XLVIII. Umowa śmierci
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY ÓSMY
Umowa śmierci
– Jakie tu męczące – westchnął z dezaprobatą czerwonowłosy mężczyzna, schodząc spokojnie stromymi schodami wprost do zimnych lochów. Wsuwając dłonie w kieszenie spodni, zmrużył uważnie swoje bystre, orzechowe oczy i rozejrzał się po ponurych celach. W jednej z nich, na ziemi, leżała młoda kobieta u kresu swoich sił.
– Pierwszy raz podczas śmierci odwiedza mnie sam diabeł – parsknęła ta nagle gorzko, gdy mężczyzna podszedł wolno do żelaznych krat i spojrzał na nią z góry.
– Jesteś nieśmiertelna, więc zapewne nigdy nie ujrzysz swojego upragnionego diabła – zauważył trzeźwo Sasori, mrużąc bardziej oczy i pociągnął wolno nosem. – Swoją drogą, przydałby ci się prysznic.
– Jak przytargasz tu jakiś przenośny brodzik, to bardzo chętnie skorzystam – burknęła na to w odpowiedzi Suiren, podciągając się ociężale do siadu.
– Podejrzewam, że szkoda zachodu. Przypominasz jakieś cholerne zombie. – Sasori wzruszył lekceważąco ramionami.
– Po coś w ogóle przytargał tu ten swój drewniany tyłek? – mruknęła tymczasem Suiren, podnosząc na mężczyznę mdłe spojrzenie. – Dzięki wielkie, ale nie potrzebuję towarzystwa. Drzazgi w dupie też nie – dodała jeszcze kpiąco na koniec, na co Sasori jedynie uniósł nieco bardziej głowę.
– Tak się składa, że z własnej woli tu nie przyszedłem.
– Marionetka znalazła swojego lalkarza?
Sasori, gdyby tylko zapewne miał na przechowaniu w swoim ciele kilka żył, to bez dwóch zdań zapulsowałyby teraz one na tę oczywistą drwinę.
– Tak jak mam szacunek do Uchihy, tak zaraz stąd wyjdę i będę miał głęboko w dupie jego prośbę.
– Uchihe? – zdziwiła się na to dla odmiany Suiren i zamrugała wolno. – Jaką znowu prośbę?
Sasori westchnął zniecierpliwiony.
– Przed wyruszeniem z kryjówki, Itachi zaszedł do mnie i poprosił, bym do ciebie zajrzał, bo podobno przypominasz trupa – wyjaśnił dość niechętnie i wywrócił oczami. – I choć myślałem, że ten idiota zupełnie wyolbrzymia, to teraz widzę, że był stanowczo za łagodny w swoim opisie. Wyglądasz jak cholerna kupa gówna.
Suiren zmarszczyła się niezadowolona na jego słowa.
– Jesteś milusi jak szczeniaczek – zauważyła, na co Sasori utkwił w niej długie, oceniające spojrzenie.
– Powiedz... – zaczął nieoczekiwanie zupełnie innym tonem, który Suiren wbrew własnej woli natychmiast rozpoznała. Był to ton ciekawskiego naukowca, który napotkał na swojej drodze interesujący obiekt badań. Podobnie zwracał się do niej Kabuto, jak i sam Orochimaru.
– O co dokładnie chodzi w tej twojej mocy, co? – Sasori podszedł nagle do samych krat i kucnął przy nich, wyciągając do niej rękę. Zważywszy na to, że Suiren siedziała zaraz przy nich, bez trudu ujął w dwa palce pasmo jej czerwonych włosów i przesunął je w dłoni. Uzumaki obserwowała jego poczynania spod na wpół przymkniętych powiek i milczała.
– Trochę już widziałem – kontynuował tymczasem Sasori. – Walcząc ze mną, pierwszy raz umarłaś od mojej trucizny, a za drugim zmiażdżyłem ci krtań.
Puścił jej włosy i przesunął dłoń, kierując palce w stronę jej szyi.
– Na truciznę się uodporniłaś, na złamania nie. Potem walczyłaś z Kisame. Rozszarpał twój bark i bok.
Orzechowe oczy przesunęły się w dół, by ostatecznie zatrzymać się na jej piersiach.
– Uniknęłaś śpiączki cukrzycowej dzięki mnie, ale w jakiś czas później straciłaś serce.
– Zbliż rękę, a ci ją oderwę – zauważyła głucho Suiren, gdy palce mężczyzny zastygły w odległości zaledwie trzech centymetrów od jej klatki piersiowej. – To, że nie czuję wstydu, nie znaczy, że pozwolę się bezkarnie obmacywać.
– Ostatnią śmiercią, jakiej doświadczyłaś była głodówka. – Sasori, zupełnie jakby nie słysząc jej uwagi, opuścił rękę i oparł łokcie na kolanach.
– Między poprzednimi zgonami było średnio od dwóch do trzech tygodni. Teraz jednak minął nieco ponad tydzień, a ty już stoisz jedną nogą w grobie. Od czego to zależy? – zapytał spokojnie, ale z wyraźnie słyszalną ciekawością.
– A ja wiem? – odparła na to Suiren znużonym tonem i oparła się barkiem o kraty, przymykając jednocześnie oczy. – Moje ciało jest uzależnione od śmierci. Jeśli nie umieram, samo do niej dąży.
– Doprawdy? – Sasori wyprostował się i spojrzał na nią znowu z góry. – Patrząc jednak na ciebie odnoszę wrażenie, że nie jest to dla ciebie zbyt korzystne. – Zdecydowanie bardziej stwierdził, niż zapytał, wobec czego Suiren posłała mu zimne spojrzenie spod ociężałych powiek.
Nie lubiła rozmawiać o swojej mocy z kimkolwiek poza Orochimaru, który bezpośrednio był za nią odpowiedzialny, ale obecnie była tak zmulona, a przy tym tak załamana, że jej zmysły uległy stępieniu i nie podejmowała zbyt racjonalnych decyzji.
– Nie jest – przyznała, kiwając wolno głową. – W gruncie rzeczy, to powinnam przestać umierać. To mnie... niszczy.
– Twoja moc ma jakiekolwiek ograniczenia? – zapytał w zamian za to Sasori, krzyżując ramiona na szerokiej klatce piersiowej i zamyślił się. – Nie wiem, czy na przykład po odcięciu głowy również jesteś w stanie się uzdrowić?
– Wszystko. – Suiren pokiwała nieprzytomnie głową. – Nie ma takiej śmierci, po której bym nie wróciła. Odcięte kończyny, usmażony mózg, wyrwane serce, czy rozerwanie wnętrzności. Nie ma znaczenia. Zawsze powrócę.
– A jeśli zrobiłbym z ciebie ludzką marionetkę?
W lochach zapadła cisza. Suiren w jednej chwili zaś oprzytomniała i wpatrzyła się w Sasoriego szeroko otwartymi oczyma, zupełnie jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.
– Żywa... marionetka? – zapytała głucho, odpływając jednocześnie myślami.
To było zaskakująco możliwe. Umierając w ten sposób jej pieczęć nie zdążyłaby zawiadomić Kasaia o jej zgonie. Youkai nawet, by nie wiedział, że jego pani potrzebuje jakiejkolwiek pomocy.
To mogłoby być jej ucieczką.
– To... – Suiren, ku ironii, w jednej chwili przepełniła nagła chęć życia. – To mogłoby się udać – przyznała zupełnie poważnie, wobec czego Sasori pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Jeśli tak, to prawdopodobnie miałbym dla ciebie pewną propozycję – zauważył spokojnie, na co Suiren skinęła głową.
– Mów – poleciła.
– Z zapleczem jakie posiadam, mogę cię pilnować – odezwał się na to Sasori i skinął głową w stronę wyjścia z lochów. – Mogę trzymać cię przy życiu ile tylko zechcesz. Póki szczerze nie zapragniesz śmierci, mogę ją od ciebie odpędzać. W nieskończoność, ponieważ sam jestem nieśmiertelny.
– Nieśmiertelny. – Suiren zająknęła się pod długim, przeszywającym spojrzeniem.
– Musisz mi jednak przyrzec, że jeśli nadejdzie taki czas, że zechcesz zakończyć swoje życie, to oddasz się w moje ręce i zostaniesz moją żywą marionetką.
Suiren siedziała teraz na ziemi zupełnie wyprostowana, wpatrując się w Sasoriego w całkowitym szoku. Niedowierzanie skrzyło się w jej zielonym spojrzeniu, nie dając wiary jego słowom.
– Chcesz... Dlaczego? – udało jej się jedynie wykrztusić. Sasori wzruszył na to niedbale ramionami.
– Interesuje mnie jedynie wieczne piękno. Ty natomiast jesteś jego żywym ucieleśnieniem. Chce cię w swojej kolekcji, to wszystko.
– Żywym? – zapytała na to ironicznie Suiren i wygięła drwiąco wargi. – Czy ten, który nie może umrzeć, może w ogóle mówić o tym, że żyje?
– Nazywaj to jak chcesz. – Sasori odwrócił się nagle do niej plecami. – Podaj swoją odpowiedź. Czy zgadzasz się na to?
Zerknął na nią przez ramię i wykrzywił usta w pełnym satysfakcji uśmiechu, gdy ujrzał jak Suiren skinęła przytakująco głową.
– Zgadzam się. Utrzymaj mnie przy życiu, a gdy do końca znienawidzę tę imitację życia, przyjdę do ciebie.
Sasori na te słowa sam kiwnął przytakująco głową, przypieczętowując w ten sposób ich umowę, po czym ruszył spokojnie w stronę schodów.
– Nie boisz się, że złamię swoje słowo? – zapytała nieoczekiwanie Suiren, gdy Sasori był już jedną nogą na pierwszym stopniu. Słysząc jednak jej pytanie, zatrzymał się w pół kroku i odwrócił się do niej bokiem.
– Niekoniecznie – odpowiedział poważnie, mrużąc przy tym nieco oczy.
– Skąd możesz...?
– Z każdym kolejnym odpędzonym zgonem, twoje poczucie obowiązku będzie rosło. Ostatecznie przytłoczy cię to tak bardzo, że przyjdziesz do mnie tylko po to, by spłacić swój dług. Takie zalety wiecznego życia. – Sasori wzruszył lekceważąco ramionami. – A teraz z łaski swojej jeszcze nie umieraj. Idę do Madary, by uzyskać jego zgodę na przeniesienie cię do szpitala.
***
Wychodząc z lochów na korytarz, Sasori ujrzał nieoczekiwanie Deidare, który mierzył go ostrym spojrzeniem błękitnych tęczówek, opierając się o przeciwległą ścianę.
– Sasori no danna. – Deidara, gdy tylko dostrzegł wychodzącego mężczyznę, skrzywił się nieznacznie na jego widok.
– Deidara – rzucił na to Sasori i z miejsca zmierzył nastolatka spojrzeniem ostrym jak katana. – Mam omamy, czy rzeczywiście tu stoisz, zamiast leżeć w łóżku? Jeśli twój mały móżdżek nie nadąża, to masz zapalenie płuc. Nie wyleczysz tego, hasając sobie jak pierdolona rusałka po całej górze.
– Naprawdę danna zawarłeś z Suiren tę umowę? – zapytał w odpowiedzi blondyn, mrużąc ostrożnie oczy i krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Przecież zanim ona się zgodzi zostać tą całą marionetką, to mogą minąć wieki.
– Cóż, to akurat są minusy wiecznego życia – przytaknął obojętnie Sasori i zerknął na blondyna kątem oka. – Wiesz doskonale, że nienawidzę czekać, ale tak się składa, że na tę moc jestem w stanie nieco poczekać.
***
Sasori, jak wszyscy doskonale wiedzieli, nie cierpiał czekać, także prosto od Suiren udał się do gabinetu Peina, gdzie pod chwilową nieobecność rudego, urzędował osobiście sam Madara. Pukając do drzwi, Sasori zmarszczył niecierpliwie brwi, by zaraz po otrzymaniu zgody wejść do środka.
– Sasori Akasuna. – Uchiha uniósł głowę znad jakiejś książki, którą sobie najzwyczajniej w świecie czytał i spojrzał spokojnie na mężczyznę. – O co chodzi?
– O Suiren – odparł od razu Sasori, nie lubiąc owijać w bawełnę, na co Madara zmarszczył natychmiast brwi.
– Nie chcę o niej słuchać.
– Muszę przenieść ją do szpitala. – Sasori wzruszył beznamiętnie ramionami, ignorując zupełnie jego uwagę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Jej stan jest tragiczny i jeśli nie zostanie zaraz poddana hospitalizacji, to niechybnie umrze.
– To bez znaczenia. – Madara wrócił wzrokiem do ostatniego przeczytanego fragmentu w książce. – Suiren jest nieśmiertelna.
– Faktycznie jest. – Sasori wygiął drwiąco wargi. – Tak się jednak składa, że jej moc jest dość skomplikowana i nie powinna tak często umierać.
– Często? – Madara zerknął na marionetkarza kątem oka. – To znaczy?
– Nie wyjaśniła niczego więcej. – Akasuna ani myślał dzielić się z kimkolwiek sekretem Suiren, zwłaszcza, że to właśnie ta tajemnica gwarantowała mu dopełnienie przez kobietę ich umowy.
Madara tymczasem skrzywił się nieznacznie i zamknął szybko książkę, odkładając ją jednocześnie na blat biurka. Spojrzał następnie spode łba na Sasoriego.
– Zdajesz sobie sprawę, że jeśli tylko opuści lochy, to jej chakra się odpieczętuje? Ucieknie szybciej, niż zdążymy się zorientować – prychnął.
– Twierdzisz, że nie będę w stanie jej zatrzymać? – zapytał wobec tego Sasori i zmarszczył ironicznie brwi. – Z resztą Suiren nie ma żadnego interesu w ucieczce, zwłaszcza od momentu, w którym Hokage dowiedziała się o jej przynależności do Akatsuki.
– Ma więcej interesu w ucieczce, niż ci się zdaje – warknął na to Madara, podnosząc nieco głos, a orientując się w swojej gwałtownej reakcji, obrócił się na obrotowym krześle tyłem do mężczyzny. – Nie mniej, nie zgadzam się. Suiren ma pozostać w lochach.
– Ona umiera. – Sasori uniósł wymownie brwi. – Nasz Lider chyba wystarczająco jasno wyjaśnił ci ostatnim razem, że nie pozwalamy na to, by nasi partnerzy umierali.
Madara zacisnął dłonie w pięści, przypominając sobie mimowolnie opłakany stan Suiren.
– Najwyraźniej Suiren miała rację. – Akasuna, widząc, że wcześniejsza strategia zawiodła, spróbował z innej strony. Wzruszył przy tym lekko ramionami i odwrócił się w stronę drzwi. Na reakcję nie musiał czekać ani chwili. Uchihe wbrew pozorom, było strasznie łatwo podjudzić.
– W czym niby miała rację? – zapytał szorstko czarnowłosy, na co Sasori zerknął na niego przez ramię i wsunął dłonie do kieszeni spodni.
– Że się nie zgodzisz – odparł spokojnie. – Z resztą, w gruncie rzeczy nawet nie chciała słyszeć o szpitalu. Uważa, że to zbędne, skoro i tak powróci.
Madara zmarszczył na te słowa brwi i zamyślił się. Suiren była strasznie upartą i dumną kobietą. Był więc w stanie uwierzyć, że wzgardziła propozycją udania się do brzaskowego szpitala, a już na pewno był w stanie uwierzyć, że była w stanie przejrzeć zawczasu jego odpowiedź. Czy w takim razie zaskoczyłby ją, gdyby zmienił zdanie?
– Zabierz ją do tego szpitala. – Madara machnął nagle niedbale ręką, odprawiając jednocześnie lalkarza. – Ale nie więcej niż na dwie doby. Po tym czasie ma wrócić do swojej celi.
– Zrozumiałem. – Madara, odwrócony tyłem, nie był w stanie dojrzeć cwanego uśmiechu, który wykwitł na drewnianej twarzy Sasoriego. – Będę za nią odpowiedzialny.
***
Członkowie Hebi kręcili się bez celu po całym Amegakure, starając się zebrać jakiekolwiek informacje o Akatsuki. Przepytali już pięcioro różnych shinobi, posuwając się niekiedy do zdecydowanie niekonwencjonalnych metod, ale na darmo. Poza samymi imionami poszczególnych członków organizacji, nie dowiedzieli się niczego konkretnego.
– To irytujące! – prychnął ostatecznie Suigetsu, zakładając ręce za głowę i przymykając znużony oczy. – Pójdźmy gdzieś do baru i odpocznijmy.
– Na pewno nie teraz – odpowiedział na to Sasuke, ale Karin i Juugo również byli już zmęczeni i zaczynali powoli marudzić. Suigetsu tymczasem ziewnął szeroko.
– Spróbujmy znowu jutro, Sasuke – rzucił luźno i przeciągnął się jak leniwy kocur. – Powoli się ściemnia, dzisiaj już nic nie ugramy.
– Ja o tym zadecyduję – prychnął na jego propozycje Uchiha. Szli razem jedną z mniej uczęszczanych uliczek i szukali kolejnego, potencjalnego celu.
– Ale–
Niespodziewanie ich rozmowę przerwał gwałtowny podmuch wiatru, który szarpnął bezlitośnie za ich płaszcze. Karin zaś pobladła w tej samej chwili, zatrzymując się w pół kroku.
– S-Sasuke – wyjąkała zszokowana, a Sasuke otworzył szeroko oczy, gdy tylko rozpoznał zawisłą w powietrzu chakre.
– Itachi.
C.D.N.
*****
WESOŁYCH ŚWIĄT!
Spóźnione, ale nie mniej szczere! :D Życzę wszystkim czytelnikom Suiren wszystkiego, co najlepsze i trzymam kciuki za wszystkich piszących teraz na dniach egzaminy. Fighting, kochani!
Jednocześnie pozwolę sobie na CHAMSKĄ REKLAMĘ i zaproszę was serdecznie na moje nowe opowiadanie, tym razem czysto autorskie w świecie fantasy, gdzie królować będą romans i przygoda. Żeby nie przynudzać, zachęcam po prostu do zajrzenia w opis :)
PS: Niezmiernie kocham wszelki spam komentarzy i gorąco zapraszam do jego czynienia XD
~Igu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro