XXXIX. Powstanie
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Nie było mnie taki szmat czasu, że aż mi wstyd. Byłam jednak kompletnie wypłukana z weny, a od dawien dawna stosuję zasadę nie pisania na siłę. Także mam nadzieję, że mi wybaczycie, że rozdział pojawia się dopiero teraz, ale chciałam po prostu, by był dobry. Choć pewnie i tak nie jest tak dobry, jak powinien. Nie mniej jednak, jeszcze raz przepraszam i zapraszam do czytania. Pozostaje mi jedynie wierzyć, że więcej nie doświadczę takiego zastoju, a wy, moi drodzy czytelnicy, wybaczycie jakoś swojej Pandzie :3
Enjoy! ~Igu
***
Itachi siedział na łóżku w swoim pokoju i spoglądał zamyślony na przeciwległą ścianę. Wodził po niej powoli czarnym wzrokiem, by w pewnym momencie przenieść spojrzenie na swoje ręce. Jasne, bez blizn, o długich, szczupłych palcach.
Przymknął oczy i przywołał ze wspomnień równie jasne, jednak znacznie zgrabniejsze dłonie Suiren, z półdługimi, zadbanymi paznokciami w kolorze krwistej czerwieni. Przypomniał sobie jej mocny uścisk na jego prawym nadgarstku i nacisk jej miękkiego palca, gdy na wewnętrznej stronie jego dłoni wypisywała mu znak kanji oznaczający płomień – Kasai.
Gdy tego wieczoru zszedł do lochów, by ponownie spotkać się z czerwonowłosą Uzumaki, w pierwszym odruchu pomyślał, że się pomylił. Bo leżąca na skalistej ziemi kobieta w żaden sposób nie przypominała Suiren. Nie widzieli się przez zaledwie cztery dni, ale dopiero, gdy ujrzał jej siną skórę i zapadniętą twarz, uświadomił sobie, że od tych czterech dni Suiren nic nie jadła. Madara, nie mając już powodu, by odmówić uczestniczenia w pieczętowaniu, brał w nim udział jako dziesiąty członek i sprawiło to, że nie było nikogo, kto mógłby przynieść jej jedzenie. Jednak tylko Suiren wiedziała, jak tragiczny miało to skutek dla jej organizmu.
Ostatni raz doświadczyła powrotu, gdy została zabita przez Tamilę – a więc już dwadzieścia jeden dni temu i jej ciało zaczynało powoli dążyć do ponownego zmartwychwstania. Ta nieoczekiwana głodówka, była dla jej uzależnionego organizmu jak jakieś cudowne zrządzenie losu, podczas, gdy dla niej samej było to jednym wielkim żartem. Bardzo, bardzo kiepskim w dodatku.
Twarz miała szarą, wręcz popielatą, a oczy podkrążone, jakby nie spała od tygodnia. Usta wyschnięte na wiór, a przy tym wygięte drwiąco w krzywym uśmiechu. Wyciągając prawą rękę przez kraty, spojrzała na niego spod rzęs i wykrzywiła się pogardliwie.
– Podaj mi swój kunai – zażądała.
– Dlaczego?
– Bo chcę cię zabić – prychnęła kpiąco i wywróciła oczami. – Po prostu podaj go. Tylko grzecznie uprzedzam, może pojawić się trochę krwi.
Gdy wyciągnął z kabury jedno ze swoich ostrzy, coś niezdrowego błysnęło w jej zielonych oczach. Trzymając już kunai w dłoni, obnażyła dziko zęby i przesuwając odrobinę ciasne bransolety kajdan, podcięła sobie żyły.
Źrenice jego bezdennie czarnych oczu rozszerzyły się w szoku, gdy chwyciwszy jego nadgarstek, naznaczyła go swoją własną krwią, by następnie osunąć się na ziemie i skonać, wykrwawiając się w zaskakującym tempie.
***
– Mam dla was wspaniałe wieści od mojej kochanej pani! Trzymajcie się życia, bo Madara Uchiha powstał z martwych!
Sasuke otworzył gwałtownie oczy, a kilka osób zapowietrzyło się głośno.
– Coś powiedział?! – Mao zbladł jak ściana, ale swoim głosem mógłby przeciąć najtwardszą stal. Zacisnął dłonie w pięści i spojrzał na Kasaia, jakby co najmniej wszystko to było jego winą. – Kasai, jeśli to jakiś pieprzony żart...!
– Żaden żart! – Kasai wyszczerzył się dziko, wybuchając irytującym śmiechem, na co Yoko prychnęła głośno. – Moja pani spłaciła swój dług! Ale o to stała się więźniem samego Madary Uchiha!
*
Wszyscy członkowie Oto no pawy siedzieli razem w sali obrad i czekali w ciszy na przybycie Orochimaru. Póki co, Gadzi Sannin rozmawiał z Kasaiem w swoim gabinecie, a towarzyszył im jedynie Kabuto. Nawet Mao nie uczestniczył w tej rozmowie, siedząc za to zaraz obok Fumiko i trzymając ją kurczowo za rękę.
– Madara ją więzi – odezwał się nagle poważnie Hisagi, krzyżując ręce na klatce piersiowej i spoglądając spode łba na pozostałych. Rengyo przymknął oczy, wypalając już czwartego papierosa z rzędu, a Yumi spuściła spojrzenie na swoje rozdygotane dłonie.
– Suiren-san nienawidzi więzienia – rzuciła nieoczekiwanie Hanae, a kilka osób syknęło głucho. Oni też w większości byli dawnymi "pacjentami" Orochimaru i podobnie jak Suiren przeżyli piekło bolesnych eksperymentów. Co prawda nie aż tak strasznych jak młoda Uzumaki, ale nie byłoby żadnym nadużyciem, jeśli powiedzieliby, że doskonale ją rozumieją.
– Jak myślicie, torturują ją? – zapytał ni stąd ni zowąd Suigetsu, a Mao momentalnie zmroził go rozwścieczonym spojrzeniem.
– Jeśli tak, to mogą być pewni, że pogrzebię ich żywcem – warknął złowrogo, a Fumiko zadrżała lekko na dźwięk jego tonu.
Sasuke siedzący u szczytu stołu i spoglądający dotąd w jakiś nieokreślony punkt na suficie, przeniósł teraz swój bezdenny wzrok na Pierwszego.
– Zaatakujesz Akatsuki z jej powodu? – spytał poważnie, na co Mao odwzajemnił jego spojrzenie, mrużąc nieco oczy.
– Dla twojej wiadomości, to z jej powodu byłbym w stanie zaatakować nawet samych Kage. Suiren jest nasza. – Niemal wszyscy kiwnęli w tym momencie głowami, potwierdzając w ten sposób jego słowa. –To my ją wychowaliśmy i to my jesteśmy winni jej zniewolenia. To my ją skrzywiliśmy i dlatego właśnie to naszą sprawą jest, by mogła teraz żyć wolno. Tak postanowiliśmy ponad dwa lata temu i tego zamierzamy się trzymać.
Sasuke pozostał z zewnątrz tak samo obojętny i zimny jak zawsze, ale w głębi duszy nie był w stanie powstrzymać gorzkiej myśli, że Suiren rzeczywiście jest ich. Przypomniał sobie jednocześnie ten dziwny uścisk w gardle, gdy zobaczył Suiren witającą się z całą Oto no pawą w dniu swojego powrotu. Przypomniał sobie też tą nieprzyjemną świadomość, iż młoda Uzumaki ma miejsce, do którego należy, podczas gdy on sam przecież odrzucił takie miejsce.
Sasuke ściągnął nieco brwi, nie po raz pierwszy myśląc nad tym, że własnymi rękoma pozbawił się miejsca, do którego mógłby powrócić. Miejsca, w którym ktoś by na niego czekał. Miejsca, w którym mógłby zostać pochowany, gdy już zabije Itachiego i to wszystko się skończy. Szybko jednak odrzucił od siebie te myśli i skupił ponownie uwagę na Mao, którego chyba jeszcze nigdy nie widział tak poważnego. Dziś z resztą chyba po raz pierwszy rzeczywiście wyglądał na swoje dwadzieścia osiem lat.
– Wiecie... – W ciszy, która zapadła po wcześniejszej wypowiedzi Mao, głos Yoko wydał się nagle dziwnie ściśnięty i nienaturalny. – Już nawet mniejsza o Zero, ale... Kasai powiedział, że Madara Uchiha żyje.
Potęga zasępiła się na nowo.
– W takim razie czeka nas wojna. – Fukuzawa wzruszył niedbale ramionami, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
– Wojna?! – Yumi wydała z siebie przerażony pisk, na co Karin wzdrygnęła się gwałtownie, kuląc ramiona i przymykając oczy ze zmartwiałą miną. Wojna wywoływała w niej najgorsze z możliwych wspomnień.
– Ale Uchiha?! – zapytał nagle głośno Hisagi, uderzając pięścią w stół i patrząc wściekle na Sasuke. – Dlaczego kurwa mać Madara Uchiha?! I to jeszcze w Akatsuki! Co te gnoje w ogóle planują?!
Nim jednak ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć, drzwi do sali otworzyły się gwałtownie i wszedł przez nie sam Orochimaru z Kabuto. Bez Kasaia.
– Orochimaru-sama. – Przez pomieszczenie momentalnie przetoczyło się ciche pozdrowienie, na co Gadzi Sannin nawet nie zareagował. Zamiast tego, jego bystre oczy zatrzymały się na Sasuke.
– Suiren odkryła tożsamość członka Akatsuki, który nazywany był Tobim – ogłosił prosto z mostu, na co wszyscy tylko wymienili się krótkimi spojrzeniami. – Tym samym spłaciła swój dług. To wszystko.
Odwrócił się, najwyraźniej z zamiarem wyjścia, na co Mao poderwał się gwałtownie do góry.
– Chwila! – zawołał ostro, a Orochimaru zatrzymał się i zerknął na niego przez ramię.
– Tak?
– A co z Suiren? Co z Madarą?
– Póki co, nie mam wam nic więcej do powiedzenia.
– Jak to?! – zbulwersował się na to Mao, marszcząc gniewnie brwi. – Suiren została jeńcem Akatsuki. Nie możemy na to pozwolić!
– Suiren jest nieśmiertelna. – Orochimaru pozostał zupełnie niewzruszony. – Nie umrze, ani nie wyda naszych tajemnic. I – Sannin uniósł ostrzegawczo rękę, ponieważ Mao już otworzył usta, by mu przerwać – są to bezpośrednio jej własne słowa. Kasai przekazał, że Suiren nie prosi o ratunek, ale jedynie o uznanie spłaty długu.
– A od kiedy to Zero prosi o pomoc? – wtrąciła się nagle zgryźliwie Yoko, a Sasuke poczuł nagłe zimno. – Ktoś skutecznie ją nauczył, że wszelkie prośby o pomoc są surowo karane.
W sali zapadła martwa cisza, w której Orochimaru odwrócił się powoli w stronę Yoko i wygiął usta w krzywym uśmiechu, mrużąc przy tym nieco swoje gadzie oczy.
– Suiren jest bezpieczna – powiedział to takim tonem, że Sasuke naprawdę miał trudności, by w to uwierzyć. – Zamiast na niej, powinniście raczej skupić się na sobie i swoich umiejętnościach.
Orochimaru uniósł nieco głowę, a jego chory uśmiech poszerzył się.
– Madara Uchiha wraz ze swoimi krewniakami i Akatsuki planuje rozpętać Czwartą Wielką Wojnę Shinobi.
– Czwartą... – Fumiko aż się zająknęła. – Wielką?
– Pozwólcie, że pozostawię was teraz. – Orochimaru skinął im głową z wyraźną kpiną. – W związku z tymi informacjami, zmuszony jestem przemyśleć kilka spraw.
***
Sasuke stał przy oknie w swoim pokoju, czując jak rozpiera go lodowata furia. Wpatrywał się w szybę, nie widząc rozgwieżdżonego nieba, tylko swoje zimne oczy lśniące Sharinganem.
Madara Uchiha i jego krewniacy planowali rozpętać Czwartą Wielką Wojnę. Krewniacy.
Itachi Uchiha.
Itachi!
Do jasnej cholery!
Sasuke zacisnął wściekle dłonie w pięści, z trudem powstrzymując się od uderzenia w okno. Jego brat, jego podły, tchórzliwy brat współpracował z Madarą. Razem z Madarą uwięził Suiren i jeden Mędrzec wie, co też z nią teraz robi.
Jego wnętrzności palił dziki płomień wściekłości, gdy tylko pomyślał o tej pysznej, dumnej kobiecie w towarzystwie jego starszego brata. O tej irytującej, niemożliwej kobiecie, która siedziała teraz uwięziona w lochach, których nienawidziła. O tej podłej, ale bystrej kobiecie, która jako pierwsza...
– Sasuke?
Uchiha odwrócił się gwałtownie, a w jego ręce w tej samej chwili rozbłysło śmiertelne chidori, ale na widok przerażonej miny Karin, natychmiast przerwał technikę.
– O co chodzi? – zapytał, i tylko jakimś cudem jego głos był tak samo chłodny i spokojny jak zawsze. Karin rozejrzała się niepewnie po pokoju nastolatka i spojrzała na niego spod rzęs.
– Mogę wejść? – spytała, na co Sasuke odetchnął nagle, zgarniając całą swoją złość głęboko do podświadomości.
– Wejdź.
Już miał się odwrócić z powrotem w stronę okna, gdy niespodziewanie kątem oka ujrzał, że zaraz za Karin do jego pokoju wchodzą także Suigetsu i Juugo.
Czerwonowłosa zamknęła za nimi wszystkimi drzwi i przestępując niepewnie z nogi na nogę, zerknęła na spokojnego Juugo, a potem na Suigetsu, który jak gdyby nigdy nic, uwalił się na łóżku Sasuke.
– Więc? – zapytał, spoglądając w sufit i zakładając ręce za głowę, na co Sasuke uniósł jedynie nieco brwi.
– A o co chodzi, jeśli można wiedzieć? – Uchiha spojrzał na swoich podwładnych z niezrozumieniem.
– Jak to? – Suigetsu przymknął jedno oko i zerknął na niego. – Kiedy wyruszamy po Suiren?
Sasuke aż zamrugał, a jego Sharingan rozmył się w zwykłą, czarną tęczówkę.
– Wyruszamy?
– No nie mów, że nie chciałeś tego zrobić? – Suigetsu uniósł się na łokciach z krzywym uśmieszkiem. – Suiren może i jest irytująca, ale wiesz, jakby to powiedzieć... – Uniósł na chwilę wzrok, po czym wyszczerzył swoje ostre zęby – byłoby głupio tak ją zostawić na pastwę Akatsuki, co?
– Wiecie – odezwała się nagle dość nieśmiało Karin, ale zaraz jej głos nabrał swojej zwykłej pewności siebie – Suiren to moja kuzynka. A jako rodzina, jesteśmy sobie coś winne.
Wzruszyła niedbale ramionami, jakby było to coś oczywistego i w ogóle nie podlegającego dyskusji.
Juugo jedynie spojrzał na Sasuke.
– Jesteśmy jedną drużyną – odezwał się, kiwając głową. – Jeśli chcecie pomóc Suiren, ja też chcę.
– A poza tym – Suigetsu dalej podpierał się na łokciach – naszą pierwszą wspólną misją było sprowadzenie Suiren, prawda? Jaki sens miałaby ta wyprawa, gdyby teraz Suiren wpadła w łapska Akatsuki?
Sasuke wpatrywał się w nich, jakby nie wierząc w to, co do niego mówili.
– Chcecie uratować Suiren? – zapytał w końcu, zniżając niebezpiecznie głos. – Chcecie uciec z Otogakure?
– Ja bym to nazwał krótkotrwałą niesubordynacją. Chociaż fajnie byłoby stąd nawiać. – Suigetsu podniósł się do siadu i spojrzał na Sasuke spode łba. – Suiren się udało.
– Znaczy... – Karin zamrugała szybko. – To nie tak, że sprzeciwiam się Orochimaru-sama, tylko po prostu Suiren... to moja rodzina.
Dziewczyna odwróciła wzrok, nagle dziwnie zawstydzona, a Sasuke zmarszczył brwi.
Fakt, planował w najbliższym czasie odejść z Otogakure, ale przed tym planował zabić Orochimaru. Jak widać jednak, los postanowił spłatać mu niezłego figla. Chociaż... zamknięta nie tak dawno wściekłość zapłonęła w nim na nowo, w mgnieniu oka zmieniając się w palącą nienawiść. Skoro Hebi chciało iść z nim, proszę bardzo. Razem uratują Suiren, a on przy okazji zabije Itachiego. W końcu się z nim zmierzy i pomści śmierć rodziny.
Uniósł mordercze spojrzenie, przesuwając nim kolejno po twarzach Suigetsu, Juugo i Karin. Na nieco dłużej zatrzymał wzrok na szkarłatnych puklach dziewczyny. Niemal tak samo szkarłatnych jak Suiren.
Tak, uratuje tę bzdurną, irytującą kobietę. I zabije Itachiego za to, że śmiał ją uwięzić.
***
Zegar w salonie Rezydencji Dźwięku wybił godzinę drugą w nocy, gdy Hebi przemknęła niepostrzeżenie przez cały wąwóz. Skradając się pod osłoną burzowych chmur, wsunęli się bezgłośnie do tunelu, prowadzącego bezpośrednio do wyjścia z Oto. Przerażające o tej godzinie korytarze, zionęły zewsząd nieprzyjemnym chłodem, sprawiając, że kluczenie w tym wielkim labiryncie stawało się jeszcze bardziej upiorne niż zwykle.
– Biegną, biegną małe szczury.
Karin omal nie wrzasnęła, gdy nagle tuż przed jej nosem zmaterializowała się wyszczerzona niebepiecznie Yoko.
– Malutki wężyk opuszcza norę.
Fukuzawa w jednej chwili rzucił się na Juugo, przygwożdżając go do ziemi, w tym samym momencie, gdy Rengyo przyszpilił do ściany Suigetsu.
– Zdrada?
Pozostali członkowie Oto no pawy pojawili się wokół Sasuke, który zupełnie automatycznie wyciągnął swoją katanę i wykierował ją prosto w gardło Mao.
– Co wy robicie?
Nic dziwnego, że Mao był Pierwszym. Jego głos, postawa i wzrok przepełnione były taką lodowatą charyzmą, że Sasuke pomyślał mimowolnie, że zrobił źle podnosząc miecz. Szybko jednak odzyskał rezon.
– Nie wasza sprawa. – Jak zwykle był obojętny i spokojny, ale tym razem w jego bezdennych oczach tliło się nieme ostrzeżenie, że jeśli tylko Mao spróbuje go dalej powstrzymywać, to pożałuje.
– Idziemy po Suiren. – Suigetsu z twarzą przyciśniętą do ściany wybuchnął nagłym śmiechem. – To my ją uratujemy, ha!
– Uratujecie? – Mao aż cofnął się o krok, a stojący najbliżej Hisagi i Fumiko powtórzyli jego ruch. – Ale Orochimaru wyraźnie powiedział, że...
– I to nas właśnie różni. – Suigetsu, pomimo wciąż zaciskającej się na jego szyi ręce Rengyo, dalej szczerzył się równie kpiąco. – Wy nie potraficie nawet piernąć bez pozwolenia tego gadziego durnia. I śmiecie porównywać się do tej, która jako jedyna potrafiła się temu wszystkiemu sprzeciwić?
– Sprowadzimy Suiren. – Sasuke uniósł dumnie głowę, mrużąc przy tym wyzywająco oczy. – Jeśli rzeczywiście tak bardzo ją kochacie, puścicie nas, nie mówiąc o tym nikomu.
Mao odwzajemnił jego spojrzenie, nachmurzając się. Mimo swoich wcześniejszych słów w sali obrad, nie był w rzeczywistości zbyt rad na taką eskapadę.
– Nie wiecie na co się porywacie. To Akatsuki i w dodatku Madara Uchiha.
– Właśnie, Uchiha. – Drwiący uśmiech wykrzywił blade wargi szesnastolatka, nadając jego twarzy niespotykanego dotąd wyrazu. – A ja nazywam się Sasuke Uchiha.
Tej nocy, gdy Hebi opuściła mury Rezydencji Dźwięku, Mao naszła wyjątkowo gorzka myśl, że Suigetsu miał rację. Oni – Pierwotna Potęga – pomimo chęci, nie mogli niczego zrobić. Zbyt mocno wchłonięci w ciasny świat Otogakure, spętani wolą Orochimaru, już nigdy nie mieli wygrać jakiejkolwiek wojny i czegokolwiek zmienić. I chociaż kochali Suiren, to nie potrafili powstać przeciw Sanninowi. Nie potrafili uciec tak jak ona. Ale, jak na ironie, Hebi to potrafiła. Bo o to właśnie gnała przez noc, w kierunku Amegakure, by uratować tą, która była Czerwonowłosą Zero.
Mao roześmiał się pusto, spoglądając w pochmurne niebo. Doprawdy, przecież zero oznaczało nic. Pustkę. Nicość. Dlaczego więc w stosunku do Suiren znaczyło tak wiele?
C.D.N.
***
W ciągu najbliższego tygodnia planuję wziąć się za poprawę pierwszych rozdziałów Suiren pod względem ortografii, interpunkcji i tym podobnych. Także no, spodziewajcie się lekkiego spamu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro