Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXVII. Nowe obietnice

ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY SIÓDMY

Nowe obietnice


*****


– Podróż do Arashi zajmie nam około siedmiu godzin. Samą granicę przekroczymy jednak już po niecałych dwóch.

– Co z moimi bagażami?

– Posłałem po ludzi, którzy zajmą się jego transportem. Wszystko dotrze na miejsce jutro rano.

– Wszystko masz pod kontrolą, co? – prychnęła drwiąco Suiren, zakładając jednocześnie przez głowę nową koszulkę. Ciemnogranatowa i na krótki rękaw, przypominała odrobinę jej poprzedni strój, tyle że...

– Swoją drogą, jesteś całkowicie zboczony, wiesz? – Suiren odwróciła się od podłużnego lustra w stronę Madary, który siedział sobie w najlepsze przy niskim stoliku i spokojnie ją obserwował.

– Może w ogóle zacznę chodzić w samym staniku? – Uchiha wskazała ironicznie na głęboki dekolt, który odsłaniał blisko połowę jej czarnego, sportowego biustonosza, na co Madara uśmiechnął się jedynie kpiąco.

– Podobno się nie wstydzisz – rzucił nonszalancko, a Suiren prychnęła.

– Oczywiście, że się nie wstydzę, ale to nie znaczy jeszcze, że będę chodziła nago. Nie wszyscy muszą wiedzieć, czym obdarzyła mnie matka natura.

– A ja się bardzo chętnie dowiem.

– W swoim czasie, panie Uchiha. W swoim czasie.

– To obietnica, pani Uchiha. – Madara oparł łokieć na blacie stołu i podpierając dłonią brodę, z niemym zachwytem obserwował, jak Suiren wywróciła rozbawiona oczami i odwróciła się z powrotem w stronę lustra. Tylko po to, aby sięgnąć po krótkie, grafitowe legginsy, ułożone razem z innymi rzeczami na komodzie obok. Legginsy, które zaraz też nałożyła na siebie, wypinając w jego stronę nie takie małe co nieco.

– Mówiłam? Jesteś zboczony. – Suiren wygięła drwiąco wargi, rzucając mu przez ramię zwycięskie spojrzenie.

– Ja też chyba mówiłem – rzucił na to jedynie Madara, spoglądając na nią rozbawiony. – Tak się składa, że jestem w pełni heteroseksualnym mężczyzną i to cholernie zainteresowanym twoim tyłkiem.

Suiren parsknęła mimowolnie śmiechem, przypominając sobie tę pamiętną noc w barze. Wtem jednak to jedno wspomnienie przypomniało jej o czymś innym.

– Właśnie – odezwała się, sięgając jednocześnie po krótką, czarną spódnicę, która na przodzie wyszyty miała doskonale widoczny herb klanu Uchiha. – Co miałeś na myśli wysyłając mi tamten list? "Za wczoraj, za dziś, za jutro"?

– Tylko tyle do ciebie dotarło? – zapytał za to Madara, mrużąc przy tym oczy, a Suiren zerknęła na niego ponownie przez ramię.

– Tylko tyle? – spytała spokojnie, a Uchiha prychnął lekko.

– Wysłałem do ciebie w sumie pięć listów. Wszystkie wróciły do mnie z adnotacją od Hokage, że odmówiłaś ich przyjęcia.

– Przepytywała mnie niemal codziennie, ale nawet nie zająknęła się o jakichkolwiek listach od ciebie. – Suiren wciągnęła na siebie spódnicę i włożyła w nią koszulkę, tak, aby znak Uchiha był widoczny.

– To zdanie, które dostałaś – Madara zmrużył bardziej oczy – kończyło cały list, który napisałem jako załącznik do twojego prezentu. Napisałem w nim, że kocham cię za wczoraj, za to, że zgodziłaś się być moja, kocham cię za dziś, za to, że wciąż jesteś moja i kocham cię za jutro, za to, że wtedy nadal będziesz moja.

– Zboczony, ale romantyk. – Suiren schyliła się i wsunęła na nogi długie, czarne buty kończące się dopiero za kolanem, i spięła wszystkie sprzączki. – Cenię to sobie w mężczyznach.

– Twój cynizm jest przeuroczy.

– Twój także. – Suiren wyprostowała się i posłała Madarze długie spojrzenie. – Napisałeś coś takiego tylko po to, aby wkurwić Tsunade. To się naprawdę szanuje.

– I ty naprawdę sądziłaś, że mnie nie znasz?

– Tak się składa, że to ty znasz mnie lepiej – jak się okazuje. – Suiren pochyliła się, aby sięgnąć po ostatnią składową swojego stroju, czyli tytanowe ochraniacze, które, o dziwo, również zostały wzbogacone o herby klanu Uchiha – wygrawerowane zaraz przy nadgarstkach od wewnętrznej strony.

– Swoją drogą, nie podziękowałam ci jeszcze za tamte prezenty. – Uchiha nawet nie podniosła wzorku na Madare, w skupieniu mocując ochraniacze do swoich przedramion.

– Nic wielkiego – rzucił tymczasem mężczyzna. – Wnioskuję jednocześnie, że w takim razie wszystko się podobało?

– Pytasz, jakbyś nie wiedział – odparła na to zgryźliwie Suiren. – Nie myśl, że będę wielbiła cię na kolanach, bo wydałeś na mnie trochę pieniędzy.

– No nie takie trochę. Kakuzu prawie dostał zawału jednego serca, jak zobaczył rachunek za całość.

– Jeśli ma go to zabić, to bardzo chętnie przyjmę więcej takich prezentów.

– Co tylko sobie zażyczysz.

– To niebezpieczna obietnica – rzuciła nieoczekiwanie Suiren, przeglądając się jednocześnie z namysłem w lustrze i podłapując w pewnym momencie odbite w nim magnetyczne spojrzenie Madary. – Jestem bardzo wybredna.

– Wiem o tym. – Mężczyzna, z niegasnącą satysfakcją obserwował Suiren i to, jak prezentowała się w ubraniach oznakowanych herbami klanu Uchiha. – Nie straszne mi jednak żadne z twoich marzeń. Dam ci wszystko, o co tylko poprosisz.

Suiren odwróciła się nagle od lustra, a jej szmaragdowe spojrzenie rozbłysło.

– Spełnisz dosłownie każde moje marzenie? – spytała cicho, mrużąc przy tym oczy, na co Madara uśmiechnął się jedynie kącikiem ust.

Dosłownie każde.

– To obietnica, panie Uchiha. – Suiren zbliżyła się niespodziewanie do Madary i pochyliła się nad nim. Szkarłatne pasma spłynęły miękko z jej ramion do przodu, przysłaniając mężczyźnie wszystko dookoła.

– Którą spełnię, jak każdą inną, pani Uchiha. – Madara z obezwładniającą pewnością siebie podjął to niemożliwie zielone spojrzenie i ujmując jej lewą dłoń, ucałował jej wierzch.

– Zawładnę światem i uczynię cię jego Królową, Suiren.



***



Równo o dwunastej w południe, wszyscy członkowie Akatsuki poza Peinem i Konan zebrali się przed świątynią i wyruszyli w drogę powrotną do Arashi. Na samym przedzie luźnej formacji, którą przyjęli, biegła Suiren, wniebowzięta możliwością rozprostowania kości. Skakała wśród koron drzew niczym rozradowane czymś dziecko, a jej szkarłatna kitka przecinająca co chwilę powietrze przypominała zwycięską flagę jakiegoś niepodległego państwa.

Tuż za Suiren biegł Madara, który ani na chwilę nie spuszczał z niej oczu, a dalej Itachi, Kisame, Sasori i Deidara. Formacje zamykała zaś Taka. I dopiero, gdy przekroczyli bezpośrednio granicę Deszczu, Suiren wycofała się odrobinę i zrównała z Madarą, ponieważ nie znała drogi do stolicy. Wtedy to Itachi wysunął się bardziej na czoło grupy, prowadząc ich.

I tak ogólnie rzecz biorąc, to cała podróż minęła im w względnej ciszy i spokoju, zwłaszcza, że nie zatrzymywali się nigdzie na żaden postój. Rozmowy ograniczyli do niezbędnego minimum, jak zwykle nie widząc potrzeby w podtrzymywaniu jakiegoś dialogu.

Jednakże pomimo tego wszechobecnego spokoju, im bliżej byli Arashi, tym atmosfera robiła się coraz cięższa. A wszystko to za sprawą Suiren, która ze ściśniętym sercem oczekiwała na spotkanie z Sakurą i rozwianie swoich ostatnich wątpliwości. Jej niemy niepokój wydawał się udzielić wszystkim obecnym, wbrew wszelkiej logice.


Była już niemal dziewiętnasta, kiedy Akatsuki zbliżyło się do miasta na tyle, by móc ujrzeć wysoki mur i potężną, żelazną bramę. Słońce skryło się już jakiś czas temu za horyzontem i w otaczającym ich półmroku jedynym źródłem światła były dwie pochodnie zapalone przy budce strażniczej. Wystarczyło jednak, że Brzask wszedł w zasięg czujnych oczu shinobi Ame, a na murze zapłonęło więcej pochodni i ogromna brama stanęła dla nich otworem.

– Sakura – wyszeptała na to nagle Suiren, wyczuwając chakrę Haruno zaledwie kilka sekund później. Nastolatka czekała na nich na progu miasta, ubrana w biały kitel i wyraźnie zmęczona po całym dniu pracy. Uśmiechała się jednak pogodnie, trzymając splecione dłonie za plecami i mrużąc nieznacznie zielone oczy. Jej różowe włosy wyraźnie podrosły w ciągu tych miesięcy i teraz kładły się delikatnie po jej ramionach, a przytrzymywała je ciemnoczerwona opaska, w zastępstwie dla ochraniacza Konohy.

Suiren, wyrwała się gwałtownie do przodu i Sakura, dostrzegając ją pośród innych, uśmiechnęła się z nieskrywaną ulgą. Zaraz jednak jej radość przeszła w głębokie zdumienie, gdy Uchiha dopadła do niej i zarzucając jej ramiona na szyję, przytuliła ją do siebie z godnym podziwu rozmachem.

– Żyjesz – wyszeptała przy tym na wydechu, obejmując ją jeszcze mocniej i aż zadrżała, gdy Haruno oddała wolno jej uścisk.

– Żyję – potwierdziła z lekkim zdziwieniem, aby uśmiechnąć się zaledwie sekundę później. – Dlaczego miałabym nie żyć?

– Ponieważ Piąta Hokage to podła suka – prychnął na to drwiąco Madara, spoglądając na zachowanie Suiren z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Sakura rzuciła mu na to ponad ramieniem czerwonowłosej zaskoczone spojrzenie i uniosła zdziwiona brwi.

– Dlaczego Tsunade-sama– zaczęła, ale Uchiha zaraz wpadła jej w słowo, odsuwając się od niej w tym samym momencie.

– Tsunade zrobiła coś, czego pożałuje – oznajmiła jedynie i przypatrzyła się nagle dłużej Sakurze. Przez ten czas, gdy się nie widziały, Haruno nabrała jakby nieco doroślejszych rysów twarzy, a jej spojrzenie wyraźnie się pogłębiło, tracąc gdzieś ten swój charakterystyczny, naiwny błysk. Zupełnie, jakby była świadkiem tak wielu śmierci i niesprawiedliwości życia, że zatraciła w sobie ostatecznie swoją dziecięcą niewinność, i zwyczajnie dorosła. Ta myśl wydawała się niepojęta, ale Suiren nie mogła oprzeć się nagłemu wrażeniu, że o to nie stała już przed nią ta sama lekkoduszna nastolatka, ale młoda i całkowicie poważna kobieta. I sama ta świadomość sprawiła, że Suiren ścisnęła mocniej jej ramiona.

– Będziesz żyła, Sakura – odezwała się cicho, tak, aby tylko ona była w stanie ją usłyszeć i Sakura otworzyła szerzej oczy na te słowa.

– Suiren–

– Będziesz żyła – powtórzyła dobitnie Suiren, a jej szmaragdowe spojrzenie zawrzało. – Przysięgam Ci na życie Naruto, że zrobię wszystko, abyś przeżyła tę wojnę.



***



– A cóż to dokładnie się stało, hm? – Wysoka, białowłosa kobieta założyła powoli nogę na nogę i przysłoniła usta szkarłatnym wachlarzem. 

– To dość niespodziewanie – przyznał czarnowłosy mężczyzna, opierając się nonszalancko o ścianę i wachlując się niedbale własnym wachlarzem w pięknym kolorze lapis lazuli.

– Coś podobnego – zaczął inny białowłosy mężczyzna i pokręcił głową z namysłem, a jego lisie uszy zadrgały lekko. – Zdaje się, że nie powinniśmy aż tak ingerować w ludzki świat.

– To rozkaz jego pani, Nadare *– stwierdziła na to ironicznie białowłosa kobieta.– Kasai zrobi to z nami, czy bez nas. Ciekawi mnie jedynie, dlaczego?

– Moja słodka pani ma swoje własne powody. I póki co, nie mogę ich zdradzić. – Kasai zabujał się beztrosko na piętach, a jego szkarłatne oczy błysnęły rozbawione. –  To zgodzicie się pomóc? Drodzy bracia, droga siostro?

– Ja jestem na tak! – rzucił na to raźno Hayate. – Tamci ludzie mnie zawiedli i nadal nie otrzymałem swojego zadośćuczynienia!

– Hayate. – Nadare zmarszczył białe brwi i przyłożył złożony wachlarz do brody. – To nadal–

– I to niby ja jestem drętwa – prychnęła na to kpiąco Kouzui i przeniosła czerwone spojrzenie na Kasaia. – Również się zgadzam – dodała spokojnie. – Użyczę twojej pani swoich talentów.

Nadare pokręcił na to znowu głową i przymknął znużony powieki.

– Też się zgadzam– zadecydował  w końcu i westchnął ciężko. – Nie puszczę was znowu samych.

– Wspaniale~ – Kasai wyszczerzył się radośnie. – Moja słodka pani będzie wniebowzięta!


C.D.N.

*****

Nadare - jap. lawina

Rozdział króciutki, ale za dosłownie dwie godziny wyjeżdżam na lotnisko XD I nie dałam rady napisać więcej. Najbliższy tydzień będę, jak już wspomniałam, w Hiszpanii, więc raczej nie odpowiem też na żadne komentarze, ale do tego jesteście raczej przyzwyczajeni xd'

I to chyba tyle; następny rozdział za około dwa tygodnie i do napisania! Niech pandy będą z Wami!

~Igu

PS: Kto jest wierzący, to mógłby zmówić za mnie jedną, czy dwie zdrowaśki za bezpieczną podróż. Byłabym wdzięczna ;)







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro