LXXIV. Przysięga
ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY CZWARTY
PRZYSIĘGA
Do rozpoczęcia ceremonii zostało zaledwie pięć krótkich minut. W długiej, obszernej sali świątynnej zgromadzili się już wszyscy zainteresowani. Na prawo od drewnianego podestu, na którym czekał Kapłan, stała Tsunade w swoim hokagowskim stroju. I na tę chwilę, jej jedynymi sprzymierzeńcami w tym pomieszczeniu byli konoszanie, których wybrała w ramach umówionej z Madarą dziesiątki. I chociaż stanowili prawdziwą elitę, jeśli rozchodziło się o siłę i umiejętności, tak Tsunade nie potrafiła pozbyć się uczucia niepokoju i zaszczucia. Zwłaszcza, że naprzeciw niej, po lewej stronie od podestu, stali nie dość, że członkowie Akatsuki, to jeszcze członkowie dawnej i aktualnej Potęgi Dźwięku. Dwadzieścia trzy osoby, których moc plasowała się zdecydowanie powyżej średniej i którzy w razie jakichkolwiek problemów, gotowi byli zaatakować ją wszystkim, co mieli w zanadrzu.
Tsunade, spoglądając kątem oka na Madarę, czekającego spokojnie zaraz obok Kapłana, zdała sobie nagle sprawę, że Uchiha musiał mieć to zaplanowane. Specjalnie zażądał, by zarówno z Deszczu, jak i z Konohy pojawiło się po dziesięć osób, ponieważ wiedział o przybyciu Oto no pawy. Nie wspominając zaś o tym, że zaprosił kogokolwiek spoza Brzasku, dał Tsunade złudne wrażenie, iż faktycznie pomiędzy nimi nie istnieje żadna dysproporcja sił. Dlatego też Piąta Hokage nawet nie pomyślała o jakimkolwiek oszustwie i zgodziła się, aby ANBU eskortujący Suiren opuścili nad ranem świątynię.
Tsunade, pojmując to, przygryzła zirytowana wargi, a stojący po jej lewej stronie Shikaku westchnął cicho ze zrezygnowaniem. Sam zorientował się w sytuacji zaledwie dwie minuty wcześniej. Na tę chwilę jednak, nic już nie mogli zrobić.
Przeklęty Uchiha.
*
W powietrzu rozniosła się kojąca melodia koto, a stukot drewnianych kołatek zmieszał się z dźwiękiem rytualnych dzwoneczków. Przez próg świątyni przeszły kolejno cztery kapłanki, niosąc w dłoniach długie gałązki bambusa, z których zwieszały się liczne białe karteczki, mające nieść nowożeńcom szczęście, zdrowie, zgodę i uczciwość.
Zaraz za nimi w wejściu pojawił się Mao, prowadząc pod rękę Suiren. Z obu stron podestu padły zachwycone westchnienia, a sam Madara odetchnął głęboko z nieskrywaną ulgą. Przez ostatnie kilka minut zaczął poważnie wątpić w to, że czerwonowłosa się pojawi. Jednak była. Zjawiła się. Ale zupełnie tak, jakby chciała zrobić mu na złość, spoglądała spokojnie w ziemię, nie pozwalając na jakikolwiek kontakt wzrokowy.
Mao przeprowadził ją tymczasem przez próg i oboje zatrzymali się na moment. Jednocześnie, Amagawa rozejrzał się i zamrugał wolno.
– Chyba powinnaś to zobaczyć – wydukał cicho, a Suiren zerknęła na niego kątem oka. Widząc zaś jego zdumienie, wyprostowała się zaciekawiona i uniosła wzrok.
Niemal w tej samej chwili na jej twarzy odmalował się lodowaty podziw, a w zmrużonych drwiąco oczach zalśniło rozbawienie.
– Nieźle, panie Uchiha. Naprawdę nieźle.
Cała sala tonęła w głębokiej czerni, przetykanej gdzieniegdzie aksamitną bielą. Jakby tego było mało, wszędzie, jak okiem sięgnąć, pyszniły się śnieżnobiałe lillie.
Idealny wystrój na pogrzeb. Tragiczna oprawa na ślub.
Uzumaki, chyba jedynie cudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem.
– Już bardziej oczywisty być nie mógł – pomyślała, w mgnieniu oka domyślając się, że była to swoista odpłata za jej wcześniejszą odmowę.
W tej samej chwili, Madara, który uważnie obserwował jej reakcję, uśmiechnął się w niepohamowanej satysfakcji. Wiedział, po prostu wiedział, że kto, jak kto, ale Suiren doceni kunszt jego małej zemsty. I że wcale jej tym nie zdenerwuje, wbrew przypuszczeniom członków Akatsuki. Wiedział, że Suiren, jako kobiecie wyznającej elegancki minimalizm, przypadnie do gustu taka kolorystyka, a jej dodatkowa symbolika, tak pokrętna zważywszy na okoliczności, wprawi ją w czyste rozbawienie. I wcale się nie pomylił.
Zadowolony z tego odkrycia, uważnie śledził tor jej szmaragdowego spojrzenia, które stopniowo z dekoracji zaczęło przesuwać się w stronę obecnych na ceremonii gości.
Suiren, prowadzona przez Mao, odszukała w pierwszej kolejności Tsunade i to na niej skupiła wzrok. Zaraz jednak spojrzała na drugą stronę i zamarła.
Aż zmyliła kroki, czym zaskoczyła Mao, ale mężczyzna trzymał jej ramię na tyle pewnie, że nie pozwolił jej na nieplanowane zatrzymanie się, czy potknięcie. Suiren zaś, choć wciąż podążając za nim, spoglądała dalej zdumiona na zgromadzony tłum, a dokładniej rzecz biorąc, na Sore, Yoru i Itsuko.
O ile po obecności Mao i Fumiko spodziewała się widoku przynajmniej połowy Potęgi, o tyle nigdy w życiu nie spodziewała się zastać swoich przyjaciół. A już tym bardziej samej Itsuko, która przecież była tuż po porodzie.
Utkwiwszy spojrzenie bezpośrednio w niej, nawet nie spostrzegła kiedy pokonała całą długość sali i znalazła się tuż przy podeście. Ocknęła się dopiero w momencie, w którym poczuła, jak Mao ujmuje jej dłoń i podaje ją Madarze.
Spięła się gwałtownie, niczym przerażone czymś zwierze, ale nie uciekła. Nawet nie zadrżała, gdy ich palce i spojrzenia w końcu się spotkały. Jedynie jej serce ścisnęło się spazmatycznie na widok tego zwycięskiego uśmiechu i płonących, bezdennie czarnych oczu. Suiren doskonale znała i pamiętała to uczucie. Uczucie totalnej bezradności i uległości wobec tych oczu, w obliczu których marzyła tylko o tym, aby móc w nich utonąć bez żadnych konsekwencji.
I nawet przez myśl jej nie przeszło, że w tej samej chwili Madara spoglądał w jej skute lodem oczy, ze zgrozą nie odnajdując w nich tego, czego pragnął. Oczy, które jeszcze nie tak dawno były jak nieposkromiony ocean, teraz lśniły lodową taflą niedostępności i to sprawiło, że nowy gniew zapłonął w jego sercu.
Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić, Kapłan uniósł rękę i rozpoczął ceremonię.
Duchowny, na sam początek, odmówił specjalną modlitwę, mającą oczyścić całą świątynie ze złej energii, po czym przy pomocy kadzideł zaczął przyzywać wszystkich bogów i bożków, aby przybyli i pobłogosławili młodej parze. Suiren, która nie należała do wierzących osób, przez cały ten czas uśmiechała się z czystym politowaniem, co z kolei wprawiło w niepoprawne i całkowicie niedyskretne rozbawienie niemal wszystkich członków Oto no pawy. Jak i z resztą samego Madarę.
Uchiha, który wierzył tylko i wyłącznie we własny klan, przenosił jedynie co chwilę wzrok z Kapłana na Suiren i na odwrót, i starał się nie dostrzegać przeszywającego spojrzenia Tsunade. A gdy przyszła w końcu kolej na tradycyjny obrządek potrójnego wypicia sake, Madara wygiął ironicznie wargi.
Pierwsza czarka, którą napełniła najstarsza stażem kapłanka, powędrowała do Madary i Uchiha wypił ją jednym solidnym haustem, zamiast trzema drobnymi łyczkami jak nakazywała tradycja. Suiren, widząc to, uniosła jedynie pytająco jedną z brwi. A gdy otrzymała swoją czarkę, spoglądając Madarze prosto w oczy, opróżniła ją w identyczny sposób. Zaledwie sekundę później odetchnęła zaskoczona, czując, jak przełyk zalewa jej płonąca gorycz. Ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że Uchiha, zamiast sake rozkazał podać Shōchū i to nie byle jakie, bo wyjątkowo mocne. Tym razem uniosła obie brwi, na co Madara odwdzięczył się jej drwiącym uśmieszkiem.
Drugą czarkę, tuż przed wypiciem, wzniósł nieco wyżej, zupełnie jakby wznosił toast i dopiero, gdy dostrzegł w tych nieprzeniknionych, zielonych oczach cień zrozumienia, wypił ją tak samo jak poprzednią.
Nawiązywał natomiast do ich wspólnego picia w barze i do tego, że nie mógł wtedy razem z Suiren wznieść poprawnego toastu.
Za jutro, mówiły jego bezdenne oczy i Suiren, pojmując to, spuściła wzrok na ziemię i zmarszczyła nieznacznie brwi, nie wiedząc, jak powinna dokładnie to zinterpretować. Drugą czarkę wypiła nie spoglądając na czarnowłosego.
Trzecią i ostatnią zarazem czarkę, Madara wypił, spoglądając kątem oka na Tsunade, która wyraźnie nie potrafiła zrozumieć, co też dokładnie się tu wyprawiało. I w jaką tym razem popieprzoną grę grał Uchiha, wciągając w to Suiren.
Czerwonowłosa z kolei, przed wypiciem swojej ostatniej porcji alkoholu, nieoczekiwanie się zawahała.
Dlaczego właściwie Madara wznosił toast za jutro? Czy naprawdę wierzył w to, że mogła mu wybaczyć? Że mogła zignorować to, że złamał daną jej obietnicę?
Czy Madara naprawdę, szczerze i bez ironii wierzył w to, że czekało na nich jakieś jutro? Na nich, jako na parę? Męża i żonę? A jeśli tak... to dlaczego?
Dlaczego zaprosił wszystkich tych, których kochała i dlaczego zdecydował się na to zagranie z dekoracjami. Dlaczego w ogóle postanowił zorganizować całą tę uroczystość, zamiast ograniczyć się do wypełnienia stosownych dokumentów?
Dlaczego miałby to robić, jeśli nic do niej nie czuł? Jeśli ją porzucił? Jeśli ją zdradził?
Suiren zmarszczyła jeszcze bardziej brwi, ale jej serce za nic nie chciało dopuścić do siebie myśli, która kształtowała się gdzieś na obrzeżach jej umysłu. W innym przypadku, Suiren musiałaby zmierzyć się z pytaniami, które pogrzebała w swoim sercu blisko dwa miesiące temu. Pytaniami odnośnie tego, dlaczego Sakura nie żyła. I dlaczego za nic w świecie nie potrafiła tego zaakceptować.
Wraz z tą nieśmiałą myślą o Sakurze, Suiren ponownie ujrzała pod powiekami obrazy, które od tygodni nawiedzały ją w ciągu bezsennych nocy. Obrazy martwej Haruno, raz zmasakrowanej w wyniku wojny, raz nieskazitelnie pięknej, niczym pod wpływem czyjegoś potężnego genjutsu, nad którą za każdym razem rozpaczał tak samo załamany Naruto. I wraz z tym żywym koszmarem, do Suiren wróciła cała ta wściekłość i nienawiść do Madary, która przywiodła ją dokładnie do tego miejsca.
Unosząc kieliszek do góry, spojrzała na Madarę i uśmiechnęła się podle.
– Za jutro – wyszeptała, wypijając w następnej chwili alkohol.
*
Wraz z dopełnieniem ceremonii san-san-ku-do, czyli potrójnego wypicia "sake", nadszedł czas na wielki finał, a więc wymianę obrączek i wypowiedzenie przysięgi.
W sali ponownie zabrzmiały dzwonki, a Kapłan wycofał się z podestu, robiąc miejsce dla trzech kapłanek. Dwie z nich niosły po małym, czarnym zwoju i ustawiły się po bokach młodej pary, rozwijając następnie zwoje i obracając je w ich stronę. I dopiero, gdy Suiren zerknęła z lekkim zdziwieniem na treść w nich zawartą, zrozumiała iż były nią słowa małżeńskiej przysięgi.
Z kolei trzecia z kapłanek, która ustawiła się dokładnie pomiędzy Suiren, a Madarą, trzymała w dłoniach czarną poduszeczkę, na której błyszczały tajemniczo dwie złote obrączki. Gładkie i proste, na wewnętrznej stronie miały wygrawerowany jakiś napis. Nim jednak Suiren zdążyła dojrzeć, co też Uchiha kazał na nich wysmarować, Madara podniósł mniejszą z nich i utkwił w niej wyczekujące spojrzenie.
Suiren odetchnęła płytko, mając wrażenie, że całe powietrze w sali niespodziewanie zgęstniało, a temperatura spadła o kilka dobrych stopni. Podłapując zaś to elektryzujące spojrzenie czarnych oczu, spięła ponownie wszystkie mięśnie, ze wszystkich sił starając się, aby w jej własnych oczach nie odbiła się żadna, nawet najmniejsza z targających nią emocji.
– Ja, Madara Uchiha – zaczął tymczasem spokojnie Madara, a jego zniewalająca pewność siebie i charyzma wydawały się przytłoczyć wszystkich obecnych – biorę sobie Ciebie, Suiren Uzumaki, za żonę.
Suiren zadrżała wbrew sobie, a Madara wygiął usta w lekkim uśmiechu.
– I ślubuję Ci... – kontynuował tak samo spokojnym tonem, ani razu nie spoglądając na rozwinięty usłużnie zwój – wieczną miłość, nieprzemijającą wierność i niekończącą się szczerość.
Wszyscy drgnęli zdumieni. Tsunade otworzyła zszokowana usta, a członkowie Akatsuki wymienili się długimi spojrzeniami. Członkowie Potęgi utkwili zaś wzrok w Suiren, która wpatrywała się w Madarę, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.
– Oraz to, że zwyciężę samą śmierć i nigdy cię nie opuszczę.
Suiren wpatrywała się w Madarę z tak wielkim szokiem, że nawet nie zareagowała, gdy ten ujął jej dłoń i wsunął na jej palec obrączkę. Z wyraźnym opóźnieniem dotarło do niej uczucie chłodu na skórze i Suiren przeniosła nieprzytomny wzrok na maleńki, złoty okrąg.
Madara... on... chyba zwariował.
Suiren podniosła znowu na niego spojrzenie i wydawała się nie wierzyć, w to co usłyszała. Czy on naprawdę przyrzekł jej... to wszystko? Czy on naprawdę obiecał jej właśnie, że będzie ją wiecznie kochał? Nie, że do końca życia, ale wiecznie? I że już zawsze przy niej będzie i nawet śmierć go nie powstrzyma? Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z brzemienia tych słów? Musiał wiedzieć, że w jej przypadku podobne słowa były niczym wyrok. Dlaczego w takim razie?
Przecież ją porzucił. Zdradził ją i wzgardził jej miłością. Złamał swoją obietnicę. Dlaczego w takim razie przyrzekał teraz coś takiego?
Suiren patrzyła na Madarę, szukając w jego twarzy odpowiedzi na swoje zdezorientowanie i zdumiała się, gdy dostrzegła nieoczekiwanie w jego oczach rosnące z każdą chwilą rozbawienie. Było to jednak rozbawienie, jakie towarzyszyło seryjnemu mordercy, znęcającemu się nad swoją ofiarą. To specyficzne rozweselenie, które dopadało oprawcę na myśl, że już nic nie mogło mu przeszkodzić w dokończeniu swojego dzieła.
Czysty, niczym niezmącony triumf.
I Suiren zrozumiała.
Uniosła rękę i bez słowa sięgnęła po obrączkę przeznaczoną dla Madary. Obracając się zaś z powrotem w jego stronę, pozwoliła, aby lodowata maska opuściła w końcu jej twarz i spojrzenie. Zamiast jednak miłości, wzruszenia, czy jakiejkolwiek pozytywnej emocji, której wszyscy, by się spodziewali po pannie młodej, na twarzy Suiren odmalowała się bezlitosna drwina, a szmaragdowe oczy zalśniły podle, zwiastując nadejście wyjątkowo okrutnej śmierci. Czarne oczy Madary odpowiedziały jej równie wielką rządzą mordu.
– Ja, Suiren Uzumaki, biorę sobie Ciebie, Madarę Uchihę za męża.
Jej głos ociekał cierpką, jadowitą słodyczą, od której wszyscy gwałtownie się wzdrygnęli.
– I ślubuję Ci wieczną miłość, nieprzemijającą wierność i niekończącą się szczerość. – Ironia, która towarzyszyła tym słowom nie pozostawiała choćby cienia wątpliwości, co do prawdziwych intencji Suiren, ale nikt nawet nie śmiał nabrać głośniej powietrza, a co dopiero mówić o wyrażeniu jakiegokolwiek sprzeciwu.
– Oraz to, że zwyciężę samą śmierć i nigdy cię nie opuszczę.
Zaraz po wsunięciu obrączki na jego palec, Madara chwycił ją mocno za rękę i wygiął mocniej wargi, a Kapłan, wracając przy okazji na swoje miejsce, rozpostarł szeroko ramiona.
– Od tej chwili, wobec zgody waszych serc, biorąc na świadków bogów i wszystkich tu zebranych, ogłaszam was mężem i żoną. Niech wasze małżeństwo trwa.
Z obu stron rozbrzmiały donośne oklaski, a Madara ścisnął mocniej jej dłoń, na co Suiren wygięła drwiąco usta.
Madara doskonale wiedział o tym, że chciała go zabić. I zamiast ją powstrzymać, postanowił podjąć rzucone mu wyzwanie, wyjść jej naprzeciw i stanąć z nią do walki na śmierć i życie.
I zamierzał wygrać. Lepiej, on wiedział, że wygra.
Suiren uśmiechnęła się szerzej, a przez kręgosłup przebiegł jej lodowaty dreszcz podniecenia. Czekała ją naprawdę ciekawa noc poślubna.
***
Po zakończeniu ceremonii, przy spokojnej melodii koto, wszyscy powoli opuścili salę świątynną i udali się do innej sali, nieco mniejszej od poprzedniej, na uroczysty obiad. Suiren jednak, w przeciwieństwie do nich, skierowała się najpierw do swojego tymczasowego pokoju, gdzie zgodnie z umową, Tsunade miała zdjąć z jej przedramion pieczęci hamujące chakrę.
Razem z nimi, wybrały się również dwie kapłanki, które zaproponowały, że pomogą Suiren w jednoczesnym przebraniu się, z czego czerwonowłosa postanowiła skwapliwie skorzystać. Ostatecznie, cały ten strój trochę ważył i Suiren zaczynało być w nim odrobinę niewygodnie.
I podczas, gdy miko wzięły się za ściąganie z niej ślubnego uchikake, Tsunade przystanęła przy drzwiach i skrzyżowała ręce na piersiach.
– Moje gratulacje – odezwała się w pewnym momencie beznamiętnym tonem, na co Suiren nawet nie podniosła na nią wzroku.
– Nie przyjmuję żadnych gratulacji – odparła jedynie krótko, śledząc spojrzeniem ręce jednej z kapłanek.
– Dlaczego? – spytała wobec tego Tsunade. – Dzięki twojemu poświęceniu, pakt został zawarty i Konoha zyskała dwa lata pewnego pokoju. Dla Naruto to dwa lata pewnego życia.
– Naruto dożyje późnej starości – odpowiedziała na to Suiren równie oschle, co wcześniej, ale tym razem uniosła głowę i spojrzała prosto na Piątą Hokage. – Nie pozwolę, żeby cokolwiek wpłynęło na długość jego życia.
– W to akurat– Tsunade urwała w pół słowa, albowiem Suiren odwróciła się nieoczekiwanie na prośbę jednej z kobiet i Senju dostrzegła na jej plecach emblemat rodu Uchiha. Widziała go już co prawda podczas ceremonii, ale wtedy jakoś nie wydał jej się, aż tak złowieszczy, jak teraz. Obecnie, widoczny z tak bliska, wyglądał jak taka swoista pieczęć. Coś, co Madara Uchiha własnoręcznie zaklepał i nie zamierzał już oddać.
Tsunade ściągnęła usta w cienką linię i nachmurzyła się nieznacznie. Dlaczego odniosła nagle wrażenie, że popełniła największy błąd w swoim życiu?
***
Jakieś pół godziny później, Suiren pojawiła się na sali bankietowej w skromnym, czarnym kimonie z kamonami rodu Uchiha i białym obi z czarnymi sznureczkami. Nie towarzyszyła jej jednak Tsunade, która zaraz po dezaktywowaniu pieczęci oznajmiła, że opuszcza świątynie razem ze swoimi ludźmi jeszcze w tej samej minucie.
Wobec tego, w pomieszczeniu obecni byli tylko członkowie Akatsuki i Oto no pawy. I, co wprawiło Suiren w lodowate rozbawienie, ci pierwsi nie omieszkali poczekać na nią z rozpoczęciem posiłku. Jedynie Potęga Dźwięku siedziała przy zastawionych stolikach i nie raczyła niczego ruszyć, po prostu ze sobą rozmawiając. I o ile Brzask nawet nie zwrócił uwagi na jej przybycie, o tyle Potęga w ciągu kilku sekund niemal w całości poderwała się na równe nogi i do niej dopadła.
Oblegli ją niczym tamtego pamiętnego dnia, gdy powróciła do Otogakure i z miejsca zarzucili ją mnóstwem pytań, gratulacji i innych pierdół.
– Wyglądasz mega! – zachwycił się między innymi Hisagi, mierząc ją wzrokiem pełnym aprobaty od stóp do głów, a Mao objął ją w pasie i począł szlochać coś o dzieciach i córkach opuszczających swoich rodziców.
Fumiko, stojąca po jej prawej stronie, raz po raz ocierała dyskretnie oczy, a Hanae i Yumi dopytywały ją na zmianę o dekoracje. Rengyo palił najzwyczajniej w świecie papierosa, a Yoshii pieklił się nad obojętnym zachowaniem Akatsuki. Yoko z kolei wycelowała nagle w Suiren palec i zmrużyła groźnie oczy.
– Masz się ze mną napić, Zero – oświadczyła dobitnie, zagłuszając na chwilę Mao. – Tak cię schleję, że ten cały Madara w dupę grzany nie będzie miał żadnej nocy poślubnej.
– Możesz spróbować – odparła na to ironicznie Suiren i wygięła podle wargi. – Ale nie musisz tak się obawiać o moją cnotę, Asuhara. Straciłam ją dawno temu, a Madara nie zamoczy tak, czy siak.
– A cóż to? Nagle polubiłaś idee białego małżeństwa, czy po prostu planujesz szybki rozwód? – padło niespodziewanie gdzieś z boku i wszyscy obrócili się w stronę Sory, który podpierał się pod boki i uśmiechał wyjątkowo złośliwie.
– Sora – rzuciło kilka osób naraz i już po chwili to Asano przytulał Suiren, zanurzając palce w jej czerwonych puklach, teraz upiętych w wysoką kitkę.
– Wyglądasz przepięknie – wyznał, gdy już ją puścił i podłapał jej roziskrzone spojrzenie. Nim jednak zdążył powiedzieć coś jeszcze, na jego ramieniu zawisnął święcie oburzony Yoru.
– A ja to niby co? – zapytał pretensjonalnie, na co Sora wykrzywił nieznacznie usta.
– Ty też wyglądasz cudownie, Yoru – odparł, a wszyscy parsknęli śmiechem na widok zgorszonej miny Kodokuny.
– Przysięgam, że kiedyś cię zabiję – parsknął w akompaniamencie jeszcze głośniejszego śmiechu reszty, do którego dołączyła teraz również Suiren. Zanosząc się radosnym chichotem, nawet nie spostrzegła kiedy Akatsuki zaprzestali swojej uczty i skupili na niej spojrzenia.
Sasuke skrzywił się niekontrolowanie, a jego rozdrażnienie podzielili Suigetsu i Karin, i poniekąd Juugo, którzy doskonale pamiętali niemal identyczną scenę sprzed Rezydencji Dźwięku. Pozostali byli natomiast bardziej zaskoczeni niż rozzłoszczeni i w jakiś sposób nie można ich było za to winić. Ostatecznie, jeszcze nigdy nie dane im było widzieć Suiren w podobnej odsłonie.
A najbardziej zdumiony był Madara, siedzący przy osobnym stole z jednym pustym miejscem obok siebie. On, w przeciwieństwie do innych akatsukowiczów, nic nie jadł, a jedynie sączył wolno sake z małego pucharka i czekał na powrót Suiren. Teraz jednak odstawił alkohol i jedynie przyglądał się czerwonowłosej, nie mogąc się nadziwić nad jej serdecznym rozbawieniem i nieskrępowaną radością. Jednak w największy szok wbił się dopiero, gdy ujrzał, jak Suiren otworzyła nagle szeroko zaszklone oczy i rozpościerając ręce, rzuciła się prosto w ramiona Itsuko Hitomi.
– Itsuko! – Suiren, gdy tylko ujrzała swoją przyjaciółkę, zbliżającą się pomiędzy członkami Oto no pawy, w jednej chwili wywinęła się Yoru i Hisagiemu, którzy zaczęli się sprzeczać o prawo do następnych przytulanek i wpadła wprost na nią. Hitomi, w cudownym karmelowym kimonie wyglądała wprost kwitnąco, a biała lilia wpleciona w wytwornego koka wydawała się tylko to podkreślać.
– Co ty tu w ogóle robisz? – zapytała czerwonowłosa na samym początku, a Itsuko uśmiechnęła się lekko, oddając uścisk.
– Jak mogłoby mnie nie być? – spytała jedynie z politowaniem.
– Musisz być przecież wyczerpana – odparła na to Suiren i odsunęła się od niej na długość ramion, marszcząc jednocześnie brwi. – Poród strasznie obciąża organizm, już nie mówiąc o tym, że zostawiłaś maleńką Hisumi samą. Powin–
– Nie taką samą – wpadł jej w słowo Toshizo i spojrzał na nią pogodnie. – Z takim zastępem wujków i ciotek, raczej nigdy nie pozna własnego łóżeczka, więc nie ma o co się martwić.
– Czekajcie chwilę – wtrącił się niespodziewanie Mao, spoglądając po Suiren i Itsuko z wyraźną dezorientacją. – Jaki poród do diabła i kim jest Hisumi?
– Moją córką – odparły na to jednocześnie Itsuko i Suiren, i wszyscy zdębieli jeszcze bardziej.
I dobrze, że Madara siedział za daleko, aby cokolwiek usłyszeć, bo jeszcze biedny padłby na zawał.
***
Zaraz po wyjaśnieniu całej sprawy odnośnie ciąży Itsuko i maleńkiej Hisumi, Oto no pawa zgodnie stwierdziła, że najwyższy czas zasiąść do posiłku i skierowali się do stołów.
Ogólnie rzecz biorąc, to na całej sali znajdowały się trzy rzędy stolików, ustawionych na kształt litery U, z czego każdy rząd przeznaczony był dla innej grupy. Jeden dla Konohy, jeden dla Ame i jeden dla Oto. Prostopadle do nich znajdował się zaś krótszy stół przy którym zgodnie z tradycją miała siedzieć para młoda.
Suiren jednak ani myślała, żeby dołączyć do Madary i zająć honorowe miejsce u jego boku, i bez pytania kogokolwiek o zgodę, udała się zwyczajnie za swoimi bliskimi i usiadła razem z nimi. Ci natomiast, bez zbędnego dociekania, zrobili jej miejsce pomiędzy sobą i po prostu rozpoczęli własną małą ucztę.
I tak, na wspólnym jedzeniu i piciu, minęły im kolejne dwie godziny. W tym czasie, członkowie Akatsuki opuścili w większości salę i jedynymi, którzy pozostali byli Itachi i Madara. Ten drugi, podniósł się w pewnym momencie ze swojego miejsca i razem z butelką sake przeniósł się do stołu Itachiego i oboje siedzieli tak w całkowitej ciszy, popijając alkohol i przysłuchując się radosnemu spotkaniu Pierwotnej Potęgi Dźwięku.
Pomimo ucieczki z Otogakure, zarówno Itsuko, Sora i Yoru nie mieli niczego do zarzucenia innym członkom Oto no pawy i obecnie z przyjemnością przystąpili do odnowienia starych znajomości. Yoru, który już od jakiegoś czasu pisywał ze swoją siostrą i był raczej na bieżąco, z najczystszą rozkoszą szydził sobie teraz z Sory, który pomimo piastowania niegdyś drugiego miejsca, był ze wszystkim najbardziej w tyle. Fumiko, Hanae i Yumi były szczerze zainteresowane życiem Hitomi, a zwłaszcza tym, że kobieta urodziła niedawno córeczkę i ze szczegółami wypytywały ją o malutką i doświadczenie bycia matką. Mao i Rengyo wdali się z kolei w żywą dyskusję z Toshizo Hijikatą na temat prowadzonej przez niego organizacji Shinsengumi. Shun, który siedział po lewej stronie Suiren, z miną zaspanego czterolatka wtulał się zaś w jej bok, opierając leniwie głowę na jej ramieniu, co natomiast samej zainteresowanej ani trochę nie przeszkadzało w pojedynku na picie z Yoko, Yoshiim i Hisagim. Obalając piątą już butelkę shochu na czterech, wspominali dawne czasy i zaśmiewali się głośno z różnych rzeczy. Głównie jednak, nie przebierając w delikatnych słowach, obgadywali w najlepsze Orochimaru, Kabuto i wszystkich innych, którzy kiedykolwiek przewinęli się przez Rezydencję Dźwięku. W pewnym momencie temat zszedł mimowolnie na Sasuke i Hebi.
– To najgorszy dziedzic numeru 00. – prychnął bełkotliwie Fukuzawa i niemal położył się na blacie. – Dla nas tylko ty jedna, Wybitna – wymruczał niemrawo w blat, a Hamada uniósł rękę i machnął nią niekontrolowanie.
– O to, to! – zawyrokował. – Ten nadęty dzieciak nijak ma się do ciebie.
Suiren wykrzywiła się na to zabawnie, ale w jej spojrzeniu nie brakowało charakterystycznej dla niej drwiny.
– Ten nadęty dzieciak jest od dzisiaj moją rodziną. Na pewno chcesz kontynuować?
– Właśnie! – ocknęła się nagle Yoko. – Te, Zero. Żebyś ty widziała minę starego Orochimaru, jak się dowiedział, że zostaniesz Uchiha!
– No – palnął od razu Hisagi. – To ogólnie obrzydliwe jak chuj, ale wyglądał, jakby miał zamiar spuścić się zaraz w spodnie.
Wszyscy wzdrygnęli się gwałtownie na podobne wyobrażenie i w jednej chwili zmienili temat.
Tymczasem, Itachi i Madara, siedzący w odległości jakichś siedmiu metrów od nich, wymienili się długimi spojrzeniami. Jednocześnie, Itachi odchrząknął cicho.
– Nie jesteś zły? – zapytał zdawkowo, a Madara uniósł jedną brew.
– Dlaczego miałbym? – spytał zwyczajnie, na co Itachi zmrużył powoli oczy.
– To też twój ślub – zauważył ostrożnie, ale ku jego zdumieniu Madara jedynie wzruszył ramionami.
– Mój ślub był w poprzedniej sali i zakończył się w chwili, w której Suiren wypowiedziała słowa przysięgi. To teraz to zbędny element, ale jeśli sprawia jej to przyjemność, to droga wolna.
Madara uśmiechnął się nagle tak złowieszczo, że każdemu normalnemu człowiekowi krew, by zamarzła w żyłach na ten widok.
– Ale niech tylko poczeka, aż zostaniemy sami. Wtedy przekona się, co to znaczy zignorować Madarę Uchiha.
Itachi pomyślał jedynie, że Suiren czekała naprawdę trudna walka.
***
Potęga Dźwięku bawiła się na tyle dobrze, że pomimo przyjętych konwenansów, zabawiła w świątyni jeszcze przez następną godzinę i dopiero wtedy, gdy zegary wybiły ostatecznie dziewiętnastą wieczorem, a słońce schowało się już za horyzont, postanowili o zebraniu się do wyjścia. Uchiha zapewnił im nocleg w pobliskiej wiosce, oddalonej o zaledwie dwadzieścia minut piechotą, wobec czego wszyscy postawili na zdrowotny spacer. Żegnając się z Suiren, która wyszła ich odprowadzić przed bramę tori, ruszyli raźno szeroką drogą, a razem z nimi wybrali się również Itsuko z Toshizo, z Sorą i Yoru. Wszyscy, oprócz Hitomi, byli chociaż odrobinę wcięci i czynili wcale nie taki mały gwar, na co Suiren pokręciła jedynie głową z dezaprobatą.
– Wypłoszą wszystkie zwierzęta z lasu – prychnęła sama do siebie i objęła się ramionami, uśmiechając jednocześnie nikle. Wstając dzisiaj rano, nawet nie przypuszczała, że pod koniec tego dnia naprawdę będzie mogła uznać go za jeden z najwspanialszych w swoim życiu, ale tak właśnie było. Tylko tych parę godzin w gronie najbliższych sprawiło, że jej serce było tak niemożliwie lekkie i pierwszy raz od naprawdę długiego czasu Suiren czuła się nieskazitelnie szczęśliwa.
Lecz tylko do momentu, w którym nie wyczuła niespodziewanie tej przytłaczającej, obezwładniającej chakry.
Instynkt samozachowawczy zawył w jej głowie jak syrena, nakazując natychmiastowy odwrót, ale Suiren wiedziała, że jakakolwiek ucieczka byłaby daremna. Z resztą, sama chciała tego starcia i w żadnym razie nie zamierzała się wycofać.
Obróciła się zatem jedynie w stronę bramy tori, przez którą przeszedł w tym samym momencie Madara Uchiha.
Jej mąż.
Suiren przełknęła powoli ślinę, czując, jak jej serce niespokojnie przyśpiesza i obija się boleśnie o żebra.
– W końcu zostaliśmy sami – odezwał się tymczasem spokojnie Madara, a jego głos był gładki niczym tafla lustra.
– Nareszcie – przyznała równie spokojnie Suiren, odchrząkując i krzyżując ręce na piersiach. – Wreszcie możemy wyjaśnić sobie to i owo – jej głos przeszedł w bardziej drapieżny, na co Madara uśmiechnął się kącikiem ust.
– Ale najpierw – odparł nieoczekiwanie i podchodząc do Suiren na odległość zaledwie dwóch metrów, sięgnął pomiędzy poła swojego czarnego kimona. Nowa pani Uchiha uniosła na ten ruch jedną brew, a gdy ujrzała, że jej świeżo zaślubiony małżonek wyciągnął prostą, białą kopertę, zamrugała niezrozumiale.
– A co to niby jest? – zdumiała się szczerze.
– Intercyza – rzucił na to drwiąco Madara, a Suiren zmrużyła nieznacznie swoje szmaragdowe oczy. Jakieś niewyraźne wspomnienie odbiło się echem w jej głowie, ale nim zdążyło ukształtować się do końca, Uchiha podał jej kopertę i Suiren przyjęła ją odruchowo.
Otworzyła ją jednocześnie i zamarła.
Serce przestało bić, w uszach zaszumiało, a przed oczami pociemniało. Suiren wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w kartę asa pik, tę samą, którą dostała od Shuna Takemury, a którą podarowała Madarze przed swoją pamiętną wyprawą na misję powstrzymania Konohy przed wtargnięciem do Amegakure. Misją, która zmieniła całe jej życie.
Gdyby wtedy nie wyruszyła... może Sakura nadal, by żyła. A ona nadal mogłaby kochać Madarę bez żadnych wyrzutów sumienia i bez tego ściskającego jej serce żalu.
Zacisnęła gwałtownie dłonie w pięści i otworzyła bezwiednie usta.
– Spełniam swoją obietnicę – odpowiedział na to Madara, nie pozwalając jej czegokolwiek powiedzieć. – Przechowałem ją i zwracam w nienaruszonym stanie.
– Obietnicę – wyszeptała drżąco Suiren, a Uchiha skinął głową.
– Tak się składa, że ja spełniam wszystkie swoje obietnice – zadrwił lodowato, mrużąc oczy i zakładając ręce na szerokiej klatce piersiowej. – Nie to co–
– JAK ŚMIESZ! – ryknęła wściekle Suiren, unosząc na niego tak rozognione spojrzenie, że Madarę na chwilę wcięło.
– Co proszę? – parsknął, czując, jak gniew powoli wypełnia również jego serce.
– Co proszę?! – warknęła na to rozwścieczona czymś Suiren, zaciskając niekontrolowanie dłonie na delikatnej karcie i ją gniotąc. – Jak śmiesz tak łgać!
– Łgać?! – syknął jej w twarz Madara i aż cały się zatrząsł. – Niby w którym momencie cię okłamałem?!
– A Sakura to niby co?! – Suiren jednym susem pokonała dzielącą ich odległość i chwyciła go nieoczekiwanie za przód kimona, potrząsając nim gwałtownie. Jej zielone oczy płonęły żądzą mordu, co z kolei całkowicie zdezorientowało Madarę.
Czekaj no chwilę. Suiren chodziło teraz o... Sakurę? W sensie o Różową i o jej nieobecność?
Uchiha uniósł zdumiony brwi i spojrzał niezrozumiale na tę pokręconą kobietę, którą nieco ponad cztery godziny temu pojął za żonę.
– Byłem pewien, że to akurat oczywiste – odezwał się szczerze zaskoczony, a Suiren zmartwiała.
– Oczywiste? – wyszeptała drżąco, a Madara skinął głupio głową.
– Sądziłem, że w tym akurat przyznasz mi rację.
– Rację? – Głos czerwonowłosej wskoczył nieoczekiwanie o przynajmniej jedną oktawę wyżej. A Madara, zapatrzony w jej tak niemożliwie zielone oczy, ponownie skinął głową.
– Przecież sama powiedziałaś, że Różowa jest uczennicą Tsunade – zauważył. – Zdaję sobie sprawę, że pewnie wolałabyś ją zobaczyć, ale nie mogłem pozwolić, żeby–
– TY GNOJU! – zawyła na to gwałtownie Suiren, nie potrafiąc słuchać tego ani chwili dłużej, a w jej oczach błysnęło szaleństwo.
Zamachnęła się i wymierzyła mu soczystego, prawego sierpowego prosto w twarz.
C.D.N.
*****
Posłowie;
Ten rozdział dedykuję specjalnie TwojaWisienka
Jako jedyna zwróciłaś uwagę na dwie najważniejsze obecnie kwestie pomiędzy Suiren i Madarą, i stąd też taka moja mała nagroda dla ciebie ;)
A co do reszty;
Opis ceremonii jest moją małą wariacją na temat japońskich ślubów, łącząc zarówno obrządek shintoistyczny i obrządek pseudochrześcijański. Faktem również jest, że japońskie śluby nie trwają długo i ograniczają się do uroczystego obiadu, i opowiadania przez gości różnych anegdotek z życia młodych. Także tego; próbowałam wszystko to jakoś zawrzeć i ukazać też co nieco więcej z relacji Suiren z Potęgą.
No i pod koniec zrobiło się nam gorąco, a następny rozdział za około tydzień. Jak to się wszystko skończy i czyja krew poleje się pierwsza?
Zapraszam do komentowania i do napisania!
~Igu
PS: Wybaczcie też te ostatnie ogromne ilości tekstu po 5000 słów. Od następnego rozdziału wracamy do standardowej długości, czyli 2000- 2300 słów. Niech pandy będą z Wami!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro