Rozdział 15
Przez ciemny korytarz żwawym krokiem szła męska postać. Była ona dosyć wysoka. W blasku kaganka jej twarz zdawała się o wiele starsza, niż w rzeczywistości. Wyglądała, jakby liczyła conajmniej dwadzieścia parę lat, a prawdą było to, że jej właściciel ledwie skończył siedemnaście.
Tak więc chłopak szedł pewnym krokiem, nucąc pod nosem sobie tylko znaną melodię, po wychodzonym wieloma stopami, długim dywanie. Korytarz, którym podążał, prowadził do gabinetu obecnego oberjarla Skandii, Alfa.
***
Przy długim stole siedziało sześciu Skandian. Każdy z nich należał do Rady, stowarzyszenia, z którym obecny oberjarl podejmował państwowe decyzje. Rada była jego prawą ręką, jednak w każdej sprawie ostatnie zdanie należało do władcy.
A teraz ten władca spóźniał się na umówione spotkanie.
- No i gdzie jest Alf? - spytał się Egil, gbur jakich mało, prawie zawsze przeciw jakiemukolwiek pomysłowi. Pożytek był z niego taki, że grał adwokata diabła i dzięki temu można było dociec minusów każdej ze stron. - Mówiłeś, że posłałeś po niego Noaha, Enoku.
Enok, jasnowłosy wojownik z zadbanymi, eleganckimi wąsami, które były wprost przeciwieństwem jego brody, zerknął na Egila z nad kufla piwa. Przełknął i powiedział:
- Ano, posłałem dzieciaka. Ale może ktoś go zatrzymał po drodze. Ostatnio każda para rąk jest potrzebna do pomocy. - Wzruszył ramionami i pociągnął z kufla
- Gdyby ktoś go zatrzymał, to powinien powiedzieć, że ma wiadomość dla oberjarla, to by go wnet puszczono - rzekł Egil. - Moim zdaniem, jest to wina Alfa i jego wiecznego roztrzepania.
- Być może - odparł Enok.
Wojownik zwykle tak pełen mocy i wojowniczości, teraz był jakby zmęczony i chyba jedyne czego pragnął, znajdowało się w tej chwili przed nim, na stole.
Leif, długowłosy kartograf, cichy jak mysz i tajemniczy jak noc, wstał z krzesła.
- Pójdę po niego - poświęcił się.
- Nie, piwo mi się skończyło - rzekł Enok, wskazując na pusty kufel. - Więc to ja pójdę.
Nagle jakby znowu odzyskał siły i rześkim krokiem wyszedł z sali.
Viggo, jeden z nielicznych Skandian wolących wojować mieczem niźli toporem, ściskając dłońmi, niczym metalową obręczą, głowę i opierając łokcie na stole, spojrzał uważnie na Leifa.
- Leif, nic ci nie jest? - Wskazał na rękaw koszuli kartografa, na której czerwieniły się szkarłatne plamy świeżej krwi.
Zapytany machnął tylko ręką.
- Krew mi skapnęła z nosa, nic takiego - odparł i usiadł z powrotem przy stole.
- Prędzej bym się ciebie pytał, czy nic się nie stało - powiedział Tore, potężny wojownik i równie potężny strateg. - Przez cały czas trzymasz się za głowę i wyglądasz naprawdę blado.
Viggo zacisnął usta.
- Nie, to nic takiego. Zaraz minie, jak się napiję.
Podszedł do beczki, stojącej w kącie sali, zgarnął kufel z półki i nalał do niego złotego trunku.
Nagle rozległy się przytłumione prędkie kroki. Drzwi do sali otworzyły się gwałtownie, prawie wyskakując z zawiasów, ukazując Enoka całego czerwonego na twarzy.
- Alf nie żyje! - wykrzyknął.
Viggo, który właśnie miał upić łyk piwa, wylał je na siebie.
Arvid, najstarszy z tu obecnych, podszedł szybkim krokiem do Enoka, był blady na twarzy, nic dziwnego, oberjarl był jego przyjacielem, z którym przeżył naprawdę wiele.
- Jak to możliwe?
- Wszedłem do gabinetu, a on tam siedział ze strzałą w piersi. Już był martwy - odpowiedział Enok, po jego twarzy było widać, że jest w szoku.
Egil zwęcił oczy w dwie cieniutkie szparki.
- Ze strzałą w piersi? - Podniósł się z siedzenia. - Czyżby Aralueńczycy nas zdradzili?
- Muszę to zobaczyć - rzekł Arvid i już szedł korytarzem. - Wszyscy musimy.
Piątka mężczyzn ruszyła za najstarszym członkiem rady. Pierwszy szedł Tore z zachmurzonym czołem, na końcu zaś włóczył się Leif z miną niezdradzającą żadnych uczuć.
Gdy doszli na miejsce, Arvid otworzył drzwi do gabinetu oberjarla.
Alf siedział w fotelu z głową na ramieniu. Można by było podejrzewać, że śpi, gdyby nie oczy rozwarte w zastygłym wyrazie zaskoczenia i ponuro tkwiąca w ciele brzechwa strzały.
Arvid podszedł powoli do zwłok.
W blasku rozchodzącym się od świec i ognia w kominku skóra zmarłego wydawała się naturalnego koloru, ale można było być pewnym, że jeśli padłoby na nią światło dzienne, ukazałaby się powleczona śmiertelną bladością.
Arvid oparł się ciężko o biurko. Jego oczy się zaszkliły.
- Przynajmniej zginął z bronią w ręku - powiedział zduszonym głosem.
Rzeczywiście, dłoń zmarłego spoczywała na rękojeści topora, który leżał mu na kolanach.
- Ale mógł w ogóle nie ginąć! - wykrzyknął Enok. - To musieli być ci przeklęci Aralueńczycy. Tylko oni używają łuków!
- Ale z tak bliskiego dystansu nie opłacałoby im się strzelać - powiedział Viggo, skrzywił się i zaczął masować skronie.
- Mogliby strzelać z korytarza, przy otwartych drzwiach - zaoponował Enok, ale Arvid już zaczął kręcić głową. - To muszą być ci Aralueńczycy!
- Nie wysuwaj tak prędkich wniosków - rzekł Arvid. - To mogła być strzała z kuszy.
- Nie, to nie mogła... - sprzeciwił się Enok. - Chyba mogła...
- Ta strzała pochodzi na pewno od łuku - powiedział Egil, przyglądając się pociskowi. - Więc mamy prawo podejrzewać łuczników.
- Tak samo, jak siebie nawzajem - powiedział nagle Leif, a pięć par oczu spojrzało na niego z zaskoczeniem.
***
Kilian stał na dziobie okrętu, wpatrując się w morze przed sobą. Wybrzuszające się fale były zwieńczone pianą, niczym splątaną koronką. Szły w równym tępie z jednej strony na drugą. Coś było miłego w tym widoku, ale jednak Kilianowi brakowało lasu. Szum fal był głośniejszy od szumu wiatru w koronach drzew, a ciągłe kołysanie męczyło go na swój sposób.
Nagle Kilian wyczuł coś za sobą. Odwrócił się do tyłu. Za nim stała dziewczyna na oko w jego wieku, głowę miała przewiązaną chabrową chustą, spod której spływały włosy koloru miedzi. Była ubrana w luźną lnianą koszulę.
- Hej. Ty jesteś zapewne zwiadowcą? - spytała trochę bezsensu, bo było pewne, że to wie.
- Tak, to znaczy... Uczniem - odparł Kilian.
Chłopak zaczął się zastanawiać, czy nie skończyć tej rozmowy nim się na dobre zacznie, gdyż tak czy inaczej zaraz skończy się przerwa i znowu będzie musiał się uczyć historii, czy czegoś podobnego, a nawiązywanie nowych znajomości nie należało do jego ulubionych zajęć. Z drugiej strony pierwszy krok już został poczyniony, a ta dziewczyna w sumie go zaciekawiła. Kobieta na statku to nie był raczej częsty widok.
- Jesteście związani jakimś przyrzeczeniem milczenia? - Dziewczyna nie zamierzała ustąpić.
- Co? - Kilian spojrzał się na nią, nic nie rozumiejąc.
- Bo prawie w ogóle się nie odzywacie. W sumie to nikt się nawet o was nie odzywa - stwierdziła. - Myślałabym, że nie istniejecie, gdyby nie to, że na tym statku jest was aż dwóch.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Też tak kiedyś myślałem.
- Nie przedstawiłam się. Jestem Nastia. - Dziewczyna podała mu rękę.
- Kilian. - Chłopak uścisnął jej dłoń. - Czym się tutaj zajmujesz?
- Uczę się nawigacji od mojego ojca - powiedziała Nastia nie bez dumy.
- A ciekawa jest? - zapytał chłopak, gdyż dla niego to brzmiało jakoś niezbyt zachęcająco.
- No, ba! Będę pierwszą kobietą-nawigatorem! - wykrzyknęła z entuzjazmem Nastia.
- Nie tak szybko, moja panno - odezwał się za nią głos. - Na razie dopiero się uczysz i wypadałoby byś od nauki nie uciekała. Zrobiłaś to, co ci kazałem?
- Jeszcze nie - odparła, odwracając się do ojca. - Ale mam czas.
- Czas będziesz miała, kiedy wszystko zrobisz - zaprzeczył nawigator. - Najpierw obowiązki...
- ...Później przyjemności - dokończyła. - Niech ci będzie.
Nawigator skinął głową i oddalił się w stronę rufy.
- To bywaj, zwiadowco. - Nastia uśmiechnęła się i Kilian zauważył, że w miejscu jednego kła ma szczerbę. - W sumie nie jesteś takim milczkiem, jak się wydawało - powiedziała i poszła, zostawiając chłopaka samego ponad tańczącymi falami.
~~~~~
Kolejny rozdział!
I nowi bohaterowie. Trochę ich dużo, ale mniejsza o to. Jakoś ich sobie poukładacie w głowie (przynajmniej mam taką nadzieję). Cieszę się, bo na dwójkę z nich dosyć długo czekałam, by tu ich przedstawić.
Przybył wątek kryminalny. Kogoś podejrzewacie? Piszcie swoje teorie, ale nie liczcie na to, że Wam coś podpowiem. Co to, to nie.
Moja wena mnie nawiedziła (WRESZCIE!) i zyskała nawet swoje nowe, unikatowe imię - Vena.
Jeśli ktoś zgadnie czemu nadałam jej takie imię, a nie inne, to w tym tygodniu wstawię kolejny rozdział "Późnych lat".
Kusząca propozycja?
Podpowiedź: Jest to powiązane z jednym z fandomów, o których mowa jest w opisie mojego profilu.
Zgadujcie, a ja kończę...
Chociaż nie!
Zbieram pytania do wywiadu z bohaterami! Zadawajcie je tutaj --->
Teraz kończę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro