~ Rozdział czwarty ~
Bellatrix wypiła zawartość małej fiolki i przymknęła oczy. Ból ustał. Po paru minutach poczuła delikatny dotyk dłoni Severusa na jej kostce, gdy sprawdzał, czy wszystko poszło dobrze.
- Czujesz jakiś ból? - spytał, uciskając jej kostkę nieco mocniej. Pokręciła głową. Severus odetchnął i zarzucił kołdrę na jej nogi.
- Dobrze... Jeśli jeszcze nie jesteś bardzo śpiąca, chciałbym cię o coś zapytać.
Bellatrix otworzyła oczy. Wiedziała, do czego pije.
- Wiem, o co ci chodzi. Ale sądzę, że ty równie dobrze wiesz, dlaczego znalazłam się dziś tutaj.
Ledwo dostrzegalnie skinął głową.
- Tak - odpowiedział. - Tak, chyba wiem. Bardzo dał ci popalić?
Bellatrix nachmurzyła się.
- I ty, i ja wiemy, że zasłużyłam na to. Nie wypełniłam jego rozkazu i jest mi z tym źle, gorzej niż z tym, że byłam przez niego torturowana, a potem wyrzucona jak zwykły kundel.
- Nie oszukujmy się, Bella, zawaliłaś na całej linii. Kto by pomyślał, że taki cienias jak Longbottom mógł cię tak urządzić!
- Wybacz, Snape, ale nie byłam tam sama - warknęła Bellatrix. - Może coś ci umknęło, ale było tam jeszcze z dziesięciu naszych. A może tylko moich? Przecież ty uważasz, że jesteś ponad to i nie bierzesz udziału w żadnych akcjach śmierciożerców. I to nie była tylko moja wina. Każdy miał za zadanie zdobyć tę przeklętą kulkę.
- Ale to w tobie Czarny Pan pokładał największe nadzieje - powiedział z ponurą satysfakcją Snape, podchodząc do okna, za którym zapadał zmrok. - Ostatnio, kiedy się upewniałem, to ty byłaś mu najbliższa, pomijając mnie.
Kiedy przez dłuższy czas nie usłyszał odpowiedzi, zaniepokojony odwrócił się i z szokiem zauważył, że po jej białej twarzy płyną łzy. Podszedł do łóżka i, trochę nieporadnie, pogłaskał ją po ramieniu.
- Błagam, nie płacz, Bell. Nie płacz, przesadziłem, nie powinienem tak mó...
- Miałeś rację - przerwała mu, łkając. - Zawiodłam go. Zawiodłam. Za-a-wiodłam gooo...
Severus nie wiedział, co robić. Nigdy wcześniej nie widział jej płaczącej. Całkowicie zbiło go to z tropu i spowodowało, że pojawiły się niechciane wyrzuty sumienia. Chcąc je zdusić, usiadł przy jej boku i objął ją niepewnie ramieniem. Bellatrix zaszlochała i wtuliła się w jego tors. Jej ciałem wstrząsały łkania.
Wolną ręką objął ją w talii, a tamtą przeniósł z jej pleców na gęste, wilgotne włosy i zaczął je powoli głaskać, szeptając cicho, że nic się nie stało, że jest już bezpieczna, że nikt jej nie skrzywdzi...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro