~ Rozdział drugi ~
Severus Snape siedział w fotelu, popijając mocną herbatę. Czytał "Proroka Codziennego", którego dostarczyła mu mała płomykówka tego ranka, jednakże po chwili odrzucił ze wstrętem gazetę i wstał gwałtownie, przewracając kubek z herbatą. Nie zwracając uwagi na rozlewający się po stole płyn, podszedł do okna i przetarł rękawem zamgloną szybę, obserwując ulewę i zagłębiając się w ponurych rozmyślaniach.
Czuł głęboką odrazę do tych wszystkich bałwanów redagujących tego propagandowego szmatławca. Do jasnej cholery, przez cały bity rok wpędzali wszystkich Bogu ducha winnych czarodziejów w błąd, trąbiąc uparcie, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wyciągnął nogi już trzynaście lat temu i nie ma żadnej opcji, żeby "powrócił zza grobu". Teraz jednak, kiedy temu zaślepionemu głupotą Knotowi sam Czarny Pan otworzył oczy, niechcący się ujawniając, kochany Minister, wcześniej twierdząc w głębi ducha, że lepszego na tym stanowisku nie było, nagle uznał, że w tej okropnej sytuacji taki geniusz jak on sobie nie poradzi i zwiał gdzie pieprz rośnie.
Redaktorzy tej gazeciny również obudzili się z letargu, wypisując tak wierutne bzdury, że Severusowi nóż się w kieszeni otwierał. Otóż można było dowiedzieć się, że aby Czarny Pan nie zapukał pewnego pięknego razu do twych drzwi, należy na nich namalować siedem stokrotek, ponieważ, jak twierdzili z uporem maniaka, największy czarnoksiężnik na świecie ma alergię na pyłki. Polecono również posadzić w ogródku jak najwięcej egzemplarzy Mimbulusa mimbletonii (nie znaleźli wytłumaczenia, w czym ten głupi krzak ma pomóc).
Severus czuł obrzydzenie do tych gnojków, przez których fantazje może zginąć więcej ludzi, głęboko przekonanych, że te idiotyczne rytuały odstraszą Voldemorta i nawet nie rzucą żadnych zaklęć ochronnych.
Odszedł od okna, chwycił gazetę, pogniótł ją i wrzucił do kominka. Przyglądał się, jak płonie, i w tej samej chwili z podwórza dobiegł go głośny trzask.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro