~ Rozdział trzynasty ~
Bellatrix obudziła się z potwornym bólem głowy. Leżała na czymś miękkim, ale było jej niewygodnie. Otworzyła oczy i natychmiast tego pożałowała. Uderzyło ją białe światło poranka, bijące z okna salonu. Stęknęła cicho, próbując się podnieść.
Odwróciła głowę w prawą stronę i od razu uniosła się do pozycji siedzącej, co było błędem, bo zakręciło jej się w głowie i poczuła mdłości. Otóż obok niej spał najspokojniej w świecie Snape, a jego pierś unosiła się miarowo. To właśnie na niej przed chwilą spoczywała jej głowa. Bella jęknęła głośno i trzymając się za usta, zeskoczyła z kanapy, puszczając się biegiem do łazienki.
- Dlaczego zawsze muszę budzić się pierwsza? - wyjęczała, kiedy opróżniła już swój żołądek z wczorajszej Ognistej Whisky.
Powłócząc nogami, wróciła do salonu. Zdecydowała, że na razie nie będzie nic jeść. Usiadła, a może raczej rozwaliła się w fotelu przed wygasłym paleniskiem. Nie pamiętała kompletnie nic od chwili, w której wyciągnęła korek z Ognistej. Wcale jej się to nie podobało. A jeśli zrobiła coś, czego nie powinna robić? Chyba jednak woli tego nie wiedzieć.
Westchnęła i przymknęła powieki, wsłuchując się w ciche pochrapywanie Severusa. Kiedyś go nienawidziła, a teraz... sama już nie wiedziała. Na pewno się w nim nie zakochała ani nic z tych rzeczy, tylko... po prostu lubiła jego towarzystwo, rozmowy z nim, wspólne przesiadywanie w salonie przy posiłkach. I mimo że przebywała tu raptem dwa dni, miała wrażenie, że mieszka tu od lat. Pewnie zwariowałam do reszty na stare lata, pomyślała z rezygnacją.
Bella powinna unikać Snape'a, w głębi duszy o tym wiedziała, on był dla niej pokusą, niebezpieczeństwem dla jej związku z Rudolfusem, czuła to. Sposób, w jaki na nią patrzył... to było coś więcej niż przyjacielska troska. Długo go znała i nigdy na jego twarzy nie zagościł podobny wyraz.
I do tego ta misja. Będą musieli pracować razem, nie uwolni się od niego. A nie będzie marudziła, bo Czarny Pan i tak okazał wielką łaskę, pozwalając jej odrobić szkody. Nie narazi mu się więcej.
Trzeba będzie popracować nad swoimi uczuciami, trochę je uspokoić. Skierować je w stronę Rudolfusa. Tylko on się dla niej liczył.
Z tą niezbyt przekonującą nawet ją samą myślą ponownie oddała się w ramiona Morfeusza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro