XXII. Akatsuki
28 września
Amegakure
Suiren odetchnęła głęboko, opierając dłonie na biodrach.
Nigdy nawet nie pomyślałaby, że męski organizm może być aż tak wytrzymały i przydatny. Drogę, którą spodziewała się pokonać w dziewięć dni, udało jej się przebyć w zaledwie osiem. Była więc o ponad dobę do przodu! Niewiarygodne.
Co nie zmieniało jednak faktu, że o to właśnie przybyła do Ame i musiała teraz odnaleźć kryjówkę Akatsuki.
Jak dobrze, że Orochimaru przekazał jej swój stary pierścień i dał dokładne wskazówki co do położenia i wejścia do organizacji. To zdecydowanie ułatwiało sprawę.
Nie czekając na nic, odbiła się od ziemi, po raz kolejny dziwiąc się w duchu na siłę swoich mięśni. Nie żeby jako kobieta była słaba. No ale i tak.
***
Tymczasem dzień w kryjówce Akatsuki toczył się swoim własnym, spokojnym rytmem. Krótko mówiąc, każdy zajmował się sobą, starając się przy tym nie wchodzić nikomu w drogę. I choć przez cały czas w organizacji przebywali niemal wszyscy członkowie, to wokół panowała atmosfera wzajemnej obojętności i dystansu. Wszelkie rozmowy zdarzały się rzadko, a jeśli już, to dotyczyły głównie takich podstawowych spraw jak pogoda, czy jedzenie. Bo jakby nie patrzeć, spotykali się jedynie podczas posiłków, które przygotowywali na zmianę, według niepisanego harmonogramu. Po prostu pierwszego dnia obiad zrobił Kisame, a potem kolejka przesunęła się samoczynnie na Itachiego, który miał pokój najbliżej niego. A dalej już jakoś poszło.
A tak w ogóle, to wszyscy nadal kisili się w kryjówcę przez nikogo innego jak przez Madarę, który wymyślił sobie dwutygodniowy odpoczynek od misji, czekając w ten sposób na powrót Hidana i Kakuzu. Co na szczęście miało nastąpić już na przełomie następnego tygodnia, zważywszy na fakt, że z dostarczonego wczoraj raportu wynikało, że mężczyźni złapali w końcu niepokorną Yugito Nii, jinchuriki Dwuogoniastego.
- Co czytasz? - Kisame wszedł do przestronnego salonu, ściągając z siebie przepoconą koszulkę. Zerknął jednocześnie na siedzącego spokojnie w miękkim fotelu Itachiego, który już od dobrych dwóch godzin pochłonięty był lekturą jakieś grubej książki. Sam Hoshigaki od samiuśkiego ranka ćwiczył na jednej z sal treningowych i akurat teraz zdecydował się w końcu na przerwę.
- Taktyki wojenne według Hiroshiego Fukudy* - odpowiedział Uchiha bez zająknięcia, przewracając akurat kolejną kartkę i nie podnosząc nawet wzroku. Kisame kiwnął na to jedynie głową i nie mówiąc już nic więcej, wszedł do przestronnej jadalni, by mijając również czytającą Konan, wejść do przestronnej kuchni. Tam z kolei zastał Deidare, który mordował się akurat z przygotowaniem obiadu. Klnął przy tym siarczyście pod nosem i z tego co Kisame zauważył wychodziło, że dzisiejsza ryba będzie dość mocno przypieczona.
- Jak idzie? - Uśmiechając się ironicznie pod nosem, zabrał ze zlewu czystą szklankę i napełnił ją obficie wodą.
- Co kurwa idzie, hm?! - Deidara spojrzał na niego wściekle przez ramię, by następnie z całej siły rzucić pałeczkami o blat. - Nic kurwa mi nie idzie! Pieprzona ryba, hm!
Kisame jednym haustem wypił całą wodę i wyszedł z kuchni.
Dzień jak co dzień.
Zapach spalenizny w mgnieniu oka dotarł do jadalni, co zaalarmowało Konan. Niebieskowłosa natychmiast straciła zainteresowanie swoją gazetą i interweniowała, bezceremonialnie wywalając Deidare z kuchni i ratując ich obiad.
Nie obyło się oczywiście bez protestów blondyna, ale Kisame pokręcił na nie jedynie głową i poszedł się przebrać. Gdy ponownie zszedł do jadalni, obecni w niej już byli wszyscy członkowie bez Zetsu. Itachi, Konan, Pein, Obito, Madara, a nawet Sasori. Ten ostatni co prawda, jako lalka, nie potrzebował jedzenia, ale od czasu do czasu lubił zejść na dół w porze obiadu, by odpocząć nieco od pracy nad swoimi marionetkami.
Sam posiłek przebiegł w ciszy, którą przerwał dopiero Itachi, dziękując za posiłek i chwaląc Konan. Papierowa odpowiedziała mu uprzejmym skinięciem głowy, a Deidara naburmuszył się jak małe dziecko, co z kolei posłużyło Sasoriemu za świetny przytyk.
Szybką i wyjątkowo ciętą wymianę zdań uciął dopiero Pein, który podniósł się nagle od stołu i uniósł władczo rękę. Deidara zamilkł w tej samej chwili, a Konan spojrzała na Peina niepewnie.
- Coś się stało? - zapytała spokojnie.
- Ktoś pojawił się w zasięgu pieczęci chroniących wejście - odpowiedział na to Lider, a wszyscy jak na zawołanie unieśli brwi.
- Tak blisko? - spytał jedynie Sasori, a Pein przytaknął krótko.
- No to skoro już tu jesteśmy, to proponuję wybrać się razem na spotkanie z naszym niespodziewanym gościem - zadecydował nieoczekiwanie Madara, a wszyscy spojrzeli na niego sceptycznie. Mężczyzna uśmiechnął się na to ironicznie.
- No, na co czekacie? Dawać! - Nie mówiąc nic więcej, Madara sięgnął po pomarańczową maskę Tobiego, którą miał cały czas przyczepioną do swojego pasa i nałożył ją na twarz. Sam Obito nałożył na twarz prostą, czarną maskę, z dwoma podłużnymi otworami na oczy jak u ANBU. Pozostali wymienili się krótkimi spojrzeniami, by w następnej chwili zniknąć jak na shinobich przystało.
***
Suiren rozejrzała się, okręcając swobodnie na pięcie. Główne wejście do Organizacji Akatsuki mieściło się kilka metrów pod ziemią, do którego schodziło się specjalnym zejściem, ukrytym między skałami. Samo to miejsce obłożone było licznymi technikami pieczętującymi, mającymi na celu zmylenie przeciwnika, ale Suiren, dzięki pierścieniowi od Orochimaru, znalazła je bez większego problemu. Obecnie znajdowała się zaś w ogromnej, podziemnej jaskini, oświetlonej wieloma pochodniami i wpatrywała się w duże, żelazne drzwi, które dzieliły ją od pierwszego z wielu korytarzy.
- Może po prostu zapukam? - mruknęła cicho pod nosem sama do siebie, zastanawiając się, jak to wszystko rozegrać. Na dobrą sprawę, nie wiedziała nawet, czy ktokolwiek tu jest. Bo przecież równie dobrze Akasuki mogło być teraz rozproszone po całym świecie.
Zabujała się na piętach z nieco niezdecydowaną miną i podparła się pod boki. I gdy już miała z czystym sercem podejść do drzwi i naprawdę w nie zapukać, wyczuła wokół siebie kilka, wyjątkowo potężnych chakr. Jak na zawołanie włoski na jej karku stanęły dęba, a ona sama się spięła. Pamiętając cały czas, że jest teraz mężczyzną, skrzyżowała ręce na swoim lekko umięśnionym torsie i odwróciła się plecami do drzwi. I mimo że się tego spodziewała, to i tak zadrżała, gdy w odległości niecałych sześciu-siedmiu metrów ujrzała przed sobą niemal kompletne Akatsuki.
No to miała cholerne szczęście. Żeby nie powiedzieć gówniane.
Pod ostrzałem ośmiu uważnych spojrzeń, zadarła wyżej głowę i uśmiechnęła się bezczelnie, tak jak to miała w zwyczaju. Jednak z twarzą Kasaia osiągnęła zupełnie nowy, dość zaskakujący efekt.
Konan poruszyła się niepewnie, a Deidara wytrzeszczył na nią oczy.
- Kim jesteś? - Pein wysunął się nieco do przodu, a Suiren widząc w jego oczach rinnengan, była przekonana, że ma właśnie do czynienia z Liderem Akatsuki. Orochimaru wyjątkowo skrupulatnie przygotował ją do tej misji, dokładnie jej opisując każdego członka jakiego znał. Jedyną niewiadomą był tak zwany Tobi, tajemniczy członek z pomarańczową maską na twarzy, którego to tożsamość miała poznać.
- Nazywam się Kasai Serizawa - przedstawiła się pewnym siebie głosem i rozplatając ręce, oparła je znów na biodrach.
- Chcę wstąpić do Akatsuki - rzuciła następnie, stwierdzając, że nie ma co owijać w bawełnę.
- Wstąpić do nas? - Pein uniósł nieco brwi, a pozostali wymienili się spojrzeniami. Madara pod maską Tobiego skrzywił się nieznacznie. Co ten białowłosy pajac chciał? Mieli w końcu sprowadzić Suiren. Nikt inny nie był im potrzebny.
- Wiele o was słyszałem. - Suiren postąpiła w stronę Peina kilka pewnych kroków i wykrzywiła się drwiąco. - I muszę stwierdzić, że bardzo pasuje mi wasza wizja świata.
- Jest wiele innych organizacji, które... - Pein nie musiał zagłębiać się w myśli Madary, by wiedzieć, że nie mogą przyjąć tego białowłosego chłopaka. Potrzebowali tylko jednego członka i już została podjęta decyzja, że zostanie nim ta czerwonowłosa Uzumaki.
- Cóż, jeśli chciałbym wstąpić do innej organizacji, to bym się nie tłukł do was taki kawał, co nie? - Suiren zmrużyła groźnie oczy i wyszczerzyła ostre, demoniczne zęby. Jakby nie było, Sora wzorował się na prawdziwym Kasaiu, który był youkaiem.
- Dla waszej wiadomości.. - Suiren powiodła wymownym spojrzeniem po pozostałych. - Kocham tylko dwie rzeczy. Wojnę i pieniądze. A u was mogę dostać tego pod dostatkiem. Dlatego chcę do was dołączyć. I żeby było jasne, nie przyjmuję odmowy.
- Irytujący - syknął cicho pod nosem Madara, ale nadal nie interweniował. Nawet jeśli ujawnił się przed Akatsuki, to wolał, by narazie nikt więcej o nim nie wiedział. Miał szczerą nadzieję, że Pein jakoś to rozwiąże.
- Doskonale. - Pein tymczasem wyprostował się jak struna, mrużąc przy tym wyzywająco oczy lśniące rinnenganem. - Jednak nie możemy sobie pozwolić na przyjęcie kogoś, kto nic nie umie. Zanim podejmę decyzję, musiałbym zobaczyć jak walczysz.
- Och, jak walczę? - Suiren odchyliła się lekko do tyłu i wybuchła drwiącym śmiechem. - Żaden przeciwnik mi nie straszny. Wybierz kogokolwiek, a udowodnię, że nie jestem byle kim.
Kogokolwiek?
Madara zmrużył groźnie oczy, doskonale rozumiejąc do czego zmierza Pein. Uśmiechnął się mimowolnie kącikiem ust, będąc ciekaw, kto dostanie ten zaszczyt zabicia niepokornego chłopaka. I podczas gdy on sam miał szczerą ochotę zmyć z twarzy młodziaka ten durnowaty uśmiech, Suiren błagała w myślach, by oszczędzić jej walki z Itachim.
Osobiście była bowiem kompletnym beztalenciem w dziedzinie iluzji, chyba nawet większym niż sam Naruto. Nie wiedziała skąd jej się to wzięło, ale nie potrafiła odróżnić nawet najprostszego genjutsu, nie mówiąc już o jego rozproszeniu. Jeśli więc przyszłoby jej się zmierzyć z sharinganem, to by poległa w jednej chwili. A przy okazji Uchiha zorientowałby się z kim ma do czynienia.
- Kogokolwiek? - Pein z lekkim namysłem odwrócił się i uważnym spojrzeniem przebiegł po wszystkich zebranych. Madara, Obito, Konan, Kisame, Itachi, Sasori, Deidara.
Madara i Obito odpadali na wstępie, z dość oczywistych powodów.
Konan, Kisame, Itachi, Sasori, Deidara.
Pein zerknął znów na Kasaia, którego dzikie, czerwone oczy lśniły wręcz niezdrowym blaskiem. Ten facet naprawdę musiał kochać wojnę. Na pewno więc nie pośle mu Konan.
Kisame, Itachi, Sasori, Deidara.
Pein przechylił nieco głowę w bok. Kogo by tu?
Byle nie Itachiego, byle nie Itachiego, byle nie Itachiego.
Szkarłatne ślepia patrzyły na niego z mieszaniną jakichś dziwnych emocji. Czerwone jak krew, zdawały się być oczami prawdziwego demona z czeluści piekieł. Niech więc w takim razie demon walczy z demonem.
- Kisame. Będziesz z nim walczył - zadecydował, a Hoshigaki uśmiechnął się szeroko na jego słowa. W jego małych, rekinich oczach błysnęło coś brutalnego.
C.D.N.
***
* Książka wymyślona na potrzeby opowiadania
Dzisiaj króciutko i po tygodniu, ale jak już wcześniej wspominałam, jestem w klasie maturalnej i szkoła wysysa ze mnie wszelkie chęci do pisania i czas wolny. Zmuszona więc jestem niestety znieść obiecany termin trzy/cztery dni na czas nieokreślony. Krótko mówiąc, będę dodawała nowe rozdziały, kiedy będę miała na to czas. Co pięć dni, co tydzień, a może co trzy. Po prostu nic nie obiecuję.
PS: Niesamowicie miło mi, że niemal codziennie przybywa mi nowych czytelników i gwiazdek. Naprawdę, wiele to dla mnie znaczy :D Dlatego może rzadziej, ale na pewno będę kontynuowała Suiren :3
Pozdrawiam, ~Igu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro