziwy kumpel. Przybiliśmy sobie piątkę i ruszyliśmy spod placu do domu. Ostatnio nudno było w Carl's Pub, może dlatego, że bywali tam sami ci sami idioci. A atmosfera schodziła na psy, nie mówiąc już o staruszkach którzy już dawno powinni być w grobie.
- Wątpię.
- Nie żartuj, wiesz, że ta nora ma nowego mieszkańca? Ojciec na ostatnim dyżurze spotkał się z nią i uważa, że to przemiła osóbka. Podobno jest krewną pani Crispy i przyjechała na wakacje.
- Kto tutaj przyjeżdża na wakacje i to w środku roku szkolnego?
- Nie wiem, musi być nienormalna. Tutaj aż się od takich roi, wierz mi, nie mogę się doczekać aż się stąd wyrwę.
- Ja też, wracamy przez las?
- Jasne.
Założyłem słuchawki i wyłączyłem z otoczenia. Po chwili krzyknął Chris, więc wyciszyłem głos i spojrzałem na niego spode łba. Nienawidziłam, jak ktoś mi przerywa, zawsze w takich chwilach miałem ochotę przywalić tej osobie, nawet jeśli był nią mój kumpel.
- Co się stało? - wysyczałem w momencie, gdy zaczynał się mój ulubiony kawałek.
- Spójrz - odpowiedział, tym razem szeptem ignorując mój przytyk. Zerknąłem w miejsce, gdzie wskazywał i zamarłem. Nad brzegiem rzeki nie daleko nas siedziała dziewczyna o rozmarzonym wyrazie twarzy, która wpatrywała się w przestrzeń przed nią. Jako 100% facet nie mogłem nie spojrzeć na ciało pod pewnym kątem. Była szczupła z miejscami odpowiednio zaokrąglonymi. No, z taką dziewczyną chętnie spędziłbym noc. Sprawdził bym, czy te usta są naprawdę takie miękkie, czy to tylko złudzenie. Zaciekawiła mnie, to musiała być ta nowa. Znam wszystkich mieszkańców, a poza tym pasuje do opisu Chrisa. Chciałem ją poznać. Gestem nakazałem chłopakowi, by był cicho a sam skradałem się do niej. W tym świetle wydawała się taka krucha i niewinna, że aż grzech ją skrzywdzić. Dopiero z tej odległości zauważyłem, że ma słuchawki. Odetchnąłem, ale przez to rozluźnienie przypadkiem nastąpiłem na suchą gałązkę, to wystarczyłoby się spięła i spojrzała za siebie. Otworzyła szeroko oczy na mój widok, w jednej chwili wstała spłoszona i gotowa do ucieczki. Szybko złapałem ją za rękę.
- Gdzie się tak śpieszysz, piękna? - zlustrowała i spojrzała na mnie z niesmakiem oraz ostrożnością.
- Nie twój interes. - z jej twarzy zniknęła dawne skupienie i zastąpiła ją udawana hardość.
- A może powiesz mi, jak masz na imię? Możemy tak stać, a ja mam czas w przeciwieństwie do ciebie. - powiedziałem, dając jej do zrozumienia, że bez tego jej nie puszczę. Naprawdę zależało mi na tej wiadomości. Była nowością, którą chciałem zasmakować.
- Miriam. - odparła cicho, puściłem ją, a dziewczyna pobiegła ani razu nie obejrzawszy się za siebie.
- Do zobaczenia Miriam!- krzyknąłem za nią. Uśmiechnąłem się i wróciłem na ścieżkę. Byłem pewien, że jeszcze się spotkamy i to niedługo.
To opko jest zamiast "Po prostu ty" .
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro