Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ Rozdział szósty ~

Bellatrix nie wiedziała, co się z nią dzieje. Krew w niej zawrzała, serce zaczęło szybciej bić i oddała pocałunek z całą pasją i namiętnością, którą szczycił się ród Blacków. Jej oddech przyspieszył, a dłonie znalazły się nagle w jego czarnych włosach. Pożądanie wezbrało w niej z całą mocą, zalewając jej kończyny ciepłem, zastępującym chłód po deszczowej pogodzie.

Jego dłoń nie wiedzieć kiedy znalazła się pod jej cienką halką, wywołując u niej kolejne fale pożądania. Przygryzła delikatnie jego dolną wargę, a on zamruczał z rozkoszy. Jego język odnalazł jej, ale po chwili oderwał swoje usta od jej warg, a ona warknęła z niezadowolenia, by zaraz jęknąć z przyjemności, gdy Severus zaczął całować jej szyję. Takiej rozkoszy nie czuła nawet przy Rudolfusie...

I nagle, tak szybko, że aż zakręciło jej się w głowie, odepchnęła go od siebie, patrząc na niego z przerażeniem.

- O mój Boże... - wyszeptała słabo.

- Co się stało? - wydyszał Severus, wciąż skołowany.

- Ty się jeszcze pytasz, co się stało? Przecież ja mam MĘŻA! - krzyknęła z rozpaczą. - Jak mogłeś... wiedziałeś...

- Ja... przepraszam - szepnął Severus, do którego dopiero teraz to dotarło. - Nie pomyślałem, to był impuls...

- Impuls! - zawołała Bellatrix. - Zaraz tak się stanie, że przez IMPULS moja pięść wyląduje na twojej twarzy! Jak mogłeś... jak śmiałeś... jak ja mu teraz spojrzę w oczy...

- No, na razie nie musisz się tym przejmować - rzekł Severus, który zdążył już trochę ochłonąć. - Siedzi w Azkabanie.

Bellatrix spojrzała na niego, jakby go widziała po raz pierwszy w życiu.

- Ty niewyobrażalny łajdaku - wyszeptała z chłodną wściekłością. - Niepotrzebnie przyszłam. Narobiłam tylko zamieszania. Dziękuję za dyptam i dobrej nocy życzę.

Miała odejść, ale Severus w ostatniej chwili złapał ją za ramię.

- Dokąd pójdziesz? - spytał cicho.

- Byle dalej od ciebie - warknęła i usiłowała wyrwać ramię.

- Bello, proszę... - powiedział błagalnie. Wbrew sobie wzdrygnęła się na dźwięk swojego imienia wypowiedzianego tym tonem. - Proszę, zostań. Wybacz mi. Zostań chociaż na tę jedną noc. Już zmierzcha. Jeśli będziesz chciała, odejdziesz rano. Ale proszę, nie odwracaj się ode mnie.

Bella walczyła z sobą. W końcu zrobiła krok w jego stronę, a on puścił jej rękę. Nadal wpatrywał się w nią tym błagalnym wzrokiem, który sprawiał, że cała miękła, a nie chciała, żeby tak było. Obeszła go i usiadła na łóżku, zdejmując drugiego buta i pończochę. Przeciągnęła się i spojrzała na niego z przekorą w oczach.

- Stoi - rzekła. - Ale ty śpisz na podłodze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro