Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXX. Skrajności


ROZDZIAŁ OSIEMDZIESIĄTY

SKRAJNOŚCI



31 marca

Wczesne przedpołudnie

Arashi


Suiren szła raźno przez miasto, a zaledwie dwa kroki za nią podążał spokojnie Madara. Wpatrywał się w jej plecy z lekkim uśmiechem, a ciepły, wiosenny wiatr rozwiewał mu włosy.

– Nawet nie wiesz w którą stronę iść – zauważył w pewnym momencie, gdy dotarli do sporego skrzyżowania i Suiren zatrzymała się w pół kroku. Spoglądając zaś na niego przez ramię, wygięła drwiąco wargi.

– Nie wiem, bo w dalszym ciągu nie powiedziałeś mi, gdzie dokładnie znajduje się nasz nowy dom.

– Gdybym ci powiedział, to już wczoraj byś tam pobiegła i zepsuła całą niespodziankę.

Suiren prychnęła lekceważąco, ale nie zaprzeczyła. Nie mniej, zaczynała się powoli niecierpliwić.

Po tym, jak dwa dni temu Madara powiedział jej o zakupionym domu, to Uchiha była przekonana, że wybiorą się do niego już następnego dnia. Jej jakże ukochany mąż miał jednak nieco inne plany. Stwierdził bowiem, że remont, który zarządził zaraz po kupnie nadal nie dobiegł końca, a on nie wpuści Suiren do nieprzygotowanego domu pełnego kurzu, brudu i czego tam jeszcze. Musieli więc poczekać jeszcze jeden dzień. Ale o to w końcu nadszedł ten moment i oboje zmierzali do swojej nowej przystani.

– Dalej prosto – rzucił tymczasem Madara i Suiren, mrużąc nieznacznie oczy, spojrzała na niego po raz ostatni, poczym ruszyła dalej przed siebie.

– Jeśli cokolwiek w tym domu jest różowe, to składam pozew rozwodowy.



***



Mniej więcej w tym samym momencie

Niedaleko Konohy


Tsunade obudziła się dzisiaj z dziwnym, dławiącym przeczuciem, które ściskało jej żołądek i za nic nie dawało spokoju. Obwiniając za to jednak przydrożne jedzenie, nie zaprzątała nim sobie zbyt długo głowy. Jak zwykle zebrała się do drogi i ruszyła razem z innymi, ciesząc się, że już tylko kilka godzin dzieliło ją od jej ukochanej Wioski. Jednak im bliżej celu, tym wyraźniej czuła, jak jej wnętrzności skręcają się z irracjonalnego niepokoju.

Czy to dlatego, że pomimo upływu nieco ponad trzech dni, z Arashi nie docierały żadne wieści? Senju była bowiem bardziej niż pewna, że Suiren już od dawna przebywa w stolicy, a co za tym idzie, musiała już zobaczyć Sakure i zorientować się w jej jakże niewielkich kłamstewkach. Wobec tego spodziewała się z jej strony jakiejś reakcji, ale póki co, nie odwiedził jej jeszcze żaden ptasi posłaniec z listem.

Tsunade zwolniła nieoczekiwanie, dając się tym samym wyprzedzić innym z grupy. Shikaku i Kakashi, którzy trzymali się z tyłu formacji, w jednej chwili się z nią zrównali.

– Coś się stało, Hokage-sama? – zapytał jako pierwszy Hatake.

– Co cię dręczy, Tsunade-sama? – uściślił tymczasem Nara, doskonale rozpoznając znaczenie tych zmarszczonych brwi.

– Suiren, a któż, by inny – mruknęła na to sucho kobieta i odetchnęła. – Myślicie, ze odważy się złamać pakt?

– Rozmawialiśmy już o tym – zauważył rozsądnie Shikaku. – Suiren może i byłaby zdolna złamać pakt, ale Akatsuki jej na to nie pozwolą. Po przeanalizowaniu ich dotychczasowych posunięć, możemy śmiało założyć, że doskonale orientują się w prowadzeniu polityki, wobec czego muszą wiedzieć, że złamanie paktu na tym etapie byłoby dla nich katastroficzne w skutkach.

Tsunade odetchnęła po raz kolejny. Jasne, rozmawiali już o tym jakieś kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt razy. Nie mniej, nadal nie posiadali żadnej pewności, że Akatsuki uda się powstrzymać Suiren. Ostatecznie, Uzumaki, czy raczej, Uchiha była naprawdę nieprzewidywalną kobietą.

I jakkolwiek Tsunade próbowała zagłuszyć niektóre myśli, tak nie potrafiła w dalszym ciągu zapomnieć o tym, że był jeszcze jeden przymiotnik, który nadzwyczaj dobrze opisywał młodą łowczynie.

Podła.

Suiren Uchiha była przerażająco podła.



***



Opuszczając gwarne centrum, Suiren i Madara znaleźli się w zachodniej części miasta, gdzie w przeciwieństwie do wysokich budynków zdecydowanie przeważały domki jednorodzinne. Mniejsze i większe, starsze i bardziej nowoczesne, tworzyły całkiem przyjemne w odbiorze osiedle. Ludzi, jak i zwierząt kręciło się tu niewiele, co dawało miłe poczucie odseparowania. Na tyle miłe, że Suiren już od dłuższego czasu szła z Madarą ramię w ramię, prowadząc z nim niezobowiązującą rozmowę. Przez ostatnie dwa dni bardzo dużo ze sobą rozmawiali i to na przeróżne tematy, z niejaką ulgą odkrywając, że wcale się sobą nie nudzili. Oczywiście póki co.

Nie mniej, Suiren nawet nie spostrzegła, kiedy zatrzymali się przed masywną, drewnianą bramą, dopóki Madara nie wskazał na nią zapraszająco.

Wtedy też Uchiha otworzyła szerzej oczy i rozchyliła nieznacznie wargi.

– Czy to jest...?


*


Pośród licznie zakwitłych wiśni pyszniła się ogromna, trzypiętrowa rezydencja, jakiej nie powstydziłby się żaden z pięciu wielkich Daimyo.

Pobudowana w najnowszych trendach architektonicznych, zgrabnie łączyła w sobie tradycję z nowoczesnością, robiąc na obserwatorach piorunujące wrażenie. Wzrok Suiren błądził nieprzytomnie po jasnych, śmietankowo białych ścianach, przecinających się zgrabnie z drewnianymi elementami i nie potrafiąc pojąć, że o to patrzyła na swój nowy dom.

Dopiero ciepła dłoń Madary, która spoczęła na jej ramieniu pozwoliła jej otrząsnąć się na tyle, by skierować się bezpośrednio do głównego wejścia. Przy którym z resztą znów zatrzymała się na dłużej.

Dwuskrzydłowe, mahoniowe drzwi zdobił herb klanu Uchiha, nie pozostawiając żadnych wątpliwości, co do tego, kto miał tu mieszkać. I to właśnie jego widok sprawił, że Suiren zmarszczyła nieznacznie brwi i unosząc dłoń, dotknęła opuszkami palców jego wyrytych krawędzi.


Do tej pory, Suiren nie utożsamiała swojej osoby z żadnym konkretnym symbolem. Czerwony wir, emblemat rodu Uzumaki, traktowała jako coś, co zdecydowanie bardziej należało się Naruto, niż jej samej. Czarna nutka, będąca znakiem Otogakure, nie budziła w niej z kolei żadnych głębszych uczuć – ot, była i tyle. Na dłuższą metę również symbol białego kolibra nie uznawała za coś, co miałoby z nią jakikolwiek związek. A o czerwonej chmurze Akatsuki już nawet nie wspominając. Ta zdawała się w ogóle istnieć gdzieś poza nią.

Ale ten czerwono-biały wachlarz miał w sobie coś takiego...

Suiren przymknęła oczy i przechyliła nieco głowę w bok, doskonale wyczuwając koło siebie obecność Madary.

Ach, Madara. Czy to dlatego, że ten herb należał właśnie do niego? Czy to dlatego, że patrząc na ten prosty kształt widziała jednocześnie jego twarz? O nie. W tym było zdecydowanie coś więcej. Suiren, spoglądając na ten kamon, była w stanie ujrzeć znacznie więcej.

Nie tylko Madarę, ale także Itachiego i Sasuke. I wszystko to, co się za nimi kryło. Nieposkromiona siła, nieśmiertelna miłość i nieuniknione przekleństwo. Ale co najważniejsze, wszystko to Suiren odnajdywała w sobie samej...


Do tej pory, Suiren nie chciała utożsamiać swojej osoby z żadnym konkretnym symbolem. Głównie dlatego, iż w żadnym z dotychczas poznanych, nie odnajdywała siebie samej. Całej siebie. Teraz jednak, po raz pierwszy w życiu miała wrażenie, że o to odnalazła ten jeden szczególny symbol z którym pragnęła się utożsamić. W granicach którego nie bała się zamknąć.

I wraz z którym wreszcie mogła odpowiedzieć na zadane jej dawno temu pytanie.

– Kim jesteś?


Uśmiechnęła się sama do siebie i pogładziła delikatnie rycinę. Wiedziała. Tym razem była pewna.

– Suiren Uchiha – wyszeptała lekko, a Madara obejmując ją ramieniem, drugą dłonią nakrył jej dłoń.

– Od teraz i na zawsze. Oto twój nowy dom, pani Uchiha.



***



Tsunade, zbliżając się do bram Konohy, myślała, iż oszaleje z nerwów. Paskudne, duszące uczucie niepokoju nie opuszczało jej choćby na chwilę, sprawiając, że była coraz bardziej zdenerwowana. Znajdując się zaś w zasięgu wzroku konoszańskich strażników, była już całkowicie pewna, że pod jej nieobecność wydarzyło się coś iście przerażającego.

Wielkie bramy Wioski Ukrytej w Liściach były zamknięte.

A to mogło oznaczać tylko jedno.


Zanim do Tsunade dotarła straszliwa prawda, towarzyszący jej shinobi, otoczyli ją ze wszystkich stron i zatrzymali się.

– Co to ma znaczyć?! – syknął jeden z mężczyzn, podczas gdy Kakashi natychmiast przywołał do siebie swoje psy, chcąc wysłać je na zwiady. Ale nim chociażby zdążył wydać z siebie pierwsze polecenie, tuż przed ich grupą zmaterializowało się ponad trzydziestu ANBU. Wszyscy jak jeden mąż pokłonili się przed Tsunade, która zacisnęła pięści na ich widok.

– Piąta Hokage – zaczął jeden z dowódców, ale kobieta machnęła gwałtownie ręką, czując wzbierającą w niej wściekłość. Jej miodowe oczy przybrały kolor czystego złota, a brwi zmarszczyły się gniewnie.

– Kto, to zrobił? – wydusiła z siebie jedynie, na co wszyscy ANBU obdarzyli się krótkimi spojrzeniami.

– Hokage-sama – spróbował znów ten sam dowódca. – Nie kto, lecz co.



***



– Dalej uważam, że zwyczajnie poszedłeś na łatwiznę – prychnęła rozbawiona Suiren, stojąc w jednym ze sklepów meblowych i przyglądając się Madarze, który uwalił się właśnie na piąte już z kolei łóżko.

– Na żadną łatwiznę. Tłumaczyłem ci już. – Madara, jak gdyby nigdy nic wstał z miękkiego materaca i z miną znawcy przeszedł do następnego mebla. – To twój dom i to do ciebie należy jego urządzenie.

Suiren wywróciła na to jedynie oczami.

Po tej całej akcji związanej z remontem domu, była całkowicie przekonana, że przyjdzie jej wejść do już w pełni wyposażonego domostwa. Tymczasem, ku jej najszczerszemu zdumieniu, Madara wprowadził ją pomiędzy zupełnie gołe ściany. Znaczy okej, całość była cudownie wymalowana, podłogi położone, a woda i prąd na swoich miejscach, ale nic poza tym. W ogromnych pomieszczeniach nie uświadczyła jakichkolwiek mebli, urządzeń, lamp i innych tym podobnych pierdół.

Powyższy stan rzeczy Madara wyjaśnił tym, iż jest to jej nowy dom, wobec czego jego wystrój zależy wyłącznie od niej.

I jak wszyscy mogliby się domyśleć, kompletnie ją tym ujął.

Suiren wygięła delikatnie wargi, obserwując, jak mężczyzna przeszedł wzdłuż kilku kolejnych łóżek, by zatrzymać się w końcu przed obszernym łożem małżeńskim z jasnego drewna. Przyglądając mu się sceptycznie, skrzyżował z nią w końcu wzrok.

Większe – zgodzili się bez słowa.



***



– Szpital opustoszał.

Inoichi Yamanaka rozłożył bezradnie ręce, stojąc przed Tsunade z całkowicie załamaną miną.

– Co to znaczy, że opustoszał? – zapytał na to zdumiony Shikaku, chyba po raz pierwszy w życiu czując się jak skończony debil. Spojrzał przy tym po zgromadzonych w gabinecie Hokage shinobich, ale nikt nie raczył odwzajemnić jego spojrzenia. Wszyscy wpatrywali się uparcie w podłogę, niczym przedszkolaki, które coś nabroiły.

– Do incydentu doszło w nocy z dwudziestego dziewiątego na trzydziestego – odezwał się nagle Morino Ibiki, który jako jedyny spoglądał beznamiętnie przed siebie, ze wzrokiem wbitym bezpośrednio w Tsunade. Kobieta stała zaś przy swoim biurku, ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i twarzą zwrócona w stronę okien.

– A przez "opustoszał" to właśnie mamy na myśli. Z budynku zniknęli wszyscy pacjenci i personel. I do tej pory nikogo nie odnaleźliśmy.

– Ewakuowaliśmy wszystkich mieszkańców w promieniu dwóch kilometrów od szpitala – wtrącił się tymczasem Ryunosuke Hara, jeden z dowódców ANBU. – Odgrodziliśmy cały teren i nie przerywamy akcji poszukiwawczych. Wprowadziliśmy również pierwszy stopień nie–

– Gdzie jest Shizune? – zapytała nieoczekiwanie Tsunade, na co mężczyzna umilkł w pół słowa, a wszyscy zebrani poruszyli się niespokojnie.

– Hokage-sama – padło nawet z kilku miejsc, ale Piąta wbiła tylko mocniej czerwone paznokcie w swoje ramiona.

– Gdzie–

– Zgodnie ze znalezionymi dokumentami, w czasie incydentu pełniła nocny dyżur na oddziale intensywnej terapii. – Ibiki wsunął ręce do kieszeni czarnego płaszcza i nawet nie drgnął, gdy Tsunade odwróciła się i wbiła w niego rozognione spojrzenie.

– Czy z Arashi przybyły jakiekolwiek wieści? – spytała głosem twardym jak stal , a kilka osób zamrugało zdumionych.

– Arashi? – zdziwił się sam Morino na tę pozorną zmianę tematu, a Inoichi odchrząknął krótko.

– Wczoraj dotarł list od Suiren Uchiha – przyznał i tym razem wszyscy poruszyli się na dźwięk zasłyszanego nazwiska.

– Co w nim było?

– Cóż...



***



– Prawdę mówiąc, nie ma w nim niczego nadzwyczajnego – wyjaśnił Inoichi, dopiero gdy w gabinecie Hokage pozostała jedynie Tsunade, Kakashi i członkowie sławetnej formacji Ino-Shika-Cho. Wspomniany wcześniej list trzymał zaś w tej chwili Shikaku i uważnie śledził kolejne linijki tekstu. A z każdym następnym zdaniem, unosił wyżej brwi.

– Ona... nam dziękuję.

– Co? – Tsunade odwróciła się jak poparzona od okna i z miną pełną niedowierzania odebrała od Nary nieduży zwój.

– To niemożliwe.

Suiren w rzeczy samej dziękowała. Przede wszystkim za to, że Tsunade dała się nabrać na kłamstwa Madary i zaaranżowała ich ślub. Świeżo upieczona Uchiha w słodkich, obłudnych słowach informowała radośnie o tym, że Sakura tak naprawdę żyje, a cała wieść odnośnie jej zamordowania była zemstą Madary za to, że Suiren dała się porwać Konosze. Kobieta nie omieszkała również powiadomić, że wobec takiego rozwoju sytuacji, ślub z Uchihą jest jej jak najbardziej na rękę i wręcz nie posiada się ze szczęścia. Zwłaszcza, że przy okazji, udało jej się pomóc Naruto. A jeśli już o nim mowa, to życzyłaby sobie, aby Tsunade była tak dobra i przekazała mu te wszystkie wspaniałe wieści.

Krótko mówiąc... Suiren Uchiha robiła ich wszystkich solidnie w chuja. I to bardzo dużego chuja.


Tsunade zgniotła wściekle zwój w rękach i cisnęła nim przez cały pokój, na stałe wkomponowując go w ścianę nad drzwiami.

– Co za?! Kurwa mać! – Senju zapowietrzyła się i zaklęła paskudnie. Choza zamrugał na to niepewnie, a Kakashi westchnął cicho.

– Hokage-sama – spróbował, ale Tsunade uniosła gwałtownie obie ręce w górę, uciszając go.

– Wyjdźcie w tej chwili – wycedziła chwilę później, a wszyscy spojrzeli na nią niepewnie.

– Powinniśmy raczej– zaczął na to z kolei Shikaku, ale Tsunade wbiła w niego ostre spojrzenie.

– Rozkazałam wam wyjść – syknęła złowrogo przez zaciśnięte zęby, czego już żaden z nich nie ośmielił się podważyć.


W ciągu kilkunastu sekund Piąta Hokage została w obszernym pomieszczeniu zupełnie sama. I gdy tylko drzwi zamknęły się ostatecznie za mężczyznami, Tsunade osunęła się bezwiednie na swój fotel, wbijając jednocześnie strwożony wzrok w blat swojego biurka.

Dlaczego do cholery jasnej...

Suiren, pisząc do Tsunade, użyła nie tylko pieczęci Madary, ale również wysłała zwój poprzez oficjalnego posłańca z Ame. Sprawiła w ten sposób, że jej list został zaksięgowany w dziale korespondencyjnym i ogólnie rzecz biorąc, zanim trafił bezpośrednio do Tsunade, przewinął się przez ręce przynajmniej dziesięciu różnych osób. A to z kolei uczyniło z niego w pełni realny dokument, którego obecności ciężko będzie zaprzeczyć.

W konsekwencji, to wyglądało tak, jakby Suiren chciała, aby o jej liście dowiedziało się jak najwięcej osób.

Wobec tego, dlaczego Suiren skłamała w nim w taki sposób?

Przecież Akatsuki z całą pewnością uświadomiło ją, iż przez ten cały czas była perfidnie okłamywana. Sakura nie straciła choćby jednego ze swoich różowych włosów, a Madara, o litości, nigdy nie złamał żadnej ze swoich obietnic. Wręcz przeciwnie, Uchiha wydawał się ją kochać do tego stopnia, iż zgodził się na cały ten pakt, pomimo jej własnej zdrady.

Dlaczego więc?

Dlaczego Suiren zamiast wygarnąć Tsunade całą prawdę, zdecydowała się uczynić z kłamstwa oficjalną wersją wydarzeń? Przecież niczego w ten sposób nie zyskiwała.


Senju westchnęła głęboko i ucisnęła zrezygnowana grzbiet nosa. Chyba nigdy w życiu nie pojmie tej pokręconej kobiety. Zwłaszcza, że po tym dziwacznym liście, Tsunade nie była już taka pewna, czy sprawa ze szpitalem faktycznie była sprawką Uchihy.

W pierwszym odruchu była o tym święcie przekonana, ale teraz sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Suiren łatwo się obwiniało, ale fakt pozostawał faktem, że póki co, nic na to nie wskazywało. Ostatecznie, Konoha miała również innych wrogów, a i wszyscy wiedzieli, że przez tych parę dni Piąta Hokage będzie nieobecna w Wiosce. Może ktoś faktycznie potraktował to jako swoją szansę?

Tsunade westchnęła po raz kolejny i sięgnęła do pierwszej szuflady po prawej stronie, chcąc zabrać z niej klucze do swojego gabinetu w szpitalu. Skoro już o tym myślała, to nie powinna tracić więcej czasu i udać się w końcu na miejsce tego całego zamieszania, i spróbować dowiedzieć się czegoś więcej.

Podnosząc się z miejsca, na ślepo sięgnęła do wnętrza mebla i zamarła w chwili, gdy jej palce zetknęły się z czymś miękkim.

Przenosząc wzrok na szufladę, rozdzierający wrzask wyrwał się z jej piersi, gdy ujrzała pukiel kruczoczarnych włosów owinięty białą wstążką.

A tuż obok niego ludzką rękę z przedramieniem, na nadgarstku której przymocowana była tak boleśnie znajoma wyrzutnia zatrutych senbon.

C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro