list ósmy do ludzi
ciągle za mało było im
kiedy słyszeli bólu krzyk
Pocałowałem kogoś, kogo kocham.
To nie był jeden z tych pięknych, filmowych pocałunków, do których melodii gwiazdy zdają się tańczyć, wokół wirują liście, a księżyc, fotograf, oświetla je całym swoim blaskiem, jakby widział jedyną szczęśliwą chwilę godną uwiecznienia; nie był to też ten krótki, niechciany, odepchnięty i zmazany z ust, zostawiający człowieka przygniecionego własnymi emocjami z pustką w rozdartym, spragnionym bliskości sercu.
Był dokładnie taki, jaki nie chcieliście, by był; chłodny, lecz prawdziwy, zrodzony z uczuć, nie z potrzeby.
I przerwany przez Was.
Szukaliśmy schronienia, podobnie jak rok temu – niby przed śnieżną burzą, a może przed wyśmianiem i niezrozumieniem? Przed Wami?
Cóż, w obu przypadkach: nie udało się.
Może byliśmy głupi, myśląc, że uciekniemy od krzyków i dokuczliwego zimna świszczącego w uszach.
Może powinniśmy wrócić, poczekać w suchym milczeniu i prosić o wybaczenie, bo miłość jest zła.
Ale nie wróciliśmy.
W̶i̶ę̶c̶ ̶t̶e̶r̶a̶z̶ ̶p̶o̶c̶a̶ł̶u̶j̶c̶i̶e̶ ̶n̶a̶s̶ ̶w̶s̶z̶y̶s̶c̶y̶ ̶w̶ ̶d̶
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro