~ Rozdział dwudziesty pierwszy ~
Przez ostatnie dwa tygodnie wakacji Bellatrix krzątała się po domu z kąta w kąt, próbując znaleźć sobie zajęcie. Pogoda na zewnątrz pozostawiała wiele do życzenia, jednak kiedy słońce w tych niezwykle rzadkich chwilach przedzierało się przez ciężkie chmury, Bella od razu wychodziła z domu. Nigdy nie potrafiła dłużej znieść bezczynności, była bowiem osobą żywiołową i szaloną, a takie osoby nie mogą usiedzieć w miejscu. Wewnątrz ciemnego, zakurzonego (choć już nie tak jak dawniej, co niewątpliwie było jej zasługą - a raczej niemiłosiernej nudy) i cichego mieszkania czuła się jak w klatce i miała wrażenie, że jej klaustrofobia osiąga właśnie ostatni poziom.
A więc gdy tylko przestawał padać deszcz, wychodziła za dom Snape'a do małego, dość zaniedbanego kwadratowego ogródka. Miał tam mnóstwo gratów różnej maści, począwszy od przerdzewiałych na wylot kociołków, a na podejrzanych książkach skończywszy. Severus łaskawie pozwolił jej tu przebywać i ćwiczyć umiejętności nowej różdżki na tych śmieciach.
Bellatrix przeczuwała, że gdyby nie pragnął za wszelką cenę pozbyć się jej z domu, by móc w spokoju pracować nad eliksirem na zapomnienie, w życiu by nie wyraził na to zgody. Jednakże jej ciągłe próby podejrzenia, co on robi i zasypywanie go gradem pytań okazało się tak uciążliwe, że powiedział jej, żeby się wynosiła na dwór. "Powiedział" to zresztą raczej eufemizm. Wydarł się na nią tak, że Bellatrix mogłaby przysiąc, iż słyszeli go wszyscy, którzy mieszkali po drugiej stronie rzeki dwa kilometry stąd. Groził jej, że jak się nie zamknie, to rzuci to wszystko w cholerę i będzie miał... ee, gdzieś, co się stanie z jej mężulkiem. Bella nie dawała się jednak na to nabrać; znała go zbyt długo, by nie wiedzieć, że zawsze dotrzymuje słowa i nigdy się nie poddaje. Urocza litania pod jej adresem mogłaby się ciągnąć w nieskończoność, gdyby w efekcie nie stracił głosu. Chrząkając wściekle, wypchnął ją siłą za drzwi, a następnie zatrzasnął je z całych sił i dał się słyszeć brzęk zamka.
Pewnego pochmurnego poranka obudziła się krótko po szóstej z okropnym bólem zatok i zupełnie zatkanym nosem. Ledwo patrząc przez załzawione oczy, dźwignęła się z łóżka i bardziej na "czuja" odnalazła drogę do piwnicy Snape'a. Czuła, że jeśli nie zażyje natychmiast eliksiru pieprzowego, to oszaleje. Zeszła po omacku po schodach na sam dół. Niestety, w takich ciemnościach i w takim stanie potknięcie się o coś jest niemal pewne. Bella nie mogła być tutaj wyjątkiem.
Najpierw spektakularnie kichnęła, potem się lekko zatoczyła i wleciała na stojący spokojnie na podłodze kociołek. Rozległ się straszliwy hałas; Bellatrix struchlała i chciała się wycofać, starając się nie narobić więcej szkód, lecz jej nieskoordynowany ruch ręką sprawił, że z półki za nią spadło chyba z 12 fiolek i buteleczek z eliksirami. W jednej chwili zapomniała o swoim katarze; co tam katar, skoro Severus zabije ją, kiedy tylko to zobaczy? Co za różnica, czy umrze zdrowa czy z zatkanym nosem?
Spanikowana, nie myśląc, co robi, pochyliła się i zaczęła zbierać drżącymi rękami maleńkie okruchy szkła, nie bacząc na to, że ostre kawałki ranią jej skórę. Oczy coraz bardziej jej łzawiły, choć nie wiedziała już, czy to ze strachu, czy od nasilającego się bólu zatok. Wspomnienia po buteleczkach z miksturami wrzucała do kieszeni swojej piżamy, plamiąc ją krwią. Gdy zebrała już wszystko, otarła twarz rękawem i wstała na dygoczące nogi.
Odwróciła się i zamarła. Na najniższym stopniu schodów siedział Snape z zaświeconą różdżką na kolanach. Z podświetloną od dołu twarzą wyglądał jak upiór, ale jej wyraz nie mówił jej, co czuje.
Nie odrywając wzroku od jego twarzy, czekała, aż pierwszy się odezwie. Ona nie była w stanie.
- Mogę wiedzieć, co ty tu właściwie robisz o bladym świcie? - zapytał cicho. Nadal nie mogła u niego wyczytać żadnych emocji.
- Bodrzebuję e-eligziru biebrzowego - wyjąkała Bella. - Bab bazgudny gatar.
- Czy tak trudno było z tym przyjść do mnie?
- N-nie chciałab cię budzić - powiedziała prawie szeptem.
- Ale jakim prawem - podniósł głos, a z jego twarzy wyczytała pierwszą emocję. Złość. - Jakim prawem śmiesz włamywać mi się do moich cennych zapasów eliksirów, nad którymi męczyłem się czasem po kilka miesięcy, a nawet lat? JAKIM PRAWEM, SIĘ PYTAM?
Wzięła głęboki oddech. Wiedziała, że będzie krzyczał, ale i tak było to trudne.
- Bżebrarzab... To był wybadek. Więcej to się nie bowtórzy.
- Oczywiście, że się nie powtórzy! - Wściekłość. Oj. - Nigdy więcej nie pozwolę ci wejść samej do tego pomieszczenia! W ogóle nie szanujesz mojej pracy!
- Bowiedziałab, że to był wybadek. Cierpisz na głuchotę?
Snape zmarszczył się tak, że Bellatrix przez chwilę pomyślała, że zostanie mu tak na zawsze. Wykonał tak szybki ruch różdżką, że nie zdążyła nawet wyjąć swojej, w razie gdyby musiała się obronić. Serce jej na moment stanęło, ale okazało się, że mężczyzna rzucił tylko zaklęcie udrażniające jej drogi oddechowe, a po szybkim rzuceniu okiem na jej dłonie, okazało się, że krwawiące od szkła ranki zniknęły.
- Od razu lepiej - stwierdziła. - A jeśli chodzi o eliksiry, to jestem przekonana, że dasz sobie radę. Jesteś najinteligentniejszym i najbardziej utalentowanym twórcą eliksirów, jakiego znam. Możesz dokonać wszystkiego.
- Nie dam się nabrać na twoje słodkie słówka - wycedził przez zęby, ale nie dało się ukryć, że trochę go udobruchała. - A teraz wypad z mojej piwnicy, zanim narobisz więcej szkód i będę jeszcze bardziej skłonny cię zabić niż w tej chwili.
- Mogę pomóc sprzątać ten ba... - zaczęła.
- CZY TY CIERPISZ NA GŁUCHOTĘ? ZJEŻDŻAJ STĄD W TYM MOMENCIE!
- DOBRA, JUŻ IDĘ, MÓJ MISTRZU! - wrzasnęła tak, że aż ją uszy zabolały. - CO TYLKO ROZKAŻESZ!
- Jeszcze słowo - syknął Severus, z twarzą tuż przed jej twarzą - a każę ci się wynieść z mojego domu. Zrozumiałaś?
- Bardzo dobrze - wymamrotała, trochę zbita z pantałyku tą bliskością; nie wiedziała, gdzie podziać oczy.
- Więc co tu jeszcze robisz?
- Już sobie idę - odparła, po czym, zapewne natchniona szatańską myślą, szybko stanęła na palcach i cmoknęła go w blady policzek - Severusie.
Opuściła ciemną, zaśmieconą piwnicę, nieświadoma galopujących myśli, z którymi pozostawiła go zupełnie sam na sam z wypisaną na twarzy kolejną emocją - bólem.
~*~*~*~*~
I jestem z powrotem! Mam nadzieję, że ten dziwny rozdział Wam się spodoba xD Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro