XXI. Madara
20 września
Amegakure
Dzisiejszego dnia, w organizacji Akatsuki panowało niespotykane dla wszystkich poruszenie. Powód tego niecodziennego zjawiska był jednak nadzwyczaj prosty. Otóż cała sprawa sprowadzało się do tego, że wszyscy członkowie zostali wezwani do osobistego stawienia się w kryjówce, co nie zdarzyło się od dobrych sześciu, a może i nawet siedmiu lat. Oczywiście spotkania związane z pieczętowaniem biju nie były brane pod uwagę, ze względu na fakt, że zwykle ponad połowa przybywała na nie w formie hologramu.
Co nie zmieniało faktu, że tym razem mieli spotkać się wszyscy razem, twarzą w twarz.
- Ciekawe o co chodzi. - Kisame uniósł zamyślony głowę, przemierzając spokojnie korytarze kryjówki, a u jego boku szedł milczący jak zwykle Itachi. Oboje byli na terenie Kraju Ognia, gdy dostali swoje wezwanie, więc stosunkowo szybko przybyli na miejsce. Inaczej sprawa miała się z Hidanem i Kakuzu, którzy cały czas urzędowali w okolicach Kumogakure.
- Słyszałem, że Sasori i Deidara byli cały czas na miejscu - podjął znów nieoczekiwanie Kisame, chcąc najwyraźniej wciągnąć swojego partnera w rozmowę, ale Itachi nic mu nie odpowiedział. Ściągnął jedynie nieco brwi, na co Kisame zareagował wywróceniem oczami. Doprawdy, czasami nie miał sił do tego faceta.
***
Członkowie Akatsuki nie rzadko wracali ze swoich misji poważnie ranni. Co prawda z większością ran potrafili poradzić sobie sami, ale niestety, nawet tacy jak oni potrzebowali czasami wizyty w szpitalu. Niczym dziwnym więc było, że wśród niezliczonych pokoi w kryjówce Brzasku, znaleźć można było również pomieszczenie przypominające nieco taki mini szpital. Składało się na nie kilka prostych łóżek, dwa obszerne regały z podstawowymi lekami i kroplówkami, a także sala przystosowana bezpośrednio do operacji. Sterylna, jasno oświetlona i wyposażona w potrzebny sprzęt medyczny. To tu Kakuzu zwykł składać do kupy takich szczęśliwców jak Deidara, który tak na marginesie czekał już grubo ponad miesiąc na powrót mężczyzny, który mógłby przyszyć mu jego ręce. To też tu Sasori zwykł przygotowywać i przechowywać swoje trucizny.
I to też tu spoczął sam Madara Uchiha, ożywiony przez Nagato blisko dwa dni temu.
Tobi wślizgnął się do szpitala najciszej, jak tylko potrafił z tacą pełną tradycyjnego, japońskiego śniadania i mocną herbatą. Przemknął przez pierwszy pokój, nazywany pogardliwie przez członków "salą przyjęć" i wszedł do sali operacyjnej.
- Madara - rzucił też natychmiast, na co leżący na stole mężczyzna uchylił wolno jedną powiękę.
- I? Wszyscy już przybyli?
Tobi zmarszczył nieco brwi pod swoją maską.
- Brakuje Hidana i Kakuzu. I raczej nie przybędą. Polują na Dwuogoniastą.
- Niezdyscyplinowani.
Madara westchnął cicho i podniósł się do siadu, przeczesując ręką czarne, lekko zwichrzone włosy.
Mimo, że jego dusza została przyzwana techniką Nagato do jego starego ciała, to wraz z odzyskaniem przytomności wrócił fizycznie do czasów, gdy był w pełni swoich sił. Co wiązało się jednocześnie z powrotem do swojego młodzieńczego wyglądu. Aktualnie nie różnił się więc niczym od siebie samego, gdy przyszło mu stanąć do walki z Hashiramą.
- Śniadanie. - Tobi wydął niezadowolony wargi, czego Madara na szczęście i tak nie widział. Inaczej napewno zwróciłby mu uwagę. Co z resztą i tak robił na każdym kroku przez całe dwa ostatnie dni. Tobi naprawdę zaczynał poważnie żałować swojej decyzji o jego wcześniejszym ożywieniu.
- Co z Itachim Uchihą? - zapytał ni stąd ni zowąd Madara, na co Tobi otrząsnął się niechętnie ze swoich myśli.
- Co, co z nim? Żyje.
- Wiem baranie, że żyje - prychnął na to zirytowany Madara, mrużąc groźnie oczy. Tobi wzdrygnął się mimowolnie. Nie pamiętał, by Madara posiadał wcześniej tak niewyobrażalnie głębokie spojrzenie. Co by nie było, zaczynał powoli nienawidzić tych jego czarnych patrzydeł.
- Pytam, czy to on przybył dziś z rana. Wyczułem dwie naprawdę obiecujące chakry.
Tobi wykrzywił się ironicznie pod maską. Dziękować Mędrcowi, że nie wynalazł telepatii!
- Tak, przybył. Razem z Kisame Hoshigakim. - Tobi nieoczekiwanie spoważniał. - Mówiłem ci o nim. Zna nasz plan. Itachi ma za to pewnie swoje własne przemyślenia na ten temat.
- W takim razie wszystko jest dobrze. - Madara wzruszył niedbale ramionami, podnosząc jednocześnie z tacy kubek z herbatą i mierząc podejrzliwym wzrokiem parującą ciecz.
- Nadal awersja do jedzenia? - Tobi zawinął się do wyjścia, ale nie omieszkał założyć za siebie rąk i zakpić. Chyba nie byłby sobą.
Madara podniósł na niego zirytowany wzrok, ale nic nie odpowiedział. Zabrał się za to po prostu do jedzenia, próbując na nowo przystosować się do normalnego trybu życia.
***
Dwa dni temu, gdy Nagato użył na rozkaz Tobiego przyzwania Rinne Tensei i ożywił Madarę, Uchiha zaraz po odzyskaniu świadomości nie był z tego faktu zadowolony. Gorzej, był po prostu wściekły na Tobiego za to co zrobił. Wszystko miało bowiem przebiec zupełnie inaczej. Nagato miał go wskrzesić dopiero wtedy, gdy wszystkie biju zostaną złapane i nic już nie będzie stanowiło przeszkody do zrealizowania jego planu Księżycowego Oka. Tymczasem został przyzwany, gdy Akatsuki miało na swoim koncie ledwie dwa zapieczętowane demony. Krótko mówiąc, wszystko było nie tak.
Wściekłość Madary była zupełnie uzasadniona i pewnie biedny Tobi nie stąpałby już po tym świecie, gdyby nie zdjęcie, które trzymał w tamtej chwili w swojej ręce.
- Zanim cokolwiek zrobisz, spójrz. - Na lecące w jego stronę oskrażenia, wyciągnął po prostu dłoń przed siebie i podał Madarze zdjęcie Suiren Uzumaki.
I wtedy nieoczekiwanie Madara zamilkł i długi czas wpatrywał się w fotografie.
- Identyczne - orzekł w końcu, jakby zdumiony własnym spostrzeżeniem. I pochwalił Tobiego za umiejętne zmienienie planu.
Teraz tylko pozostało uświadomić Akatsuki co do ich prawdziwego Lidera.
***
Cisza panująca w gabinecie Peina wręcz dzwoniła w uszach, a powietrze wibrowało od natężenia tak wielu silnych chakr. Przy dużym, dębowym biurku siedział spokojnie Pein, a u jego boku stała jak zwykle Konan. Chłodna i opanowana, mierzyła wszystkich zebranych zmrużonymi uważnie oczyma.
Kisame, Itachi, Deidara, Sasori i Zetsu stali natomiast na środku pomieszczenia w luźnej grupce, cierpliwie czekając, aż w końcu ktoś raczy zabrać głos. No dobra, cierpliwość była ostatnim co obecnie czuli. Wszyscy byli niemal identycznie zirytowani i zniecierpliwieni, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, co kryje się za tym niespodziewanym spotkaniem.
- Wezwałem was w określonym celu - zaczął w końcu spokojnie Pein, kładąc łokcie na blacie biurka i opierając brodę na złączonych dłoniach. - Tak się składa, że zadecydowałem o powołaniu nowego członka organizacji.
- Po co nam kolejny członek, hm? - spytał od razu zdziwiony Deidara, marszcząc niezadowolony brwi. Pein spojrzał na niego krótko.
- Do tej pory pieczętowaliśmy biju w dziewięć osób. Potrzebna nam jest jednak dziesiąta osoba, która mogłaby zamknąć cały proces.
- Kogo mamy sprowadzić? - zapytał na to Kisame, który najlepiej ze wszystkich orientował się w obecnej sytuacji Shakai no yohaku, a co za tym idzie, znał wielu doskonałych łowców i płatnych morderców. Ciekaw był, na kogo padnie wybór.
- Suiren Uzumaki. - Pein wyprostował się w swoim krześle, a wszyscy spojrzeli na niego z wyraźnym zdziwieniem.
- Suiren? - Sasori zacisnął mimowolnie dłoń w pięść. Odkąd podczas walki jego Hiruko został zniszczony, chodził po organizacji w swojej prawdziwej formie. Stojący więc po jego prawej stronie Deidara doskonale mógł zobaczyć, jak mruży niebezpiecznie oczy.
- To żart? - zapytał, siląc się na spokojny ton, ale Pein nawet nie spojrzał w jego kierunku.
- Skądże - odparł jedynie i spuścił wzrok na złożone na blacie dokumenty. - Kisame, Itachi, udacie się po nią.
Uchiha tylko skinął twierdząco głową. Kisame natomiast dla odmiany zmarszczył brwi.
- A co z Tobim? - zapytał. - Nie jest jeszcze co prawda pełnoprawnym członkiem, ale nie może pomóc nam w pieczętowaniu? Musimy fatygować się po tą łowczynie? Która, notabene, jest kuzynką jinchurikiego?
Pein podniósł rinnenganowe oczy na Hoshigakiego, a jego wargi wygięły się w cienkim, kpiącym uśmiechu.
- Dobrze, że poruszyłeś temat Tobiego.
Itachi drgnął lekko.
- Dlaczego? - Kisame wydawał się zdezorientowany. Cóż, wiedział, że to Tobi jest rzeczywistym liderem Akatsuki, jak i znał jego plan, ale mimo wszystko słowa Peina w jakiś dziwny sposób go poruszyły i zaniepokoiły.
Zaraz jednak zrozumiał, że to nie winna Peina, a chakry, która niespodziewanie zawisła w pomieszczeniu.
Potężna, nieruchoma, wręcz przytłaczająca.
- Cóż, chyba nadszedł czas, bym się ujawnił. - Drzwi do gabinetu otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, a w progu stanął sam Madara Uchiha we własnej, czarnowłosej postaci. Ubrany w czarną koszulkę i spodnie, przeszedł spokojnie przez cały pokój, wymijając zaskoczonych brzaskowiczów. U jego pasa przywiązana została pomarańczowa maska Tobiego.
- Podejrzewam, że wszyscy i tak mnie znają.. - Madara doszedł do biurka Peina i posyłając mężczyźnie uważne spojrzenie, odwrócił się do sparaliżowanego Brzasku. - Ale dla jasności. Nazywam się Madara Uchiha i jestem właściwym Liderem Akatsuki.
Itachi otworzył szeroko oczy, czując mimowolnie jak jego serce zamiera.
Uchiha się ujawnił. A to mogło oznaczać tylko jedno. Wojnę.
- Pozwolicie, że porozmawiam teraz z każdym z was z osobna i wyjaśnię mu całą sytuację.
- Chwila! - Deidara pochylił się gwałtownie do przodu, czując dreszcze przebiegające mu po plecach. - Jaką sytuację? O co tu chodzi do licha, hm?!
Madara ściągnął uważnie brwi. Przez ostatnie dwa dni Tobi szczegółowo wprowadzał go w obecną sytuację na świecie, co z kolei sprawiło, że w jego głowie narodził się nowy plan.
- Do tej pory skupialiśmy się wyłącznie na złapaniu wszystkich biju, by móc szachować w ten sposób inne kraje. - Przerwał na moment, by zbadać reakcję innych. Wszyscy jednak słuchali go w skupieniu, więc wykrzywiając nieco wargi, kontynuował. - Tak się jednak składa, że w ostatnim czasie świat ninja pochłaniany jest przez poważny kryzys, który możemy wykorzystać na naszą korzyść.
- To znaczy? - Itachi odezwał się po raz pierwszy od początku spotkania. Natychmiast skupił na sobie spojrzenie Madary. Obaj przez chwilę mierzyli się oceniającymi spojrzeniami. Zupełnie jakby próbowali oszacować swoje szanse i zamiary.
- Wypowiemy światu wojnę.
Itachi zamrugał, a Deidara omal się nie zakrztusił.
- Co?! Jaką wojnę, hm?! - parsknął. Konan przymknęła powieki, ściągając zmartwiona brwi.
- Wojnę - powtórzył na to Madara, jakby smakując to słowo. - Zaatakujemy i zajmiemy sąsiednie kraje. A gdy już to osiągniemy i przejmiemy nad nimi władzę, wypowiemy wojnę Pięciu Krajom.
Madara podparł się pod boki i wyprostował z władczym spojrzeniem.
- Zawładniemy całym światem ninja, podporządkowując go sobie. Będziemy panami nowego porządku.
***
- A więc chcesz rozpętać wojnę. - Itachi, gdy tylko wszedł do gabinetu Peina, posłał swojemu krewnemu lodowate spojrzenie.
Po śmiałym oświadczeniu Madary, członkowie Akatsuki zostali oddelegowani do salonu, po czym Madara zażyczył sobie rozmowy z każdym członkiem osobiście. Bez żadnych świadków. W ten sposób Pein odstąpił mu swój gabinet, do którego niczym małe dzieci z podstawówki wzywani byli kolejni brzaskowicze.
Na pierwszy ogień poszedł Deidara, który na miejscu nakarmiony został wizją ogromnego bogactwa i świata, który mógłby w końcu docenić należycie jego sztukę. Blondyn wyszedł z pomieszczenia z rozmarzoną miną i napuchniętym ego, wielkim jak stąd dotąd.
Drugi był Sasori, który poznał właściwy plan Księżycowego Oka. Wizja doskonałego, nieśmiertelnego świata, kryła w sobie wieczne piękno, do którego Sasori dążył od lat. Także nieśmiała myśl o ponownym spotkaniu ze swoimi rodzicami sprawiła, że Sasori przystał na plan Madary, oferując swoją pomoc.
Trzeci był Kisame, który już znał prawdziwe zamiary Madary. Podczas swojej rozmowy z legendarnym Uchihą, upewnił się więc jedynie co do swojej decyzji zobaczenia świata pozbawionego kłamstw.
Jedynymi, którzy nie przybyli na tę rozmowę byli Pein i Konan, którzy już wczoraj poznali całą idee planu. I jak się szybko okazało, oboje byli jej przychylni. Od dziecka marzyli bowiem o świecie pozbawionym wojny, co pokrywało się z intencjami Madary.
Na sam koniec został więc Itachi, który intensywnie analizował całą tę nową sytuację, nie mogąc się jednocześnie powstrzymać od myślenia o Sasuke i o tym, jak może to wszystko na niego wpłynąć.
- Miło wiedzieć, że nasz klan ma w swoim gronie tak potężnego shinobi. - Madara siedział na zwyczajowym miejscu Peina i spoglądał na Itachiego spod przymrużonych powiek. - Wyjątkowo obiecujący.
- Znów spróbujesz zaatakować Konohe? - Itachi nie skorzystał z ustawionego przy biurku krzesła i stanął w lekkim oddaleniu, zachowując w ten sposób bezpieczny dystans od starszego mężczyzny.
- Znów? - Madara uniósł brwi w kpiącym wyrazie. - Zdaje się, że zanim wyjawię ci swój plan, powinienem wyjaśnić coś innego. Ale wiedz, że robię to tylko przez wzgląd na nasze pokrewieństwo.
Madara kiwnął niedbale ręką, na co jak na zawołanie z lewego rogu pokoju wysunął się Obito z pomarańczową maską Tobiego w dłoni. Bez słów podszedł bliżej i odłożył maskę na biurko.
Itachi zachował kamienny wyraz twarzy, na chłodno analizując to nieme przedstawienie. W końcu spojrzał na Obito.
- To ty byłeś przez cały czas Tobim i to z tobą wymordowałem nasz klan. - Jego obojętny ton nie zdradzał choćby cienia zawahania. Ot po prostu stwierdził fakt.
- Imponująco szybka interpretacja. - Madara podparł się łokciem o bok fotela. - I dobra. Do tej pory to Obito działał w moim imieniu. Sam powróciłem do życia ledwo dwa dni temu.
Itachi nawet nie raczył odetchnąć głębiej, na co Madara wykrzywił twarz w wyrazie surowej pochwały.
- Rinne Tensei dla ciekawości - rzucił niby od niechcenia, zupełnie jakby czytał w myślach Itachiego, albo udało mu się odszukać w jego spojrzeniu szok, jaki go od środka objął.
- Dobrze, a teraz nadeszła pora, byś dowiedział się co nieco o Księżycowym Oku.
Wytłumaczenie wszystkiego zajęło Madarze mniej niż dwie minuty. Jakby nie było, plan był jasny. Zdobycie dziewięciu biju i złączenie ich w dziesięcioogoniastego, by następnie stać się jego jinchurikim i móc rzucić na cały świat Nieskończone Tsukuyomi. Cel - wieczny sen. Idealny świat, istna utopia. Brak wojen, głodu i jakichkolwiek innych klęsk. Jedynie niekończące się szczęście.
Itachi przez dosłownie jedną sekundę raczył pomyśleć o Sasuke i o rodzicach. Gdyby tylko ich los potoczył się inaczej i znów mogliby być razem. Wtedy na pewno.. Nie!
Świat, którego pragnął Madara nie był prawdą. Był sztuczny. Był jedynie śliczną wydmuszką, piękną z zewnątrz, ale niestety pustą w środku. Nie mógł dać prawdziwego szczęścia.
- Chcesz świata bez wojen. A mimo to, chcesz jedną z nich rozpętać. - Nie chcąc zagłębiać się w samą istotę Tsuki no Me, postanowił skupić się na czym innym. A mianowicie na szalonej propozycji zawładnięcia całym światem ninja.
- Chcesz wywołać Czwartą Wielką Wojnę.
- Nie znasz tego powiedzenia, cel uświęca środki? - Madara wzruszył przy tym lekko ramionami. - Poza tym, jesteś jeszcze młody, ale zapewne zdajesz sobie sprawę z tego, że jedynym sposobem na wyeliminowanie przegranych, jest zlikwidowanie czynnika inicjującego rywalizację. A o co zwykli rywalizować ludzie? O władzę i wpływy. - Coś w czarnych oczach zabłyszczało niezdrowo. - Podział władzy nigdy nie będzie dostatecznie sprawiedliwy. Zawsze ktoś będzie miał jej więcej, a ktoś mniej. Co z kolei prowadzi do zazdrości, a w efekcie do rywalizacji. Jak tego uniknąć? Wystarczy zgromadzić całą władzę w rękach jednego człowieka. Dopiero to oznaczać będzie koniec wszelkich wojen. Będzie jedno państwo i jeden władca. Zapanuje długo wyczekiwany pokój. Tsuki no Me będzie w tym momencie jedynie ukoronowaniem tego wszystkiego.
Itachi przymknął powieki, czując się nagle bardzo, ale to bardzo staro.
- I jak rozumiem, to ty masz być tą osobą, która jako jedyna będzie posiadać władzę.
- Ni mniej, ni więcej.
Coś w spojrzeniu Madary było chore.
C.D.N.
***
Przepraszam za opóźnienie, ale nazbierało mi się trochę spraw w domu i w szkole. Dalej jednak będę starała się utrzymać termin trzy/cztery dni. Wasze gwiazdkacze i komentarze są genialnym motywatorem :D
Dziękuje bardzo! ~Igu
PS: Mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań : ) A jeśli macie jakieś uwagi, piszcie, będę wiedziała, co muszę jeszcze poprawić, nad czym popracować :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro