LXXIII. Ostatni dzień
ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY TRZECI
Ostatni dzień
Świątynia, w której odbyć się miała ceremonia zaślubin, jak i oficjalne podpisanie paktu o nieagresje pomiędzy Amegakure i Konohagakure, znajdowała się na północnym zachodzie Kraju Ognia, zaledwie dwie godziny drogi do granicy z Krajem Deszczu.
Normalnie, wszelkie pakty i rozejmy podpisywano zwyczajowo w stolicy któregoś z państw, ale Tsunade już na samym początku negocjacji z Madarą zaproponowała skorzystanie z tamtejszego chramu, a Uchiha przystał na jej propozycje bez większych problemów.
W ich sytuacji, to Konoha musiałaby się pofatygować i udać do Arashi, a Madara w żadnym razie nie zamierzał wpuszczać Liścia na swoje terytorium. Również Tsunade nie uśmiechało się ryzykować życia, zwłaszcza, że pozwalając na ślub w Arashi, mogła przez przypadek doprowadzić do przedwczesnego spotkania Suiren i Sakury. A Piąta Hokage ani myślała być w zasięgu rąk Uzumaki, gdy do tego dojdzie.
A jeśli już o Sakurze mowa, to Tsunade przez nieco ponad miesiąc starała się wymyślić odpowiedni argument, na podstawie którego mogłaby zarządać od Akatsuki nieobecności Haruno na ślubie, nie wzbudzając przy tym żadnych zbędnych podejrzeń. Jednakże, ku jej niezadowoleniu, nic nie brzmiało na tyle niewinnie i niegroźnie, by Madara przeszedł koło tego bez cienia wątpliwości. Jednocześnie czas uciekał i gdy Tsunade miała już wpaść w lekką panikę, jej problem został nieoczekiwanie rozwiązany i to przez samego Uchihe.
Mężczyzna, wysłał do niej bowiem niespodziewanie wiadomość, przedstawiając jej listę dziesięciu członków Akatsuki, którzy to mieli się zjawić na ceremonii. Jednocześnie zażyczył sobie, aby Konoha wysłała taką samą ilość przedstawicieli, w duchu zachowania równowagi sił i takich tam.
Ale co najważniejsze, Sakura nie została na tej liście uwzględniona.
Tsunade, rozważając później z Shikaku tę sytuację, doszła razem z nim do wniosku, że Madara postąpił zapewne w ten sposób, ponieważ nie ufał jeszcze na tyle Sakurze i nie chciał wystawiać jej na "pokuszenie" ze strony Konohy. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal i tym podobne.
I o ile w innych okolicznościach Tsunade byłaby tym zbulwersowana, tak w tym momencie było jej to całkowicie na rękę.
Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że kryło się za tym coś zgoła innego.
Tak się bowiem składało, że Madara całkowicie ufał Sakurze. Czy raczej, całkowicie ufał ocenie Suiren. Uzumaki mogła mieć swoje za uszami, ale Madara wierzył w jej słowa na temat "Różowej". Za to za grosz nie ufał Konosze, a już tym bardziej Tsunade. Doskonale wiedział o ich nieustępliwych próbach sprowadzenia z powrotem Sasuke, także był bardziej niż pewien, że wykorzystaliby nadażającą się okazję i zabrali Sakurę, choćby i wbrew jej woli. A Madara nie mógł na to pozwolić. Ostatecznie, przysiągł Suiren, że Haruno pozostanie cała i zdrowa, i tego zamierzał się trzymać. Uzumaki mogła złamać dane mu słowo, ale on nie miał zamiaru zrobić tego samego. Co prawda Suiren zapewne wolałaby zobaczyć Sakure na swoim ślubie, ale cóż. Coś za coś.
Już on jej pokaże, co to znaczyło być wiernym swoim obietnicą. Suiren zapłaci mu za każdą chwilę swojego zwątpienia. Niech tylko poczeka.
***
27 marca
Późne popołudnie
Świątynia w Kraju Ognia
Woźnica krzyknął krótko na konie i szarpnął lejcami, a powóz zaklekotał głośno. Suiren, słysząc to, jak i wyczuwając, że zwalniają, w jednej chwili odłożyła czytaną akurat książkę i wyjrzała na zewnątrz przez nieduże okienko. Odetchnęła jednocześnie cicho, gdy ujrzała, jak z każdym metrem zbliżają się do czerwonej bramy tori. A brama tori oznaczała ni mniej, ni więcej to, że tuż za nią znajdowała się świątynia – cel ich blisko tygodniowej podróży.
Podróży, której Uzumaki miała już po dziurki w nosie i nie marzyła o niczym innym, jak tylko o opuszczeniu tej ciasnej klitki, jaką była kareta, w której przyszło jej jechać. Znaczy okej, sama kareta była bardzo wygodna, w wysokim standardzie i w ogóle. I jakby Suiren miała wybierać pomiędzy nią, a podróżą na pieszo, to cóż, wybrałaby karetę bez dwóch zdań, ale to nadal nie zmieniało faktu, że po siedmiu długich dniach była pewna, że nabawiła się odparzeń na dupsku od tego siedzenia w miejscu.
Z wielką radością powitała więc widok świątyni i gdy w końcu jeden z eskortujących ją ANBU otworzył jej drzwi, Suiren wyszła na zewnątrz z niepohamowanym uśmiechem na twarzy. Przeciągnęła się jednocześnie rozkosznie, aż kilka kości chrupnęło, na co kilku z otaczających ją shinobi lekko się wzdrygnęło.
Suiren, która przez minione dni zdążyła już przywyknąć do tej swojej małej gwardii, nawet nie zwróciła na nich uwagi. Zamiast tego, jej uwagę pochłonęło nieoczekiwanie pojawienie się przed bramą tori kilku osób. Z racji faktu, że powóz Suiren zatrzymał się nadal spory kawałek od niej, Uzumaki z lekkim opóźnieniem zdała sobie sprawę, kto dokładnie tam stał. A gdy tylko dotarło do niej, że jedną z tych osób była Tsunade, Suiren natychmiast spochmurniała, z goryczą przypominając sobie, po co tu właściwie przyjechała.
– Jak niecudownie was widzieć – zawołała prześmiewczo chwilę później, podpierając się jednocześnie pod boki. Tsunade zmrużyła na to nieznacznie oczy, po czym razem z Kakashim, Shikaku i czterema tutejszymi kapłankami miko, zbliżyła się do Suiren i jej karawany.
Na którą składało się nie bagatela dwadzieścia pięć osób i aż trzy powozy. Z czego dwa zawierały wyłącznie bagaże przyszłej panny młodej. Do samej eskorty należało zaś dwudziestu jeden członków ANBU i czterech użytkowników byakugana. Jeśli brało się pod uwagę fakt, że wszyscy ci ludzie zostali oddelegowani do ochrony jednej osoby, to można było dojść do wniosku, że ktoś tutaj nieźle panikował. Ale Piąta Hokage, niestety, była daleka od paniki. Nie zależało jej również na tym, by jakkolwiek zniechęcić Suiren do ucieczki, ale na tym, żeby powstrzymać Akatsuki od kontaktu z nią. I jak widać, bardzo skutecznie z resztą.
– W końcu jesteście. – Tsunade, zbliżając się do Suiren, zwróciła się tymczasem do dowódcy jednostki, na co ten skłonił przed nią głowę.
– Spowolniły nas liczne kontrole z okolicznych wiosek – wyjaśnił nieco niepewnie. – Wzbudzaliśmy... cóż, lekkie poruszenie.
– Spokojnie, nic się nie stało. – Kobieta machnęła na to niedbale ręką, by skupić w końcu wzrok na Uzumaki.
– Spóźniliście się jednak na podpisanie paktu – oznajmiła spokojnie , a Suiren zmrużyła ironicznie oczy.
– I tak bym w tym nie uczestniczyła – prychnęła drwiąco. – Tak się składa, że nie śpieszno mi do tego małżeństwa, a więc i do spotkania z pewną osobą.
– Więc zapewne ucieszy cię informacja, że nikt z Akatsuki nie spędzi tutaj najbliższej nocy. – Tsunade skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i wykrzywiła lekko wargi. – Swoją drogą, Madara to naprawdę interesujący mężczyzna.
– Szalenie interesujący – zadrwiła na to chłodno Suiren.
Dalsza rozmowa nie trwała zbyt długo i czerwonowłosa została odprowadzona przez kapłanki, które miały jej wskazać jej tymczasowy pokój. Pilnujący ją ANBU rozpierzchli się natomiast we wszystkich kierunkach, aby po krótkim, strategicznym zwiadzie, zająć ponowie pozycje wokół miejsca jej spoczynku. W tym samym czasie, Tsunade skierowała się do własnych kwater – jak zwykle w towarzystwie Kakashiego i Shikaku.
– Naprawdę interesujący – rzucił nieoczekiwanie Nara, a Tsunade spochmurniała w tej samej chwili.
– Szalenie – syknęła ironicznie. Wróciło do niej jednocześnie wspomnienie tych lodowatych, przerażających oczu i wzdrygnęła się mimowolnie.
***
Kilka godzin wcześniej
Tsunade zmierzała spokojnie do sali, którą wyznaczono na miejsce podpisania paktu, a towarzyszyli jej Shikaku i Kakashi. Zgodnie z umową, Madara również miał się zjawić tylko z dwoma osobami, wobec czego, Piąta Hokage wybrała Nare i Hatake, uznając ich za najodpowiedniejszych do swojego planu.
Madara mógł być sobie Legendarnym Uchiha, ale Tsunade nie zamierzała ulegać jakimś wydumanym niepokojom i miała zamiar pokazać mu, że Konoha była równie silna i niebezpieczna, co Akatsuki. Swój pokaz siły zamierzała zaś oprzeć na trzech solidnych filarach. Na taktyce, którą reprezentował Shikaku, na sile, którą uosabiał Kakashi i na medycznym ninjutsu, które z kolei utożsamiała ona sama.
Będąc przekonana, że Madara zjawi się w towarzystwie Peina i Konan, planowała wywrzeć na nich jak najbardziej piorunujące wrażenie.
Docierając pod odpowiednie drzwi, czekająca pod nimi kapłanka skłoniła się przed Tsunade z szacunkiem i poinformowała, że członkowie Akatsuki czekają już w środku. Hokage, która wiedziała, że Brzaskowicze już od kilku dni przebywali na terenie świątyni, machnęła tylko na to niedbale ręką i rozsunęła dwa ekrany naraz.
Zamarła w przejściu w tej samej sekundzie, w której trzy pary Wiecznego Mangekyo Sharingana spoczęły na jej osobie.
Trzech ostatnich Uchiha – Sasuke, Itachi i Madara Uchiha. Razem. W jednym pomieszczeniu.
Tsunade zbladła niekontrolowanie, a krew wydawała się zamarznąć w jej żyłach.
Cała trójka ubrana była w czarne, odświętne kimona z rodzinnymi herbami na rękawach, torsach i plecach. Siedząc w równym rzędzie przy niskim, podłużnym stole i z aktywnymi oczyma, wydali się nagle murem, którego Tsunade nigdy w życiu nie zdoła przeskoczyć. Choćby miała próbować do samej śmierci, ci Uchiha, w tej konkretnej chwili, wyglądali jak jej osobisty kondukt żałobny. Niczym wyrwani z japońskiej mitologii, uosabiając nieśmiertelność i potęgę, mogli uchodzić za wysłańców samej śmierci, jeśli nie diabła.
Tsunade zadrżała wbrew sobie i skrzyżowała jednocześnie wzrok z Madarą.
Który to, podłapując jej miodowe spojrzenie, wykrzywił podle wargi. I Piąta Hokage musiała przyznać, że jego pokaz siły okazał się druzgoczący.
*
Sprawdzenie i podpisanie stosownych dokumentów zajęło im niespełna pół godziny. I gdy Tsunade zamierzała już się podnieść do wyjścia, Madara oparł nieoczekiwanie łokcie o stół i splatając nonszalancko dłonie, oparł na nich podbródek.
– Kiedy Suiren tutaj dotrze? – zapytał zdawkowo, na co Tsunade spięła nieznacznie ramiona i zmrużyła oczy.
– Prawdopodobnie za około trzy godziny – odpowiedziała chłodno, zatrzymując wzrok na jego wykrzywionych pogardliwie ustach. O ile Itachi i Sasuke po chwili od ich wejścia dezaktywowali swoje dojutsu, o tyle Madara nie uczynił tego choćby na chwilę, co zmusiło Tsunade do unikania bezpośredniego patrzenia mu w oczy. A to z kolei wyglądało niezmiennie, jakby okazywała wobec niego strach, co strasznie ją deprymowało. Domyślała się jednocześnie, że taki też był jego zamiar, ale nie była w stanie nic na to poradzić.
– W takim razie będziesz mogła jej przekazać, że aż do jutrzejszej ceremonii nie zastanie nikogo z Akatsuki.
Senju zmrużyła na to nieznacznie oczy.
– Opuszczacie świątynie? – spytała wolno, dopatrując się w tym jakiegoś podstępu, ale ironiczny uśmieszek Madary nic jej nie mówił.
– Oczywiście, że tak. Nie wiesz, że dla pana młodego zobaczenie panny młodej przed ślubem oznacza wiele lat nieszczęścia?
Hokage prychnęła niekontrolowanie.
– Jeśli tak bardzo wierzysz w podobne zabobony, wobec tego nie powinieneś był widzieć również jej ślubnego stroju.
– Tradycyjne przesądy raczej nie przewidziały tego, że moja panna młoda odmówi współpracy przy organizacji i będę zmuszony sam wszystko wybrać. – Madara zmrużył na to bardziej oczy i przechylił głowę w bok. – Swoją drogą, na Suiren czekać będzie krawcowa, która dopasuje do niej jej ślubne kimono. Choć śmiem twierdzić, że zdążyłem doskonale poznać jej rozmiar i poprawki nie będą znaczące.
Shikaku i Kakashi uciekli spojrzeniami w bok, podczas gdy Tsunade zacisnęła usta w cienką linię. Jeśli wcześniej ktokolwiek z nich wątpił w związek Suiren z Uchihą, to właśnie się tych wątpliwości pozbył. Hokage nie mogła jednocześnie oprzeć się myśli, że tylko ktoś tak szalony i pozbawiony instynktu samozachowawczego jak Suiren mógł zakochać się w kimś takim jak Madara.
– Przekazać jej coś jeszcze? – zapytała na to Tsunade nie bez cichej złośliwości, co Madara skwitował krótkim parsknięciem.
– Nic wielkiego. Sam jej wszystko jutro doskonale przekażę.
***
28 marca
Rano
Suiren siedziała w szerokiej bali pełnej gorącej wody, z włosami zawiniętymi w ręcznik i spoglądając nieprzytomnie przed siebie. Choć początkowo sądziła, że wcale nie była zdenerwowana, tak jej organizm postanowił mieć ją głęboko gdzieś i przez całą noc Suiren ani na chwilę nie zmrużyła oka. Leżąc na cienkim futonie i przewracając się z boku na bok, nie potrafiła przestać myśleć o Madarze i całym tym ślubie. Nie potrafiła przestać myśleć o tym, że już za kilkanaście godzin przyrzeknie mu te wszystkie małżeńskie brednie, by następnie spróbować go zabić.
Przymknęła oczy i zanurzyła się głębiej w zbawiennie ciepłej kąpieli, by wynurzyć się dopiero na dźwięk głosu jednej z miko.
Wychodząc zaś na nieprzyjemnie zimne płytki, Suiren podniosła wzrok na wiszące nieopodal lustro. Dość nieprzychylnym spojrzeniem zmierzyła odbicie swojej sylwetki, która w niebezpieczny sposób zaczęła przypominać tę, którą posiadała za czasów zniewolenia w Otogakure. Nieprzyjemnie wychudzona o chorobliwie białej skórze i jeszcze z tymi paskudnymi pieczęciami na rękach w żaden sposób nie przypominała samej siebie sprzed tych kilku miesięcy. Gdyby nie te niezmiennie szkarłatne włosy sięgające za pośladki i wiecznie szmaragdowe oczy, Suiren sama by się nie poznała.
W nagłym przebłysku zastanowiła się, jak na jej widok zareaguje Madara. Ciekawa była, czy nadal mogła mu się podobać. Czy z tymi widocznymi żebrami, zanikłymi mięśniami i tak białą, że wręcz przeźroczystą skórą nadal mogła być dla niego atrakcyjna.
A gdy tylko dotarł do niej bezsens tych przemyśleń, Suiren potrząsnęła gwałtownie głową i sięgnęła do umywalki na której pozostawiła wcześniej jedną żyletkę.
Kapłanki, ani tym bardziej pilnujący ją ANBU o tym nie wiedzieli i wcale nie musieli się dowiedzieć. O tym, że Suiren powoli kończył się czas, a biorąc pod uwagę, że zamierzała jeszcze dzisiejszego wieczora podjąć walkę z Madarą, to nie mogła umrzeć przez byle ranę.
Układając na ziemi jeden z ręczników, usiadła na nim wygodnie i odetchnęła głęboko. Wybitnie nie lubiła tego robić, ale niestety – nie miała innego wyjścia.
***
Kolejne godziny minęły Suiren na przygotowaniach do samej ceremonii. Cztery kapłanki, które służyły w tutejszej świątyni, jeszcze wczoraj zadeklarowały się, że pomogą jej w całym tym procederze i nie przyjmując żadnej odmowy, stawiły się dzisiaj w jej pokoju z wręcz nienormalnie radosnymi uśmiechami. Susząc, prostując i układając jej włosy, a także malując, wyglądały jakby nie mogła spotkać ich lepsza przygoda. Suiren za cholerę nie potrafiła zrozumieć ich zachowania i podejścia, jakoby dzień ślubu powinien być dla niej najwspanialszym w całym życiu, jednak dopóki nie musiała się z tym wszystkim użerać sama, dopóty nie zamierzała narzekać. Poddając się ich rękom z miną godną męczennika pogodzonego ze swoim losem, pozwoliła, aby zrobiły z nią wszystko to, co uznały za konieczne.
I tak, po blisko trzech godzinach, makijaż i fryzura były gotowe, i przyszedł czas na ostatnią i właściwą przymiarkę ślubnego kimona.
Krawcowa, która już od pół godziny drobiła przy stojaku, na którym było ono rozwieszone, aż klasnęła w dłonie na wieść, że nadeszła jej kolej.
Suiren, widząc zaś swój ślubny ubiór po raz drugi, aż przygryzła niepewnie wargi, w żaden sposób nie potrafiąc zaprzeczyć jemu pięknu. Madara naprawdę miał gust.
W wyborze postawił na tradycyjne uchikake, ale zamiast czerwieni, czy złota, wybrał kimono całe białe z tłoczonym wzorem lilii na wierzchu. Kimono spodnie było natomiast zupełnie czarne, co wspaniale ze sobą kontrastowało. Co prawda miko, widząc tę kolorystykę, zaczęły między sobą odrobinę psioczyć, ale Suiren całkowicie je zignorowała. Jej osobiście bardzo się to zestawienie podobało.
Zbladła dopiero w momencie, gdy zorientowała się, że przez noc zarówno pod spodem, jak i na plecach kimona pojawiły się kamona rodu Uchiha. Krawcowa, dostrzegając jej minę, wydukała jedynie nieśmiało, że nie mogła doszyć ich wcześniej ze względu na brak przymiarki, co mogłoby wpłynąć na ich późniejsze umiejscowienie.
Suiren, nie zamierzając o tym słuchać, urwała jej w połowie i poleciła, by zwyczajnie robiła to, co do niej należało, nią się nie przejmując.
I tak prace trwały dalej.
Suiren, na następne dwie godziny zamieniła się w żywą poduszkę na szpilki i po dokonaniu ostatnich poprawek, wszystko w końcu było gotowe. Na koniec pozostało już tylko nałożenie srebrnego diademu.
I w tym momencie, Uzumaki po raz kolejny nie mogła oprzeć się niememu zachwytowi. Dostarczony diadem był tak prosty i elegancki, jak to tylko możliwe. O gładkiej, nieskalanej powierzchni i w lekkim łuku, przypominał sierp księżyca, który został zdjęty z nieba, tylko po to, by spocząć na jej głowie.
I chociaż żadna z kobiet nie pozwoliła jej się przejrzeć w lustrze po jego nałożeniu, Suiren była przekonana, że idealnie pasuje do całości, a ona sama wygląda wprost przepięknie. I jakby na potwierdzenie jej myśli, od drzwi doszedł ją nagle przeciągły gwizd pełen podziwu.
– Wyglądasz jak prawdziwa boginii.
Suiren zamarła strwożona i odwróciła się gwałtownie. Na widok mężczyzny stojącego w otwartych drzwiach, poczuła, jak do oczu napływają jej łzy.
***
Czas płynął powoli, lecz nieubłaganie, z każdą chwilą przybliżając wszystkich do rozpoczęcia uroczystości, wobec czego większość członków Akatsuki zgromadziła się już w głównej sali świątyni, gdzie odbyć się miała cała ceremonia.
– Mam, co do tego pewne obawy – odezwał się nieoczekiwanie Suigetsu, krzyżując ramiona na klatce piersiowej, a stojący wokół niego mężczyźni kiwnęli zgodnie głowami.
– Ona go zabije – zgodził się Kisame ze stanowczo za dużym zadowoleniem, a Sasuke prychnął cicho.
– Jeśli obecnie nie ma żadnego powodu, aby to zrobić, to jak to zobaczy, to już go będzie miała.
Wszyscy mężczyźni ponownie skinęli zgodnie głowami, a stało ich tam całkiem sporo. Poza wyżej wymienionymi, obecni byli jeszcze Itachi, Juugo, Sasori i Deidara. Wszyscy również, tak jak stali, ubrani byli w uroczyste, jedwabne kimona z hakamą i haori. Sasuke i Itachi, jako Uchiha, mieli dodatkowo na sobie tak zwane kamishimo, czyli kimona z kataginu – specjalnie poszerzoną górą, z rodzinnymi herbami. Jeśli chodziło o kolorystykę, to podobnie jak na wczorajszym spotkaniu z Hokage, oboje nosili się cali na czarno. Inni, w przeciwieństwie do nich, postawili na nieco "żywsze" barwy i tak, Suigetsu i Kisame prezentowali się w dostojnym granacie, Juugo w czekoladowym brązie, Sasori w głębokim burgundzie, a Deidara w śliwkowym fiolecie.
Jednak o ile tradycja wymagała od mężczyzn tak stonowanych i spokojnych stylizacji, tak kobiety mogły pozwolić sobie na prawdziwe szaleństwo w tej kwestii.
– Jak Suiren to zobaczy, to ta uroczystość bardzo szybko zmieni się w pogrzeb, więc nie macie, na co narzekać – zauważyła spokojnie Karin, a wszyscy skupili na niej mimowolnie wzrok. I cóż, tego... mieli niewielki problem, by go ponownie odwrócić.
Młoda Uzumaki wyglądała dziś wprost wspaniale. Malinowe włosy miała podpięte w wymyślonego koka, podtrzymywanego przez dwie złote spinki, a na twarzy ładny, kobiecy makijaż. Jednak zdecydowanie największe wrażenie robiło jej przecudowne jasnoczerwone kimono. Jego dół i rękawy tonęły w drobniutkim kwieciu, które to, przechodząc płynnie od bieli, przez żółć, pomarańcz, róż, aż po właściwą czerwień, imitowały wschód słońca. Efektu dopełniało obi w zgaszonym złocie i duży, ozdobny wachlarz w pomarańczowoczerwonym ombre.
Jednocześnie, wszyscy, tak jak stali, niemal w tym samym momencie pomyśleli o tym, jak w swoim kimono będzie prezentowała się Konan. Ich własna, osobista kobieta-anioł, której nikt nie śmiał pytać o wiek, ale która od lat pozostawała najpiękniejszym skarbem Akatsuki.
I podczas, gdy co poniektórzy się rozmarzyli, Itachi skupił wzrok na Madarze, który wszedł akurat do sali.
Towarzystwa dotrzymywał mu zaś wysoki, białowłosy mężczyzna o podłużnej twarzy i wyjątkowo flegmatycznym spojrzeniu ciemnobrązowych oczu. Itachi zmarszczył nieznacznie brwi na jego widok, a Sasuke, bardziej wyczuwając, niż dostrzegając poruszenie swojego brata, przeniósł na niego pytające spojrzenie. A gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, powiódł wzrokiem za tym, co tak go zaabsorbowało.
Rozpoznając zaś nowo przybyłego, wykrzywił nieznacznie wargi.
– To Shun Takemura. Drugi z Oto no pawa – wyjaśnił Itachiemu, a stojący zaledwie dwa metry od niego Suigetsu, Juugo i Karin, wzdrygnęli się w tej samej sekundzie. Zaraz też absurd zasłyszanej informacji do nich dotarł i obrócili się jak poparzeni w stronę wejścia. Czy, żeby być bardziej dokładnym, to Karin i Suigetsu tak zareagowali.
– Na Rikudo Sennina!
– Na jasną pierdoloną kurwę! – wrzasnęli jednocześnie, a gdy chwilę po Madarze i Shunie, w w progu zaczęli pojawiać się kolejni członkowie Potęgi Dźwięku, Karin oparła się ciężko o Juugo, a Suigetsu rozdziawił zszokowany usta.
– Yo, jebane ścierwa! – zawołała radośnie na ich widok Yoko Asuhara, siódma z Oto no pawy i najbardziej pyskata z nich wszystkich. Ubrana w jasnozielone kimono z popielatym motywem wirów, wyglądała cokolwiek obco i niepodobnie do siebie, ale tak, to wciąż była ona.
– Wyrażaj się, Siódma – prychnął tymczasem drwiąco Yoshii Fukuzawa, na co Yoko już miała mu walnąć z prawego sierpowego, ale jej pięść przytrzymał wyraźnie znudzony Hisagi Hamada. Choć ubrany w kimono, jego brązowe włosy w dalszym ciągu zdobiła odrobinę sprana, czerwona przepaska, której końce sterczały raźno na boki wraz z innymi kosmykami. Tuż obok niego szedł blond włosy Rengyo Nemui palący papierosa, a dalej można było dostrzec Hanae Hayashi i Yumi Kodokune. Obie kobiety ubrane były w cudowne, bogato zdobione kimona, i podczas gdy niewidoma Hanae postawiła na turkus, przechodzący u dołu w fale zielonych liści, który ładnie współgrał z jej zielonymi włosami, o tyle Yumi poszła w jasny fiolet, który zahaczając w pewnym momencie o róż, spowity był od dołu w złotych bańkach.
– Co oni tu w ogóle robią?! – Suigetsu zwrócił się do Sasuke z całkowicie przerażoną miną. – Jak to w ogóle–
– Jak, co tu robią? To chyba oczywiste, że przybyli na ślub – Sasuke skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i wygiął drwiąco wargi. – Jak mogliby przegapić coś takiego, zwłaszcza jeśli chodzi o ich Czerwono włosom Zero?
– Ale kto ich właściwie zaprosił? – zdumiała się na to z kolei Karin, a Itachi podniósł na nią krótkie spojrzenie. Sasuke jedynie prychnął.
– Zadajecie pytania, jakbyście nie wiedzieli – syknął. – Skoro tu przyleźli, to chyba jasne, że Madara.
– Znaczy... – Karin odrobinę się speszyła. – Wiem, że Madara, tylko zdziwiło mnie, skąd o nich wiedział?
– To już nie do mnie te pytania.
Jednak jeśli Karin, czy Suigetsu uznali obecność Oto no pawy za zadziwiającą, to dopiero przybycie kolejnych gości miało wprawić wszystkich w głębokie poruszenie.
O to bowiem przez drzwi świątyni przeszli kolejno Sora Asano, Yoru Kodokuna, oraz Itsuko Hitomi wraz ze swoim partnerem Toshizo Hijikatą.
– Na wszystkie niebiosa – rzucił zdumiony Rengyo, omal nie upuszczając papierosa, a Hisagi przetarł oczy, niedowierzając w to, co widział.
Pierwszy raz od ponad sześciu lat, w jednym pomieszczeniu zebrała się niemal cała Pierwotna Potęga Dźwięku.
– Yumi! – ryknął tymczasem raźno Yoru i nie zważając na nic, pognał radośnie wprost w kierunku swojej siostry. I jakby za nic mając obecność swoich dawnych kompanów, rzucił się jej prosto w ramiona.
– Teraz to mnie żeście kurwa zaskoczyli – przyznała wolno Yoko, obserwując Itsuko i Toshizo, którzy udali się w stronę Shuna i Madary. Sora z kolei, uniósł swobodnie rękę i kiwnął wszystkim naraz, by podejść ostatecznie do stojących najbliżej Hisagiego i Rengyo.
– Dawnośmy się nie widzieli – parsknął na widok ich min, a Hamada ponownie przetarł oczy.
– Ja wiedziałem, żeby nie ufać Yoshiiemu. Mogłem nie pić tamtej herbaty. Teraz mam cholerne zwidy – wyjąkał.
– Stary, tyle lat razem i nadal nie nauczyłeś się, żeby nie ufać temu małemu skurwielowi? – zapytał na to swobodnie Sora, a Fukuzawa zapowietrzył się malowniczo na jego słowa. Yoko, na widok jego miny, przyznała w duchu, że wisi za nią Asano dobrą flaszkę.
– Drugi! – zawołał tymczasem Yoshii i znowu omal nie połknął języka, gdy pojął, co powiedział. – Znaczy się...
Asano parsknął śmiechem słysząc swój dawny numer.
– Dobra, jak znam życie, to prędzej zdechniesz, niż zwrócisz się do mnie imieniem, więc niech będzie po prostu Murasakime – odparł po chwili i zmrużył nieznacznie oczy. – To mój obecny pseudonim.
– Okej, zaczynam wierzyć, że jednak nie mam żadnych zwidów – rzucił na to znowu Hisagi, a Rengyo, gasząc papierosa w przenośnej popielniczce, zapalił za chwilę drugiego.
– Jak dobrze, że ani Orochimaru, ani Kabuto nie przybyli – zauważył jednocześnie na wpół przytomnie, na co Sora uniósł zdumiony brwi.
– To Gad się nie pojawi? Suiren go nie zaprosiła?
– Zacznijmy od tego, że Suiren nikogo z nas nie zaprosiła – odezwała się na to nieoczekiwanie Yoko, podchodząc bliżej do mężczyzn. – To Madara wysłał zaproszenia. Sam.
– A co do twojego pytania, to zaprosił Orochimaru, a jakże – wtrącił się Nemui i zaciągnął przy tym głęboko szkodliwym dymem. – Zwyczajnie nie mógł się pojawić ze względu na swój stan zdrowia. Chciał w swoje miejsce wysłać tego pieprzonego okularnika, ale nim Mao zdążył zainterweniować, to gnój miał na tyle godności, żeby odmówić.
– Choćby Madara sam go zaprosił, to za nic byśmy nie pozwolili, by się tutaj pojawił – dodał usprawiedliwiająco Hisagi, a Sora skinął mu głową w niemym podziękowaniu. Zarówno on, jak i pozostali członkowie Oto no pawy, aż za dobrze wiedzieli, jak wiele złego Kabuto wyrządził Suiren i Asano poczuł lekką ulgę na myśl, że w Otogakure nadal były osoby, które troszczyły się o Uzumaki i chciały oszczędzić jej dalszych cierpień.
– A co do Mao – odezwał się po chwili ciszy i rozejrzał wymownie po sali, nigdzie nie dostrzegając kobaltowych kosmyków. – To gdzie nasz przywódca się podziewa?
Rengyo i Hisagi uśmiechnęli się w tym samym momencie, a Yoko wykrzywiła drwiąco wargi.
– Jak to gdzie? – spytała ironicznie. – Przecież on by chyba jajo zniósł, jakby wcześniej jej nie zobaczył.
A gdy Sora uniósł tylko niezrozumiale brwi, Yoshii odchrząknął dyplomatycznie.
– Pierwszy, razem z Trzecią, poszli przywitać się z Wybitną.
***
– Wyglądasz jak prawdziwa bogini.
Suiren nie wierzyła własnym uszom. Odwróciła się gwałtownie w stronę drzwi i otworzyła szeroko oczy na widok stojącego w progu mężczyzny. Poczuła jednocześnie, jak do oczu napływają jej mimowolnie łzy.
– M-Mao – wyszeptała drżąco, a Amagawa roześmiał się tak serdecznie, że nawet słońce wydawało się zacząć jaśniej świecić.
– C-Co ty tutaj... – Suiren nie potrafiła się wysłowić i postąpiła dwa niepewne kroki w stronę kobaltowo włosego. – Jakim cudem...
– Jak to, co tutaj robię? – rzucił na to raźno Mao. – Przybyłem na ślub mojej małej Suiichi!
Suiren zadrżała nieoczekiwanie na dźwięk swojego dawnego, pieszczotliwego zdrobnienia, którego używał tylko i wyłącznie Mao. Ileż to lat minęło, odkąd je słyszała?
– Mao-sensei.
Mężczyzna, doskonale odczytując jej spojrzenie, podszedł do niej sprężystym krokiem i porwał ją w ramiona, przytulając mocno do siebie. Suiren, przymykając oczy, w jednej chwili oddała uścisk, wczepiając paznokcie w jego plecy. Poczucie bezpieczeństwa i zapach dawno opuszczonego domu wypełniły jej serce silniej niż, by się spodziewała.
– Skąd w ogóle – zaczęła po kilku chwilach ciszy, na co Mao zaśmiał się krótko.
– Czyli naprawdę odmówiłaś współpracy – bardziej stwierdził niż zapytał, odsuwając się od niej następnie na długość ramion. – Madara nas zaprosił – wyjaśnił następnie, a Suiren otworzyła zdumiona oczy.
– Madara? I czekaj, nas?
– Suiren – padło jak na zawołanie z prawej strony i Uzumaki otworzyła zszokowana usta na widok Fumiko. Prawdę mówiąc jednak, po zobaczeniu Mao, Suiren podświadomie spodziewała się również Irie. Tym, co ją tak zszokowało była więc nie sama jej obecność, lecz strój. Fumiko miała bowiem na sobie czarne kurotomesode z motywem śnieżnobiałych lilii, a strój ten na ślubach zarezerwowany był wyłącznie dla matki panny młodej.
– Fumiko – wyszeptała Suiren zdławionym głosem.
– Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie? – spytała na to powoli kobieta i unosząc rękę, uścisnęła jej ramię. – Prawdę mówiąc, Madara zapytał Mao, czy jako Pierwszy nie poprowadziłby cię do ołtarza, a my cóż... zważywszy na dawne lata...
Fumiko uciekła zakłopotana wzrokiem w bok, podczas gdy Suiren poczuła jak wzruszenie odbiera jej głos.
Chociaż Suiren nazywała Orochimaru swoim ojcem, jak i wiedziała o swojej matce Ayako, tak nigdy w gruncie rzeczy nie uważała ich za swoich rodziców.
Zamiast tego, odkąd tylko sięgała pamięcią, gdy zamykała oczy i rozmyślała o swoich rodzicach, pod powiekami widziała dokładnie tę dwójkę. To właśnie Mao i Fumiko byli tymi, którzy ją w głównej mierze wychowali. To oni byli tymi, którzy jako pierwsi ją pokochali i którzy nauczyli ja tego wszystkiego.
To na kolanach Fumiko nauczyła się pisać i czytać. To Mao przesiadywał godzinami pod jej celą i wpajał jej podstawy matematyki, przyrody i japońskiego. To oni ją później trenowali. To Mao podarował jej wakizashi, którymi obecnie walczyła i to on nauczył ją, jak się nimi posługiwać. To Fumiko odkryła jej pierwotną naturę, aby po jej opanowaniu, nauczyć ją kontroli nad wodą. To Mao opatrywał jej kolejne rany, gdy ból zaczynał odbierać jej świadomość i to Fumiko kołysała ją potem w ramionach, póki nie zmorzył jej sen.
Byli jej wsparciem przez tyle lat.
Tyle, że, przez te wszystkie lata Suiren była przekonana, że tylko ona myśli o nich w ten sposób. Nigdy, nawet w najśmielszych snach nie pomyślałaby, że ta dwójka, pomimo tak młodego wieku, mogłaby czuć się jej rodzicami. Ale patrząc teraz na pogodny uśmiech Mao i zakłopotaną minę Fumiko, Suiren zrozumiała, że od samego początku była dla nich niesłychanie ważna.
Nie potrafiąc wydusić z siebie choćby słowa, rozpostarła jedynie szeroko ramiona i przytuliła ich jednocześnie.
– Dziękuję.
C.D.N.
*****
Okej, to już ostatni rozdział przedślubny. Przyznaję, że trochę się to ciągnie, ale niestety pewne sprawy zwyczajnie musiały być opisane jeszcze przed właściwą uroczystością. Ale tak, to już pewne, że następny rozdział zawrze w sobie samą ceremonię, a jego tytuł to "LXXIV. Przysięga"
Jutro mam też ostatni egzamin, wobec czego mam nadzieję uwinąć się z następnym rozdziałem w ciągu najbliższego tygodnia. Także, cierpliwości i do napisania!
~Igu
BONUS!
Arty okołoślubne!
Czyli od lewej Fumiko, Suiren i Mao.
Nie umiem we wzory, więc wspomnianych lilii nie ma XD
A to stary rysunek, gdzie jeszcze była inna koncepcja strojów 👌
I wiem, że ręka Madary ssie, także no...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro