Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXVI. Kara

ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY SZÓSTY

KARA


!!UWAGA!!

Rozdział zawiera dość sporą dawkę okrucieństwa, wobec czego z dobrego serca ostrzegam tych, co bardziej wrażliwych.  I tego, miłego czytania!

koniec uwagi



– Chyba jednak powinniśmy im przerwać, co?

*****


Suiren, spod na wpół przymkniętych powiek obserwowała, jak Madara powoli się do niej zbliżał.

Otumaniona przez ból, zarówno ten fizyczny, jak i przez psychiczny, nawet nie zareagowała, gdy Uchiha pochylił się nad nią i szarpnął następnie za przód kimona do góry.

Madara – próbowała powiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się nawet najdelikatniejszy szept. Żal ścisnął jej gardło do tego stopnia, że nie była w stanie się odezwać. Jednocześnie, w jej głowie wciąż pulsowała tępo tylko jedna rzecz.


Sakura żyła.

Tsunade ją okłamała.


Madara wykrzywił drwiąco wargi i unosząc ją w powietrze bez większego trudu, ujął przy tym jej lewy nadgarstek. W ciemności błysnęła nieśmiało złota obrączka.

– Jesteś moja – odezwał się spokojnie, przesuwając jej dłoń w swojej własnej i splatając ich palce. – Jesteś moja – powtórzył wolno, wyraźnie rozkoszując się brzmieniem tych dwóch prostych słów. – Od dzisiaj po wieczność.


Madara wcale jej nie zdradził.

Madara ją kochał. Przez ten cały czas.

Zgodził się na ich ślub i zorganizował to wszystko. Sprezentował jej tyle cudownych rzeczy i zaprosił jej najbliższych, aby mogła się z nimi spotkać.

A ona przez ten cały czas w niego wątpiła. I wierzyła komu? Tsunade?!


– M-Madara – wyszeptała słabo na płytkim wydechu, na co Uchiha opuścił ją powoli, a Suiren skrzywiła się mimowolnie z bólu, gdy jej stopy dotknęły ziemi. Przy ostatnim zderzeniu z drzewem zwichnęła sobie prawą kostkę. Mając wyraźne trudności z ustaniem, oparła się mimowolnie o Madarę, a ten objął ją wolną ręką w pasie i przygarnął do siebie zaborczym gestem. Suiren spuściła na to głowę i oparła czoło o jego obojczyk. Wtulając przy tym twarz w miękki materiał jego kimona, westchnęła z nagłą ulgą, nawet nie spodziewając się, jak bardzo tego pragnęła. Aby móc bez wyrzutów sumienia zatopić się w jego ramionach i tak już pozostać. Na zawsze.

– Suiren – odezwał się Madara, a czerwonowłosa zadrżała na dźwięk swojego imienia.

– Jestem twoja – przyrzekła bezwiednie, przymykając równocześnie oczy.

– Doprawdy? – padło niespodziewanie, a Suiren zamarła.


Zwątpiła.


Nagły strach ścisnął jej gardło, a plecy oblał zimny pot. W jednej chwili uścisk, który zdawał się dawać jej ciepło i bezpieczeństwo, zamienił się w uścisk samej śmierci.

Tym razem Suiren zrobiła coś gorszego niż zdrada Akatsuki. Ona zdradziła Madarę, podważając istnienie jego uczucia.

Kara była nieuniknio–

– Skoro jesteś moja, to skąd twoja niewierność, droga żono?


Bezlitosna dłoń przesunęła się wzdłuż jej kręgosłupa, musnęła kark i zacisnęła się na gardle. Druga niczym imadło zgniotła jej lewą rękę, łamiąc ją w aż trzech miejscach.

Suiren zacharczała głucho, a Madara odsunął ją od siebie na długość ramion i przechylił powoli głowę w bok.

– Poprzednim razem cię nie ukarałem – odezwał się cicho, a Suiren złapała bezradnie dłoń, która sekunda po sekundzie odcinała jej dostęp do zbawczego tlenu.

– M-Ma– próbowała cokolwiek z siebie wydusić, ale Madara nie zamierzał jej słuchać. Jego czarne, bezwzględne oczy wpatrywały się w jej szmaragdowe przepełnione paraliżującym przerażeniem i nie widziały niczego innego. Jego świat ograniczył się teraz tylko do nich i nie obchodziła go, ani przeszłość Suiren naznaczona latami tortur, ani nic innego. Liczyło się tylko to, aby ta powikłana, cholerna, przeklęta do granic możliwości kobieta poczuła jego gniew. Namacalnie.

Nie myśląc nad konsekwencjami, chwycił nieoczekiwanie za nadgarstek zgruchotanej ręki i szarpnął za niego bezdusznie, wyrywając tym samym jej ramię ze stawu. Suiren wierzgnęła się w jego stalowym uścisku, a jej oczy utonęły w bezkresnym bólu. Otworzyła jednocześnie bezgłośnie usta, ale nie była w stanie wykrzesać z siebie choćby najmniejszego krzyku.

I chociaż jej twarz spowiła się w niemym cierpieniu, Madara nie znalazł swojego ukojenia.

Puścił jej gardło i rękę, a Suiren upadła zszokowana na ziemię, krztusząc się gwałtownie i nabierając łapczywie powietrza. Nim jednak zdążyła podnieść choćby wzrok, Madara zamachnął się i kopnął ją prosto w twarz. Odrzuciło ją do tyłu wprost na zranione ramię i Suiren zapowietrzyła się z bólu, plując przy tym dookoła krwią. Zaraz jednak podźwignęła się bezradnie na łokciu. Tylko po to, aby otrzymać kolejny cios, który roztrzaskał tym razem jej nos.

– Mówiłaś, że aby kara miała sens, karany musi wiedzieć, za co ją dostaje, prawda?

Madara, nie dając jej ani sekundy wytchnienia, zaraz znalazł się tuż za nią i chwycił ją mocno za włosy, ciągnąc do góry i zmuszając ją do ponownego wstania.

– Powiedz mi więc, Suiren. Za co jesteś karana?


– Powiedz, Suiren. Za co dostajesz teraz karę?


Zatrzęsło nią, a żołądek wywinął się na drugą stronę. Demony przeszłości wróciły z całą mocą i zalały cały jej widnokrąg, pozbawiając świadomości i sprawiając, że Suiren znów miała kilka lat, a Orochimaru był jedynym, co znała, kochała i nienawidziła jednocześnie.

– Z-Zwątpiiła-am – wybulgotała niewyraźnie, dławiąc się własną krwią, a Madara uderzył ją gwałtownie w twarz, aż głowa odskoczyła jej w bok.

– Za co jesteś karana, Suiren? – zapytał jeszcze raz, nieświadomie spełniając, krok po kroku, każdy jeden z jej najgorszych koszmarów.

Suiren poczuła, jak łzy wypełniają jej oczy i zacisnęła je gwałtownie, przełykając jednocześnie metaliczną posokę.

– Zwątpiłam – odezwała się już po chwili zupełnie wyraźnie – w twoją miłość.

– Dokładnie – potwierdził tymczasem Madara i wypuścił jej włosy, ale tylko po to, by złapać ponownie za jej lewą rękę. Suiren zadrżała na to niekontrolowanie, otumaniona promieniującym bólem, osuwając się równocześnie na kolana. Jeśli jednak sądziła, że udzielenie poprawnej odpowiedzi sprawi, że kara dobiegnie końca, to srodze się pomyliła. Nie po raz pierwszy zresztą.


Kolejne kopnięcie posłało ją na ziemię i Suiren wylądowała twarzą w twardym żwirze. Jednak w tym momencie obdarta do krwi twarz była jej najmniejszym zmartwieniem, ponieważ Madara wciąż trzymając jej lewe ramię, chwycił teraz również prawe i wygiął je pod nienaturalnym kątem, stanąwszy przy tym na jej łopatce.

Uchiha otworzyła przerażona oczy i zatrzęsła się, doskonale wiedząc, co ta pozycja oznaczała. Madara zamierzał ją rozczłonkować. Ze szmaragdowych oczu popłynęły niespodziewanie łzy, a z gardła dobiegł zduszony szloch.


Zawiodła. Tak strasznie zawiodła. Zasłużyła na karę, wiedziała o tym, ale tak bardzo się bała. Nienawidziła tego strasznego, nieludzkiego bólu. Tej męki rozrywanego ciała i widoku własnych rąk i nóg niepołączonych z jej ciałem, okrwawionych i porzuconych z daleka od niej, niczym nikomu niepotrzebne śmieci.

– J-Ja już nie chcę – wychrypiała żałośnie i zaciskając powieki, wcisnęła mocniej twarz w brudną ziemię. Zdarta skóra krwawiła obficie, a każda jedna rana piekła żywym ogniem.

– P-Proszę – wyszlochała rozdzierająco. – P-Przepraszam. P-Przepraszam.

Drżała spazmatycznie, a uścisk na jej plecach i rękach nie malał. Ból zaczynał być nie do zniesienia. W oczach jej pociemniało i Suiren pomyślała nagle z lichą nadzieją, że może zdąży zemdleć. Wtedy jednak nacisk się wzmógł i Suiren wrzasnęła, czując, jak tym razem jej prawe ramię zostaje wyrwane ze stawu.

– J-Ja–


– Wystarczy.

Itachi i Sasuke zmaterializowali się nieoczekiwanie po obu stronach Madary i chwycili go za ramiona, w ostatniej chwili powstrzymując go przed posunięciem się za daleko.

Chociaż... czy granica nie została już przekroczona?

– Nie wtrącajcie się – wycedził tymczasem lodowato Madara, załączając automatycznie swojego Wiecznego Mangekyo Sharingana, ale bracia Uchiha odpowiedzieli mu tym samym i nie cofnęli się.

Powietrze wokół nich wyraźnie zgęstniało, a temperatura spadła o kilka stopni, gdy trzy mordercze fale chakry zderzyły się ze sobą, ścierając się niemal namacalnie.

– Wystarczy – powtórzył spokojnie Itachi z tak srodze beznamiętnym wyrazem twarzy, że Madara, który zerknął na niego kątem oka, poczuł mimowolny dreszcz. Nie dając jednak tego po sobie poznać, uniósł jedynie jedną brew.

– A to niby dlaczego? – zapytał z pozoru obojętnie, ale w jego tonie kryło się oczywiste ostrzeżenie.

– Posuwasz się za daleko – odparł na to Itachi z niezachwianym spokojem, jakby nie dostrzegł w głosie Madary żadnej przestrogi. Najstarszy Uchiha zmarszczył w odpowiedzi czarne brwi.

– To, co jest pomiędzy mną, a Suiren– zaczął, ale Itachi przerwał mu nieoczekiwanie w pół słowa.

– Nie wnikamy w twoje metody – oznajmił niewzruszenie. – Ani w twoją relację z Suiren. Wiedz jednak, że jeśli przekroczysz granicę, to utracisz ją na zawsze.

Itachi spuścił przy tym wymownie wzrok na czerwonowłosą, która w dalszym ciągu drżała jak małe dziecko, wciskając się rozpaczliwie w ziemię i łkając bezgłośnie, w oczekiwaniu na dalszy ciąg kary. W swoim zatraceniu, nawet nie spostrzegła przybycia braci Uchiha.

– Otogakure ją zniszczyło i Suiren poświęciła wszystko, aby z niego uciec. Jeśli więc pragniesz, aby pozostała przy twoim boku, daj jej to, co Orochimaru nie był w stanie. Pomyśl o tym.


Madara, choć początkowo zamierzał odpowiedzieć, zamknął nieoczekiwanie usta i spojrzał z góry na Suiren. Zaledwie trzy sekundy później puścił jej ręce, które runęły bezwładnie na ziemie.

Itachi i Sasuke w tej samej chwili odsunęli się od Madary, który z kolei wycofał się o dwa kroki. Podniósł jednocześnie nieprzeniknione spojrzenie na Sasuke i na umocowaną u jego pasa katanę.

– Zabij ją – rozkazał sucho i odwrócił się na pięcie, odchodząc następnie powoli w stronę świątyni. Sasuke, wyciągnął zaś miecz i zerknął kątem oka na swojego brata, jakby szukając u niego potwierdzenia tego, co zamierzał zrobić. Itachi, dostrzegając jego wzrok, skinął jedynie głową.

Nim Suiren pojęła w ogóle, co się dookoła niej działo, Sasuke przebił jej plecy srebrnym ostrzem, trafiając bezbłędnie w jej serce i ucinając tym samym jej agonie.

Czując zaś, jak życie z niej ulatuje, Suiren uśmiechnęła się błogo i przymknęła oczy, z przerażającą radością oddając się w ramiona śmierci.



***



Następnego dnia


Suiren, przebudziła się nieco po ósmej rano i zamrugała powoli, z cichym zdezorientowaniem spoglądając na drewniany sufit. Nie potrafiąc dociec gdzie też się znajduje, spojrzała w bok i uniosła zdumiona brwi na widok Karin, która spała na ziemi obok jej futonu zwinięta w kłębek.

– Wstałaś? – usłyszała nieoczekiwanie z drugiej strony i Suiren odwróciła głowę w stronę drzwi, dostrzegając w nich spokojną, jak zwykle Konan. I dopiero, gdy niebieskowłosa uśmiechnęła się do niej delikatnie, Suiren przypomniała sobie wszystko.

Całą walkę z Madarą, jego karę, jak i sam powrót do życia. Jak również to, że po odzyskaniu przytomności, w ciągu zaledwie kilku sekund została otoczona przez niemal wszystkich członków Akatsuki. Tylko po to, aby zemdleć z wyczerpania ledwo chwilę później. Bo chociaż jej kości się zrosły, a rany zasklepiły, to organizm wciąż pozostawał pod wpływem wcześniejszych wydarzeń i stanowczo zażądał kilkunastu godzin solidnego snu na regeneracje, tym razem tej psychicznej.

– Co– zaczęła Suiren, podnosząc się jednocześnie do siadu, a Konan weszła w międzyczasie głębiej do pokoju i zasunęła za sobą drzwi.

– Itachi cię tu przyniósł, gdy zasłabłaś – wyjaśniła rzeczowo, podchodząc do futonu i podając Suiren kubek parującej herbaty, która w pierwotnym zamyśle miała chyba być dla Karin.

Uchiha zmarszczyła na to nieznacznie brwi, ale przyjęła napój i zaraz też upiła solidny łyk.

– Ile spałam? – spytała po chwili cicho, a Konan przystanęła obok niej.

– Tylko przez noc – uspokoiła ją i kiwnęła na śpiącą nastolatkę. – Razem cię obmyłyśmy i przebrałyśmy. Karin dodatkowo została przy tobie, w razie gdybyś przebudziła się w środku nocy.

– Dziękuję. – Suiren odwróciła wzrok w stronę okna, unikając spojrzenia Konan. Sama chyba jednak do końca nie wiedziała dlaczego. Chyba była jej zwyczajnie głupio. Konan, nie widząc zaś potrzeby w dalszym przesiadywaniu w pokoju, skierowała się do wyjścia. Zanim jednak doszła do drzwi, Suiren zerknęła na nią kątem oka i odchrząknęła cicho.

– Sakura... naprawdę żyje? – zapytała powoli, a papierowa, spoglądając przez ramię i podłapując jej spojrzenie, skinęła po prostu głową.

– Madara oddał jej jedno z laboratoriów w szpitalu Arashi i pracuje tam razem z Karin. Swoją drogą, Madara zarządził, że w południe wyruszamy w drogę powrotną do Deszczu.

– A gdzie teraz właściwie jest?

– W przydzielonym mu pokoju. Na końcu tego korytarza, po prawej stronie.



***



Madara siedział przy nisko osadzonym oknie, otwartym teraz na oścież i wyglądał zamyślony na skąpany w porannych promieniach ogród. Trzymając w jednej ręce pusty już praktycznie kubek czarnej herbaty, opierał się ramieniem o framugę, ubrany li jedynie w nocne, białe kimono. Myślami błądził zaś wokół Suiren i wszystkiego tego, co się wczoraj wydarzyło. Głównie roztrząsał zaś ostatnie słowa Itachiego i to, co się z nimi wiązało.

Kiedy natomiast wrócił ponownie wspomnieniami do wczorajszej przysięgi, drzwi do jego pokoju rozsunęły się z hukiem, na co Madara drgnął gwałtownie i omal nie oblał się resztką gorącej herbaty. Zaskoczony wtargnięciem, obrócił się w stronę wejścia, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, cały jego świat zamknął się w czerwieni.


Suiren, trzema susami pokonała dzielącą ich odległość i rzuciła się wprost w jego ramiona, nawet nie myśląc o biednym kubku, który upadł ze stukotem na ziemie i potoczył się po niej, chyba tylko cudem się nie rozbijając.

– Sui– zaczął tymczasem Madara, ale czerwonowłosa, przyciskając palec do jego ust, usiadła mu z rozmachem na kolanach i pochyliła się nad nim ze wzrokiem płonącym jak nigdy dotąd.

– Cicho – rozkazała i podchwytując to czarne, elektryzujące spojrzenie, sięgnęła po to, o czym śniła niezliczoną ilość razy w czasie tych wszystkich miesięcy zniewolenia.

Ujmując jego twarz w obie dłonie, pocałowała go głęboko, a Madara natychmiast odwzajemnił jej pieszczotę, obejmując ją mocno w pasie i przyciągając jeszcze bliżej siebie. Suiren zadrżała na ten gest i rozchyliła bezwiednie wargi, co mężczyzna od razu wykorzystał. Wtargnął śmiało językiem do jej ust, pogłębiając tym samym pocałunek, a Suiren przeszedł mimowolny dreszcz. Odsunęli się od siebie dopiero wtedy, gdy brakło im powietrza i Suiren przylgnęła do torsu Madary, zmuszając go tym samym do oparcia się o ścianę, zaraz obok otwartego okna. Uchiha nie wyglądał jednak, jakby miał cokolwiek przeciwko temu, uśmiechając się za to leniwie i mrużąc nieznacznie oczy.

– I tobie dzień dobry – rzucił rozbawiony, a Suiren wywróciła oczami z politowaniem. Zaraz też jednak spoważniała i pochyliła się bardziej do przodu, opierając swoje czoło o czoło Madary.

– Przepraszam – odezwała się krótko, a Madara odetchnął płytko, z uwagą obserwując z tak bliska ten wyjątkowy, szmaragdowy ocean. – Za to, że zwątpiłam. Zarówno w ciebie, jak i w twoją miłość.

– Wiesz, że nie przeproszę za wczorajszą karę? – zapytał na to powoli Madara, a Suiren wygięła lekko wargi.

– Nie oczekuję przeprosin – odpowiedziała spokojnie . – Zasłużyłam na karę i ją otrzymałam. Dzięki temu, możemy bez żalu wrócić do tego, co było.

– Prawdę powiedziawszy, to ciężko będzie wrócić dokładnie do tego, co było – zauważył w odpowiedzi beztrosko Uchiha i ujął jej lewą dłoń, splatając ich palce w identyczny sposób, co wczoraj.

Suiren nie przeszedł jednak choćby nawet najmniejszy dreszcz na tę analogię, ponieważ nagły widok ślubnej obrączki przypomniał jej o czymś zupełnie innym niż Madara i jego kara. Przypomniał jej o Tsunade i o tym, że cała ta sytuacja była tylko i wyłącznie jej winą.

To właśnie kłamstwa Piątej Hokage doprowadziły ją do zwątpienia w Madarę i do zgodzenia się na ten cały chory plan ze ślubem. I jakby sam fakt użycia jej, Suiren, niczym jakieś cholernej marionetki, nie wystarczał Tsunade, to Senju w całkowitym gratisie otrzymała właśnie ważny pakt o nieagresje na dwa kolejne lata.

– Co za sucz – wyszeptała złowrogo, odchylając się nieznacznie do tyłu, a Madara, który doskonale pojmował, po jakich torach błądziły teraz jej myśli, wykrzywił nieznacznie wargi.

– Ja bym dodał jeszcze kilka epitetów – mruknął, a Suiren podniosła na niego lodowate spojrzenie.

– Zapłaci mi za to – przyrzekła z mocą. – Za każdą moją łzę i za każdy dzień, w którym cierpiałam, wierząc, że utraciłam twoje uczucie.

Uniosła dłoń i dotknęła chłodnego policzka Madary, i ponownie złączyła ich czoła.

– Kocham Cię, Madara – wyznała cicho. – I za odebranie mi twojej miłości, teraz to ja odbiorę Tsunade to, co kocha najbardziej.


C.D.N.


*****

Wszyscy żyją? Są jacyś ranni? Ktoś umarł?

Etto... Jakby ktoś jeszcze nie załapał, to związek Suiren i Madary nie jest najzdrowszy i raczej nie bierzcie z nich przykładu.

I tego, Suiren znowu planuje zemstę (jakby normalnie durna baba nie miała nic lepszego do roboty w życiu), tym razem na Tsunade. Co z tego wyniknie i kto ucierpi tym razem? Gdzie zamieszka młode państwo Uchiha? I gdzie w tym wszystkim miejsce dla Sakury i ferajny, tj. Akatsuki?

Tego dowiecie się już za niecały tydzień! Ponieważ wylatuję 11.08. do Hiszpanii na tygodniowy urlop, postaram się ze wszystkich sił, aby rozdział 77 pojawił się jeszcze przed tym dniem. Także zapraszam serdecznie do komentowania i do napisania!

Dużo zimna! ~Igu








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro