Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ Rozdział szesnasty ~

Ich oczom ukazała się szara, brudna, zaśmiecona uliczka, po której obu stronach stały sklepy. Za lepszych czasów w ich witrynach błyskały fiolki z różnymi remediami i eliksirami, antidotami i wywarami. Zza szyb zerkały sowy w klatkach, pohukujące żałośnie do przechodzących czarodziejów. Dzieciaki oblegały wystawy, na których spoczywały najlepsze miotły.

Prawie żadnej z tych rzeczy obecnie nie można było zaobserwować. Za szybami witryn ziały pustki, w niektórych sklepach wybito szyby, a ze ścian zwisały, skrzypiąc od czasu do czasu na wietrze, szyldy z ich nazwami.
Widok był smutny i niezbyt zachęcający, jednakże oboje ruszyli ramię w ramię dalej. Mieli szczęście; madame Malkin, jako jedna z nielicznych, nie zawiesiła interesu. Wkroczyli więc śmiałym krokiem do jej sklepu.

Właścicielka była odwrócona od drzwi, zajęta poprawianiem szat na wieszakach. Na dźwięk dzwonka odwróciła się i natychmiast zbladła. Bella uśmiechnęła się w duchu i postanowiła wykorzystać jej strach.

- Znajdź mi ciemne szaty w moim rozmiarze. No, rusz się, nie mam całego dnia!

- O-oczywiście - wyjąkała madame Malkin i drżącymi rękami zaczęła przetrząsywać ubrania.

Po mniej więcej trzydziestu sekundach na kontuarze przed Bellatrix i Severusem leżały cztery wyszukane, ciemne, pięknie zdobione suknie. Bella pomyślała, że wszystkie są śliczne, ale nie chciała tego po sobie pokazywać.

- To wszystko, na co cię stać? - zapytała z drwiną. - Skoro tak, to zapakuj mi wszystkie.

- Na k-koszt firmy - powiedziała madame Malkin, lękliwie zerkając na klientów.

- Oczywiście, że tak - odparła zadowolona Bellatrix. - Wrócimy po to za godzinę. Na razie masz to przetrzymać.

I wyszli ze sklepu; Bellatrix na przedzie z wyrazem samozadowolenia na twarzy i Severus depczący jej po piętach. Kobieta odwróciła się do towarzysza i dostrzegła uznanie na jego twarzy.

- Moje gratulacje - rzekł Severus. - Nauczyłaś się, jak porządnie gnoić człowieka. Jednak przebywanie w mojej obecności sporo daje.

- Zawsze umiałam to robić - prychnęła. - Nie przypisuj sobie tej zasługi.

- Możesz sobie wmawiać, ale to ja jestem mistrzem w byciu wrednym dla innych. Nie masz pojęcia, ilu uczniów przeze mnie załamało się nerwowo. Oddział psychiatryczny w Świętym Mungu pękał w szwach.

- Ja też jestem bliska załamania nerwowego, ale to przez samą twoją obecność - odpowiedziała Bella z przekąsem.

Severus przystanął na chwilę. Bella odwróciła się i ze zdziwieniem oraz zażenowaniem dostrzegła łzy w jego oczach.

- Severus? - zapytała z lękiem. - Powiedziałam coś nie tak?

- Zraniłaś mnie do żywego - wyszeptał, ocierając oczy.

Bellatrix zamrugała kilka razy, sądząc najwyraźniej, że to fatamorgana.

- Severus. - Podeszła i klepnęła go w ramię. - Severus. - On nadal patrzył w chodnik, a łzy zaczęły spływać mu po policzkach. - SNAPE! - krzyknęła zirytowana. - Kompletnie zidiociałeś?! Przestań się wydurniać i idźmy już dalej!

Nie podziałało. Zamachnęła się i zdzieliła go otwartą dłonią po twarzy. Zatoczył się lekko i spojrzał na nią z szokiem.

- Kobieto, opanuj się. Tylko żartowałem, a ty od razu przechodzisz do rękoczynów.

- Ty nie masz w zwyczaju żartować - odgryzła się.

Ruszyli dalej, Severus, ocierając krokodyle łzy z policzków i mamrocząc coś pod nosem o kobiecych humorkach, o tym, jak to już nie można pożartować i kompletnym braku poczucia humoru u pewnych osób, oraz Bella, ignorująca go całkowicie.

W końcu znaleźli się na Śmiertelnym Nokturnie. Zmierzali do nowo otwartego sklepu z różdżkami Wallace'a. Nie mieli innego wyjścia, bo Ollivander został porwany z własnego sklepu... przez Czarnego Pana właśnie, ale mniejsza o to.

Właściciel, niejaki Edmund Wallace, okazał się krępym mężczyzną około czterdziestki. Miał opaloną, zarośniętą twarz, z której błyskały bystre niebieskie oczy. Nosił na sobie brązową szatę z rękawami do łokci, dzięki czemu od razu rzucał się w oczy jego Mroczny Znak wypalony na lewym przedramieniu. Poza tym był bardzo przystojny. Bellatrix od razu poczuła do niego sympatię.

- Witam, pani Lestrange i panie Snape. W czym mogę pomóc? - zapytał uprzejmie głębokim, zachrypniętym głosem.

- Szukam różdżki dla siebie - odrzekła, uśmiechając się lekko.

Właściciel kiwnął głową, odwzajemniając uśmiech i ruszył między regałami na poszukiwanie tej właściwej. Bella czekała, stukając głośno paznokciami w stolik.

Severus rozglądał się po półkach, i pomyślał, że facet szybko rozwinął interes. Swoją drogą, ciekawe, z czego tworzy swoje różdżki.

- Z czego pan robi różdżki? - zapytał.

- Większość moich różdżek jest zrobiona z drewna drzew liściastych, przede wszystkim z brzozy, gruszy, jabłoni, dębu i jesionu - wyliczał Wallace, wracając z naręczem pudełek. - Ostatnio zacząłem eksperymentować z drzewami iglastymi. Są zazwyczaj niedoceniane, ale mają naprawdę wielką moc. Zwłaszcza świerk, modrzew i sosna. A jeśli chodzi o rdzeń - zęby trytonów, łuski smoka i włosy z ogona jednorożca.

- Żałosne - prychnął Snape. - Zgapił pan prawie wszystko od Ollivandera.

- I tu się pan myli - odrzekł spokojnie Wallace. - Tworzę różdżki w całkiem odmienny sposób. Oprócz tego doceniam moc drzew, które Ollivander uparcie ignorował. On miał sztywne zasady, a ja umiem się dostosować. Kiedy pewnych materiałów mi brakuje, korzystam z innych i powstają zaskakujące efekty.

- Wzruszające - mruknął jadowicie Snape, ale nikt go nie usłyszał, o co Bella się postarała.

- Proszę go nie słuchać - żachnęła się. - Pana sposoby są bardzo intrygujące. Jest pan o połowę młodszy od Ollivandera czy Gregorowicza, a o wiele lepszy.

- Dziękuję bardzo, ale to chyba przesada - odpowiedział z uśmiechem wytwórca różdżek. - Przyniosłem pani kilka egzemplarzy. Proszę wypróbować.

Bella sięgnęła po pierwsze pudełko. Wyjęła z niego czarną, zakrzywioną różdżkę i krótko nią machnęła. Wybiła szybę w oknie.

- Strasznie pana przepraszam - powiedziała, odkładając pospiesznie różdżkę.

- Nic się nie stało - odparł Wallace ze śmiechem. - Tę szybę wybito dzisiaj już z pół tuzina razy. Proszę próbować dalej.

Wypróbowała jeszcze trzy różdżki, zanim wybrała tę właściwą. Była ciemnobrązowa, giętka i dość długa, modrzewiowa, z łuską smoka. Po wszystkim małe pomieszczenie wyglądało jak po przejściu trąby powietrznej. Na podłodze leżały szczątki szyby, kilkadziesiąt pudełek z różdżkami i trzy połamane krzesła.

- Dziękuję panu bardzo - powiedziała Bellatrix, wyciągając rękę po pudełko, "przypadkowo" muskając dłoń mężczyzny i trzepocząc dziko rzęsami, zupełnie jak nie ona. Kątem oka zauważyła, że Severus nagle zesztywniał i poczerwieniał. - I jeszcze raz przepraszam za bałagan.

- Nie ma sprawy - rzekł Wallace z cieniem uśmiechu na śniadej twarzy.

~~~~~~~
Chyba mnie poniosło XD tak czy owak proszę o komentarze, to naprawdę duża pomoc :) a tak w ogóle to dziękuję, że ktoś jeszcze czyta te moje wypociny 😅

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro