Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXIII. Śmiertelna



– Proszę, już wystarczy – szepnęła cichutko dwunastolatka, ale Orochimaru nawet nie podniósł na nią wzroku znad trzymanych kartek. Suiren, nie doczekawszy się z jego strony reakcji, poczuła, jak słabość w końcu bierze nad nią górę i kryształowe łzy poznaczyły jej popuchnięte policzki.

– O-Orochimaru-sama – szepnęła rozdzierająco, zwijając dłonie w pięści i zaciskając mocno powieki. Nie chciała tu być. Nie chciała. Chciała do swojego pokoju. Miała już dosyć na dzisiaj. Dosyć.

– Spokojnie Suiren. – Dziewczynka otworzyła gwałtownie oczy, gdy usłyszała obojętny głos Orochimaru. Jej źrenice rozszerzyły się w panicznym strachu, gdy zobaczyła, że mężczyzna stoi tuż przed nią i uśmiecha się upiornie.

– Jeszcze tylko jeden raz powtórzymy test. Musimy być pewni, że za każdym razem reagujesz tak samo.

Suiren zadrżała, gdy poczuła na swojej głowie chłodne palce jednego z trzech medyków, którzy również byli obecni na sali. A czując, jak skórzane paski po raz piąty tego dnia zaciskają się na jej czole, dostała gwałtownych drgawek.

– Ja już nie chcę-ę. – Głos jej się załamał. – N-Nie raźcie mnie już p-prądem, p-proszę, Orochimaru-sama – wyszeptała drżąco, ale podświadomie i tak wiedziała, że to na nic. Zawsze jednak prosiła, z płochą nadzieją, że pewnego dnia jej prośba zostanie wysłuchana. Jak to mówią, nadzieja matką głupich. Ale jak powiedziała jej kiedyś Fumiko, wszystkie matki należy kochać.

– Orochimaru-saAAAAAAAA!!!

Wrzask Suiren słyszalny był na całym piętrze, a smród jej palonego ciała przez najbliższy tydzień utrzymywał się w całym bloku laboratoryjnym.

Wynik tego eksperymentu był dla Orochimaru niebywale satysfakcjonujący. Suiren Uzumaki stała się całkowicie nieśmiertelna. A przynajmniej tak wtedy sądził. Bo o jej słabym punkcie miał się dowiedzieć dopiero w rok po tym.


***


Trzynastoletnia Suiren drżała gwałtownie, leżąc przykuta do metalowego stołu. Lodowata stal drażniła boleśnie jej nagie ciało, które co raz wyginało się w paroksyzmach bólu, gdy kolejny z długich, ostrych skalpeli zostawał zanurzony w jej bladej skórze.

– Twoja odporność wzrosła na plus – pochwalił ją nagle Orochimaru, ale Suiren zaciskała zęby na wardze tak mocno, że nie była w stanie odpowiedzieć.

– Powiedziałem, że twoja odporność wzrosła. – Orochimaru zdawał się doskonale bawić. Zawsze twierdził, że jej zachowanie wzbudza w nim autentyczny podziw. Podobno nigdy nie spotkał nikogo, kto potrafiłby tak skrajnie odczuwać i okazywać ból, by w następnej chwili zepchnąć jego istnienie w tak głęboką podświadomość, że nie w sposób było go szukać nawet w jej oczach.

– To była pochwała Suiren. – Jego ton nabrał nagle bardziej ostrego brzmienia, na co Suiren zamknęła oczy i powoli, jakby na próbę, otworzyła usta. A gdy nie wydobył się z nich żaden jęk, jej wargi szybko, chcąc mieć to już za sobą, ułożyły się w podziękowaniu.

– Dziękuję, Orochimaru-sama.

– Doskonale. – Gadzie oczy sannina rozjaśniły się jakimś chorym blaskiem. W szczupłym ciele Suiren tkwiło osiem ostrzy. Po dwa na każdą rękę i nogę.

– Suiren, a teraz przygotuj się.

Suiren otworzyła gwałtownie oczy, gdy dziewiąty skalpel został wbity prosto w jej serce. Tym razem nie udało jej się opanować i krzyknęła cicho, wypuszczając jednocześnie ze świstem powietrze. Jednak z jej zapadłych w bólu oczu nie wypłynęła ani jedna łza.

Suiren nauczyła się już, że łzy na nic się nie zdają, a jedynie sprawiają, że Orochimaru odczuwa większą satysfakcję ze swoich chorych eksperymentów. Tak jakby był to niepodważalny dowód na to, że Suiren została po raz kolejny złamana.



Umarła, a jej wszystkie narządy zaprzestały swej pracy. Jak zwykle najdłużej pracował mózg, ale i on po chwili umilkł. Kabuto pochylił się, by zabrać z jej ciała skalpele, ale Orochimaru uniósł nagle rękę.

– Poczekaj – syknął cicho, mrużąc uważnie oczy. – Ciekaw jestem, jak się zaleczy z nimi.

Kabuto cofnął się więc od Suiren, a Orochimaru przybliżył się jeszcze bardziej do stołu. I wtedy stało się.

Rany, zamiast zacząć się zasklepiać, poczerwieniały nagle jeszcze mocniej, a krwi przybyło. Świeżej, jasnoczerwonej, idącej wprost od serca, które nieoczekiwanie, wbrew temu co pokazywały maszyny, zadudniło głucho w proteście. Źrenice Orochimaru rozszerzyły się, gdy niemal namacalnie poczuł skołtuniony wybuch chakry czerwonowłosej.

– Ona umiera – wychrypiał zszokowany do granic możliwości, a Kabuto aż się zachłysnął powietrzem.

– Jakim cudem?! – spytał, ale sannin nawet go nie usłyszał. Ogarnął go bowiem nagły strach. Suiren się nie leczyła. Jej ciało zachowywało się tak, jakby po raz drugi umierało. Jakby było... śmiertelne.

Chwycił gwałtownie za skalpel tkwiący w jej sercu i pociągnął gwałtownie, wyrywając go. Kabuto, z drugiej strony stołu, chwycił za te, które były w jej nodze i ręce. W mgnieniu oka pozbyli się ostrzy i w martwej ciszy czekali na jakąkolwiek reakcję. W ciągu tamtej minuty, Orochimaru poczuł dojmujący strach, że o to właśnie zaprzepaścił wiele lat pracy, a jego ukochana, nieśmiertelna Suiren umarła. Bał się o nią tak, jak właściciel boi się śmierci swojego cennego zwierzątka, które jedynie żyjąc, mogło mu przynieść jakiekolwiek korzyści, bo martwe nie przedstawiało sobą żadnej wartości.

I wtedy, po tej zatrzymującej dech w piersiach minucie, ciało Suiren zaczęło się w końcu leczyć, a po kolejnych pięciu trzynastolatka nabrała gwałtownie powietrza w płuca, a maszyny dookoła niej zapiszczały głośno, informując o tym, że Uzumaki żyje i znów jest w pełni sił.



***



Suiren wpatrywała się w głębokie oczy Tamili, dziwiąc się w duchu, jak ktoś może mieć takie dziwne, fioletowe tęczówki. Fioletowe jak śliwki, które kiedyś kupiła na straganie w jednej z wiosek, z jaśniejszymi plamkami, fioletowymi jak wrzosy, które kwitły na łące, na której kiedyś spała.

– K-Kim ty, d-do cho-olery... – Próbowała się zapytać, ale z jej ust wydobył się jedynie głuchy charkot. Tamila jednak w jakiś sposób ją zrozumiała i odpowiedziała jej.

– Mówią na mnie Potępiona Łowczyni.

Ach, tak, Potępiona Łowczyni. Suiren poczuła, jak lodowata niemoc bierze nad nią górę. Rozmawiała o niej z Kisame. Chyba. Ale kto to w ogóle był Kisame?

Suiren zatraciła się, wpadając głową wprost w morze nierozpoznawalnych kolorów i myśli. Ten dziwny, niezrozumiały nurt porwał ją za sobą, oplatając jej ciało zimnym kokonem. I dryfowała tak i dryfowała. A ten silny, mocny i jasny impuls nie nadchodził. Nie było niczego co, by mogło ją stąd wyrwać. Nie nadchodziło nic, co mogłoby powstrzymać wodę wdzierającą się głęboko do jej otwartych ust, nosa i uszu. I do dziury w piersi, w której nie było już serca. Lecz na jej karku wciąż istniała pieczęć.

Pieczęć, która powstała dokładnie na takie okoliczności.



***


Dla Orochimaru, informacja, że Suiren posiada słaby punkt i nie jest tak naprawdę nieśmiertelna, był jak cios poniżej pasa. Bardzo bolesny cios, który godził głęboko w jego dumę.

Cały rok, aż do ucieczki Suiren, poświęcił na poszukiwanie rozwiązania tej sytuacji. Na wszystkie sposoby starał się zniwelować ten słaby punkt, jednak na darmo. Jego geniusz poległ w walce z tym niezrozumiałym procesem i nie wiedział kompletnie, jak pomóc Suiren. Swojej – jak myślał dotąd – doskonałej broni.

Nie wiedział, że Suiren, już po ucieczce z Otogakure, sama znalazła na to sposób. Jednak nawet jeśli Orochimaru zastanawiałby się nad tym przez dziesięć lat, to i tak nigdy, by do tego nie doszedł. Bo podstawowa różnica między nim, a Suiren była taka, że Orochimaru nigdy, przenigdy nie powziąłby się na to, by bezgranicznie zaufać drugiemu człowiekowi.


***



W tej samej chwili, w której bezwładne ciało Suiren opadało coraz niżej w ponurą toń jeziora, pieczęć na jej karku rozjaśniła się delikatnie. Był to maleńki znak kanji, oznaczający zaufanie.

Ta specyficzna pieczęć, połączona cienkimi żyłkami z obiegiem chakry Suiren, reagowała zawsze wtedy, gdy chakra Suiren burzyła się podczas jej śmierci i nagrzewała się, by w przypadku normalnego powrotu, ochłodzić się miarowo, aż do momentu, gdy chakra uspokoi się. Jednak, gdy organizm Suiren nie chciał się leczyć, chakra w jej ciele wzburzała się po raz drugi, intensywniej niż zwykle, a pieczęć na karku zaczynała parzyć.

Zaczynała parzyć także Kasaia, który posiadał identyczną, również na karku.

Który wyczuwając to specyficzne wezwanie, w jednej chwili przerwał posiłek i ignorując zdumione spojrzenia swojego demonicznego rodzeństwa, zniknął w kłębie szarego dymu.

By w następnej chwili znaleźć się w wodzie i wstrzymując oddech, płynąć w kierunku martwej Suiren.

Która w gruncie rzeczy naprawdę wiele ryzykowała, powierzając swoje życie podstępnemu demonowi. Który jednak już po raz drugi nie zawiódł jej zaufania.

Kasai w kilka sekund dopłynął do Suiren i łapiąc ją pod pachy, zaczął z nią płynąć w górę. Martwe ciało ciążyło mu jednak i niczym kamień ciągnęło go w dół. Kimono w które był ubrany nasiąknęło wodą i również nie ułatwiało mu ruchów. Kasai był jednak lisim demonem – stworzeniem, które żyło, póki chakra krążyła w jego żyłach, a tej miał naprawdę sporo.



Zaparł się mocniej i psiocząc w myślach na Suiren, wypłynął z nią w końcu na powierzchnie, jednak dostrzegając niedaleko nich Sanbiego i jakieś osoby stojące na nim, pochwycił Suiren w ramiona i używając swoich nadludzkich zdolności, przeniósł się z nią blisko kilometr dalej. A potem kolejny kilometr i jeszcze trochę, zanim nie wylądowali razem na suchym brzegu.

Nawet nie patrząc, czy Suiren zaczęła się leczyć, czy nie, Kasai padł obok niej na ziemie i przymknął zmęczony oczy. Otworzył je dopiero wtedy, gdy kobieta obok niego nabrała gwałtownie powietrza i zakrztusiła się wodą, która zaległa jej w ustach.

– Moja pani, to było okrutne – oznajmił spokojnie po chwili, spoglądając znużony w rozpościerające się nad nim niebo. Czując jednak na sobie zdumione spojrzenie Suiren, przeniósł na nią wzrok. Wyraz jej twarzy sprawił natomiast, że wykrzywił wargi w ironicznym uśmieszku.

– Obiad, który jadłem był naprawdę wyborny, a musiałem go przerwać z pani winy.

Suiren była zszokowana. Wpatrywała się w Kasaia, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu i dopiero po chwili zrozumienie pojawiło się w jej szmaragdowych oczach. Siedząc na piasku jak jakieś bezbronne dziecko, uniosła rękę i dotknęła nią lodowatego teraz już karku.

– Och – wykrztusiła z siebie zdumiona, na co szkarłatne oczy Kasaia błysnęły czystym rozbawieniem.

– To było naprawdę niebezpieczne, moja pani. Została pani wrzucona do wody z przebitym sercem. – Pokręcił głową z imitacją żalu w głosie, choć Suiren doskonale wiedziała, że cała sytuacja go bawiła. Gdyby w tym wszystkim nie chodziło o nią, Kasai nie poruszyłby nawet najmniejszym ze swoich pazurów, by pomóc nieszczęśnikowi, rozkoszując się jedynie jego śmiercią.

Jednak na całe szczęście i mądrość Rikudo Sennina, w tym wszystkim chodziło o nią.



***



Suiren dotarła do jaskini pieczętowania na blisko dziesięć minut przed tym, jak Madara wrócił rozgniewany z powodu nieznalezienia zwłok kobiety. A widząc Suiren, rozmawiającą spokojnie z Peinem, poczuł tak ogromne zdziwienie, że przez chwilę stał po prostu, wgapiając się tępo w jeszcze mokry płaszcz Uzumaki. Nie miał zielonego pojęcia, jak Suiren udało się to wszystko, ale ta nie zamierzała informować go o interwencji Kasaia, ani tym bardziej o swoim słabym punkcie, także zwyzywała go jedynie za pozwolenie, by Tamila wrzuciła ją do wody. Nie wiedziała bowiem, że wszystko to było sprawką Tobiego.

Tobi, nie wyprowadzając jej z błędu, pozwolił więc, by młoda Uzumaki wygłosiła mu lodowaty wykład na temat poszanowania ciała swojego towarzysza i pozwolił nawet, by Pein zbeształ go za pozwolenie, by Suiren umarła, bez względu na moc, którą dysponowała.

Dopiero po tym, Pein wezwał całe Akatsuki, które pojawiając się w formie hologramów, przystąpiło następnie do pieczętowania.

Które, bez większych atrakcji, zajęło im dokładnie trzy dni i trzy noce.



***



Tym razem, pod koniec pieczętowania, Suiren nie straciła przytomności, ani nawet nie opadła z sił. Wręcz przeciwnie, po wszystkim czuła się wyjątkowo pełna energii i gdy w końcu Sanbi został wchłonięty przez posąg Gedō Mazō, przeciągnęła się z czystą rozkoszą, mrucząc cicho. Przymykając na moment oczy, nie widziała jak Hidan zmierzył ją zachwyconym wzrokiem, ani jak Itachi i Sasori posłali jej dyskretne spojrzenia.

– Co teraz? – spytała następnie, podpierając się pod boki, a Pein zerknął na nią kątem oka.

– Itachi i Kisame są już coraz bliżej wytropienia czteroogoniastego. Biorąc pod uwagę fakt, że jego jinchūriki przebywa w Iwagakure, zapieczętujemy Yonbiego w naszej bazie – odezwał się, przenosząc jednocześnie wzrok z Suiren na każdego członka z osobna. – Deidara, Sasori – wywołał następnie, a obaj mężczyźni w jednej chwili skupili na nim całą uwagę.

– Zostały wam jeszcze trzy misje, więc będziecie je kontynuować.

Deidara wywrócił zirytowany oczami i otworzył usta, chcąc odpyskować, że przecież doskonale wie, co do niego należy, ale wyczuwając na sobie nieprzychylne spojrzenie Sasoriego, wyprostował się lekko naburmuszony i zamykając usta, nic nie powiedział. W następnej sekundzie, za przyzwoleniem Peina, ich hologramy rozmyły się. Po nich, Lider zwrócił się do Itachiego i Kisame, potem do Konan, a po niej do Zetsu. Za każdym razem, po wysłuchaniu rozkazu, członkowie zostawali odesłani i ich hologramy znikały. Jednak dochodząc do Hidana i Kakuzu, Pein po przykazaniu, by również kontynuowali to, co zaczeli, kazał im również chwilę poczekać.

I dopiero wtedy też, jego rinnenganowe oczy spoczęły na Suiren. Tobi nie brał udziału w pieczętowaniu, więc całe trzy dni spędził poza jaskinią, stojąc na warcie, w razie gdyby Tamila zamierzała wrócić i spróbować im jakoś zaszkodzić. Teraz też go nie było, więc Pein zwrócił się tylko do niej.

– Wy natomiast kierujcie się z powrotem do Deszczu. Po drodze podejmiecie się kilku zleceń z książeczki Bingo. Kakuzu wyznaczy wam cele.

Rudowłosy skinął głową w kierunku skarbnika organizacji, który na jego słowa, wyciągnął z kieszeni dość grubą, białą książeczkę i zaczął ją powoli kartkować.

– Posiadasz swój egzemplarz? – zapytał bez podnoszenia głowy, na co Suiren wyłowiła z jednej z wewnętrznych kieszeni elegancki, czarny notesik ze znakiem białego kolibra na przedzie.

– Edycja limitowana. – Uśmiechnęła się krzywo na zaciekawione spojrzenie Hidana, a w jej oczach mignęło coś niebezpiecznego. – Podaj po prostu stronę – rzuciła natomiast w stronę Kakuzu, na co ten tylko kiwnął głową. Jeszcze przez chwilę w skupieniu przeglądał książeczkę, po czym lekko odchrząknął.

– Strona czterdziesta ósma lub siedemdziesiąta.

Suiren wygięła drwiąco wargi na widok wyznaczonych osób.

– Boisz się mnie nie przemęczyć? – zakpiła, mrużąc wyzywająco oczy. – Weźmiemy z Tobim oba.

– Nie zdążycie – prychnął na to lekceważąco Kakuzu, marszcząc niezadowolony brwi i spoglądając na Suiren spod byka. – Uchiha raportował, że będą gotowi pieczętować za góra półtora tygodnia. Starczy wam więc czasu jedynie na jedno zlecenie.

– To się jeszcze okaże – ucięła krótko Suiren i jednym ruchem schowała swój notes. Spojrzała następnie na Peina, który cały czas spokojnie im się przysłuchiwał i skinęła mu głową. – Będziemy się zbierać.

Nie czekając na odpowiedź, obróciła się na pięcie i zeskoczyła z palca posągu. Pewnym krokiem ruszyła ku wyjściu, słysząc jeszcze za plecami zirytowane prychnięcie Kakuzu. Jednak jakoś nie szczególnie się tym przejęła. Zwłaszcza, że w głowie miała teraz jedynie to, by w końcu zdemaskować Tobiego. Musiała to zrobić jeszcze przed pieczętowaniem czteroogoniastego i raz na zawsze wyrwać się z Akatsuki. A najlepiej to dowiedzieć się kim jest Tobi i pognać czym prędzej do Tsunade, by wyjawić jej wszystko na temat Brzasku i jego członków. By rozbić w proch ich organizacje i zapewnić Naruto bezpieczeństwo. Już do końca życia.

Suiren omal się nie roześmiała histerycznie. Ona jedyna mogła z czystym sercem powiedzieć, że będzie go chroniła nawet po swojej śmierci.


C.D.N.

***

NN za jakieś dwa/trzy dni. Za dwa dni mam wyniki matur,  więc żeby ciągle o tym nie myśleć,  będę uparcie pisała, więc dość szybko uświadczycie kontynuacji XDDD

O ile oczywiście wcześniej nie umrę z nerwów. 

~Igu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro