Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Następnego dnia podczas śniadania Kilian nie mógł wytrzymać chwili w jednym miejscu. Miał mnóstwo pytań, ale zwiadowca wydawał się nie zdawać sobie z tego sprawy i ignorował chłopaka, który wiercił się niespokojnie w krześle.

Kilian kierowany potrzebą zaspokojenia swojej ciekawości, wreszcie nie wytrzymał i spytał się:
- Co będziemy robić?
Chłopak miał dosyć czekania i chciał wziąć się za naukę czegokolwiek.
- Dowiesz się w swoim czasie - odrzekł mu zwiadowca.
Kilian westchnął w głębi duszy, nie mógł znieść oczekiwania. Czas dłużył mu się niemiłosiernie.

Gdy wreszcie skończyli śniadanie, Kilian pozmywał naczynia i wyruszyli lasem na północ.
- Gdzie idziemy? - chłopak szedł żwawo, żeby jak najszybciej dotrzeć na miejsce i dowiedzieć się w końcu, co będzie robić.
- Dowiesz się, gdy tam dojdziemy - odparł Arsen ze stoickim spokojem.
Zapadła chwila ciszy, ale Kilian wnet ją przerwał.
- A po co tam idziemy? - Chłopak wbił oczekujące spojrzenie w zwiadowcę. Może wreszcie coś z niego wyciągnie?
Arsen wziął głęboki oddech i odrzekł Kilianowi:
- Po to, żebyś się czegoś nauczył - wyjaśnił zwiadowca, jednak Kilianowi takie wytłumaczenie nie wystarczało.
- A czego?

Arsen nabrał powietrza w płuca i wzniósł oczy do nieba.
- Mógłbyś łaskawie przestać zadawać głupie pytania? - Zwiadowca już zaczął żałować, że poszedł za radą Quicka i przyjął Kiliana na ucznia.
Chłopak posłusznie zamilkł i zaczął rozglądać się wokół siebie.

Las był przeważnie iglasty, ale co jakiś czas napotykał się na dęby, klony albo kasztany, w większości były to młode drzewka sięgające ledwie do pasa. Zdażały się również starsze, które znacznie nad nim górowały i pochylały sękate konary ku ziemi.

Szli tak gdzieś z pół godziny, gdy nagle zwiadowca się zatrzymał i rzekł:
- To tu.
Wokół nich pełno było krzaczków jagód, drzewa rosły tu daleko od siebie, dzięki czemu na poszycie padało więcej promieni słonecznych.
- To tu? - Kilian byl nieco zdezorientowany, spodziewał się... no właśnie, czego się spodziewał?
- Nie rozumiesz tego terminu? - Arsen uniósł brew do góry.
- Rozumiem - zapewnił zwiadowcę Kilian.
- No więc, nie powtarzaj tego, co mówię. - Chłopak kiwnął głową.
- A co będziemy robić?
- Zbierać jagody.

Kilian w ostatniej chwili powstrzymał się przed powtórzeniem tego, co przed chwilą powiedział zwiadowca.
- Aha - rzekł tylko, głosem wyzbytym z wcześniejszego entuzjazmu.

Arsen wyciągnął z torby przy pasie skórzany worek, w którym z łatwością pomieściłyby się dwa kilogramy jagód.
- Zapełnij go do końca, tylko tak, żeby dało się go zawiązać - powiedział wręczając go Kilianowi.
Sam wyciągnął podobny worek dla siebie.
Zwiadowca przykucnął przy krzaczkach jagód, zaczął zbierać małe granatowoniebieskie owoce i wkładać je do swojego worka.

Kilian stał w miejscu jak wmurowany, trzymając w ręku pusty worek. Arsen odwrócił się do niego i ponaglił go ręką.
- Zbieraj, nie mamy na to tygodnia.
Kilian biorąc przykład ze zwiadowcy, przykucnął przy zbiorowisku krzaczków i zaczął zrywać jagody.

Zastanawiał się, o co chodzi Arsenowi. Przecież zwiadowcy posługiwali się bronią i byli siłami specjalnymi Araluenu, raczej nie zajmowali się zbieractwem. Zaczął zastanawiać się, czy Arsen sobie z niego żartuje. Jednak pomyślał, że na to zwiadowca jest za poważny.

Chłopak miał wiele wątpliwości, ale z braku lepszej opcji postanowił zaufać Arsenowi. W końcu był zwiadowcą i z pewnością wiedział, co robi.
Kilian zerknął na Arsena i ze zdziwieniem zauważył, że ten ma już 1/8 worka zapełnioną. Zajrzał do swojego, była w nim tylko mała garstka jagód. Stwierdził, że to przez to, że się zamyślił i wziął się ze zdwojoną siłą do pracy. Sądził, że to nie może być takie trudne, skoro Arsen zdołał już tyle nazbierać.
Mylił się i nawet nie wiedział, jak bardzo.

Po pół godzinie Kilian miał ćwierć kilo jagód, a zwiadowca gdzieś z półtora kilograma. Chłopak widząc tę znaczną różnicę, zawziął się w sobie i zaczął zbierać jeszcze szybciej. Jednak nie widział skutku, miał wrażenie, że w worku są dziury i przez nie wypadają jagody. Co jakiś czas sprawdzał, czy jakieś owoce się nie wysypały, jednak za każdym razem dochodził do wniosku, że worek nie jest dziurawy.

Poniewczasie zdał sobie sprawę, że różnica pomiędzy ilością jagód w jego worku, a w worku zwiadowcy ciągle się zwiększa.

Zacisnął zęby, miał serdecznie dosyć tego całego zbierania. Było tak nudne, że aż rwał się do zrobienia czegokolwiek innego. Chodźby najcięższej pracy, byleby nie była nudna!

Gdy już miał jeszcze bardziej przyśpieszyć tempo zbierania, przyszedł mu do głowy pomysł. Uśmiechnął się do siebie i wnet wziął się za wprowadzanie go w życie.
Zerknął ukradkiem na zwiadowcę i upewnił się, że ten zbiera jagody i nie zwraca na nic innego uwagi.

Chłopak sięgnął po spróchniałą korę, której kawałki tworzyły leśną ściółkę. Miał ochotę zrobić to wolno, by nie zwrócić na siebie uwagi zwiadowcy, ale wiedział, że tym samym osiągnie przeciwny skutek do zamierzonego, więc zrobił to tym samym energicznym ruchem, jakim sięgał po jagody. Podzielił korę na części i wrzucił ją do worka, zapełnił w ten sposób znaczną jego część.

Plan chłopaka polegał na ty, by w czasie drogi potknąć się i otwarty worek, niby przez przypadek rzucić w krzaki tak, by kora i jagody się wysypały. Dzięki temu zwiadowca nie dowie się o oszustwie, a Kilian już nie będzie zbierał jagód.

Związał sznurkiem worek tak, żeby łatwo było go rozwiązać i zerknął na Arsena. Zwiadowca stał już na nogach.
- Szybko się uwinąłeś - stwierdził.
Kilian westchnął cicho z ulgą. Arsen niczego nie zauważył.

Zwiadowca przyjrzał się krytycznie węzłowi, jakim był związany worek Kiliana. Wziął go do rąk i zawiązał na inny.
- Tamten był za słaby i jagody mogłyby się wysypać - wyjaśnił.
Chłopak nic nie odpowiedział, skinął tylko głową. Bo co miał zrobić? Powiedzieć, że taki właśnie był jego cel?

Arsen oddał Kilianowi worek i ruszyli w drogę powrotną. Chłopak szedł w pewnej odległości za zwiadowcą. Spojrzał na swój worek. Węzeł na jaki był zawiązany, przypominał raczej supeł. Kilian zaczął rozplątywać go, ale w ogóle mu nie szło. Był tak mocno zawiązany, że nijak nie dało się go rozsupłać.

Przez kilka minut walczył z supłem i doszło do niego, że musi wymyślić coś innego, by otworzyć ten worek. Zaczął żałować, że przyszedł mu do głowy ten pomysł z wypełnieniem worka korą.

Już w pierwszym dniu nauki wyjdzie na jakiegoś krętacza i w ten sposób pierwszy dzień stanie się ostatnim.

Zastanowił się, co może zrobić. Doszedł do wniosku, że powinien albo przyznać się teraz, albo dalej prowadzić plan przez życie. Wybrał tę drugą opcję i zaczął próbować rozsupłać worek za pomocą zębów.

W pewnym momencie, gdy Kilian zaprzestał walki z węzłem, zwiadowca odwrócił się, mówiąc:
- Daj mi ten worek i pozbieraj trochę chrustu na opał.
Kilian stwierdził, że to jest odrobinę bez sensu, bo koło chaty zwiadowcy też było sporo chrustu, a ten, który tutaj zbierze nie różni się niczym od tamtego. Jednak nie wypowiedział swoich wątpliwości na głos i z wielkim ociąganiem oddał Arsenowi swój worek. Jego plan legł w gruzach.

Zwiadowca stanął w miejscu, a chłopak zaczął zbierać suche gałązki, leżące na ziemi koło niego. Podczas zbierania, myśl o worku pełnym kory nie dawała mu spokoju.

Gdy nazbierał już tyle ile chciał zwiadowca, ruszyli w dalszą drogę. W miarę jak szli, Kilianowi coraz trudniej było dźwigać chrust, i gdy dotarli do chatki, wydawało mu się, że ręce mu odpadają.

Szybko postawił wiązkę chrustu na podłodze koło kominka. Arsen usiadł w fotelu i wskazał Kilianowi krzesło naprzeciw siebie, gdy ten usadowił się w nim, zwiadowca zapytał się:
- Do ilu potrafisz liczyć?
Chłopak uniósł wyżej głowę i rzekł:
- Do stu!
Arsen kiwnął tylko głową.
- A czytać, pisać?
- Trochę... - odparł Kilian.
Zwiadowca znowu kiwnął głową.
- No dobrze, a wiesz ile jest lenn w Araluenie?

Kilian zastanowił się trochę, zanim odpowiedział. Pamiętał, że kiedyś do jego wioski przyjechał pewien obieżyświat, który mówił, że obszedł wszystkie pięćdziesiąt lenn Araluenu...
- Pięćdziesiąt.
- A teraz królem jest?
- Richard? - spytał niepewnym głosem.
- Richard II - Arsen przytaknął. - A z jakimi krajami Araluen zawarł traktaty pokojowe?
Kilian nie miał zielonego pojęcia o żadnych traktatach, ale z pytania zwiadowcy wysnuł, że jest ich więcej niż jeden.
- Z kilkoma.
- Jakimi?
- Yyy...
- Ze Skandią, Pictą, Celtią, Hibernią oraz Nihon-ja. - Arsen wstał z fotela. - Już wiem od czego zaczniemy.

Podszedł do szafy i wyjął z niej kilka kartek papieru, rysiki węglowe oraz jakiś zwój. Położył rzeczy na stole i zaczął pisać coś na jednej z kartek. Po chwili odłożył rysik na bok i obrócił papier w stronę Kiliana. Na kartce był spisany cały alfabet, zwiadowca wskazał na losowo wybraną literę i spytał się:
- Co to za litera?
- "E"? - Kilian zmarszczył brwi.
Arsen przytaknął i wskazał inną literę.
- A ta?
- Yyy..."c"?
- Nie - zaprzeczył zwiadowca. - To jest "c". - Wziął rysik i otoczył kółkiem literę, przypominającą linię wygiętą w łuk do prawej strony. - To co ci przed chwilą pokazywałem, to było "g".

Arsen nad literą "c" narysował dwa kijki, połączone rzemieniem.
- Co to jest?
- Cep - odparł Kilian.
- Zapamiętaj sobie, słowo "cep" zaczyna się na literę "c", czyli tę otoczoną kółkiem.

Kilian chociaż skupiał się, gdy zwiadowca uczył go czytania i pisania, to jednak jego myśli co jakiś czas wymykały mu się spod kontroli i przypominał sobie swoich przyszywanych rodziców oraz nieszczęsną korę w worku na jagody.

Tak minęło południe, zrobili tylko przerwę na obiad i kontynuowali naukę. Kilian dowiedział się, że zwój to była tak naprawdę mapa Araluenu i krajów sąsiednich. Został wprowadzony przez Arsena w sztukę czytania z map i zanim się obejrzał, był już wieczór.

Zwiadowca wstał od stołu i zaczął zbierać rzeczy z blatu.
- Na dzisiaj tego koniec - powiedział i po chwili dodał: - a na kolację zjemy owsiankę z zebranymi dzisiaj jagodami.

~~~~~
Kończę Wielki Maraton, który miał ogromną przerwę w tej książce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro