Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXV. Podejrzenia



Suiren siedziała na brzegu starego molo, spoglądając spokojnie w ciemną toń małego jeziorka. Niebo nad nią ścieliło się burzowymi chmurami, a chłodny wiatr owijał się wokół niej, próbując przeniknąć przez gruby płaszcz. Jej to jednak nie przeszkadzało i przechylając się co chwila do przodu, muskała czubkami butów pomarszczone lustro wody.

Myślała jednocześnie o tym, czego się dowiedziała.

Tobi pochodził z Konohy – fakt pierwszy. Krył się za maską z powodu tego, kim jest – fakt drugi. Był niebywale silny – fakt trzeci. I co najważniejsze – Tobi miał jakieś dōjutsu.

Bo moja moc jest większa niż całego tego pieprzonego Brzasku i przed moimi oczami nie ma żadnej ucieczki!!!

Suiren, realizując swój plan, ani przez chwilę nie podejrzewała, że uda jej się odkryć coś tak niesamowitego! Te wszystkie informacje rzucały na postać Tobiego zupełnie nowe światło, sprawiając, że coraz mniej cieni okrywało jego prawdziwą tożsamość.

Suiren już trzeci dzień – krok po kroku – odtwarzała w myślach ich rozmowę i rozkładała ją na czynniki pierwsze, próbując z niej wyłuskać wszystko, co tylko się dało.

Tobi pochodził z Konohy i posiadał jakieś dōjutsu. W Konoha natomiast żyły tylko dwie rodziny, które takowymi dysponowały. W grę wchodził więc albo Byakugan, albo Sharingan. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że kilka lat temu klan Uchiha został zrównany z ziemią, dość oczywistym faworytem stawał się ktoś z rodu Hyuuga.

Suiren zmarszczyła niezadowolona brwi.

Problem polegał na tym, że nie znała nikogo z tej rodziny, kto musiałby się kryć przed innymi za maską. Zdrada w klanie Hyuuga była czymś abstrakcyjnym i niepojętym. Wszyscy jego członkowie byli wobec siebie tak niebywale lojalni i wierni, że na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, żeby nie powiedzieć od stworzenia Wioski Ukrytej w Liściach, nie zdarzył się nikt, kto by ich zdradził. Chociaż całkowicie inną stroną medalu był fakt, że Hyuuga rządzili się własnymi zasadami i wybitnie uwielbiali utajniać wiele spraw, pozostawiając je znanymi tylko nielicznym.

Co jednak w takim razie z Uchiha?

Suiren podniosła wzrok i zapatrzyła się przed siebie w jakiś nieokreślony punkt.

Uchiha praktycznie zawsze mieli coś na sumieniu, no i cóż, nie byłaby w sumie za bardzo zdziwiona, gdyby okazało się, że okropną rzeź przeżył ktoś jeszcze oprócz Itachiego i Sasuke. Starszy Uchiha mógł – nawet zupełnie nieświadomie – pominąć kogoś, komu udało się szczęśliwie zbiec z miejsca mordu i w obawie o bycie ściganym, ukryć się za maską. Tylko dlaczego w takim wypadku wstąpił do Akatsuki, do którego – jakby nie patrzeć – Itachi też należał? Czy mogło chodzić o zemstę? Czy Tobi rzeczywiście mógł być jakimś ocalałym cudem Uchiha, który szukał teraz zemsty na Itachi za to, co zrobił?

Suiren zadarła mocniej głowę, spoglądając w zachmurzone niebo.

To miało w sobie jakiś sens. Wyjaśniało chociażby, dlaczego Tobi nosił maskę i ukrywał swoją prawdziwą moc. Gdyby zaczął używać swoich oczu, Itachi z pewnością by go rozpoznał.

Z resztą – Suiren zmarszczyła nieco nos – Tobi miał też ognistą naturę chakry, co tylko potwierdzało jej teorię o jego przynależności do Uchiha. A skoro tak, jej poszukiwania ograniczyły się właśnie do jednej rodziny, co z pewnością wiele ułatwiało. Teraz wystarczyło tylko pociągnąć za kilka sznureczków, by zakończyć w końcu tę misję i wrócić do Dźwięku.

Wstała z molo i otrzepała swobodnie tył płaszczu. Razem z Tobim znajdowała się na północy Kraju Ognia i byli już dosłownie półtora dnia drogi od Deszczu, ale nadal tropili drugi z celów wyznaczonych przez Kakuzu. Itachi i Kisame nie dawali na razie znaku życia, więc ciągle mieli czas na utarcie nosa naczelnemu materialiście. W tej jednak dokładnie chwili, Tobi, kilkanaście metrów dalej, łowił przy brzegu ryby. Podwijając nogawki czarnych spodni i zrzucając z ramion płaszcz Akatsuki, brodził w płytkiej wodzie z prymitywnie skonstruowaną wędką, próbując zapewnić im pożywną kolację.

Suiren odszukała go wzrokiem i spoglądając na niego, wykrzywiła usta w podłym uśmieszku.

Tamtej pamiętnej nocy Tobi nie położył się, ani na łóżku, ani na podłodze. Po ledwo pięciu minutach spędzonych w łazience, wyszedł z niej z rozmachem i krótko się rozejrzawszy, wyszedł z pokoju i wrócił dopiero nad ranem, gdy Suiren była już dawno na nogach. Czerwonowłosa nie wnikała jednak łaskawie w to, gdzie był i przez pół dnia realistycznie udawała bycie na kacu, dając Tobiemu do zrozumienia, jakoby nie pamiętała niczego od drugiej butelki poczynając. Musiała go tym wyraźnie uspokoić, bo w pierwszym odruchu nie wiedział w ogóle, jak się do niej zwracać. Co jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że to, czego się dowiedziała, miało znaczenie.

*

Zeszła z molo, przechodząc swobodnie obok płonącego już raźno ogniska i odprowadzona uważnym spojrzeniem Tobiego, weszła między gęsto rosnące drzewa. Mężczyzna, widząc jednak, gdzie poszła, odwrócił się z powrotem ku wodzie, skupiając ponownie uwagę na rybach. W końcu, każdy miał prawo pójść za potrzebą, prawda? Szkoda tylko, że Suiren zamiast za potrzebą, poszła spotkać się z Kasaiem.

– I jak? Masz coś? – Uzumaki usiadła swobodnie na ściętym pniu i założyła nogę na nogę, spoglądając spod rzęs na uśmiechniętego przebiegle demona. Youkai odwzajemnił jej spojrzenie z niemym rozbawieniem, a jego oczy rozbłysły dziko.

– Wszyscy stanęli na wysokości zadania, moja pani. – Z tymi słowami wyciągnął w jej stronę szponiastą łapę z pięcioma małymi zwojami.

– Doskonale. – Suiren uśmiechnęła się mimowolnie i odebrała wszystkie zwoje. Były one kolejno od Hitoshiego, Yoru, Sory, Itsuko i Naruto. Trzy dni temu, gdy Suiren przebudziła się sama w hotelowym pokoju, wiedziała, że musi szybko działać i od razu wezwała do siebie Kasaia, by wysłać go następnie do tych wszystkich osób.

Potrzebowała informacji, wiadomości, plotek, pogłosek, zeznań, czegokolwiek, co mogłoby potwierdzić którąś z jej dwóch teorii. Potrzebowała wsparcia i patrząc teraz na te pięć zwoji, Suiren pomyślała z nieoczekiwanym uczuciem, że je ma. Ma do kogo się zwrócić z nawet najbardziej absurdalną prośbą, wiedząc, że nie zostanie zignorowana. To było dobre uczucie i przez chwilę Suiren po prostu patrzyła na zwoje, nie otwierając żadnego z nich.

Zaraz jednak się opamiętała i zaczęła czytać pierwszy – od Hitoshiego. Kasai w tym czasie bujał się na piętach z ironicznym uśmieszkiem, obserwując uważnie, jak Suiren marszczy niezadowolona brwi.

Przy kolejnych trzech listach, niezadowolenie Uzumaki tylko stopniowo się powiększało. Każdy praktycznie dosłownie poruszył niebo i ziemie, by jej pomóc, ale niestety. Ani siatka wywiadowcza Yoru, ani wpływy Itsuko, ani nawet umiejętności Sory nie pomogły im dowiedzieć się czegoś przydatnego. Wiele osób słyszało o masakrze klanu Uchiha, jak i o samym Itachim i o Sasuke. Nikt jednak nie słyszał, by ktokolwiek inny przeżył tamtej przerażającej nocy. Nikt też nie poczuwał się do przynależności do tej przeklętej jak mówiono rodziny. Nie było nikogo, kto przesadziwszy z alkoholem, czy innymi używkami raczyłby przechwalać się co do swojego pochodzenia. Po prostu nie było nic. Pustka. Jakby Itachi i Sasuke rzeczywiście byli jedynymi żyjącymi Uchiha. Najdziwniejsze było jednak to, że nikt też nie kojarzył samego Tobiego, jako Tobiego – mężczyzny w charakterystycznej, pomarańczowej masce. (Oczywiście nie biorąc pod uwagę ostatniego miesiąca, gdy podróżował z nią.)

Suiren zdawała sobie sprawę, że jest młody. Jego głos jasno o tym świadczył, ale nawet jeśli miałby mieć tylko dwadzieścia pięć lat, to niemożliwym było, by przez tyle lat pozostawał niezauważonym. Musiała istnieć chociaż jedna osoba, która go widziała i pamiętała. Inaczej... Inaczej to wyglądało tak, jakby Tobi nie należał do tego świata. Albo – Suiren podniosła gwałtownie wzrok, wbijając go w Kasaia.

– Moja pani? – zapytał automatycznie youkai, ale Uzumaki go nie widziała, ani nie słyszała. Jej myśli pędziły przed siebie, nie mając nawet czasu wziąć oddechu.

Co jeśli była grupa, albo nawet i masa osób, które go widziały? Co jednak jeśli wszystkie te osoby były już dawno martwe? Co jeśli karą za zobaczenie Tobiego była śmierć? I dlaczego w takim razie teraz, podróżując z nią, nie krył swojego istnienia? W końcu bez problemu wchodził z nią do wszystkich barów, sklepów i hoteli, narażając się na zapamiętanie. Dlaczego wcześniej tego unikał?

Kim on był?

*

Ostatni ze zwoji – ten od Naruto – też niewiele zmienił. Na jej prośbę, blondyn udał się w tajemnicy do Hinaty, prosząc ją o pomoc. Młoda Hyuuga nie potrafiła mu odmówić i wspólnie odkopali najstarsze dzieje jej rodziny, by sprawdzić drugą z teorii Suiren, ale niestety, na próżno. Zdrada w rodzie Hyuuga karana była śmiercią i nawet jeśli ktoś już się skusił na sprzeniewierzenie swojej rodzinie, to dawno nie żył. Hinata okazała się jednak na tyle zmyślna, że poszukała również wszelkich informacji o możliwym innym dōjutsu, ale jej ojciec z całą pewnością potwierdził, że w Konoha nigdy nie żyła ani jedna osoba, która posiadałaby inną wzrokową technikę, jak Sharingan, czy Byakugan. Sprawa ta była o tyle pewna, że kekkei genkai związane z oczami zdarzały się niewyobrażalnie rzadko.

Więc, krótko mówiąc, eliminując Byakugana, naprawdę zostawała tylko jedna opcja.

Tobi był Uchiha, czy tego chciał, czy nie, a jego dōjutsu był Sharingan.

*

Następne dwa dni minęły Suiren na ciągłych rozmyśleniach i snuciu najróżniejszych podejrzeń i teorii. Doszła bowiem do wniosku, że skoro niemożliwym jest, by Tobi przeżył masakrę klanu Uchiha, to musiał odejść z klanu na jakiś czas przed tym wydarzeniem. Tym razem więc poprosiła Yoru i Hitoshiego o możliwą listę wszystkich Uchiha, którzy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, ich ciała nie zostały odnalezione, zostali uznani za zaginionych, lub też po prostu zostali uznani za zdrajców i wygnani. Lista, którą dostała jeszcze tego samego dnia mieściła aż trzydzieści cztery pozycje. By zyskać na czasie, Suiren wysłała Kasaia z poszczególnymi nazwiskami nie tylko do Itsuko i Sory, ale i do zaprzyjaźnionych osób ze Stowarzyszenia Białego Kolibra. I choć demon narzekał i narzekał, że od tygodnia nie ma ani chwili spokoju, to wykonywał jej polecenia z tylko sobie znaną skrupulatnością, manewrując między wszystkimi elementami tej specyficznej układanki i dostarczając Suiren coraz to nowe informacje. Która również miała nie łatwy orzech do zgryzienia. Wciąż musiała bowiem grać przed Tobim, pilnując się w jego obecności, jak tylko się dało, a przy tym czynnie szukać z nim ich celu. Ach, no i musiała uważać, by zamaskowany nie zorientował się, że kontaktuje się z Kasaiem. Zwłaszcza, że jakoś tak od dwóch dni zdawał się coś podejrzewać i nie odstępował jej na krok, przez co sposobności do spotkania z youkaiem było zatrważająco mało. Uzumaki musiała nieźle kombinować i przyzywać demona siedząc w ubikacji, idąc za potrzebą w las, lub podczas niebywale krótkich momentów, gdy Tobi spał, a ona miała wartę. Cóż, na brak adrenaliny nie mogła narzekać.



Trzydziestego pierwszego października Suiren mogła jednak z powodzeniem wykreślić niemal wszystkie pozycje z listy. Jej informatorzy stanęli na głowie i sprawdzili dosłownie wszystko, przez co Uzumaki u blisko jedenastu osób miała teraz niewyobrażalny dług, ale dzięki nim udało jej się wyłuskać kilka ciekawych nazwisk. W sumie było ich pięć, a należeli do nich kolejno: Kagami Uchiha, Yakumi Uchiha, Shisui Uchiha, Obito Uchiha i Madara Uchiha. Dwóch pierwszych dość szybko odrzuciła, jednak najprędzej wykreśliła z listy Madare. Jakoś możliwość, że legendarny shinobi mógłby żyć była... absurdalna. Tak absurdalna, że Suiren nie potrafiła sobie tego nawet wyobrazić. Do tej niepokojącej myśli wróciła dopiero wtedy, gdy jej rozmyślania względem Shisuiego i Obito utkwiły w martwym punkcie.

Madara.

Czy to w ogóle możliwe?

Suiren szła spokojnie kilka kroków za Tobim, przyglądając się uważnie jego plecom. Zamyślonym wzrokiem powiodła po jego szerokich barkach i czarnych, postrzępionych włosach ukrytych pod szeroką opaską przytrzymującą maskę. Czy mogłyby to być włosy jednego z dwóch najsilniejszych shinobi ostatniego wieku? Suiren nie wiedziała i to ją niepokoiło.

Tobi był silny, bardzo silny. Do tego charyzmatyczny i pewny siebie. Biły od niego spokój i nonszalancja właściwe jedynie wyjątkowym ludziom. Czy były to przymioty kogoś tak wielkiego jak Madara? Nie, to niemożliwe. Gdyby miałby to być ten sam Madara, który walczył w Dolinie Końca z Hashiramą, to aktualnie powinien mieć z dobre dziewięćdziesiąt pięć lat – jeśli nie lepiej. A ten idący przed nią mężczyzna z całą pewnością nie miał nawet trzydziestki na karku. Jakim cudem więc?

Suiren zmarszczyła niezadowolona brwi. Jak miałaby się tego dowiedzieć, nie demaskując się? Czy istniał ktoś, kto mógłby jej pomóc? Kto mógłby wiedzieć?

Podniosła wzrok na jasne, bezchmurne niebo.

Pein pewnie wiedział. Konan była najbliżej niego, więc zapewne też. Jednak Suiren jakoś szczerze wątpiła, by którekolwiek z tej dwójki łaskawie wyjawiło jej, kim jest Tobi.

Ale co z resztą Akatsuki? Jeśli wiedzieli, to czemu to przed nią ukrywali? Nie ufali jej? W końcu tylko Itachi... Itachi!

Suiren uśmiechnęła się nagle przebiegle pod nosem. Itachi musiał wiedzieć, a nawet jeśli nie, to jak tylko mu zdradzi, że Tobi należy w rzeczywistości do jego rodziny, to z pewnością jej pomoże dowiedzieć się prawdy. Jakby nie było, był po jej stronie, prawda? Gdyby było inaczej, już dawno zdradziłby Peinowi, że miała przy sobie stary pierścień Orochimaru i jest zdrajczynią.

Jak tylko dotrą do kryjówki, będzie musiała z nim porozmawiać. Tak, to był dobry pomysł.



***



Złapanie problematycznego łowcy zajęło im dłużej niż się spodziewali, ale ostatecznie im się udało i rankiem drugiego listopada weszli do kryjówki Akatsuki bogatsi o naprawdę ładną sumkę pieniędzy. Szybko jednak okazało się, że są na miejscu sami, poza oczywiście Konan i Peinem, a pieczętowanie Yonbiego przesunie się jeszcze trochę w czasie, bo jego jinchūriki okazał się dość problematycznym człowiekiem, który zdając sobie sprawę z pościgu Akatsuki, cały czas bardzo zwinnie im umykał. Suiren i Tobi, postawieni w takiej sytuacji, nie mając nic lepszego do roboty, rozeszli się do swoich pokoi na zasłużony odpoczynek.

*

Suiren leżała na swoim łóżku, z rękoma założonymi za głowę i wpatrywała się bez słowa w biały sufit. Leżała tak już od dobrych dwóch godzin, nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić. Co prawda zaraz po powrocie znalazło się multum rzeczy do zrobienia, jak wzięcie prysznicu, czy posprzątanie pokoju, ale teraz, gdy zbliżał się już powoli wieczór, Suiren znów pogrążyła się w rozmyślaniach. Na nowo roztrząsała w myślach wszystkie możliwości, zastanawiając się, czy bardziej prawdopodobny jest Tobi-Obito, Tobi-Shisui, czy może jednak Tobi-Madara? Z tych w kółko wirujących podejrzeń i teorii wyrwało ją nieoczekiwanie ciche pukanie do drzwi. Podniosła się zdziwiona na łokciach, spoglądając z zaciekawieniem na zamknięty kawałek drewna.

– Proszę – rzuciła dopiero po dłuższej chwili i już myślała, że niezapowiedziany gość zrezygnował, gdy nagle drzwi uchyliły się i przez jasną szparę wsunęła się do pokoju Konan.

– Przeszkadzam? – zapytała spokojnie, spoglądając na nią, a Suiren zaprzeczyła ruchem głowy, podnosząc się do siadu.

– O co chodzi?

– Nic wielkiego, wpadłam tylko powiadomić cię, że razem z Peinem opuszczamy kryjówkę na dzisiejszą noc. – Powiedziała to spokojnie, z charakterystyczną dla siebie rozwagą, a przy tym lekko, jakby rzeczywiście była to ot taka sobie zwykła uwaga. Suiren uniosła na to jedynie brwi.

– A mówisz mi to w celu? – Oparła ręce na materacu, pochylając się delikatnie do przodu. Konan natomiast wzruszyła ramieniem.

– Gdy Pein nie jest na miejscu, bariery chroniące odrobinę słabną. Co prawda szansa, że zostaniemy zaatakowani akurat dzisiaj jest teoretycznie równa zeru, ale lepiej dmuchać na zimne. – Zmrużyła nieco swoje piękne, bursztynowe oczy, a Suiren westchnęła cicho.

– Więc po prostu mam uważać?

– Nie bardziej niż zwykle. – Konan przeciągnęła się, prostując bardziej plecy i podparła się pod boki. – Po za tym, jak tam powrót?

– Całkiem znośnie. – Uzumaki wygięła ironicznie usta, a błysk satysfakcji rozświetlił nagle jej oczy. – A Kakuzu po powrocie czeka dość miła niespodzianka.

Konan uśmiechnęła się na to kącikiem ust.

– Od początku to planowałaś, prawda? – Wydawała się być szczerze rozbawiona, na co kpiący uśmieszek Suiren tylko się powiększył.

– Oczywiście.



Porozmawiały jeszcze chwilę, aż w końcu Konan pożegnała się i wyszła. Suiren natomiast podniosła się w tej samej chwili z łóżka i uśmiechnęła szeroko, rozglądając wolno po pomieszczeniu. W jej głowie właśnie narodził się nowy plan. Plan wkradnięcia się do gabinetu Peina i odkrycia w końcu tożsamości Tobiego.

Koniec z pustymi podejrzeniami. Czas dowiedzieć się prawdy.

C.D.N.

***

Dziś troszkę  rozmemłany rozdział, ale zależało mi, by ukazać tok myślowy Suiren i to, w jaki sposób doszła do końcowych wniosków :D Jest blisko, nie uważacie? XD

Nie mniej jednak, przepraszam za ten poślizg, ale ostatnio dużo się u mnie dzieje i nie miałam zbytnio czasu na pisanie pomimo weny. NN przewiduję jednak już za jakieś trzy/cztery dni : )

Pozdrawiam! ~Igu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro