Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ Rozdział jedenasty ~

Stanęła na progu salonu jak wryta.

- Co ty tu robisz? Gdzie jest Severus?

- Nie stęskniłaś się za mężem?

Rudolfus otrzepał się z pyłu i ruszył w jej stronę. Na jego twarzy widniał lekki uśmieszek.

- Oczywiście, że tak... Ale jak to się stało, że tu jesteś? Jak wyszedłeś z Azkabanu? Kiedy? No i gdzie się podział Snape?!

- Nie wszystko na raz, kotku - zaśmiał się cicho Rudolfus, ignorując jej wściekłe: "Nie nazywaj mnie tak" i chwytając ją za ręce. - Po kolei. Czarny Pan odbił nas dzisiaj z pierdla, i bardzo dobrze, bo co za dużo, to niezdrowo. A nasz drogi Severus został wezwany, nie wiem po co i na co, więc powiedział mi, żebym przyszedł się tu trochę tobą zaopiekować. Chyba się nie gniewasz? - wymruczał, próbując musnąć ustami jej szyję, ale lekko go odepchnęła.

- Nadal nie rozumiem... kiedy go wezwał?

- No niedawno, z pół godziny temu. Snape mówił, że długo to nie potrwa. A co ty się tak o niego martwisz? - zapytał podejrzliwie.

- Nie martwię się - burknęła i wyszarpnęła się z uścisku Rudolfusa. Usiadła na fotelu, który zajmowała przy śniadaniu.

Rudolfus zajął miejsce naprzeciw niej, tam, gdzie zwykł siadać Severus. Starała się powstrzymać grymas rozdrażnienia. To było jego miejsce!

- Nie cieszysz się, że wróciłem? - odezwał się po długiej ciszy jej mąż.

- Nie o to chodzi... - westchnęła i dodała: - Po prostu jestem trochę zaskoczona.

Dziwne, że nie czuła się dobrze w jego towarzystwie. Całkowicie wbrew sobie poczuła, iż wolałaby, gdyby towarzyszył jej właściciel tego domu. Znów westchnęła.

Czas mijał w zupełnej i absolutnej ciszy; Rudolfus nie odważył się już odezwać. Bellatrix też nie czuła potrzeby zabijania czasu rozmową. Siedziała, tupiąc nerwowo stopą w podłogę. Kiedy zegar wybił szóstą po południu, w przedpokoju wreszcie dał się słyszeć donośny trzask i do salonu wkroczył w glorii chwały Severus Snape. Jego czarne oczy omiotły dwie osoby siedzące naprzeciwko siebie bez słowa, a jego brwi uniosły się lekko w górę.

Bellatrix na jego widok wstała i zwróciła się do niego:

- Po co cię wezwał?

- Ciebie też miło widzieć - odparł Severus.

- Och, nie zgrywaj się - warknęła. - Czego od ciebie chciał?

- Rudolfusie, lepiej się zmywaj, ciebie też chciał widzieć... sądzę, że powinieneś mu podziękować, że wydostał twój pryszczaty tyłek z pudła.

- Ale...

- Wynoś się, on chciał cię widzieć NATYCHMIAST.

Rudolfus, mamrocząc coś pod nosem, deportował się, nawet nie wstając z fotela. Severus zajął zwolnione dopiero co miejsce i rzekł:

- Dziękuję ci. - A kiedy spojrzała na niego pytająco, wyjaśnił: - Zrobiłaś mi porządek w domu. Zdążyłem zauważyć. Jestem pod wrażeniem.

- Daj spokój, należało ci się - żachnęła się. - Zamierzasz mi powiedzieć, o co chodziło?

- Tak. Posłuchaj... Czarny Pan zlecił nam wspólną misję. Polega ona na tym, że we wrześniu atakujemy Ekspres Hogwart. Zabijamy kto nam się nawinie pod rękę, z wyjątkiem Horacego Slughorna i Harry'ego Pottera. Ich mamy zabrać do Czarnego Pana, a on już zdecyduje, co z nimi zrobić.

- Ale... jak to wspólna misja? - wyjąkała zszokowana. - Przecież on mnie wyrzucił! Nie chciał mnie!

- Uznał, że da ci jeszcze jedną szansę. Nie chciał tracić tak wiernej śmierciożerczyni.

- O Merlinie... naprawdę chce mnie z powrotem? To wspaniała wiadomość! - zawołała rozradowana Bellatrix.

- Rzeczywiście - przyznał Severus. - Musisz tylko załatwić sobie nową różdżkę i ubrania. Nie masz nic.

- Tak, tak, oczywiście... zrobię to... MÓJ MERLINIE, JA WRÓCĘ! - krzyknęła nagle, i śmiejąc się, rzuciła się na niego, dusząc w uścisku.

Severus zamarł, ale szybko odzyskał rezon.

- Kobieto, chcesz mnie zabić? Złaź ze mnie! - wydyszał.

- Och, dziękuję, dziękuję za wszystko, Severusie! - wyszeptała przez łzy, tuląc go jeszcze mocniej. - Nie wiem, co by było, gdyby nie ty.

- Zapewne to samo, tylko że beze mnie - parsknął Severus, ale po chwili znieruchomiał, gdy Bella szybko pocałowała go w usta i zeszła mu z kolan.

- Co ty wyprawiasz? - zapytał Severus prawie szeptem. - Co by na to powiedział Rudolfus?

Ale Bellatrix go nie słuchała, wciąż niesiona euforią, i teraz robiła dziwaczne piruety na dywanie przed kominkiem. Pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy, co przed chwilą zrobiła.

Severus, patrząc na nią, nie mógł powstrzymać krzywego uśmiechu. Sam się cisnął na usta na widok tej oszalałej ze szczęścia Belli. To właśnie ta część jej najbardziej mu się podobała - ta nieprzewidywalność, szaleństwo, spontaniczność. Taką kochał ją najbardziej.

~~~~~
Od ostatniego rozdziału minęło już sporo czasu, ale mam nadzieję, że warto było czekać :) Miałam ostatnio mnóstwo zajęć i wierzę, że mi wybaczycie to ociąganie się :) Bardzo proszę o komentarze i gwiazdki, no i wielkie dzięki Wam wszystkim za 1k wyświetleń! Jesteście wielcy:)
~ s.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro