LXXI. Przygotowania rozpoczęte
ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY PIERWSZY
PRZYGOTOWANIA ROZPOCZĘTE
25 stycznia
godziny wieczorne
Arashi
Kasai czuł się w Arashi na tyle pewnie, czy raczej, czuł się w towarzystwie Akatsuki na tyle pewnie, że w żaden sposób nie kłopotał się ich obecnością, zachowując się przy tym, jakby był u siebie w domu. Zmierzając w stronę gabinetu Madary, nucił sobie radośnie pod nosem i podrzucał w prawej dłoni swój ulubiony niebiesko biały wachlarz. Lewą rękę chowając w połach granatowego kimona, z irytującą nonszalancją zignorował mijanego Sasoriego i Deidarę, by dopiero na widok Konan rozpromienić się jak małe słoneczko i życzyć "miłej nocy, pięknej pani".
Docierając zaś bezpośrednio pod interesujące go drzwi, nawet nie pomyślał o zapukaniu, lecz zwyczajnie wszedł do środka.
– Jestem! – poinformował radośnie, niczym dziecko, które wróciło właśnie z dworu i meldowało się swojemu rodzicowi. – Jakiż tym razem bukiet mam zanieść mojej drogiej pani? – zapytał jednocześnie, rozglądając się mimowolnie po pomieszczeniu, jakby spodziewając się widoku jakiejś okazałej wiązanki. Gdy jednak takowej nie ustrzegł, wrócił czerwonym spojrzeniem do Madary, który siedział za biurkiem i coś skrupulatnie wypełniał.
– Drogi panie? – rzucił już o wiele spokojniej i uniósł białą brew, gdy Uchiha nawet na niego nie zerknął. W dalszym ciągu pisał, jakby w ogóle nie zarejestrował przybycia lisiego youkaia.
– Przybyłem w złej porze? – zdziwił się dalej Kasai i unosząc złożony wachlarz, postukał się nim po brodzie. – Minęło osiem dni. Jak było powiedziane, przybyłem, by doręczyć kolejne kwiaty. Czy coś się stało?
– Jak mniemam, Suiren w dalszym ciągu cię nie wezwała – rzucił na to nieoczekiwanie Madara, a stawiając ostatnią kropkę i odkładając pędzel na bok, podniósł na demona spokojne spojrzenie. Wydawać, by się mogło, że aż za spokojne.
Na ten widok, Kasai w jednej chwili rozpostarł swój wachlarz i ukrył za nim twarz, pozostawiając na widoku jedynie swoje zmrużone ostrożnie oczy. Całe dotychczasowe rozbawienie i lekkość opuściły jego postawę na rzecz chłodnego skupienia i uwagi.
– Chakra mojej pani jest zapieczętowana – oznajmił beznamiętnie po krótkiej pauzie i zmarszczył nieznacznie brwi. – Nawet gdyby takie było jej życzenie, nie mogłaby mnie obecnie wezwać.
– Zapieczętowana? – Madara z zastanowieniem wrócił spojrzeniem do listu, który skończył właśnie pisać i westchnął cicho.
– Dzisiaj nie będzie kwiatów – poinformował krótko, a Kasai uniósł zdumiony brwi i zamrugał wolno.
– Dla–
– Suiren wychodzi za mąż. Za mnie, żeby być dokładnym. Także radziłbym, żebyś–
Tym razem to Madara urwał w połowie, ponieważ w pokoju nie było już nikogo, kto mógłby go wysłuchać. Jedynym śladem po obecności lisiego youkaia był białoszary dym, który jeszcze przez parę sekund unosił się w powietrzu.
***
W tym samym momencie
(Czy raczej, kilka minut później)
Konoha
Suiren siedziała na miękkim łóżku, przebrana w nocne kimono i spoglądając zamyślona na stojącą obok szafkę, rozczesywała wilgotne po myciu włosy. Błądząc myślami w okolicach Amegakure, podniosła w pewnym momencie wzrok na zasłonięte roletami okno, tylko po to, aby otworzyć nagle gwałtownie oczy.
Wyczuła jego chakre, jeszcze zanim maleńki pokoik wypełnił się szarawym dymem, a długie palce zakończone ostrymi pazurami nie chwyciły ją za ramiona.
– Kasai!
– Moja pani! – zawył rozpaczliwie lisi youkai, zagłuszając zdumiony okrzyk Suiren i rzucając się wprost na nią. – Jak moja kochana pani tak może?! Toż to okrutne! Przeokrutne!
– Czekaj, chwila, Senninie – Suiren sapnęła zaskoczona, gdy została przyciśnięta do materaca, a Kasai przylgnął do niej niczym szczenie złaknione miłości i wcisnął swój łeb w jej dekolt. – Ja pierdole, zabieraj ten pysk.
Uzumaki w jednej chwili złapała demona za bety i odciągnęła od siebie, zrzucając go przy tym z łóżka. Sama poderwała się na równe nogi w tej samej sekundzie.
– Kasai, kurwa– Suiren nawet nie zdążyła dokończyć, ponieważ mężczyzna wstał równie szybko, co ona i znów się do niej przytulił. Tym razem jednak jego głowa wylądowała na jej ramieniu, więc ta jedynie westchnęła ciężko.
– Moja pani – zaskomlał tymczasem znowu demon – bierze ślub. Wychodzi za mąż. Moja pani mnie zostawia~
– Ta, i dogłębnie cię to zraniło. – Suiren przewróciła oczami i wygięła nieznacznie wargi. – Nawet nie jest mi przykro.
– Moja pani~
– Jeśli właśnie skrzywiłam ci psychikę, to jestem cholernie dumna, że w końcu mi się to udało.
– Okrucieństwo~! – Kasai uderzył w jeszcze bardziej płaczliwe tony, na co Suiren wygięła mocniej usta.
– Zapłacę każdemu psychologowi i psychiatrze na tym świecie, żeby żaden z nich cię nie przyjął.
– Moja pani, to było naprawdę okrutne! – oburzył się nagle Kasai, odsuwając się jednocześnie od kobiety i mrużąc z uciechą oczy. Uzumaki, widząc jego figlarny uśmiech, wywróciła jedynie ponownie oczyma.
– To naprawdę było konieczne? Całe to przedstawienie? Przez ciebie prawie zeszłam na zawał – mruknęła, poprawiając przy tym kimono i schylając się następnie po szczotkę, która w całym tym zamieszaniu spadła na podłogę. Co z resztą Kasai postanowił w mgnieniu oka wykorzystać i z radością władował się na jej łóżko.
– Moja pani, a tak przy okazji, co to za mieszkanie? – zapytał spokojnie, gdy już zanurkował nosem w poduszce i zakopał się w pościeli, tworząc szczęśliwe lisie burrito.
– Mieszkanie, w którym skazana, Suiren Uzumaki, odbywa areszt domowy – prychnęła na to ironicznie Suiren i zmierzyła Kasaia wzrokiem pełnym dezaprobaty. Jednak pokrętnie zadowolona z przybycia młodego mężczyzny, postanowiła łaskawie nie komentować jego zachowania i zwyczajnie usiadła w nogach łóżka, krzyżując przy tym ręce na piersiach.
– Jak Tsunade otrzymała potwierdzenie z Deszczu, że Akatsuki na wszystko się zgadza, to wydała decyzję o zwolnieniu mnie z więzienia i przeniesieniu do Konohy – wyjaśniła spokojnie i wzruszyła niedbale ramionami. – Zgodziłam się na jej plan, więc moja kara dożywocia została zawieszona, z możliwością jej całkowitego wycofania, pod warunkiem wypełnienia postanowień naszej umowy. Także dopiero w chwili złożenia przysięgi małżeńskiej zostanę całkowicie "uniewinniona".
Kasai podniósł się w międzyczasie do siadu i dalej udając białowłose burrito, zastrzygł nagle uważnie uszami.
– Jesteś teraz pilnowana, moja pani? – zapytał ciekawsko po krótkiej chwili, a Suiren przymknęła oczy i przechyliła nieznacznie głowę.
– Jeśli dobrze wyczuwam to przez ośmiu członków ANBU. Jednakże do samej Wioski eskortowało mnie dwunastu, więc mogę się mylić. Przez te pieczęcie moja precyzja nieco szwankuje.
Suiren jakby odruchowo potarła swoje przedramiona, na których to, od nadgarstków, aż po same łokcie wiły się grube, czerwone ślady podobne do oparzeń, będące w rzeczywistości wyjątkowo potężnymi pieczęciami, hamującymi całą jej chakre. Co jednak było w nich najbardziej upierdliwe to fakt, że jakakolwiek próba oddziaływania na nie kończyła się bolesnymi wyładowaniami elektrycznymi, a w najgorszym przypadku – którego Suiren nie była skora sprawdzać – porażeniem wszystkich nerwów siłą godną uderzenia czterech piorunów. Wobec tego, Uzumaki, która miała wyjątkowy uraz do prądu jako takiego, nie miała najmniejszej ochoty na jakikolwiek przejaw niesubordynacji.
– Czyli naprawdę wychodzisz za mąż, moja pani? – spytał tymczasem Kasai z wyraźnym zamyśleniem, a Suiren podniosła na niego ponury wzrok.
– Tak się złożyło – mruknęła gorzko.
– A co z... tym no... chłopakiem? – Kasai wyraźnie ugryzł się w język przed nazwaniem Naruto smarkaczem, jak to zwykle czynił. Suiren uśmiechnęła się słabo na ten maleńki gest.
– Nic o tym nie wie. I nie chcę, żeby się dowiedział – odpowiedziała po chwili i odwróciła głowę w bok, uciekając spojrzeniem po podłodze. Kasai tylko na to cicho westchnął.
– Nie wyczuwam jego chakry. Jest poza wioską?
– Wyruszył na misje. Tsunade wysłała go razem z Saiem i Kakashim. Prawdopodobnie nie chciała, by przez przypadek dowiedział się o tym, gdzie jestem.
– A tego... – Kasai podrapał się nagle po policzku – ...dzisiaj pan Madara nie miał dla pani żadnego bukietu.
Suiren podniosła się gwałtownie z łóżka i ruszyła przez pokój, w stronę zasłoniętego okna. Demon drgnął zaskoczony na ten nieoczekiwany ruch i utkwił niezrozumiałe spojrzenie w jej plecach.
– Moja pani?
– Nie mów o nim.
– Co?
– Nie mów o nim, nie wspominaj o nim, nawet nie waż się myśleć o nim w mojej obecności! – Suiren aż się cała zatrzęsła, a Kasai, który już otwierał usta, by zadać kolejne pytanie, zamarł w połowie z durnowatą miną.
– Co? – wydukał ponownie, na co Suiren odwróciła się w jego stronę z płonącymi gniewnie oczyma.
– To – syknęła zimno, unosząc rękę i wycelowując palec w serce youkaia. – Sprawię, że Madara całym sobą pożałuje dnia, w którym mnie pokochał. A jeszcze bardziej pożałuje godziny, w której postanowił mnie zdradzić.
– Zdradzić? – rzucił zdumiony do granic możliwości Kasai, ale umilkł pod rozkazującym wzrokiem najstarszej Uzumaki.
Lisi demon nie miał zielonego pojęcia o czym mówiła Suiren, ale w przeciwieństwie do niektórych osób, on posiadał coś takiego jak instynkt samozachowawczy i w żadnym razie nie zamierzał się narażać. I wraz z nowym rozkazem Suiren, miał ani razu nie wspomnieć przy niej o osobie Madary Uchiha.
***
Dwa dni później
27 stycznia
Rano
Konoha
Pakt o nieagresje pomiędzy Krajem Deszczu, a Krajem Ognia zmienił wszystko. Dosłownie wszystko.
W pierwszej kolejności, Madara nie mógł już dłużej ukrywać swojej tożsamości i zaledwie dzień wcześniej ogłosił publicznie, że on, Madara Uchiha, ten sam, który wraz z Hashiramą Senju założył Wioskę Ukrytą w Liściach, żyje i ma się świetnie. Do tego, od samego początku kierował działalnością Akatsuki i jest jej oficjalnym Liderem.
A jakby tego wszystkiego było mało, zamierza pojąć za żonę Suiren Uzumaki, krewną Piątej Hokage i kuzynkę aktualnego jinchuurikiego Kyuubiego.
Nic więc dziwnego, że na arenie międzynarodowej zawrzało. Wszystkie państwa wpadły w taki popłoch, że Tsunade, obserwująca to wszystko z boku, nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać.
Kage, którzy na jej wcześniejsze wiadomości odpowiedzieli skrajną obojętnością, teraz nie przestawali wysyłać do niej listów, wykazując przy tym tak krańcowe postawy, że głowa mała. Jeden jedyny Gaara, który już wcześniej wyraził swój niepokój i chęć współpracy, nie zmienił szczególnie swojego zdania i raczył zaledwie zapytać o stosunek Naruto wobec tego wszystkiego.
Raikage jednak, który utrzymywał do tej pory, że nie ma żadnego interesu w poparciu Konohy, a przy tym nie ma wystarczających środków na wojnę, w tej chwili deklarował gotowość bojową na wczoraj i bardziej kolokwialnie mówiąc "obiecywał wpierdol stulecia wszystkim szumowinom, które tylko pomyślą o postawieniu stopy na terenie Kumogakure".
Tsuchikage z kolei, który dotąd unikał tematu Brzasku jak ognia, przebąkując jednocześnie coś o swoich dotychczasowych dobrych relacjach z władzami Ame no Kuni, obecnie na wszystkie strony trąbił o niemoralnym zachowaniu Konohy i brataniu się z krajem, którym rządziła wroga organizacja. Licząc list, który Tsunade trzymała właśnie w dłoniach, stary Oonoki już cztery razy zarzucił jej korupcję, zdradę i polityczne oszustwo. Nie wspominając o hipokryzji i decyzjach uwłaczających stanowisku Kage.
W podobnym tonie rozpisywała się również o dziwo Mizukage, która polityczne małżeństwo Suiren i Madary nazwała barbarzyńskim aktem ingerencji w święty związek, mający opierać się na obopólnym uczuciu zainteresowanych. Ze wszystkich miar potępiła także Tsunade za chęć zawarcia paktu o nieagresje, wychodząc z założenia, że Piąta Hokage powinna być gotowa stawić czoła nadchodzącym problemom w uczciwy sposób, nie uciekając się do tak prymitywnych rozwiązań.
Tsunade zacisnęła mocniej dłonie w pięści i przełknęła wolno ślinę, czując jak kłująca gorycz piecze ją głęboko w gardle. Jednak choć postawa poszczególnym Cieni doprowadzała ją do szału, to w gruncie rzeczy miała na nich wszystkich srogo wywalone. Mizukage, czy Tsuchikage mogli sobie mówić, co chcieli, ale Tsunade nie zamierzała myśleć o swoim planie jako o prymitywnym, czy uwłaczającym. Wręcz przeciwnie, cały czas trwała w przekonaniu, że ani ona, ani Shikaku nie mogli wymyśleć lepszej strategii.
Konoha została ocalona i to w każdym tego słowa znaczeniu.
W przeciwieństwie do innych państw, zyskali gwarancję pokoju na następne dwa, długie lata, które mogli przeznaczyć na spokojne gromadzenie środków do nadchodzącej wojny i cóż...
Tsunade, ilekroć spoglądała w rozognione oczy Suiren, była bardziej niż pewna, że wraz z tym dodatkowym czasem zyskali coś równie cennego, jeśli nie cenniejszego.
Zyskali bowiem pewność, że Suiren położy na szali całe swoje nieśmiertelne życie, byle tylko zakończyć jedno życie Madary. I nie spocznie, póki tak się nie stanie.
***
Jednakże – burza polityczna burzą, a stosunki międzynarodowe stosunkami – ale małżeństwo, choć nie wiadomo jak polityczne, potrzebowało ceremonii i wesela, które to trzeba było przygotować. A biorąc pod uwagę fakt, że ani pan młody, ani panna młoda nie posiadali żyjących rodziców, obowiązek ten spadał bezpośrednio na samych zainteresowanych.
Tsunade, opierając łokcie na blacie swojego biurka i ułożywszy brodę na splecionych dłoniach, spojrzała spod na wpółprzymkniętych powiek na siedzącą przed nią Suiren. Czerwonowłosa, z obojętną miną wpatrywała się w jakiś nieokreślony punkt na podłodze i zakładając nogę na nogę, krzyżowała ręce na piersiach. Milczała również nieprzerwanie od dobrych dziesięciu minut, a więc od momentu, w którym czterech ANBU wprowadziło ją do tego pomieszczenia.
Tsunade westchnęła tylko w duchu na ten niemą manifestację uczuć, ale jak zauważyła mimowolnie, cała ta sytuacja nie przejmowała jej na tyle, na ile powinna. Piąta Hokage wyraźnie zobojętniała w ciągu ostatnich tygodni i sama nie do końca pojmowała, dlaczego tak się stało.
– Suiren – odezwała się w końcu po kolejnych dwóch minutach ciszy, gdy Uzumaki ani nie drgnęła i jedynym dowodem na to, że wciąż żyła, była jej unosząca się miarowo klatka piersiowa.
– Suiren – powtórzyła spokojnie Tsunade i odetchnęła nieco głębiej – pomijając wszystko inne, to wciąż twój ślub. Zdawać, by się mogło, że powinnaś wykazać chociaż odrobinę zainteresowania.
Tym razem na jej reakcję nie musiała czekać. Suiren w jednej chwili podniosła na nią swoje roziskrzone spojrzenie. Szmaragdowe oczy wydawały się w tej sekundzie oczami samej śmierci. Tsunade wzdrygnęła się gwałtownie na ten widok, wyraźnie zapominając, że kto jak kto, ale Suiren potrafiła być przerażająca. Ach, no i podła do granic możliwości.
– Nie zamierzam wykazywać nawet najmniejszej odrobiny zainteresowania – odpowiedziała drwiąco, wsączając w swoje słowa tyle jadu, ile tylko mogła. – Niech Madara sam wszystko zorganizuje.
– Co? – palnęła na to odruchowo Tsunade i uniosła brwi. – Chcesz mu pozwolić–
– Pozwolić? – zadrwiła znowu Suiren, wykrzywiając jednocześnie usta w mściwym uśmieszku. – Skądże znowu, ja mu rozkazuję.
***
Madara zamrugał zdezorientowany, po czym jeszcze raz przeczytał list od Tsunade. Miał wrażenie, że cofał się w rozwoju, skoro coraz więcej trudności miewał ze zwykłym czytaniem, ale on po prostu nie mógł uwierzyć w to, co ta posrana kobieta napisała. Przeczytał całą wiadomość drugi raz, a potem jeszcze raz, tak dla zdrowotności, po czym cisnął wściekle biednym zwojem o blat biurka.
– Co za podła, niezrównoważona baba! – ryknął jednocześnie i zaciskając dłonie w pięści, walnął nimi w biedny mebel, aż drewno zatrzeszczało w proteście. Spojrzał przy tym gniewnie na sam list, jakby to on był wszystkiemu winny. Nie, wróć. To Suiren była wszystkiemu winna. Czy raczej, była popieprzona do kwadratu.
Jak ona w ogóle śmiała odwracać kota ogonem i zrzucać na niego całą organizację tego burdelu na kółkach?! Jakby ten ślub był jego pomysłem!
A przecież to właśnie Suiren weszła z Tsunade w jakieś dziwne, popaprane układy, czego wynikiem miało być to małżeństwo. A poza tym... poza tym...
Madara westchnął ciężko i odchylając się do tyłu na krześle, potarł zrezygnowany skronie.
Poza tym, chciał żeby ten ślub mimo wszystko należał do nich. Chciał, żeby pomimo tej całej politycznej szopki, Suiren mogła spełnić wszystkie swoje kobiece marzenia i żeby chociaż przez ten jeden dzień, tych parę godzin, mogła poczuć się jak prawdziwa cesarzowa.
Tyle, że jak niby miał to osiągnąć, jeśli ona nie chciała z nim współpracować? Na jakiej podstawie miał sam o wszystkim zadecydować? Przecież w ślubie nie chodziło o to, aby był ładny tak po prostu, ale chodziło w nim o to, aby podobał się młodej parze. PARZE. A z tego, co on się orientował, to para oznaczała dwie osoby.
Madara ucisnął zirytowany nasadę nosa.
Skąd on miał na przykład u licha wiedzieć, jakie Suiren lubiła kolory? Albo kwiaty? Nie mówiąc już o jedzeniu, czy głupim alkoholu. Znali się dopiero od jakichś, nie przymierzając, czterech miesięcy. Z czego z resztą przez blisko połowę nie mieli ze sobą bezpośredniego kontaktu. A to było, nie oszukujmy się, cholernie mało czasu. Zwłaszcza jeśli rozchodziło się o coś tak poważnego, jak ślub. Zazwyczaj na małżeństwo decydowały się osoby, które miały za sobą całe lata związku i znały się, jak mało kto. A Suiren i Madara, nawet jeżeli się kochali, to wciąż byli na tak wczesnym etapie znajomości, że zamiast ustalać szczegóły ślubu, powinni siedzieć teraz w jakiejś tandetnej kawiarni i krok, po kroku, dowiadywać się o sobie tych wszystkich rzeczy. Metodą prób i błędów powinni przekonywać się, na co druga strona jest uczulona, czego nie lubi, co uwielbia, co ją denerwuje, a co wprawia w zachwyt. Żyjąc ze sobą, z dnia na dzień, powinni poznawać siebie i swoje przyzwyczajenia.
Los jednak postanowił im tę możliwość zabrać. Rzucił ich przed ołtarz na długo przed tym, zanim w ogóle mieli o tym zacząć nieśmiało marzyć.
Więc skąd... skąd on na litość Rikudo Seninna miał to wszystko wiedzieć!?!
Żeby chociaż miał jakikolwiek punkt zaczepienia. Coś, co by go nakierowało. Minimalnie.
Madara odepchnął się zamyślony od biurka i obrócił w fotelu, przymykając znużony oczy. Musiało coś być. Jeśli Suiren rozkazała mu wszystko zorganizować, w takim razie musiała być przekonana o tym, że znał ją dostatecznie dobrze. Znaczy, chyba tak było.
Madara zmarszczył nieznacznie brwi i zaczął mimowolnie wracać myślami do tych wszystkich spędzonych razem chwil. W skupieniu wspominał każdy jeden wieczór, który przesiedzieli wspólnie przy ognisku, każde jedno popołudnie, które poświęcili na cichy marsz i każdy jeden poranek, kiedy to on pełnił ostatnią wartę i mógł podziwiać jej pogrążoną we śnie twarz, którą zaczynały powoli okalać promienie wschodzącego słońca.
Musiało... Madara otworzył nagle oczy i uśmiechnął się lekko kącikiem ust.
O tak, zdecydowanie coś było!
***
28 stycznia
Godziny popołudniowe
Arashi, Szpital Główny
Wraz z przejęciem władzy w Ame no Kuni, Akatsuki zyskało dostęp do całej infrastruktury kraju, w tym do głównego szpitala położonego w samym centrum Arashi i do kompleksu wyjątkowo nowoczesnych laboratoriów. Madara, jeszcze tego samego dnia, w którym ogłoszono zaprzysiężenie Peina jako Daiymo, nie czekając na nic, ani nie robiąc sobie nic z wykwalifikowanej kadry specjalistów, zarządził, aby jedno z wyżej wspomnianych laboratoriów oddać Sakurze Haruno do jej całkowitej dyspozycji.
Wzywając ją następnie do swojego gabinetu, wydał jej komplet potrzebnych kluczy i wyjaśnił, że to w podziękowaniu za jej dotychczasową pomoc. Wytłumaczył również, że niczego jej nie narzuca i Sakura może podjąć jakiekolwiek badania, jakie tylko chce, korzystając przy tym z całych zasobów szpitala, włączając w to zarówno sprzęt medyczny, jak i samych ludzi.
Na sam koniec, tuż przed jej wyjściem, dorzucił coś o tym, żeby lepiej była ostrożna, by Suiren nie miała po powrocie żadnych powodów, aby go wykastrować.
Sakura, o ile nie zamierzała wnikać w kwestie umów pomiędzy Suiren, a Madarą, o tyle zamierzała do granic możliwości wykorzystać daną jej przez los szansę. Wobec tego, ostatnie dni spędziła w towarzystwie Sasoriego i Karin, najpierw kompletując sobie zespół najlepszych medicalninów, a potem rozpoczynając specjalistyczne badania nad opracowaniem leków dla Itachiego.
Dlatego też, od ponad tygodnia Sakura ani razu nie opuściła terenu szpitala, co z kolei odbiło się na stopniu jej poinformowania. Nie mając kontaktu z nikim z Akatsuki poza Sasorim, to właśnie Akasuna stanowił jej obecne źródło informacji. A ten, przez ostatnie dni, ani słowem nie zająknął się o pakcie z Konohą i małżeństwie Suiren.
Nic więc dziwnego, że gdy dzisiaj Sasori zawitał w czasie przerwy obiadowej do jej prywatnego gabinetu, Sakura nie spodziewała się żadnych rewolucyjnych wieści.
*
– ŚLUB?!
Sakura otworzyła szeroko oczy, święcie przekonana, że się przesłyszała. Albo, że Sasori robił sobie z niej jaja – nie pierwszy raz z resztą.
Tyle, że... Akasuna wcale nie wyglądał na kogoś, kto właśnie sobie żartował. W jego orzechowych oczach nie było ani krzty rozbawienia, ironii, drwiny, czy czegokolwiek innego, co mogłoby wskazywać na próbę żartu.
– Ślub – przytaknął zamiast tego obojętnie, a Sakura zamrugała wolno, nie potrafiąc wyrwać się z tego poczucia totalnego absurdu i odrealnienia.
– Ślub – powtórzyła głupio, a Sasori, po raz pierwszy od przyjścia wykazując odrobinę więcej emocji, wywrócił zirytowany oczyma.
– Tak, cholera, ślub. Suiren i Madary – prychnął drwiąco. – Dotarło, czy jeszcze pare razy tak sobie to powtórzymy? Czy zwyczajnie nie pojmujesz, co to znaczy? Bo jak tak, to–
– Ale jak to w ogóle możliwe? – przerwała mu nagle Sakura, kręcąc przy tym głową. – Przecież to zupełnie–
– Popierdolone?
– Nielogiczne – mruknęła Sakura, a Sasori wzruszył niedbale ramionami.
– Jak zwał tak zwał.
– I jeszcze ta zdrada. – Sakura podniosła się nieoczekiwanie z fotela, na którym siedziała i podeszła do dużego, dwuskrzydłowego okna. A zakładając jedno z różowych pasemek za ucho, zmarszczyła nieznacznie brwi. – Jak Suiren mogłaby zrobić coś takiego?
– Mnie nie pytaj – żachnął się Sasori . – Jak ta popierdolona kobieta wróci, to jej łaskawie zapytaj.
– Och – Sakura odwróciła się nagle od okna z zaskoczoną miną. – Jeśli Suiren ma wyjść za Madarę, to znaczy, że do nas wróci?
– To chyba raczej oczywiste – prychnął lekceważąco Sasori, a Sakura odetchnęła na to z tak słyszalną ulgą, że Akasuna spojrzał na nią kątem oka ze zdumieniem.
– A teraz o co ci chodzi? – zapytał wyraźnie zdziwiony, sprawiając, że Haruno lekko się zmieszała.
– Eh, to nic – mruknęła cicho i unosząc rękę, podrapała się niepewnie po policzku. – Po prostu, Suiren w końcu do nas wróci. To dobrze.
– Chuj, a nie dobrze – parsknął na to Sasori, przymykając następnie oczy i odwracając się w stronę wyjścia. – Jakby było w ogóle za czym tęsknić.
Drzwi trzasnęły i Sakura ponownie została w pomieszczeniu sama. Uśmiechnęła się jednocześnie rozbawiona.
– Nikt nie wspominał o żadnej tęsknocie – rzuciła spokojnie w przestrzeń i uśmiechając się szerzej, wróciła spojrzeniem do okna. Odetchnęła przy tym głębiej, czując się, jakby niewiarygodnie wielki kamień spadł jej z serca.
Jeśli Suiren miała niedługo zawitać w Arashi, to naprawdę było dobrze. Nawet bardzo, bardzo dobrze. Już nawet mniejsza o to dlaczego zdradziła Akatsuki, albo dlaczego właściwie zgodziła się na ten cały ślub z Madarą.
Najważniejsze było tylko to, że wracała.
C.D.N.
*****
Ohayo~
Panda ma dzisiaj dobry humor, bo zdała jedno z ważniejszych kolokwiów! Yey! I z tego też powodu udało jej się dokończyć rozdział!
A co do czego; ten konkretny rozdział ma chyba z sześć różnych wersji. Bo wiecie, ślub Suiren i Madary jest pierwszym takim wydarzeniem w Legendzie, które ma realny wpływ na dosłownie wszystkich bohaterów i do samego końca nie mogłam się zdecydować na to, kogo konkretnie wam pokazać. I cóż, ostatecznie padło na Kasaia i na Sakurę, i tego... zastanawiam się osobiście, co myślicie o Madarze, a dokładniej o tym, czy poradzi sobie facet z tą organizacją i czy uda mu się utrafić w sedno :D
Następny rozdział gdzieś za dwa-trzy tygodnie, ale sesja stoi tuż za mną i chucha mi w kark, więc niczego konkretnego nie obiecuję. Wena jest, ale możliwości trochę brak, więc cóż...
Miłego dnia/nocy i do napisania! ~Igu
+BONUS ART
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro