XXXII. Sanbi
Krąg Czterech Wysp Nanju, był – jak z resztą sama nazwa mówiła – kompleksem czterech dość niedużych wysp, układających się na kształt pierścienia, lub jak to woli, kręgu. Były jednocześnie położone tak blisko siebie, że w niektórych miejscach natura połączyła je ze sobą w taki sposób, że na dobrą sprawę powinny być one uważane za jedną wyspę, a nie cztery. Przyjęło się jednak mówić o Wyspach Nanju w liczbie mnogiej, co i tak, w gruncie rzeczy, było bez znaczenia. A przynajmniej dla Suiren.
Dla Suiren liczyło się jedynie to, że wyspy w swojej ofercie widokowej miały dość pokaźną liczbę wzgórz, wraz z licznymi jaskiniami. I to właśnie one – jaskinie, nie wzgórza – skupiły w pierwszej kolejności jej i Tobiego uwagę.
Całą resztę dnia, po przybyciu na wyspy, spędzili na poszukiwaniu takiej, w której mogliby przeprowadzić pieczętowanie. Żadna jednak, jak na złość, nie spełniała ich oczekiwań. Następny dzień przyniósł im jednak dwie ciekawe propozycje, z których, po namyśle wybrali jedną.
Jaskinia, którą postanowili zaadaptować do swoich celów, wydrążona została na blisko dwudziestometrowym klifie, tuż przy wodzie, w samym sercu wysp.
Bo to, co było najważniejsze dla umiejscowienia Wysp Nanju, to, to, że w samiusieńkim środku ich kręgu, znajdowało się ogromne jezioro o średnicy kilku kilometrów i to właśnie ono było miejscem zamieszkania Sanbiego.
Który tak na marginesie nie miał jinchūrikiego i pływał sobie swobodnie w swojej pierwotnej, blisko stumetrowej formie. A raczej ponad stumetrowej, biorąc pod uwagę jego trzy, potężne ogony.
– Jak my go w ogóle zapieczętujemy? – Zaraz po decyzji o wybraniu jaskini, Suiren podeszła do stromej krawędzi klifu i zapatrzyła się w dół, na zmąconą wodę. Dzisiaj pogoda nie specjalnie im dopisywała i od rana wiał nieprzyjemnie zimny wiatr, który przenikał ich do szpiku kości. Suiren z tego powodu, miała dziś na sobie długie, czarne legginsy i ciepły, jasny golf, którego i tak nie było widać spod płaszcza Akatsuki, który zapięła po samą szyję. Wcześniej rzadko kiedy go zakładała, ponieważ napotkani ludzie reagowali na niego dość histerycznie.
– Będziemy musieli go unieruchomić. O przeniesieniu do jaskini nie ma jednak mowy. – Madara skrzyżował spokojnie ramiona na szerokiej klatce piersiowej i spojrzał z namysłem na Suiren, która przechyliła się niebezpiecznie do przodu. Wyglądała, jakby miała za chwilę spaść.
– Jeśli jednak Pein przyzwie posąg Gedō Mazō dostatecznie blisko, strumień chakry powinien sięgnąć go nawet wtedy, gdy będzie w wodzie.
– Miejmy taką nadzieję. – Suiren odwróciła się nagle na pięcie, a jej płaszcz zafurkotał niebezpiecznie. Madara poczuł, jak źrenice jego oczu rozszerzają się mimowolnie, gdy kobieta zabalansowała groźnie na krawędzi.
– Najpierw jednak zabezpieczmy jaskinię.
*
Suiren szybko przekonała się, że zbyt pochopnie użyła liczby mnogiej i że Tobi nie ruszy choćby jednym palcem, by pomóc jej w zabezpieczeniu kryjówki i terenu wokół niej. Przez mężczyznę przemawiał jednak raczej brak żadnej wiedzy na temat fūinjutsu, aniżeli brak chęci. Suiren, nie mając mu tego za złe, zabrała się więc po prostu do pracy, wzdychając wcześniej pod nosem.
Fūinjutsu, w głównej mierze, nauczyła się od Yumi Kodokuny. Jednak do jej szerokiej wiedzy na temat technik pieczętujących żywo przyczynił się także sam Orochimaru, który swoje zaangażowanie tłumaczył tym, że jako potomkini klanu Uzumaki ma ona naturalne predyspozycje do tej dziedziny i powinna je rozwijać. Po ucieczce z Otogakure, Suiren postanowiła, że dalej będzie się szkolić w tym kierunku. Bo jak już kiedyś wspominała, mogła wiele różnych rzeczy myśleć o Orochimaru, ale zawsze słuchała jego rad.
I cóż, trzeba jej było przyznać z czystego serca, że teraz, w wieku dwudziestu lat, Suiren była w fūinjutsu prawdziwą mistrzynią.
W pierwszej kolejności rozpostarła nad jaskinią blisko kilometrową tarczę, która ukryła cały objęty teren przed oczami postronnych. Następnie wzmocniła ją ponad dwudziestoma pieczęciami pisanymi, umieszczając je na wybranych drzewach i skałach. W tym czasie Tobi – bez wiedzy Suiren – nałożył na jaskinię blisko dziesięć technik genjutsu, których celem było uwięzienie wszelkich zbłąkanych w te rejony duszyczek. Co prawda Tobi początkowo myślał, że Suiren wyczuje jego interwencje, ale Uzumaki naprawdę była beztalenciem, jeśli chodziło o iluzje i niczego się nie domyśliła.
Do tak przygotowanego miejsca wezwali ostatecznie Peina, który widząc ile zrobili, nie dokładał już od siebie żadnych pieczęci i po prostu pożegnał się z nimi.
Suiren, wyczerpana po dużej stracie chakry, zadecydowała, że do schwytania Sanbiego przystąpią dopiero jutro, gdy się zregeneruje, na co Tobi przystał bez słowa.
***
– O-o-o-o, nad-chodzi śmierć. Śmierć i-dzie lasem, ucie-kaj stąd. U-ciekaj prędko. Śmierć bie-gnie lasem.
Po drzewach skakały dwie, identyczne dziewczyny. Ich czarne kitki podrygiwały, gdy odbijały się od kolejnych gałęzi, a blade usta rozciągały się w makabrycznych uśmiechach. Ubrane na czarno, w przylegające uniformy, na nadgarstkach uwiązane miały małe srebrne dzwoneczki, które dzwoniły cicho i dźwięcznie przy każdym kolejnym skoku.
– Aiko, Eiko, zlitujcie się na jasność! – zawołała nagle zirytowanym głosem niska kobieta, idąca spokojnie po ziemi i opierająca prawą dłoń na rękojeści swojego niemalże legendarnego już miecza. Ubrana w piękne, fioletowe kimono, na ramiona zarzucony miała granatowy płaszcz.
– Oj tam, Mistrzyni. – Jedna z bliźniaczek zwolniła nieco, by móc na nią spojrzeć, a jej czujne, sokole oczy zmrużyły się lekko. – To tylko żarty.
– Oczywiście, żarty. – Kobieta zmarszczyła na to niezadowolona brwi. – Zobaczymy, czy przed Sanbim będzie wam równie wesoło.
– Spokojnie, złapiemy go bez problemu. – Dziewczyna wzruszyła niedbale ramionami i wróciła do skakania po gałęziach. Jej siostra ani na chwilę nie zaprzestała śpiewania swojej niepokojącej piosenki. Urwała jednak w chwilę potem, gdy niewyobrażalna siła grzmotnęła nią niespodziewanie o ziemie, tak że głos uwiązł jej w gardle, a nią aż zatelepało. Niska kobieta w jednej sekundzie znalazła się przy niej, łapiąc ją gwałtownie za ramiona.
– Eiko, nic ci nie jest? – spytała szybko, na co ta potoczyła dookoła błędnym wzrokiem. Aiko aż się zatoczyła na drzewo, podchodząc do niej na miękkich nogach.
– Oneechan – szepnęła z trwogą, a Eiko, słysząc jej głos, oprzytomniała nieoczekiwanie.
– Coś mnie... Coś mnie uderzyło, jakby poparzyło – wydukała wolno, bardziej jednak będąc w szoku, aniżeli z powodu obrażeń. Kobieta na jej słowa poderwała głowę i spojrzała przed siebie, w kierunku w którym szły i zmrużyła uważnie swoje fioletowe oczy.
– Ktoś tu ustawił barierę – stwierdziła niemal natychmiast i przekrzywiła nieco głowę. – Dość silna i defensywna, biorąc pod uwagę, jak na ciebie zareagowała.
– Ale kto, by miał tu ustawiać barierę? – zdziwiła się na to szczerze Aiko. – Może Kirigakure...
– Wątpię w to. – Kobieta wpadła jej w słowo i prostując się, odeszła kilka kroków od Eiko. – Gdzieś tu powinno...
Wyciągnęła przed siebie rękę i oparła ją o barierę Suiren, czując, jak delikatna siatka chakry drży pod jej naciskiem, przesyłając do ręki paraliżujące ukłucia bólu.
– Aiko, ile stąd jest do jeziora Sanbiego? – zapytała nagle, a bliźniaczka zamrugała zaskoczona. Zaraz jednak skupiła się i unosząc głowę w górę, odetchnęła głęboko.
– Coś około pół kilometra jeszcze.
– No to ładnie. – Kobieta odsunęła się od bariery i podparła się pod boki, marszcząc brwi. – Na to, by wychodziło, że ktoś tu sobie przyszykował barierę do złapania Sanbiego.
– Co? – Eiko podniosła się właśnie na nogi i zamrugała. – Ktoś tak jak my chce złapać biju?
– Musimy się rozejrzeć. – Kobieta, ignorując jej wypowiedź, pochyliła się nagle jak do skoku. – Aiko, Eiko, wy idźcie na północ, ja pójdę na południe. Zobaczymy dokąd doprowadzi nas ta bariera.
– Tak jest, Tamila-sama!
***
– Jeśli masz jakiś pomysł, to chętnie wysłucham. – Suiren spacerowała sobie spokojnie w tą i z powrotem po gładkiej tafli wody niemal na samym środku jeziora, próbując wpaść na pomysł wykurzenia z głębin trójogoniastego. Tobi, stojący kilka metrów za nią, obserwował jej poczynania ze stoickim spokojem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
– Nie przeszkadzaj sobie, dobrze ci idzie – odparł nonszalancko na jej zaczepkę, na co Suiren spojrzała na niego kątem oka i odetchnęła głośno, jakby powstrzymywała się od powiedzenia kilku słów za dużo.
– Cofnij się – poleciła nieoczekiwanie, na co Madara zmarszczył niezadowolony brwi, ale odskoczył kilka dodatkowych metrów do tyłu. Suiren tymczasem złożyła ciąg pieczęci, po czym uderzyła lewą ręką w tafle.
– Senpū no jutsu! – krzyknęła, a w tej samej chwili woda pod jej stopami zabulgotała, by następnie zburzyć się gwałtownie, gdy potężna trąba powietrzna wniknęła wgłąb zbiornika. Fala uderzenia rozeszła się po jeziorze donośnym świstem i Tobi zachwiał się niepewnie na powierzchni.
– Co robisz? – spytał niepewnie, na co Suiren zerknęła na niego przez ramię z podłym uśmieszkiem.
– Słyszałeś kiedyś o wodnych gejzerach? Właśnie robię coś podobnego, tylko w odwrotną stronę.
Po tych słowach przebiegła kilkanaście metrów i powtórzyła jutsu. Czyniła tak jeszcze trzy razy, póki z nieprzeniknionych głębi nie doszedł do niej głuchy ryk Sanbiego.
– No i mamy go.
Zielone oczy Suiren zamigotały niebezpiecznie, gdy wyprostowała się i strzeliła wyzywająco palcami.
– Chodź tu Tobi, przydasz mi się. – Przywołała go nagle machnięciem dłoni, na co Madara westchnął cicho. Mając jednak dzisiaj wyjątkowo dobry humor, zbliżył się do Suiren, która krótko wyjaśniła mu swój plan. Kiwnął na niego głową i bez słowa zaczął składać pieczęcie. Uzumaki tymczasem odbiła się gwałtownie w górę i gdy on wydmuchał z ust potężny strumień ognia, ona wypuściła z rąk dwie spirale wysoko stężonego powietrza, które wniknęło w płomienie i ukierunkowały je wprost do wody.
Buchnęły kłęby pary, a ich uszy wypełnił syk, gdy żywioły spotkały się ze sobą. Niemal w tej samej sekundzie syk został zastąpiony przez niezadowolone wycie ogromnego biju.
Suiren wpadła z rozmachem do wody, czując jak woda zalewa jej na moment usta, ale Tobi w porę chwycił ją pod ramiona i wyciągnął na powierzchnię, odskakując następnie do tyłu.
Nim jednak zdążyli cokolwiek zrobić lub powiedzieć, tuż pod wodą coś się zakotłowało, a powierzchnie tuż obok nich przebiły trzy ogromne ogony. Suiren i Tobi rozpierzchli się. Zaraz jednak wymienili się krótkimi spojrzeniami satysfakcji, gdy na ich oczach z wody wyłonił się Sanbi. Ogromny stwór przypominający nieco żółwia o twardej jak stal skorupie i wielkich, przerażających oczach. A raczej oku, bo jedno z nich miał zaciśnięte.
Suiren poczuła jak krew się w niej burzy na myśl o walce. Jej organizm aż się palił do bitwy. Jej żyły natychmiast wypełniła adrenalina, a wszystkie zmysły wyostrzyły się. Nim w ogóle pomyślała o tym, co zrobić, już biegła po wodzie, czując jak strach przed potworem niesie ją wprost w szpony śmierci.
– Suiton: Hōdan ! – Jutsu, które zwykle wykonywała używając swojej wietrznej natury, teraz użyła korzystając z wszechobecnej wody. Słodka ciecz momentalnie uformowała wokół jej głowy trzy wodne kule, które niczym wystrzelone z armaty poleciały w stronę Sanbiego. Zaraz za nimi pognały kolejne trzy, by z miernym skutkiem roztrzaskać się o skorupę. Jedyne co udało im się osiągnąć, to rozwścieczyć jeszcze bardziej ponurego demona.
– Spokojnie, ty zmutowany żółwiu, to tylko rozgrzewka. – Suiren widząc zmierzający w jej stronę ogon, rzuciła się do wody, nurkując, by będąc w niej, wykonać kolejną technikę. Blisko dziesięć powietrznych sierpów pognało przez fale, by rozbić się o brzuch trójogoniastego. Bestia wierzgnęła się, a Suiren wypłynęła na powierzchnię, łapiąc łapczywie powietrza. W tej samej chwili Tobi doskoczył do niej i po raz drugi pomógł jej wygramolić się na tafle.
– Dzięki. – Suiren cała mokra, potrząsnęła gwałtownie głową. Włosy związane miała w grubego warkocza, więc te nie przeszkadzały jej w tej szaleńczej walce.
– Weźmy go w krzyżowy ogień i to dosłownie. Zaatakuj go z prawej, a ja z lewej. Użyj najsilniejszej techniki jaką masz w swoim arsenale.
Suiren nie patrzyła na niego, ale i tak przez maskę nie byłaby w stanie zobaczyć rozbawienia malującego się na jego twarzy.
Najsilniejszej?
Madara wykrzywił drwiąco wargi. Och, nie mógł tego zrobić, bo wtedy Uzumaki z całą pewnością wywnioskowałaby z kim ma do czynienia. No, może niekoniecznie zorientowałaby się dokładnie, że on to on, ale na świecie żyło zaledwie czterech Uchiha, z czego Suiren wiedziała jedynie o dwóch, co mogłoby doprowadzić ją do dość niebezpiecznych wniosków. Musiał więc trochę po blefować.
Suiren jednak, zupełnie pochłonięta walką, nie czekała nawet na jego odpowiedź, tylko już pobiegła dookoła Sanbiego, który śledził jej ruchy swoim zdrowym okiem. Młoda Uzumaki z pewnością była spokrewniona z Naruto, bo od razu skupiała na sobie całą uwagę przeciwnika.
Madara nie musiał nawet troszczyć się o to, by ukryć chlupot swoich stóp, gdy okrążał bijū , bo ten był zupełnie pochłonięty czerwonowłosą osobą kobiety.
W momencie jednak, gdy miał już posłać na Sanbiego strumień piekielnej pożogi, a Suiren z drugiej strony przygotowywała się do smagnięcia demona ostrymi jak skalpel strumieniami lodowatej wody, jakaś niska postać śmignęła ponad ich głowami i wylądowała dokładnie na plecach potwora.
– Co do... – Suiren poderwała zaskoczona wzrok, w tej samej chwili, gdy wyczuła za sobą agresywną chakrę napastnika. Jutsu, przygotowane dla Sanbiego, zostało natychmiast przekierowane w tył, ale czarnowłosa Eiko w mgnieniu oka stopiła się z wodą, by za sekundę, pojawić się tuż przed Uzumaki i zamachnąć się na nią ostrą jak diabli kataną. Suiren, w szoku, nawet nie usłyszała przerażającego teraz dźwięku małych dzwoneczków, które Eiko miała przyczepione do nadgarstków. Jedynie sześcioletnie doświadczenie łowczyni sprawiło, że rozrzucając na boki poły płaszczu, zdążyła dobyć swoich wakizashi i sparować atak. Rozpęd bliźniaczki sprawił jednak, że nogi ugięły się pod nią i obie przesunęły się po tafli wody jak po lodzie o dobrych kilka metrów.
Z drugiej strony Sanbiego, Aiko w identyczny sposób zaatakowała Madarę, który wyczuwając zagrożenie podświadomie załączył w swoich oczach Sharingana. Nie myśląc teraz o możliwych konsekwencjach tego, obrócił się w stronę młodszej siostry i rzucił się jej naprzeciw, zatrzymując jej katanę gołą ręką i w zaledwie kilku celnych ruchach ją pacyfikując. Aiko, zupełnie zaskoczona takim obrotem spraw, porzuciła swój miecz, wycofując się poprzez scalenie z wodą.
Eiko tymczasem ponownie natarła na Suiren, która otrząsnąwszy się ze zdumienia, niemal równie sprawnie co Madara, wytrąciła jej katanę z rąk, która wybita w górę, wywinęła w powietrzu kilka młynków i wpadła do wody. Eiko, nie czekając na nic, zniknęła w wodzie tak szybko, jak się pojawiła.
Tamila, która wylądowała w chwilę wcześniej na grzbiecie Sanbiego, teraz wybuchła perlistym śmiechem, zadzierając do tyłu głowę.
– Doskonale! – zawołała czymś szczerze uradowana, na co Madara i Suiren podnieśli na nią zaskoczone spojrzenia. Nim jednak zdążyli cokolwiek zrobić, uśmiech Tamili zmienił się w grymas przerażającego samozadowolenia, gdy ta złożyła nagle szybko kilka pieczęci. A gdy w jej szczupłej dłoni rozbłysła srebrna błyskawica, Suiren poczuła jak oblewa ją lodowaty strach.
Wszyscy – co do jednego – znajdowali się na wodzie, ponad dwa kilometry od brzegu, a w pobliżu nie było niczego, na co mogliby się wspiąć. Jeśli ta powalona kobieta zamierzała użyć tu elementu błyskawic, to skończą jako rożno.
Coś we wnętrzu Suiren szarpnęło się gwałtownie, gdy do jej głowy napłynęło straszliwe wspomnienie. Nie mogła na to pozwolić. Po prostu nie mogła. Nie chciała znów czuć tego bólu. Nie tego. Bo ból z tym związany był...
Suiren poczuła jak jej źrenice rozszerzają się do granic możliwości, niemal tak bardzo jak u przerażonego kota.
Odbiła się od tafli wody z nadludzką siłą i nawet Eiko, która niczym wodny duch wychynęła za nią, nie była w stanie jej złapać. Coś, czego nie byłaby w stanie zrobić w normalnych warunkach, teraz stało się odruchem porównywalnym do nabrania oddechu.
Tamila, która przekonana o skuteczności bliźniaczek, nie spodziewała się natarcia czerwonowłosej, zadarła teraz jedynie zaskoczona głowę, gdy Uzumaki z całą swoją nieśmiertelną mocą runęła na nią, ścinając ją z nóg. Czerwone paznokcie dosięgnęły jej szyi i twarzy i wbiły się w nie z zatrważającą siłą, a Tamila, uderzając plecami w twardą skorupę Sanbiego, uniosła mimowolnie dłoń dzierżącą błyskawicę w akcie obrony. Dopiero po chwili, gdy Suiren splunęła jej krwią na twarz, Tamila zrozumiała, że przebiła jej rozdygotane serce.
Otworzyła szerzej fioletowe oczy, z odległości zaledwie kilku centymetrów patrząc, jak życie ucieka powoli ze szmaragdowych tęczówek Suiren. Jak jej twarz wykrzywia się w paroksyzmie bólu, a wyraz skrajnego przerażenia ustępuje miejsca dziwnej goryczy. Zupełnie tak, jakby czerwonowłosa kobieta była na siebie o coś zła. Czyżby chodziło jej o swoją reakcję? Tamila nie wiedziała, ale ani na moment nie odwróciła wzroku. Nawet wtedy, gdy Uzumaki po raz kolejny zakrztusiła się krwią i zwymiotowała lepką posokę wprost na nią.
– K-Kim ty, d-do cho-olery... – wycharczała z trudem Suiren, ale Tamila zrozumiała ją.
– Mówią na mnie Potępiona Łowczyni – odparła tak, jakby nie znajdowały się na grzbiecie wściekłego Sanbiego, a Suiren wcale nie umierała, tylko piła z nią herbatę w jednym z barów. Zaledwie pół sekundy po wypowiedzeniu ostatniej sylaby, oczy Suiren uciekły w głąb czaszki, a kobieta umarła.
– Potępiona Łowczyni? – Niespodziewanie, tuż nad nimi rozległ się czyjś lodowaty głos i nim Tamila zdążyła zareagować, tuż nad nią zamajaczyła sylwetka Tobiego. Poruszając się spokojnie i pewnie, podszedł do ich dwójki i pochylając się, podniósł z Tamili martwe ciało Suiren. Następnie, ku zdumieniu fioletowookiej, cisnął zwłokami czerwonowłosej daleko za siebie.
Miejsce, w którym nieżywa Suiren wpadła do zimnej wody, zabarwiło się jej szkarłatną krwią.
– Kto dał ci prawo do wpieprzania się w moje plany? – spytał Madara najspokojniej w świecie, pochylając się teraz nad Tamilą i łapiąc ją za przód kimona, szarpnął nią do góry. Kobieta, zważając na swój niski wzrost, zamachała zdumiona nogami, gdy mężczyzna uniósł ją aż na wysokość swoich oczu. A raczej oka.
Które w czarnej czeluści maski lśniło Wiecznym Mangekyō Sharinganem. Wskrzeszenie Rinne Tensei było niebywałą techniką, przekraczającą ludzkie umysły, która przywróciła go do życia dokładnie z czasów, gdy miał dwadzieścia siedem lat i był w pełni swoich sił, tuż przed bitwą z Hashiramą. I pomimo tego, że jego pierwotne oczy posiadał cały czas Nagato, to Rinne Tensei z jego chakry odbudowało jego potężne oczy w praktycznie nienaruszonym stanie.
Tamila, wyczuwając wokół siebie jego morderczą chakrę, poczuła, jak całe jej ciało napina się w nerwowym oczekiwaniu. Posoka Suiren zalewała jej oczy, przez co ledwo widziała, ale nie musiała widzieć, by poczuć na twarzy oddech samej śmierci. W jej głowie pulsowała tępo tylko jedna myśl.
Uciekaj!
Tamila nie należała jednak do osób, które słuchają swojego instynktu samozachowawczego. I choć w przeciwieństwie do Suiren miała tylko jedno życie, to czasami wykazywała się niemal taką samą bezmyślnością i porywczością jak ona.
– A kto tobie dał prawo, by mi grozić? – Tamila, zmarszczyła gniewnie brwi, nie dając po sobie znać, jakoby słowa Madary jakkolwiek na nią wpłynęły. – Puść mnie w tej chwili, inaczej pożałujesz.
– Wystraszyłem się – prychnął na to drwiąco Madara i wywrócił oczami, czego złotowłosa kobieta i tak nie była w stanie zobaczyć. – Mów lepiej kim jesteś – rozkazał następnie ostro, zaciskając mocniej dłoń na kimonie Tamili.
– Już powiedziałam. – Fioletowe oczy zmrużyły się wyzywająco. – Potępiona Łowczyni.
– Chodzi mi o imię – uściślił spokojnie Madara, nie dając się wyprowadzić z równowagi. Tamila przymknęła na to powieki, czując jak krople krwi Suiren wpływają jej do oczu i podrażniają je. Jej jasna jak słońce grzywka zlepiła się w nieprzyjemne strąki, a usta wygięły, wyczuwając w kącikach metaliczny posmak.
– Tamila Foho – odparła, zaciskając szczupłe dłonie na nadgarstku Madary. Jej krótkie paznokcie wbiły się w jego skórę, znacząc ją drobnymi rankami, ale mężczyzna jedynie zaśmiał się w duchu. Po tym jak Suiren podobnie wbiła się w jego ręce w gabinecie Peina, natychmiast poczynił kroki, by więcej nie dać się tej sztuczce.
– W takim razie, Tamila...
– Ty też się przedstaw – przerwała mu bezceremonialnie, na co Madary zmarszczył brwi.
– Nie ty dyktujesz tu zasady – odparł chłodno i zmrużył bardziej oczy. – A teraz powiesz mi, dlaczego nas zaatakowałaś i czego chcesz od Akatsuki.
Tamila zamykając oczy już na stałe, zaniosła się znowu tym samym śmiechem, co wcześniej, zadzierając do tyłu głowę.
– I myślisz, że tak po prostu ci odpowiem? – spytała głosem nabrzmiałym z rozbawienia, puszczając jednocześnie jego nadgarstek.
Madara przyjrzał jej się z wyraźnym zaciekawieniem, nie spodziewając się takiej reakcji. Jednak nim zdążył zabrać ponownie głos, po jego obu stronach zmaterializowały się nagle Aiko i Eiko, i zamachnęły się na niego swoimi srebrnymi katanami. Madara reagując instynktownie, natychmiast wypuścił z uścisku Tamilę i odskoczył kilkanaście metrów dalej.
Zmrużonymi oczami patrzył, jak bliźniaczki w tej samej chwili doskoczyły do Tamili, chroniąc ją przed upadkiem i posyłając mu nieprzychylne spojrzenia, złożyły kilka pieczęci, by następnie rozpłynąć się w chmurze szarego, gryzącego dymu.
Nie wyczuwając już ich chakr, odetchnął lekko.
***
Madara, gdy tylko zorientował się, że Suiren umarła, aktywował Wiecznego Sharingana, przejmując kontrolę nad Sanbim, który nieprzygotowany na taki atak, poddał się jego woli w zaledwie kilka krótkich sekund. To dlatego demon pozostawał spokojny przez całą jego rozmowę z Tamilą. Teraz jednak, gdy zaskakująca kobieta zniknęła wraz ze swoimi uczennicami, Madara rozejrzał się za miejscem, gdzie wyrzucił ciało Suiren.
Wiedział, że kobieta jest nieśmiertelna i powrót do zdrowia zajmie jej kilka dobrych minut, ale nie mógł ryzykować, że odzyska świadomość, gdy on będzie Madarą, a nie Tobim. Najpierw więc przetransportował Sanbiego tuż pod jaskinię i wezwał Peina, który spętał demona kilkoma silnymi pieczęciami. I dopiero wtedy, gdy Madara miał pewność, że Sanbi nawet po dezaktywacji Sharingana pozostanie pod władzą Akatsuki, udał się po Suiren.
***
– Jestem nieśmiertelna. Co w tym może być niedokończonego?! – wściekła się, a uśmiech Orochimaru powiększył.
– Ty jedna wiesz, że w rzeczywistości nie jesteś...
– ZAMILCZ, DATTEBATE! – Suiren poderwała się gwałtownie ze swojego miejsca i chwyciła go za przód kimona (...)
– Poprawiłaś się – odezwał się na to spokojnie Orochimaru (...) – Co nie zmienia faktu, że nie jesteś nieśmiertelna – dodał szybko i uśmiechnął się z satysfakcją.
Tylko cztery osoby na świecie wiedziały, że Suiren nie jest do końca nieśmiertelna. Tylko one wiedziały, że istnieje sposób, by zabić czerwonowłosą kobietę. Tylko one wiedziały, że gdy Suiren umiera i wpada w zapomnienie, to na krótki okres czasu, zanim doświadczy powrotu, jej ciało staje się zupełnie śmiertelne.
Madara o tym nie wiedział. I wrzucił martwą Suiren wprost do wody.
C.D.N.
***
Witam wszystkich serdecznie po tak długiej przerwie. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że ten rozdział był dla mnie istną katorgą. Miałam pomysł, ale zupełnie nie wiedziałam, jak to wszystko opisać. Ale jest, w końcu. I cóż, trochę się rozpiszę.
Chciałabym w pierwszej kolejności przeprosić za wątek, który zaniedbałam, a mianowicie wątek Deidary i jego rąk, których ten został pozbawiony. Przez to, w jednym rozdziale wyszedł dość głupi błąd logiczny, bo nasz kochany piroman gotował obiad bez rąk. Co prawda w moim zamyśle miał on stracić tylko jedną łapęcję, no ale cóż, wyszło jak wyszło. Nie będę tego poprawiać, ale i tak przepraszam.
+ Kakuzu przybywając do organizacji przyszył mu ręce i teraz blondyn ma już wszystko na swoim miejscu.
Teraz chciałabym rozpisać się trochę o Madarze i jego oczach. Zwrócono mi słusznie uwagę, że Madara przeszczepił swoje oczy Nagato i teoretycznie nie powinien ich mieć teraz, po wskrzeszeniu. Dumałam, dumałam i znalazłam wyjaśnienie XD
Na Naruto Wiki jest napisane, że Madara po przeszczepieniu oczu Nagato, sobie wszczepił zastępczy sharingan. A biorąc pod uwagę fakt wszystkich nieścisłości wobec tego dojutsu, a stworzonych przez samego pana Kishimoto, uznałam, że możliwym jest, by Rinne Tensei, korzystając z bazy jaką jest ten zastępczy sharingan i chakry Nagato mogło odtworzyć Wieczny Mangekyo Sharingan Madary, jednak bez rinnengana właściwego.
Jeśli ktokolwiek ma jakiekolwiek wątpliwości wobec tego rozwiązania, chętnie poszukam z nim innego :D
A tymczasem pozdrawiam i do NN za jakieś dwa/trzy dni!
~Igu :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro