Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXVI. Zniszczona



Wybiła północ.

W kryjówce Akatsuki zapadła cisza pełna grozy. Długie korytarze spowijały się w mętnym świetle poszczególnych lamp, a każdy krok odbijał się głuchym echem od sterylnie białych ścian. Suiren jednak nie czyniła nawet najlżejszego szmeru, gdy przemykała ostrożnie od zakrętu do zakrętu. Skupiona do granic możliwości, pochylała się lekko do przodu i nasłuchiwała, na każdym kroku spodziewając się zdemaskowania. Nieostre światło prześlizgiwało się leniwie po jej tytanowych ochraniaczach, by zatrzymać się na dłużej na starym pierścieniu od Orochimaru. Nowy pierścień – ten od Peina – nie zdejmował wszystkich pieczęci będących w kryjówce, a stary dawał jej dostęp do wszystkiego, w tym do miejsca, które obecnie najbardziej ją interesowało. Do gabinetu Lidera.

Chakra Tobiego majaczyła gdzieś za jej plecami, w głębi organizacji. Co prawda przez liczne techniki chroniące górę, nie w sposób było ustalić, gdzie dokładnie przebywał zamaskowany, ale dla Suiren najważniejsze było tylko to, że czarnowłosy znajdował się z dala od celu jej wędrówki. A widząc w końcu upragnione drzwi, przestała w ogóle o nim myśleć.


Samo dostanie się do środka zajęło jej mniej niż dwie minuty – Pein stronił od tradycyjnych zamków, a użyte pieczęci były dla niej irytująco wręcz łatwe. Problemy zaczęły się dopiero przy biurku, od którego zdecydowała się zacząć swoje poszukiwania. Miało ono aż siedem szuflad, z czego każda z nich była zabezpieczona wyjątkowo skomplikowanym fūinjutsu.

Suiren z cichym westchnieniem usiadła na miękkim fotelu Peina i w pierwszej kolejności zabrała się za najmniejszą szufladkę, umieszczoną zaraz po środku. Po pięciu minutach, zirytowana niepowodzeniem, przeszła do bardziej ofensywnych działań. Krótko mówiąc, po prostu ją rozwaliła. Huk roztrzaskanego drewna wypełnił na chwilę pomieszczenie, a Suiren zaklęła. Teraz naprawdę już musiała dowiedzieć się, kim jest Tobi i zwiewać stąd jak najszybciej.

Wyciągnęła wszystkie dokumenty, jakie były w środku, ale nie znalazła niczego, co by ją interesowało. Przeszła więc do reszty szuflad, radząc sobie z nimi identycznie.


Zegar wiszący nad wejściem tykał miarowo, odliczając kolejne minuty, a Suiren coraz bardziej marszczyła brwi. Raporty, kosztorysy, projekty, rozliczenia, różnego rodzaju pisma, a nawet oficjalna i prywatna korespondencja. Było tu dosłownie wszystko. Wszystko, oprócz jakichkolwiek wskazówek na temat tożsamości Tobiego. Przejrzawszy całe biurko, Suiren wstała zniecierpliwiona i zaczęła przeszukiwać resztę gabinetu. Wysoka szafa, dwie niskie komody, przeszklony barek i szeroka biblioteczka.

Suiren, z każdym kolejnym tyknięciem wskazówek zegara, coraz chaotyczniej przeglądała kolejne papiery. Wreszcie, zirytowana do granic możliwości, zaczęła wszystko wyrzucać za siebie, na środek pomieszczenia. Wszystkie książki i zwoje wylądowały w nieładzie na ziemi posłanej grubym dywanem, a komplet kryształowych kieliszków z barku został brutalnie rozbity o ścianę. W końcu, po prawie dwóch godzinach poszukiwań, Suiren stanęła po środku zagraconego gabinetu, oddychając głęboko i zaciskając dłonie w pięści. Pod jej stopami leżały profile kilku łowców i płatnych morderców, w tym jej własna dokumentacja, ale po za tym, nie znalazła nic.

Kompletnie.

Ani słówka. Ani jednej litery. Nawet jednej cholernej kropki, która doprowadziłaby ją do prawdy! Bezsilność zapłonęła w niej gniewem, gdy nie myśląc nad konsekwencjami, doskoczyła do barku i złapała za pierwszą z brzegu butelkę. Odwracając się na pięcie, cisnęła nią wściekle przez cały pokój.


– Słabe nerwy. – Madara bez większego trudu złapał nadlatującą w jego kierunku butelkę i obrócił ją swobodnie w dłoni. – A to naprawdę dobry koniak.

Oparł się swobodnie o blat zdemolowanego biurka i podniósł na Suiren błyszczące spojrzenie.

Pomarańczowa maska Tobiego przymocowana była u jego pasa.

Uzumaki otworzyła zszokowana oczy.



***



Madara Uchiha.

Stał przed nią Madara Uchiha. Uchiha. Madara.

Suiren zamrugała zszokowana, nie wierząc własnym oczom. Jednocześnie poczuła, jak całe jej ciało spięło się w nerwowym oczekiwaniu, a instynkt samozachowawczy zawył w jej głowie jak syrena. Wszystko w niej wrzeszczało Uciekaj!!! Jednak nie mogła się ruszyć. Zamarła po prostu w miejscu, jakby jej nogi zalał cement, i wstrzymała przerażona oddech. Bojąc się choćby mrugnąć, wpatrywała się pusto w Madarę, póki ten nie uśmiechnął się nagle prowokująco, z mściwą satysfakcją płonącą w czarnych oczach. Wtedy też wypuściła ze świstem powietrze i tak jak wtedy, gdy stanęła naprzeciw Sasoriego, wyłączyła logiczne myślenie. Rzuciła się po prostu do tyłu, potykając się o leżące wszędzie książki i wyciągając do przodu ręce w panicznej próbie ucieczki. Drzwi były jednak zamknięte, a ustawione przy nich pole siłowe odepchnęło ją na blisko metr. Odetchnęła łapczywie, w jednej chwili podejmując decyzję.

Wiedziała już, kim jest Tobi. Teraz musiała tylko...

Madara musiał odskoczyć szybko na bok, gdy sześć piekielnie ostrych shurikenów wbiło się w twarde drewno, dokładnie w miejscu, gdzie wcześniej stał. Uniósł brwi w wyrazie chłodnego uznania, gdy nagle tuż z bliska zajrzał wprost te dzikie, nieokiełznane szmaragdowe oczy. W których płonęło teraz czysto zwierzęce przerażenie, każące atakować. Szkoda, że w tym amoku nie wzięło pod uwagę, jakim kekkei genkai dysponował.

Wieczny Mangekyo Sharingan rozbłysnął w jego tęczówkach, w tej samej chwili, gdy Suiren z lekko rozchylonymi wargami rzuciła się na niego ze swoimi wakizashi.

Spętana w genjutsu, zatrzymała się gwałtownie i wypuszczając miecze z dłoni, upadła bezwładnie na ziemię.



***



Wiedziała, że nawaliła. Gdy świadomość ponownie jej wróciła i po raz drugi spojrzała w te przerażające oczy, doskonale wiedziała, że nawaliła. Że to już koniec. Misja się skończyła, a ona zawiodła.

Zawiodła.

Wspomnienie gorzkiego szlochu jedenastoletniej dziewczynki sprawił, że poczuła mdłości. Nie szarpała się jednak, ani nie krzyczała. Wiedziała, że siedzi i jest związana. Sprzeciw był bezsensowny. Zawiodła i musiała teraz pokornie przyjąć karę. Przyjąć i podziękować. Szczerze, żeby nikt nie miał powodu, by znowu ją uderzyć. Bo wtedy musiałaby podziękować jeszcze raz.

Spuściła głowę, przygotowując się na pierwszy cios. Przymknęła oczy i czekała, zaciskając usta w cienką linię. Zwykle pierwszy był policzek. Niezbyt mocny, ale piekący i raniący przede wszystkim dumę.

Spuściła mocniej głowę, aż kilka szkarłatnych pasem zsunęło się z jej ramion do przodu. Wciąż czekała, jednak cios nie nadchodził.


– Witaj córko Gada.

Suiren poderwała gwałtownie głowę. Znajdowała się znowu w gabinecie Peina, ale tym razem pomieszczenie było uprzątnięte, a na miejscu rozwalonego biurka stało nowe. Siedziała na prostym krześle z podłokietnikami, skrupulatnie do niego przywiązana, a Madara znów opierał się o biurko, krzyżując ręce na szerokiej klatce piersiowej. Nikogo innego nie było.

– Nie jestem jego córką – odezwała się po dłuższej chwili milczenia. – A przynajmniej nie biologiczną – dodała po sekundzie, odwracając wzrok. Madara zmrużył na to wolno oczy.

– Kto cię wysłał? – zapytał, a Suiren podniosła na niego zielone spojrzenie.

– Orochimaru. – Nie widziała sensu, w dalszym ukrywaniu swoich intencji. Została złapana, a kara za brak odpowiedzi była jedną z najboleśniejszych.

– Co było twoim celem?

– Miałam dowiedzieć się, kim jest członek ukrywający się za maską.

Madara uniósł zdumiony brwi. Cóż, nie spodziewał się, że Suiren będzie tak pokornie współpracowała. Po czasie, który razem ze sobą spędzili, spodziewał się raczej ostrego sprzeciwu i kilku soczystych przekleństw.

– Po co Orochimaru ta informacja? – Nie widząc zupełnie sensu w zachowaniu Suiren, obserwował uważnie, jak w odpowiedzi kuli gwałtownie ramiona, a jej twarz tężeje.

– Nie wiem – prawie wyszeptała. Zdezorientowany odepchnął się od biurka i postąpił w jej stronę dwa kroki. Więcej nie był w stanie zrobić, bo zamarł w szoku.

Suiren przygryzła bowiem wargę niemal do krwi i uciekając znów wzrokiem w bok, schyliła szybko głowę.

– Naprawdę nie wiem. Przysięgam – wychrypiała zduszonym głosem, cała się napinając. – To był mój dług.

– Dług? – Madara wpatrywał się w Suiren, w ogóle jej nie poznając. Jakby siedział przed nim ktoś kompletnie inny. Jakby ta czerwonowłosa kobieta nie miała nic wspólnego z tą podstępną prowokatorką z baru, która go tak bezczelnie okłamała.

O wszystkim dowiedział się tamtego dnia, gdy wrócił nad ranem do hotelu i przez zamknięte drzwi usłyszał Suiren, jak z kimś rozmawiała. Sądząc początkowo, że to ktoś z obsługi, zbliżył się do drzwi, by usłyszeć następnie pięknie i wyraźnie, jak Uzumaki wydawała jakiemuś mężczyźnie rozkazy w celu rozszyfrowania tożsamości Tobiego – jego tożsamości. Wściekłość, jaka go wtedy ogarnęła, była nie do opisania. Wiedział jednak, że wtargnięcie wtedy do pokoju na niewiele, by się zdało. Suiren miała na tyle tupetu, by wszystkiemu zaprzeczyć i uciec przy pierwszej sposobności. Musiał nakryć ją na gorącym uczynku i złapać. Dlatego też, równolegle do śledztwa Suiren, on opracował swój własny plan. Przez wszystkie dni ignorował wszelkie oznaki nielojalności kobiety, tylko kilka razy dając jej do zrozumienia, że czegoś pobieżnie się domyśla i czekał. Cierpliwie czekał, aż dotarli do kryjówki i natychmiast poszedł do Peina. Nakazał mu opuścić organizację, a Konan rozkazał powiadomić o tym Suiren. Wiedział, że po tylu dniach będzie zdesperowana, by odkryć jego tożsamość i postanowi skorzystać ze sposobności. Jeśli czegoś dowiedział się o Suiren przez ten miesiąc, to tego, że nigdy nie marnowała żadnej z szans. I znów czekał. Czekał i nasłuchiwał, jak przetrząsa gabinet.

Teraz jednak, gdy miał ją już podaną jak na tacy – nie czuł satysfakcji. Suiren była... nie była sobą.



– To... – Suiren tymczasem przygryzła jeszcze mocniej wargę. – Ja postanowiłam wrócić do Orochimaru, ale za powrót... trzeba zapłacić. Trzeba spłacić dług, który powstał, gdy cię nie było.

Było to kłamstwo. Oczywiste, ale Suiren nie chciała mówić z jakiego powodu zaciągnęła dług. A Madara z pewnością, by się o to zapytał. A jego pytania były... Suiren przymknęła oczy, oddychając głębiej. Koszmary kolejnych tortur i kar rozpłynęły się pod jej powiekami, paląc ją w gardle i ściskając za serce. Czuła, że brakuje jej tchu. Była związana. Cała. Nie mogła się nawet ruszyć, a kat powoli nagrzewał metalowe szpikulce. Już za chwilę miały zatopić się z jej skórze.

Otworzyła szybko oczy, spychając wspomnienia głęboko w zakamarki swojego umysłu. Uświadomiła sobie jednocześnie, że drżała. Bała się, że jej kłamstwo zostanie w jakiś sposób odkryte i Madara ją ukarze. A fakt, że do tej pory nic nie zrobił, napawał ją coraz większym przerażeniem. Jeśli Orochimaru zwlekał z wymierzeniem kary, to nigdy nie oznaczało to czegoś dobrego.

Madara zmarszczył tymczasem wolno brwi.

– Zdajesz sobie sprawę, że Akatsuki nie toleruje zdrady? – zapytał i w końcu doczekał się dość "suirenowskiej" reakcji. Czerwonowłosa parsknęła drwiąco, wciąż jednak nie podnosząc głowy.

– Więc mnie zabijcie – odpowiedziała spokojnie, ale jej ton był tak pusty, że aż nienaturalny. – Ukarzcie mnie i zabijcie. Ale ja i tak powrócę.

Uniosła nieoczekiwanie głowę i przechyliła ją w bok, otwierając szeroko oczy.

– Będziecie mogli mnie tak karać w nieskończoność. Zniosę wszystko. – Przy ostatnim słowie jej głos lekko się zachwiał, a Madara otworzył zaskoczony oczy. O czym ona mówiła?

– Nie zamierzam cię karać.

– Nie kpij sobie ze mnie! – Suiren szarpnęła się gwałtownie w więzach, obnażając wściekle zęby. Gniew zapłonął w niej tak niespodziewanie, że Madara jedynie zamrugał. – Nie kłam mi prosto w twarz! Ukarz mnie i miejmy to już za sobą!

– O czym ty...

– Zdradziłam Akatsuki. – Patrzyła mu bezpośrednio w oczy, śmiało i wręcz bezczelnie. – Okazałam się szpiegiem. Zakpiłam z was. Zwiodłam, oszukałam, zdradziłam. Zrobiłam źle, wiem o tym. Zasługuję na karę.

Mówiła, jakby coś ją nawiedziło. Z jednej strony wydawała się skrajnie przerażona, a z drugiej żądała dla siebie pokuty.

– Każde nieposłuszeństwo jest karane. Nie można się sprzeciwiać. Nie można kłamać.

Suiren potoczyła nagle dookoła błędnym wzrokiem. Wydawała się być teraz w zupełnie innym świecie. Patrzyła na coś, czego Madara nie był w stanie zobaczyć i drżała konwulsyjnie w więzach. Zaciskała dłonie w pięści tak mocno, że wbiła sobie paznokcie w skórę i z ran popłynęła krew.

– Nie można narzekać. Nie można odzywać się nieproszonym. Nie można wychodzić bez pozwolenia. Nie można... Nie można...

Uzumaki utkwiła wzrok w butach Madary, a jej głos stał się bardziej roztrzęsiony.

– Zawsze trzeba się słuchać. Zawsze trzeba wykonywać wszystkie rozkazy. Zawsze trzeba zjeść to, co ci podadzą. Zawsze trzeba wypić to, co ci podadzą. Zawsze trzeba podziękować za to, co dostaniesz. Nawet za karę.

Madara nie potrafił słuchać tego dalej. Skrzywił się gwałtownie na ostatnie wyznanie i podszedł do niej, łapiąc ją mocno za ramiona.

– Wystarczy.

Suiren umilkła tak nagle, jakby co najmniej odgryzła sobie język. No tak, zawsze wykonuj wszystkie rozkazy, zgadza się? Madara przymknął na moment powieki. Nie wiedział czemu, ale zachowanie Suiren całkowicie wytrąciło go z równowagi. Zamierzał z nią porozmawiać na spokojnie, ale z jakiegoś powodu ta rozmowa przybrała obrót, którego zupełnie się nie spodziewał. Otworzył wolno oczy i spojrzał wprost w błyszczące niezdrowo oczy Suiren.

– Uspokój się – polecił sucho, starając się jednak, by jego głos zabrzmiał nieco mniej stanowczo niż wcześniej. Czerwonowłosa odetchnęła w tej samej chwili.

– Nie zamierzam cię karać. – Madara puścił ją i wyprostował się, podpierając się jednocześnie pod boki. – Zostaniesz jednak zamknięta w lochach. Odkryłaś moją tożsamość, a nie mogę pozwolić, by ktokolwiek się o tym dowiedział. Przynajmniej na razie.

– Nie rozumiem. – Suiren wpatrywała się w niego z rosnącym zdumieniem, jakby nie do końca wszystko do niej docierało. – Nie zostanę ukarana?

– Nie.

Madara spojrzał nagle na nią z zagadkową miną. Wyglądał, jakby chciał ją o coś jeszcze zapytać, ale w ostatniej chwili zrezygnował. W zamian za to, wyminął ją i ruszył do wyjścia. Uzumaki w tym samym momencie uniosła wzrok i spojrzała na sufit.

– Dlaczego chcieliście, bym dołączyła do Akatsuki? – zapytała nieoczekiwanie, a Madara położył rękę na klamce.

– Ponieważ wyglądasz jak Ona. – Z tymi słowami wyszedł, a Suiren zamknęła oczy. W uszach wciąż dudnił jej chory śmiech Orochimaru. W końcu jednak zagłuszyło go wspomnienie ponurego stwierdzenia Sory.


Zniszczył cię.


C.D.N.

***

Dziś nieco krócej, ale za to jakie emocje! :D  Ha! Tymczasem NN dopiero za jakieś cztery dni : ) Od teraz rozdziały będą wymagały ode mnie nieco więcej pracy, więc mam nadzieję, że to zrozumiecie :3

Btw.&PS: Chciałabym bardzo podziękować za wszystkie komentarze! <3 Nie mam co prawda w zwyczaju odpisywać na każdy z nich, ale to naprawdę wiele dla mnie znaczy i strasznie mnie motywuje :D Dziękuję też za wszystkie gwiazdki! Ogólnie wszystkim, którzy w jakiś sposób się tu udzielają :)

Do napisania! ~Igu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro