XVII. Amegakure
Kryjówka Akatsuki – wbrew pozorom – nie była kryjówką jako taką, ponieważ każdy mieszkaniec Ukrytego Deszczu doskonale wiedział, gdzie się ona znajduje. Co wcale jednak nie oznaczało, że łatwo było się do niej dostać, lub chociażby wpaść na jej trop.
Amegakure było wioską zupełnie odizolowaną od świata, otoczoną zewsząd niespokojnymi wodami i pogrążoną niemal nieustannie w deszczu. Jednak za nią, poruszając się na zachód, w niedługi czas dotrzeć można było do skalistych terenów, gdzie wznosiło się kilka niewysokich gór. I to właśnie tam, jedna z tych gór, skrywała w sobie niesłychaną tajemnicę. A dokładniej rzecz biorąc – bazę Akatsuki.
Drążone w skałach korytarze tworzyły istną sieć pajęczą, ale co było w nich najciekawsze, żaden z nich nie kończył się ślepym zaułkiem. Wszystkie, co do jednego, prowadziły za to do jednego miejsca. Do niego.
Peina.
I niech będzie to przestrogą dla wszystkich, że raz wchodząc, nie w sposób było już wyjść. No, chyba że posiadało się pierścień Akatsuki. Albo po prostu było się Tobim.
Który tak na marginesie, podskakiwał właśnie wesoło przez jeden z korytarzy, zmierzając na spotkanie z Peinem. W kryjówce nigdy nie przebywali wszyscy członkowie naraz, ale od blisko miesiąca, obecni byli w niej Deidara i Sasori, także Tobi musiał dbać o pozory, w razie gdyby niechcący się na któregoś z nich natknął. Właśnie, pozory.
Tobi przystanął nagle na jednym z zakrętów i zamyślił się. Ciągnął tę całą maskaradę już od wielu lat i musiał przyznać, że zaczynało go to powoli nużyć. Najchętniej zrzuciłby maskę jeszcze dziś, ale niestety, wciąż miał wiele do zrobienia, zanim mógłby to zrobić. Miał jeszcze w końcu tyle demonów do złapania!
A właśnie, jeśli już o demonach mowa – Tobi westchnął nagle cicho pod nosem i potarł zmęczony skronie. Jakieś trzy miesiące temu, minęło dokładnie osiem lat od odejścia Orochimaru, a pomimo tego, oni wciąż nie znaleźli dziesiątego członka, który mógłby zastąpić gadziego sannina w procesie pieczętowania bestii. Co prawda on sam – Tobi – mógłby zająć to miejsce, ale niestety, oficjalnie wciąż nie był pełnoprawnym członkiem. A gdyby tego było mało, jego chakra mogła zostać podczas procesu przez przypadek rozpoznana, a to z kolei postawiłoby jego cały plan pod wielkim znakiem zapytania.
Krótko mówiąc, po prostu nie mógł tego zrobić. Co wciąż nie zmieniało faktu, że pieczętowanie w dziewięć osób było znacznie cięższe i niebezpieczniejsze, niż gdyby było ich dziesięciu.
Musieli kogoś zwerbować. I to zaraz, za nim jeszcze Hidan i Kakuzu przybędą z Dwuogoniastym.
Tobi ruszył do przodu z tą nową myślą, już tylko z przyzwyczajenia machając raźno rękoma i lekko podrygując. I dobrze, bo na następnym korytarzu minął się z Deidarą, który tylko zmierzył go rozwścieczonym spojrzeniem.
***
Tydzień później
6 września
Otogakure
Suiren po raz kolejny nie pojawiła się na wspólnym śniadaniu, które podawane było równo o dziewiątej rano. Zamiast tego, już czwarty dzień z rzędu spała niemal do jedenastej, zupełnie jakby chciała odespać te wszystkie poprzednie miesiące, gdy zmuszona była wstawać skoro świt. Co by nie było, praca łowczyni zobowiązywała do wyjątkowo restrykcyjnego trybu życia.
- Suiren-san. – Yumi zapukała uprzejmie do pokoju czerwonowłosej, podczas gdy tuż obok niej przystanęła służąca z tacą pysznie wyglądających kanapek, małym czajniczkiem i dwoma kubkami na herbatę.
- Suiren-san, czas wstawać. – Spróbowała ponownie Kodokuna, jak zwykle ubrana w piękne, tradycyjne kimono, tym razem z motywem złotych baniek poniżej pasa i na obszernych rękawach.
- Yumi? – Drzwi otworzyły się nagle i wyjrzała przez nie zaspana dwudziestolatka. Suiren potarła nieprzytomnie oczy, sprawiając wrażenie, jakby chciała zganić granatowo włosom za budzenie jej, ale dostrzegając służącą ze śniadaniem, mruknęła tylko coś pod nosem i otworzyła szerzej drzwi, by przepuścić obie kobiety.
Służąca, korzystając z tego, bez słowa weszła i postawiwszy tacę na niskim stoliku na lewo od wejścia, ulotniła się, zanim Suiren zdążyła w ogóle pomyśleć o jakimkolwiek podziękowaniu. Uzumaki skupiła się więc w tym wypadku na Yumi, która jakby nigdy nic podeszła do stolika i usiadła na jednej z poduszek. Rozstawiła dwa kubki i nalała do nich herbaty, kiwając następnie zachęcająco na Suiren.
- Kto cię przysłał? Mao? – Sui, nie widząc innego wyboru, również usiadła i pochwyciła jedną z kanapek.
- Sama przyszłam. – Yumi upiła ostrożnie mały łyk parującego napoju i odetchnęła lekko. – Chciałam cię o coś zapytać.
- A, pewnie chodzi ci o Yoru. – Suiren pokiwała zrozumiale głową, podczas gdy druga kobieta spięła się nieoczekiwanie, zaciskając mocniej palce na swoim kubku.
Yoru i Yumi Kodokuna byli rodzeństwem. Oboje służyli Orochimaru od dziecka, ale to właśnie Yoru, nie Yumi, sprzeciwił się nieludzkim eksperymentom sannina i uciekł sześć lat temu z Otogakure, razem z Suiren, Sorą i Itsuko. Uzumaki wiedziała, że od tamtego czasu, rodzeństwo nie utrzymywało ze sobą kontaktu.
- Więc, co chcesz wiedzieć? – Suiren założyła za ucho niesforne pasmo włosów i machnęła ręką. Yumi zesztywniała na to bardziej i spuściła wzrok na blat stolika. Z tak zamarłym wyrazem twarzy, znowu wyglądała jak jakaś porcelanowa lalka.
- O-On...- Głos jej się lekko załamał, ale już po chwili wzięła się w garść i odetchnęła. – Dobrze mu się wiedzie? Gdzie przebywa? Ma co jeść? Jest bezpieczny? – wyrzuciła z siebie na jednym tchu, na co Suiren zmarszczyła nieco brwi, ale tylko przełknęła kęs kanapki i odchrząknęła.
- Cóż, pracuje jako łowca i informator, i dobrze na tym zarabia – stwierdziła na początek i pokiwała głową do swoich własnych myśli. – Może nie jest przez to najbezpieczniejszą osobą na świecie, ale umie o siebie zadbać. Nie mieszka nigdzie na stałe, ale polubił Kirigakure i często tam bywa. A jeśli chodzi o resztę to wiesz, jada za trzech, śpi za mało i ogółem wszędzie go pełno. Widujemy się co jakiś czas.
Yumi odetchnęła tak głośno i z tak słyszalną ulgą, że Suiren uśmiechnęła się mimowolnie. Może na pierwszy rzut oka nie było tego widać, ale rodzeństwo Kodokuna bardzo się kochało. Nie zgadzali się w wielu rzeczach i mieli różne poglądy na dane sprawy, ale mimo wszystko się kochali. Suiren ilekroć widziała się z Yoru, ten wspominał siostrę. A z tego co widziała teraz w oczach Yumi, ona także wspominała jego.
- Jak dobrze – westchnęła cicho Yumi. – Myślałam.. Tak się o niego bałam.
- Czemu nigdy do niego nie napisałaś? – zaciekawiła się nieoczekiwanie Suiren, a Yumi zarumieniła się delikatnie pod jej spojrzeniem.
- Chyba.. Chyba się bałam – stwierdziła po chwili ciszy i odwróciła głowę w bok. – Myślałam, że będzie miał mi za złe, że stanęłam po stronie Orochimaru-sama.
- Jeśli to dla ciebie coś znaczy, to Yoru nigdy cię za to nie obwiniał. – Suiren odchyliła się nieco, podpierając z tyłu ręką, podczas gdy Yumi poderwała na nią zaskoczony wzrok.
- Nie?
Suiren pokręciła głową.
- Rozumiał cię. Wiedział, że jesteś po prostu lojalna. To właśnie siebie ten głupek obwinia cały czas, bo sądzi, że cię zawiódł.
- Mnie? Zawiódł? – W pięknych oczach Yumi zabłyszczały łzy. – J-Jak on w ogóle może myśleć, że mnie zawiódł.
Głos znowu odmówił jej posłuszeństwa i Yumi zamilkła. Suiren zmrużyła lekko oczy.
- Napisz do niego w takim razie – stwierdziła spokojnie, a Yumi wytarła rękawem kimona niechciane łzy.
- Nie powinnam.
- Yumi. – Ton Suiren stał się nagle ostrzejszy. – Weź choć raz w życiu schowaj tę swoją durną dumę głęboko w kieszeń i napisz do brata. Może i nienawidzi Orochimaru, ale ciebie nadal kocha.
- Suiren-san. – Yumi otworzyła szeroko oczy.
Dopiwszy do końca herbatę, Kodokuna podniosła się i skierowała do wyjścia. Suiren odprowadziła ją do samych drzwi i oparła się lekko o framugę.
- A tak właściwie, to Rengyo chciał dzisiaj z tobą potrenować – przypomniała sobie Yumi już po wyjściu na korytarz. Suiren kiwnęła w odpowiedzi głową.
- Możesz mu przekazać, że spotkamy się w takim razie na polu treningowym.
- Ach, Suiren-san. – Yumi po raz ostatni podniosła wzrok na czerwono włosom. – Kiedy zamierzasz wyruszyć do Akatsuki?
Suiren ściągnęła momentalnie usta w cienką linie i zmarszczyła rozgniewana brwi.
- Nie wiem – burknęła nieco nieprzyjemnie i spojrzała na Yumi spode łba. - Wciąż nie wiem jak się do nich dostać.
Skrzyżowała ręce na piersiach i nachmurzyła się. Yumi splotła za to dłonie na podołku i zamyśliła się.
- Przecież Orochimaru-sama wie gdzie jest ich kryjówka – stwierdziła i zmrużyła niezrozumiale oczy. – Więc w czym problem?
- Oh, pewnie, że wie. Zdążył mi już nawet o wszystkim powiedzieć – przytaknęła niechętnie Suiren i przymknęła na moment powieki. – Problem w tym, że nie wiem, pod jakim pretekstem mam do nich dołączyć. Zwłaszcza, że mnie jako mnie nie przyjmą, bo Sasori nigdy na to nie pozwoli po naszej walce miesiąc temu. Musiałabym użyć swojego kamuflażu, ale to zamknięta organizacja, więc mogą mnie łatwo zdemaskować.
- Oh. – Yumi ściągnęła z uwagą brwi, ale już po chwili na nowo się rozpogodziła. – A co z Sorą? Nie utrzymujesz już z nim kontaktu? Mógłby ci pomóc.
- Sorą. – Suiren aż się wyprostowała i opuściła ręce wzdłuż ciała. Wyglądała na całkowicie zszokowaną, na co Yumi posłała jej zaniepokojone spojrzenie.
- Powiedziałam coś nie tak? – zmartwiła się, ale Suiren pokręciła szybko głową. Zbyt szybko.
- N-Nie, nic. Po prostu... Do zobaczenia później.
Bez słowa zniknęła nagle w swoim pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi. Yumi aż lekko podskoczyła. Uniosła jednak tylko zaskoczona brwi i po chwili odwróciła się i odeszła.
Suiren tymczasem oparła się ciężko o zamknięte drzwi i odetchnęła niemal spazmatycznie, przyciskając jednocześnie pięść do serca.
Sora Asano.
Jej wieloletni przyjaciel, a potem także chłopak. Z którym zerwała ponad rok temu. A dokładniej rzecz biorąc, to on zerwał z nią. I to po naprawdę nieprzyjemnej awanturze, podczas której każde z nich powiedziało o kilka słów za dużo.
Od tamtej pory nie mieli o sobie żadnych wieści. I cóż – Suiren zacisnęła gwałtownie oczy – to wciąż bolało.
Co jednak nie zmieniało faktu, że Sora posiadał kekkei genkai, które naprawdę mogło jej pomóc.
Jeśli chciała, jeśli naprawdę pragnęła, by jej marzenie się spełniło, to musiała wypełnić tę misję. A Sora był tym, który mógł jej w tym pomóc.
Musiała się z nim spotkać.
Suiren osunęła się bezwiednie na ziemie i odetchnęła po raz kolejny.
C.D.N.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro