Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXIX. Szczęście

ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY DZIEWIĄTY

Szczęście


30 marca

poranek

Arashi



Suiren obudziła się szczęśliwa. Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu, otworzyła rano oczy z poczuciem niezmierzonej radości, która zdawała się ją wypełniać od palców stóp po same końcówki włosów. Otumaniona tym uczuciem, nawet nie pojęła w pierwszym odruchu, gdzie się znajdowała. Chcąc zaś podnieść się do siadu, z lekkim zdumieniem zdała sobie sprawę, że coś jej w tym przeszkadza. Czy może raczej ktoś.

Suiren, uniosła się wobec tego niezdarnie na łokciach i otworzyła szerzej oczy, gdy w końcu nawiązała łączność z rzeczywistością. W tej samej chwili opadła z powrotem na poduszki i uśmiechnęła się głupio w stronę sufitu.

Tuż obok niej, na wpół wtulony w jej bok, spał sobie w najlepsze Madara Uchiha – jej mąż. Oboje znajdowali się natomiast w pokoju Uchihy, który podobnie jak sypialnie innych członków Akatsuki mieścił się w posiadłości pana Daimyo.


Suiren westchnęła cicho i przekręcając się nieco w bok, spojrzała na pogrążonego we śnie Madarę, zauważając mimowolnie, że był to pierwszy raz, gdy widziała go w podobnym stanie. Znaczy, okej, widziała go już podczas snu i to niejednokrotnie podczas ich wspólnej podróży, ale Madara nosił wtedy maskę Tobiego. Wobec czego, Suiren jeszcze nigdy nie widziała jego śpiącej twarzy.

I nawet nie podejrzewała, ile w ten sposób traciła.

Bo to, że Madara był przystojny, to wiedziała doskonale, ale nigdy, przenigdy nie przyszłoby jej na myśl, jak cudowny widok prezentowało jego uśpione oblicze.

Tak niemożliwie spokojne i nieskalane, niczym dzieło największych mistrzów rzeźbiarstwa. Emanowało przy tym zaskakującą wręcz szlachetnością i czymś, czego Suiren nie potrafiła nawet nazwać. Czymś, co jednocześnie sprawiło, że nie potrafiła oprzeć się pokusie i pochylając się nieznacznie w jego stronę, dotknęła jego ciepłego policzka. Przejeżdżając po nim samymi opuszkami palców, dotarła do jego zmierzwionej grzywki i odgarnęła ją delikatnie do tyłu, przeczesując jednocześnie jedwabiście miękkie kosmyki. Westchnęła przy tym lekko, wciąż nie dowierzając, że tak to się wszystko potoczyło. Sakura żyła i miała się naprawdę dobrze, rozwijając swój medyczny talent, a Madara kochał ją tak, jak tylko Uchiha potrafili.


Suiren uśmiechnęła się niewymuszenie i w dalszym ciągu gładząc delikatnie twarz mężczyzny, pomyślała nieoczekiwanie o Naruto. Co prawda już wczoraj te myśli wpadły jej do głowy, ale dopiero teraz dała sobie szanse na ich rozważenie.

Jeśli Tsunade skłamała jej o Sakurze i nie pozwoliła przy tym na spotkanie z Naruto, to mogło oznaczać ni mniej ni więcej, iż młody Uzumaki nie miał zielonego pojęcia o całym tym rozgardiaszu. Nie wiedział o jej ślubie i o tym, że nie siedzi już w więzieniu. To jednak znaczyło jedynie tyle, że Naruto wcale jej nie nienawidził i ich relacja w dalszym ciągu kończyła się na liście, który do niego wysłała tamtej pamiętnej nocy, gdy Naruto wezwał Kasaia i poprosił go o udanie się do niej.

A o więcej Suiren nie śmiałaby prosić. W końcu wszystko było dobrze.


Czerwonowłosa skupiła ponownie wzrok na Madarze, z uwagą obserwując jego długie, czarne rzęsy i obrysowując palcami delikatne zmarszczki wokół jego oczu. Swoją drogą, miał on niezaprzeczalną rację, twierdząc, że przed jego oczami nie było żadnej ucieczki. Suiren za każdym jednym razem zatracała się w nich bez reszty i miała cichą, niezmierzoną nadzieję na przekazanie ich swojemu przyszłemu dziecku. I na samą myśl o tym, że mogłaby kiedyś nosić pod sercem dziecko nikogo innego jak Madary, Suiren cofnęła gwałtownie rękę od jego twarzy i zasłoniła nią sobie usta.

W tym obezwładniającym szczęściu zapomniała tylko o jednej rzeczy.

Nie miała żadnej pewności, co do tego, czy będzie jej dane to dziecko mieć. Nieoczekiwany strach ścisnął jej serce i Suiren uciekła wzrokiem w bok, kuląc przy tym ramiona.

Musiała powiedzieć Madarze. Ale jeszcze nie teraz. Za jakiś czas.

A tymczasem, tymczasem... Suiren spojrzała na Uchihe kątem oka i z lekkim ociąganiem ponownie wyciągnęła w jego stronę rękę. Naraz jednak jej uwagę pochłonęła złota obrączka na jej palcu. Obrączka, która na swojej wewnętrznej stronie kryła jakiś wygrawerowany napis, a o którym Suiren kompletnie zapomniała.

Teraz jednak, przypominając sobie o nim, czym prędzej poprawiła się na miękkich poduszkach i ściągnęła ślubny krążek, przyglądając mu się z bliska.

– W czasie życia – przeczytała cicho i zmarszczyła odrobinę brwi.

– I w czasie śmierci. – Usłyszała niespodziewanie koło siebie i spojrzała zaskoczona na Madarę. Czarnowłosy leżał tak jak wcześniej, ale obserwował ją teraz spod na wpół przymkniętych powiek.

– Już zawsze będziesz moja – dodał po chwili i wygiął lekko wargi. – A teraz bądź tak dobra, załóż ją z powrotem i wróć do tego, co robiłaś.

Suiren uniosła na to zaskoczona brwi, tylko po to, aby zmrużyć za chwilę ostrzegawczo oczy.

– Nie spałeś? – zapytała niezadowolona, podnosząc się jednocześnie do siadu. – Od kiedy?

– Hmm. – Uchiha przekręcił się tymczasem na plecy i zakładając jedną rękę za głowę, znów zerknął na nią spod rzęs. – Praktycznie od samego początku. Mam bardzo czujny sen.

Suiren wydęła na to wargi.

– Mogłeś dać znać, że cię obudziłam – mruknęła oburzona.

– Nie śmiałem ci przerywać. – Madara uśmiechnął się, jakby cały świat należał tylko do niego. – Poza tym, takie pobudki są jak najbardziej mile widziane. Jak mówiłem, możesz kontynuować.

– Ugh, jesteś–


Madara nie dowiedział się niestety jaki jest, ponieważ nieoczekiwanie cały pokój spowił się w szarawym dymie, a Suiren krzyknęła zaskoczona. Sam Madara w jednej chwili poderwał się do siadu i jedną ręką przygarniając do siebie kobietę, wbił w intruza lśniące Wiecznym Mangekyo Sharinganem oczy.

– Moja słodka pani~ Mój drogi panie~ – rozległo się tymczasem radosne pozdrowienie i Kasai dygnął przed nimi niczym jakaś panienka na wydaniu.

– Kasai! – rzuciła na to Suiren i zamrugała powoli, ostatecznie bardziej zdziwiona reakcją Madary niż rzeczywistym pojawieniem się białowłosego demona. Sam Uchiha, gdy tylko pojął, kto też ich nawiedził, dezaktywował swoje dojutsu i zmarszczył brwi.

– Matka nie nauczyła cię pukać? – prychnął drwiąco, a Kasai zastrzygł wesoło uszami.

– Tak się składa, że nie. Miała znacznie ciekawsze rzeczy do roboty, niż–

– Do rzeczy – przerwała mu chłodno Suiren i odgarnęła pasmo czerwonych włosów za ucho. – Wszystko poszło zgodnie z planem?

– Jak najbardziej, moja pani~! – Kasai zabujał się na piętach i zmrużył z uciechą oczy, rozkładając przy tym swój wachlarz. Dzisiejszy był w pięknej butelkowej zieleni, zbliżonej do koloru tęczówek Suiren. – Wszystko tak, jak moja kochana pani mi przykazała!

Uchiha uśmiechnęła się na to lekko.

– Zmieściliście się w granicach błędu? – spytała swobodnie, a Kasai uśmiechnął się dziko.

– Z lekką trudnością~ – przyznał beztrosko. – Ale tak.

– Wszystkie inne przygotowania ukończone?

– Jak najbardziej, moja pani~ – powtórzył dumnie Kasai, wyraźnie usatysfakcjonowany dobrze wykonaną misją, a Madara spojrzał na Suiren na wpół zdziwionym, a na wpół zafascynowanym spojrzeniem. Gdyby nie znał jej planów, gotów byłby pomyśleć, że przygotowuje jakieś cholerne przyjęcie, albo przedstawienie, a nie jedną z najokrutniejszych zemst o jakich słyszał.

– Scena i aktorzy gotowi~ – Kasai, jak gdyby czytając Madarze w myślach, wyszczerzył ostre jak brzytwy kły w szerokim uśmiechu. – Główna bohaterka na swoim miejscu, a bilety wyprzedane.

– Teraz tylko czekać na przybycie widowni – dodała prześmiewczo sama Suiren i zerknęła na Madarę z jasnym uśmiechem.

Niczego nie żałowała.


– Aha i Kasai... Naucz się do cholery pukać.



***



– Nawet nie zamierzam pytać.

– No wiesz ty co. Wszystko zepsułeś. – Suiren spojrzała na Sasoriego ze świętym oburzeniem i opuściła uniesione szeroko ręce. – Liczyłam na nieco inną reakcję.

Czerwonowłosy mężczyzna odwrócił się od biurka przy którym siedział i spojrzał na nią spod na wpół przymkniętych powiek, mierząc ją uważnie od stóp do głów.

– Wybacz, powinienem zwymiotować? Niestety, ale nie posiadam żołądka.

– Odnoszę niejasne wrażenie, że jesteś jeszcze bardziej uroczy i milusi niż zazwyczaj. Coś się stało? Jakiś szczeniaczek umarł ci na rękach?

– Odnoszę niejasne wrażenie, że jesteś jeszcze bardziej upierdliwa i popieprzona niż zazwyczaj. Czyżby jakiś desperat poleciał na twoją chudą dupę?

– Oho, tu cię boli? – Suiren podparła się pod boki i wygięła drwiąco wargi. – Czyżby nie znalazł się żaden frustrat, który poleciałby na twój drewniany zad?

– Mój drewniany zad wcale–

– Suiren! – padło niespodziewanie, na co Suiren i Sasori w tej samej chwili spojrzeli na drzwi. W progu ujrzeli zaś Sakure w białym kitlu i plikiem jakichś dokumentów w rękach. Haruno zatrzymała się w pół kroku i zamrugała zaskoczona na widok czerwonowłosej, ale już po chwili jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.

– Wyglądasz wspaniale! – zawołała z zachwytem, spoglądając na cudowne, ciemnoniebieskie kimono Uchihy zdobione misternym wzorem ułożonym z maleńkich kropeczek, które były jedynie o kilka tonów jaśniejsze. A jakby sam strój nie wystarczał, Suiren podpięła swoje szkarłatne włosy w misternego koka i puściła swobodnie tylko dwa dłuższe pasma wokół twarzy. Co z kolei sprawiło, że herb klanu Uchiha wyszyty z tyłu na plecach był doskonale widoczny.

Sakura na dłużej zawiesiła wzrok właśnie na nim, nie potrafiąc jednocześnie powstrzymać lekkiego ukłucia żalu. Ostatecznie, sama miała nadzieję nosić kiedyś ten herb jako żona Sasuke. Co jednak na tę chwilę nie wydawało się nazbyt możliwe. Najmłodszy Uchiha, choć to właśnie dla niego opuściła Konohe, przez cały czas skutecznie unikał jej obecności, a gdy już wpadali na siebie przez przypadek w Posiadłości, odpowiadał na jej pozdrowienia nie obdarzając jej choćby jednym spojrzeniem. Sakura czuła się przez to wyjątkowo ignorowana, zwłaszcza, że od Karin wiedziała, że był taki tylko w stosunku do niej. Nawet samej Uzumaki nie unikał z taką gorliwością, choć nie krył się z tym, że jej osoba niemiłosiernie go irytowała.

– I o takiej reakcji właśnie mówiłam! – ucieszyła się tymczasem Suiren, spoglądając na Sasoriego z miną kota, który opił się śmietanki. Ten posłał jej za to wyjątkowo zdegustowane spojrzenie.

– Masz mnie za jakąś cherlawą nastolatkę?

– Cherlawą?! – rzuciła na to sama Sakura, w jednej chwili wyrywając się ze swoich posępnych myśli i spoglądając na Sasoriego wilkiem. Czerwonowłosy zignorował ją jednak z pełną podziwu wyższością i zmrużył jedynie nieznacznie oczy, w dalszym ciągu wpatrując się w Suiren.

– Zdaje sobie sprawę, że jesteś pojebana, ale z całą pewnością nie przyszłaś tu tylko po to, aby usłyszeć ode mnie jak chujowo wyglądasz. Wobec tego, czego chcesz?

– Od razu, że czegoś chcę – prychnęła na to Suiren, ale prawdą było, że zaraz po wejściu do gabinetu Akasuny, rzuciła mu na biurko wyjątkowo grubą teczkę, opatrzoną wiele mówiącym podpisem "Zero". Teraz też na nią wskazała z ironiczną miną.

– Ja ci tylko wyświadczam przysługę. Obiecałeś chronić mnie przed śmiercią, więc przyniosłam coś, co ci w tym pomoże.

– Chronić? – wtrąciła się nagle Sakura, nic z tego nie rozumiejąc, ale Sasori, ponownie ją ignorując, natychmiast sięgnął po przyniesioną teczkę. Otwierając ją z rozmachem, zatrzymał się już na pierwszej stronie, na pierwszym zdaniu.

– Orochimaru? – zapytał wyraźnie zaskoczony, a Sakura otworzyła szerzej oczy. Chyba zaczynała powoli łapać.

– Skąd ty–

– Powiedzmy, że Orochimaru postanowił wynagrodzić mi swoją nieobecność na ślubie.

Suiren spoważniała nieoczekiwanie i skrzyżowała ręce na piersiach, spoglądając wpierw na Sasoriego, a potem na Sakure. Wraz ze zmianą jej nastawienia, powietrze w pokoju jak gdyby zgęstniało i Haruno dostała gęsiej skórki. Nawet Akasuna, choć nie posiadał ludzkiego ciała, zdawał się spiąć, wyczuwając ostrzegawcze drgania jej chakry.

– To, co znajduje się w tej teczce... możecie znać tylko wy. I nikt więcej. – Suiren ponownie powiodła wzrokiem po ich dwójce. – I żebyśmy się zrozumieli. Daję wam to, ponieważ nie mam innego wyboru. Nie mogę w tej chwili wrócić do Otogakure i tylko dlatego powierzam wam te dokumenty.

Sasori słuchając ją, przekartkował jednocześnie kilka kolejnych kartek i uniósł jedynie brwi w milczeniu.

– Ufasz nam na tyle? – zapytał po chwili spokojnie, bez cienia drwiny, na co Suiren wygięła lekko wargi.

– Doskonale wiesz, że ci nie ufam. Wiesz równie dobrze, że wraz z naszą umową, zostałeś moim lekarzem. I jako lekarzowi, ufam ci.

Sasori uniósł na te słowa kącik ust.

– W takim razie, dobrze. – Skinął głową z namysłem. – Ale jedno mnie tylko ciekawi. Czy Madara wie?

Suiren uśmiechnęła się na to drwiąco i obracając się na pięcie, ruszyła raźno do wyjścia.

– Tego mój lekarz nie musi wiedzieć!



***



Wcześniej

(na chwilę przed ceremonią zaślubin)

" (...) patrząc teraz na pogodny uśmiech Mao i zakłopotaną minę Fumiko, Suiren zrozumiała, że od samego początku była dla nich niesłychanie ważna.

Nie potrafiąc wydusić z siebie choćby słowa, rozpostarła jedynie szeroko ramiona i przytuliła ich jednocześnie.

– Dziękuję."


Mao i Fumiko w jednej chwili oddali jej uścisk i zamarli tak na kilka słodkich sekund. A gdy w końcu się od siebie odsunęli, Mao sięgnął nieoczekiwanie między poły swojego kimona.

– Zanim zapomnę – oświadczył wyjaśniająco i wyciągnął spomiędzy nich grubą kopertę A4. – Orochimaru, co prawda ostatecznie nie przybył, ale chciał koniecznie podarować ci jakiś prezent.

– Prezent? – zdziwiła się na to Suiren i uniosła wysoko brwi. – I czekaj, nie przybył?

– Madara też go zaprosił. – Mao podał jej kopertę i uśmiechnął się kpiąco. – Ogólnie, to jak przyszły zaproszenia i Orochimaru dowiedział się, że zostaniesz Uchiha, to był cholernie zaskoczony. Chyba pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Zamknął się w swojej pracowni i nie wychodził z niej przez dobry tydzień. Ostatecznie jednak z niej wylazł razem z tym.

Amagawa skinął na kopertę.

– W środku znajdziesz między innymi list, dlaczego się nie pojawił. Czym jest reszta, nie mam najmniejszego pojęcia, ale Orochimaru kazał ci się skontaktować z niejakim Sasorim Akasuną. Znasz w ogóle tego faceta?

– I to lepiej niżbym sobie życzyła – przyznała wolno Suiren, marszcząc nieznacznie brwi i mrużąc oczy. – Ale dlaczego właściwie–

– Podobno ten cały Sasori będzie wiedział, jak spożytkować to, co się tam znajduje. I że to pomoże ci osiągnąć wszystko to, czego pragniesz.

Suiren pobladła gwałtownie, w jednej chwili pojmując, że to, co trzymała właśnie w dłoniach, było dokładnymi badaniami na jej temat. Badaniami, które odpowiednio wykorzystane mogły dać jej to, o czym marzyła od lat.

Suiren skuliła nieznacznie ramiona i przymknęła oczy, oddychając powoli.



***



W tamtej chwili czuła niezmierzony żal do Orochimaru, ponieważ doskonale rozumiała jego intencje. Gadzi Sannin chciał, aby w przyszłości była w stanie urodzić dziecko Madary Uchihy, nie wiedząc o tym, że Suiren zamierzała go zabić. I że o żadnych dzieciach nie miało być mowy.

Była zła i rozgoryczona, ale po tamtych uczuciach, w chwili obecnej nie pozostał nawet najmniejszy ślad.

Suiren była za to szczęśliwa. Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu, była zwyczajnie szczęśliwa.

C.D.N.


*****

Przepraszam wszystkim strasznie ;-;

Miało być 10 dni, a wyszedł ponad miesiąc.  I na swoją obronę mam jedynie sesję poprawkową, która pochłonęła mnie zupełnie i chorobę, która z kolei rozłożyła mnie w ostatnim tygodniu. I byłam tak bardzo nie do życia, że nie miałam w ogóle głowy do pisania. Dwa dni temu wpadł jednak komentarz od Shiro_Nakamura i tego...

W końcu udało mi się zebrać do kupy i dokończyć rozdział *nie bijcie, proszę*

Rozdział dedykuję Shiro i cóż... mam cichą nadzieję, że tym razem dam radę w tydzień xd

Pozdrawiam cieplutko! ~Igu








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro