XX. Zmiana
- Powiedz Suiren. Czemu mnie szukałaś?
- Potrzebuje twojej pomocy.
Sora zmarszczył na to zdziwiony brwi, spoglądając wprost w szmaragdowe oczy Suiren. A dostrzegając w nich niezrozumiałe dla siebie uczucia, odwrócił wzrok i odetchnął cicho, pocierając w zamyśleniu skronie.
- Nie tutaj - mruknął w końcu, po ciągnącej się w nieskończoność ciszy i zerknął ponownie na Suiren, która zaciskała ręce w pięści i przyglądała mu się cały czas w napięciu. - Chodźmy do mnie.
***
- Więc? Jak mnie rozpoznałeś? - Suiren pochyliła się nad kominkiem, na którym ustawione zostały trzy małe doniczki z jakimiś nieznanymi jej roślinkami.
Sora podniósł na nią wzrok.
- Nie odpuścisz, prawda? - zapytał zamiast odpowiedzieć, zdejmując jednocześnie z gazu czajnik i zalewając dwie herbaty.
- Prawda. - Suiren wyprostowała się i rozejrzała uważnie po dość sporym salonie połączonym bezpośrednio z kuchnią. - Ładnie tu masz - stwierdziła w końcu niby odniechcenia, na co Sora uśmiechnął się mimowolnie.
- A dziękować - odparł luźno i wykrzywiając wargi w nieco ironicznym uśmieszku, podszedł do stołu w salonie, stawiając na nim herbaty. - Usiądź.
- Więc? Powiesz mi w końcu, czym się zdradziłam? - Suiren zajęła spokojnie wskazane miejsce i nie bez konsternacji zauważyła, że Sora zaparzył jej ulubioną miętową herbatę. A doskonale wiedziała, że sam osobiście nie bardzo za nią przepada, więc nie miał żadnego powodu, by takową posiadać w swoim domu. Zmarszczyła niepewnie brwi, nie wiedząc jak na to zareagować.
- Eh, chyba nie dasz mi żyć. - Sora wywrócił tymczasem oczami i oparł się łokciami o blat stołu. - Twoje perfumy - odpowiedział wreszcie, a Suiren myśląca właśnie o herbacie, podniosła nagle zaskoczona głowę.
- Perfumy? - powtórzyła głupio, a Sora krótko przytaknął.
- Jeszcze nigdy nie spotkałem kobiety, która używałaby takich samych jak ty.
Suiren odchrząknęła lekko zakłopotana, spuszczając jednocześnie wzrok na swoje dłonie. Sora natomiast nie odwrócił oczu. Cały czas wpatrywał się w nią spod lekko przymrużonych powiek, zupełnie jakby chciał zapamiętać każdy milimetr jej twarzy. Nie żeby już nie pamiętał.
- Nic się nie zmieniłaś - zauważył po chwili spokojnie, sam nie wiedząc po co. Czy po to, by zmienić temat, czy po prostu po to, by coś powiedzieć i przerwać tę ciszę, która zapadła? Nie wiedział, ale widząc lekki rumieniec na twarzy Suiren stwierdził, że chyba właśnie po to. Chciał ją zobaczyć taką, jak ją zapamiętał. Szczerą, otwartą i cóż, po prostu jego.
- Ty też. - Suiren odchrząknęła po raz kolejny i napiła się szybko herbaty. Parząc sobie usta gorącym płynem, nawet się nie skrzywiła. - Yhm, więc. Jak mówiłam, potrzebuje twojej pomocy.
- Pomocy. - Sora otrząsnął się momentalnie ze swoich myśli i ponownie skupił na niej spojrzenie. - Masz problem z jakąś misją?
- Prawda jest taka, że wróciłam do Orochimaru. - Suiren uniosła tym razem wzrok, by móc zobaczyć jego reakcję. Zdziwiła się, widząc jak Sora przymyka na to po prostu oczy i pociera w zamyśleniu skronie. Jakby nie patrzeć, spodziewała się raczej czegoś innego. Może nie koniecznie krzyków, bo Sora nie zwykł podnosić głosu, ale z pewnością jakiejś złości, pytań, no i może kilkunastu przekleństw.
- Nie... - Suiren zmarszczyła nieco brwi. - Nie zamierzasz mi nic powiedzieć?
- A co mam powiedzieć? - Sora westchnął ciężko i otworzył oczy. Wyglądał teraz na wyjątkowo zmęczonego. - Skoro siedzisz tu ze mną, to powrót do Dźwięku odbył się za twoją zgodą. A jeśli dobrowolnie się na to zgodziłaś, to Orochimaru musiał ci coś obiecać. Może i nie widzieliśmy się przez rok, ale znam cię Suiren. - Sora zmrużył uważnie purpurowe oczy. - Wiem doskonale, co byłoby w stanie skłonić cię do powrotu tam. Ale jak mniemam, najpierw musisz spłacić dług.
- Dokładnie. - Suiren kiwnęła potakująco głową, zupełnie zaskoczona doskonałą dedukcją Sory. Zdążyła już zapomnieć jak bystrym shinobim był. Ale cóż, miał rację. Znał ją i to bardzo, bardzo dobrze.
- Więc, co takiego musisz zrobić dla Orochimaru, że potrzebna ci moja pomoc?
- Mam szpiegować Akatsuki. - Suiren zacisnęła nieco mocniej palce na kubku herbaty. - I chciałam cię prosić o zmianę wyglądu.
- Wyglądu?
Sora zamrugał zaskoczony.
Orochimaru miał zdecydowany talent do wynajdywania osób z niebywale rzadkimi kekkei genkai. Hanae i jej zdolność tworzenia i kontrolowania żelaza, Shun i jego władza nad grawitacją, i oczywiście niezaprzeczalny klejnot koronny Oto no pawa, Sora i jego zdolność zmiany wyglądu. Kekkei genkai zwane przez niego samego Sen no kao, czyli tysiąc twarzy.
Dzięki niemu, w każdej chwili mógł dowolnie zmienić swój wygląd, a nawet płeć i to przy niewiarygodnie małym zużyciu chakry. Ponadto, jego przemiany nie w sposób było odkryć, ani przerwać jak typowego henge. A co było zdecydowanie najważniejsze dla Suiren w tym dokładnie momencie to, to, że po wielu latach treningów, Sora potrafił wpłynąć również na wygląd innej osoby.
- Zrobisz to dla mnie? - Suiren zacisnęła usta w cienką linię, podczas gdy Sora dalej wyglądał na zaskoczonego.
- Zdajesz sobie sprawę, że i dla ciebie, i dla mnie będzie to bardzo wyczerpujące? I chakrochłonne? - Asano w końcu w miarę oprzytomniał i zaczął logicznie rozważać jej propozycję. Suiren odetchnęła na to z ulgą. Jeśli Sora podchodził do jej prośby z tak chłodnym opanowaniem, to oznaczało to ni mniej, ni więcej, że skłania się ku zgody na nią.
- Wiem, że jest chakrochłonne - odpowiedziała tymczasem i skinęła posłusznie głową. - O ile zmiana swojego wyglądu nie sprawia ci trudności, o tyle zmuszenie czyjegoś ciała do zmiany jest dość ciężkie.
- Dość ciężkie? - Sora złośliwie ją przedrzeźnił. - Suiren, potrafię to, ale to jest cholernie ciężkie. I, hmm, wymaga, no wiesz.
- Pocałunku, wiem. - Czerwone paznokcie gdyby tylko mogły, wbiłyby się za pewnie w twardą porcelanę kubka od herbaty. - Ale idąc do Akatsuki nie sprawdzi się mój standardowy kamuflaż. To zamknięta organizacja. Jeśli mam grać mężczyznę, by mnie przyjęli, to muszę stać się tym mężczyzną. Oczywiście tylko od pasa w górę.
Sora omal nie parsknął histerycznym śmiechem. Schował jednak tylko twarz w dłoniach i westchął głęboko.
- Suiren, na litość Mędrca Sześciu Ścieżek. Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, o co mnie prosisz?
Suiren zmarszczyła niepewnie brwi.
- Więc nie zgadzasz się?
- Och, oczywiście, że się zgadzam! - Sora po raz pierwszy od ich ponownego spotkania spojrzał na nią tak zagniewanym wzrokiem. - Zupełnie jakbym mógł ci odmówić! Ale czy ty napewno rozumiesz o co prosisz? Mam cię zmienić w mężczyznę - oczywiście tylko od pasa w górę - po to, byś mogła jako pieprzony transseksualista udać się do Akasuki i ich szpiegować.
- No cóż, jak w ten sposób to ujmujesz, to... - Suiren sama nie wiedziała, kiedy głupi uśmiech wpełznął na jej usta.
- Suiren!
- Sora! - Tym razem to Suiren go przedrzeźniła. Przestała jednocześnie ściskać swój kubek, a zamiast tego rozluźniła się i uśmiechnęła bezczelnie. Czuła się teraz zupełnie jak za ich związku. - Jeśli masz lepszy pomysł, to ja bardzo chętnie go wysłucham. Bo wiesz, bardzo lubię swoje piersi i szkoda mi będzie z nich zrezygnować.
Jej uśmiech powiększył się, na co Sora w końcu nie wytrzymał i ryknął otwarcie śmiechem.
- O Senninie! - zachichotał dziko, opierając obie dłonie na blacie stołu. - Ta rozmowa już bardziej abstrakcyjna być nie może.
- Trzeba było słyszeć moją rozmowę z Gadziną - Suiren prychnęła drwiąco, a Sora ponownie zachichotał.
- Fakt, to musiało być przepiękne.
- Więc? Pomożesz?
- Tak, tak. - Sora odchylił się na krześle i przeczesał ręką włosy. - Wiesz doskonale, że nie umiałbym ci odmówić, nawet jakbym chciał.
Jego rozbawione spojrzenie męczyło potem Suiren przez całą noc.
***
Następnego dnia
Rano
- Bardzo pragniesz mieć dziecko, prawda? - Obłudny uśmieszek Orochimaru zatrzymał ją w pół kroku, zaledwie metr od drzwi.
- Nie inaczej. - Lód w jej głosie był aż nadto wyczuwalny.
- Ale wiesz Suiren. - Orochimaru pochylił się nieznacznie do przodu, a jego oślizgły uśmieszek się powiększył. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że do tego potrzebny ci będzie mężczyzna. Raczej nikt jeszcze nie słyszał o niepokalanym poczęciu.
Suiren odwróciła się momentalnie na pięcie.
- Nie twój zakichany interes z kim będę miała dziecko! - warknęła wściekle, zaciskając dłonie w pięści i spinając ramiona. Aż zadygotała z hamowanej złości.
- Oh, oczywiście, że nie mój. Nie zamierzam w to ingerować, zapewniam cię. Po prostu... - Gadzie oczy zmrużyły się w wyrazie kpiny. - Nie masz aktualnie nikogo z kim mogłabyś mieć dziecko. Więc zamiast martwić się tym, czy jesteś płodna, czy nie, powinnaś chyba najpierw znaleźć sobie jakiegoś...
Suiren wyszła gwałtownie z gabinetu Orochimaru, nie dając mu nawet dokończyć. Głuchy trzask zamkniętych z rozmachem drzwi rozniósł się echem po korytarzu.
Suiren odetchnęła głęboko, wpatrując się w swoje lustrzane odbicie. Znajdowała się obecnie w łazience Sory i krótko mówiąc, wykonywała poranną toaletę, gdy niespodziewanie jej myśli popłynęły do jej rozmowy z Orochimaru ponad dwa tygodnie temu. Na nowo zirytowana ostatnimi słowami sannina, wycisnęła na szczoteczkę nieco zbyt dużo pasty do zębów.
- Cholera.
Uniosła wzrok i ponownie spojrzała w swoje odbicie. Niespodziewanie, podczas szorowania zębów, naszła ją inna myśl.
Zmiana wyglądu Sory utrzymywała się samoistnie aż do śmierci zainteresowanego, albo ewentualnie do anulowania techniki przez samego Asano. W przypadku Suiren znaczyło to po prostu, że póki nie umrze, to Akatsuki nie poznają jej prawdziwej tożsamości. Dzięki temu miała nieograniczony czas, żeby...
Suiren zmarszczyła uważnie brwi. Nie miała nieograniczonego czasu. Według Orochimaru będzie doświadczać powrotu co trzy tygodnie. A jakby nie patrzeć, ostatni powrót zaliczyła dokładnie jedenaście dni temu. Podróż do Amegakure miała jej zająć nieco mniej, jakieś dziewięć dni. Co i tak w ogólnym rozrachunku dawało dwadzieścia dni, czyli trzy tygodnie bez dnia. Wniosek był aż nazbyt oczywisty, mogła nie zdążyć zinfiltrować Akatsuki przed swoją własną śmiercią. Potrzebowała znacznie więcej czasu.
Skończywszy myć zęby, umalowała się delikatnie i uczesała włosy. Na koniec sięgnęła do najwyższej półki i wyciągnęła z niej małą, jakże niepozorną żyletkę.
***
- To na pewno było konieczne? - Sora skrzywił się paskudnie, pomagając jej wstać z zimnej posadzki w łazience. - Uwaliłaś mi wszystko krwią.
- Wypierze się. - Suiren spojrzała na niego zupełnie beznamiętnie, podstawiając jednocześnie pod kran zakrwawione nadgarstki. Zmrużyła oczy, czując jeszcze delikatne szczypanie. - I tak, było konieczne. Potrzebuje czasu.
- Czasu - powtórzył bezmyślnie Sora i pokręcił tylko głową. - Jesteś niereformowalna.
- Dopiero się zorientowałeś? - odgryzła się sucho, nie mając ochoty na dalszą rozmowę. Sora nie był na szczęście nadgorliwy, więc posłusznie porzucił temat. Zamiast tego poprowadził ją do salonu, gdzie na kanapie miała reszte swojego oprzyrządowania shinobi.
- Pożyczysz mi jakieś ubrania? - spytała nagle spokojnie Suiren, gdy zapakowała już wszysto, a swoje tytanowe ochraniacze i wakizashi zapieczętowała w tatuażu kolibra. Sora za jej plecami westchnął cicho, dając tym samym znać, że doskonale to przewidział.
- Nie musisz oddawać. - Mrużąc uważnie oczy, podał jej jeden ze swoich czarnych T-shirtów, jedną siateczkową koszulkę i granatowe hajdawery. Suiren, dostając rzeczy do ręki, odrzuciła je na kanape i zaczęła się przebierać. Tuż przed Sorą.
- Dalej brak wstydu? - Sora, zupełnie jakby się tego spodziewając, odwrócił się taktownie, zanim jeszcze Uzumaki zdążyła ściągnąć biustonosz.
Suiren zamrugała na to zdumiona, zamierając na chwilę z rękoma na zapięciu stanika. Zmarszczyła nieco niezrozumiale brwi, robiąc minę jak małe dziecko, które próbuje pojąć co zrobiło źle. W końcu jednak zrozumiała o co chodzi, bo zarumieniła się delikatnie.
- Nic nie mogę na to poradzić - mruknęła cicho i z zaciśniętymi ustami dokończyła przebieranie się.
Suiren nie odczuwała wstydu. Może wydać się to dość zaskakujące, ale Suiren już jako małe dziecko została go pozbawiona. O ile bowiem jej cela była jednoosobowa, o tyle łaźnie z których pozwalano jej od czasu do czasu korzystać, były wspólne i jakkolwiek to brzmi, koedukacyjne. Wszyscy więźniowie kąpali się razem i nago, i nie w sposób było się czymkolwiek zasłonić. Jakby tego było mało, wiele eksperymentów, które prowadził Orochimaru, wymagały od Suiren całkowitego negliżu, nie rzadko nie tylko przed samym sanninem, ale i przed jego pomocnikami.
Suiren bardzo szybko nauczyła się, że uczucie wstydu tylko wszystko komplikuje. Więc z czasem po prostu przestała się wstydzić. Wmawiając sobie, że ciało to po prostu ciało i nic więcej, zatraciła w pewnym momencie pojęcie wstydu. I niestety, nawet sześć lat po ucieczce z Otogakure, nie potrafiła się na nowo przestawić.
- Kiedyś go zabije - oświadczył nieoczekiwanie Sora, podpierając się pod boki i spoglądając w biały sufit.
- Kogo? - Suiren skończyła obwiązywać łydki bandażem i wyprostowała się. Sora jak na zawołanie okręcił się na pięcie.
- Orochimaru. - W jego spojrzeniu zabłyszczało nagle coś nieludzkiego. - Zniszczył cię.
- Żeby mnie jedną. - Suiren wzruszyła na to ramionami.
- Inni jakoś niekoniecznie mnie obchodzą. - Podszedł do niej i położył jej dłonie na ramionach. - Ty to co innego.
Czerwonowłosa zadrżała niespodziewanie pod jego gorącym spojrzeniem. Tęskniła za nim. Naprawdę. Ale jednocześnie coś sobie właśnie uświadomiła.
Bez względu na to co teraz czuli, nie mogliby być już ponownie parą. Co prawda cały czas ewidentnie na siebie działali, ale coś szczególnego, co łączyło ich przez te trzy lata, umarło. Ich związek przestał mieć prawo bytu.
Czy to przez to co sobie wtedy, podczas tamtej kłótni, powiedzieli? A może nigdy tak naprawdę nie powinni być razem? Bo pasować to pasowali do siebie. Nawet bardzo.
- Nie ma szans, co? - Sora uważnie wpatrywał się w jej szmaragdowe oczy, szukając w nich potwierdzenia swoich własnych myśli.
Suiren nie widząc innego sposobu, kiwnęła po prostu głową. Ubrana w jego ciuchy, stojąca tak blisko niego, tak namiętna, gdy pozwalano jej, żeby... Sora przymknął powieki.
Powinien coś czuć. Pożądanie, przywiązanie, no cokolwiek. Ale poza zwyczajną tęsknotą nie było nic. Kochał ją, ale już nie w ten sposób co kiedyś.
- Więc może po prostu nie byliśmy sobie przeznaczeni, co? - Uśmiechnął się niemrawo, czując mimowolne ukłucie w okolicach serca.
- Wiesz, że nie wierzę w przeznaczenie. - Suiren postąpiła nieoczekiwanie krok do przodu i przytuliła się do niego. Ot tak po prostu. Sama do końca nie wiedziała co nią kierowało, ale z zaskoczeniem zdała sobie nagle sprawę, że ból z jej piersi zniknął. Obecność Sory przestała ją w końcu boleć.
- Dziękuję ci.
Nie wiedziała też za co konkretnie dziękuje, ale Sora zdawał się wiedzieć, bo jedynie cicho przytaknął. Odwzajemnił jej uścisk i przytulił twarz do jej włosów.
- Sora...
- Tylko nie ten oklepany tekst z "zostańmy przyjaciółmi", okej? - Suiren westchnęła, gdy chichot Sory połaskotał ją w szyję.
- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
- Dokładnie. - Odsunął się nieco i oparł czoło o jej czoło. - Suiren, obiecaj mi, że cokolwiek się nie stanie, nigdy nie zawachasz się poprosić mnie o pomoc.
- Ja nigdy bym..
- Akurat. - Z tak bliska mógł bez trudu wyłapać fałsz z jej oczu. - Nie chcę czekać kolejnego roku na wieści od ciebie. Napisz do mnie, gdy tylko będziesz mogła.
- Napiszę.
- Więc, gotowa?
- Gotowa.
- Ale tylko od pasa w górę.
- Tak Sora, tylko od pasa w górę. Inaczej cię zabiję.
- Hai, hai.
Z tymi słowami nachylił się i po prostu ją pocałował. Jak na zawołanie chakra wokół nich zawirowała, a oni sami poczerwienieli z wysiłku. Suiren zacisnęła momentalnie oczy, podczas gdy Sora zmarszczył dodatkowo brwi, skupiając się dokładnie na tym co chciał osiągnąć.
I w końcu, po ciągnących się w nieskończoność trzydziestu sekundach, Suiren zaczęła się powoli zmieniać. W pierwszej kolejności urosła, a jej barki rozciągnęły się. Po tym jej klatka piersiowa zapadła się, a cała sylwetka ogólnie zmężniała. Włosy nieznacznie skróciły się i stały się zupełnie białe, by po sekundzie od spodu stać się czarne. Na koniec zmianie uległa jej cała twarz. Po kolejnych dwóch minutach przemiana dobiegła końca i Sora odsunął się od Suiren. A raczej od...
- Wyglądasz dokładnie jak Kasai - poinformował spokojnie, na co Suiren uniosła swoje nowe męskie dłonie i obejrzała je dokładnie. Potem, jakby z przekorą, dotknęła się poniżej pasa.
- Masz szczęście - parsknęła z przekąsem głosem bezczelnego youkaia. - I muszę przyznać, dobry wybór.
- Pomyślałem, że dzięki temu, będziesz mogła wezwać Kasaia podczas ewentualnej walki jako swojego "klona".
- Dzięki. - Suiren wykrzywiła wargi w uśmieszku, który u prawdziwego Kasaia zawsze działał jej na nerwy.
- No to co. Powodzenia.
C.D.N.
***
Po pierwsze, witam z powrotem! :D Nowy komputer spisuje się jak na razie doskonale, a mi udało się ukończyć rozdział. Ale muszę się wam szczerze przyznać, że pierwotnie wyglądało to zupełnie inaczej. Sytuacja między Sorą, a Suiren miała być krótsza, by w zamian wrócić akcją do Amegakure, ale ostatecznie uznałam, że relacja między tą dwójką zasługuje na swoje rozwinięcie. Także NN za trzy/cztery dni i za to poświęcona w całości dla Akatsuki :3
Pozdrawiam, ~Igu
Edit: Chyba właśnie dopadło mnie to sławetne wattpadowskie usuwanie rozdziałów T-T No nic, publikuje jeszcze raz : )
Na NN czekamy licząc od dziś dwa dni :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro