Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXX. Nieprawdopodobne


ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY

Nieprawdopodobne


W poprzednich rozdziałach;

Suiren, przebywająca w więzieniu Kraju Ognia, dowiaduje się od Tsunade, że Madara ujawnił swoją tożsamość i zabił Sakurę Haruno. Młoda Uzumaki jest tymi wieściami zupełnie zdruzgotana i nie potrafi pojąć, dlaczego Madara ją zdradził. W akcie rozpaczy wykrzykuje słowa, które utwierdzają Piątą Hokage w tym, że Madara Uchiha naprawdę żyje. Sama wiadomość o rzekomym morderstwie Haruno okazuje się być okrutnym planem Sanninki, która nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i po paru dniach ponownie odwiedza Suiren.

W tym samym czasie, Akatsuki, po szczęśliwym przejęciu władzy w Ame no Kuni, przeprowadza negocjacje ze Stowarzyszeniem Białego Jastrzębia, w celu zawarcia współpracy na czas nadchodzącej wojny. Nieoczekiwanie jednak negocjacje przerywa Tamila Foho, tajemnicza łowczyni będąca sprawczynią kryzysu pochłaniającego Shakai no yohaku.



***


– Czyli zostałyśmy same.

Tamila Foho przeszła nonszalanckim krokiem przez całą długość pomieszczenia i zatrzymała się dopiero przy wygodnym fotelu, w którym do niedawna siedział jeszcze Shuzo Matsuda. Przejeżdżając szczupłą dłonią po miękkim materiale oparcia, podniosła jednocześnie roziskrzone spojrzenie na Konan.

– Wybacz, że wyprosiłam twoich chłopców, ale zdecydowanie lepiej rozmawia mi się tak jak teraz. Bez zbędnej widowni.

Konan, spoglądająca do tej pory spokojnie na płonące drwa, zerknęła teraz kątem oka na Tamilę i uniosła jedną brew.

– Nie mam czego wybaczać – odpowiedziała wolno, mrużąc przy tym nieznacznie oczy. – Nie czuję się źle bez ich ochrony. Jestem... dużą dziewczynką. – Konan nie potrafiła darować sobie tej drwiny. Wygięła jednocześnie nieznacznie wargi, tłumiąc tym samym w sobie rozbawienie.

Ta cała Tamila była doprawdy ciekawą kobietą. Że też potrafiła wyrazić się o kimś takim jak Itachi, Obito, czy Madara jako o "chłopcach". Zupełnie, jakby cała trójka była jakąś bandą niesfornych przedszkolaków, a nie dorosłymi mężczyznami. I to tak niebywale potężnymi.

– W to nie wątpię. – Tamila rozpromieniła się tymczasem na jej słowa, a jej fioletowe oczy rozbłysły bardziej. W całej jej postawie kryło się jednak coś zdecydowanie niedobrego. – Ostatecznie mam przyjemność rozmawiać z samym Aniołem, czyż nie?

Pytanie zostało zadane nadzwyczaj lekko, ale Konan nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że przyniosło ze sobą nienormalnie ciężką atmosferę. Nawet temperatura, pomimo wciąż płonącego kominka, wydawała się nieco spaść.

– Nie inaczej. – Konan wyprostowała się bardziej. – Z tego też powodu wolałabym wrócić już do naszych negocjacji.

– Jak najbardziej!



***


24 stycznia

Godziny wczesnopopołudniowe

Arashi, gabinet Daimyo



Konan odetchnęła cicho, uciskając jednocześnie nasadę nosa.

– Ta kobieta powoduje u mnie migrenę – mruknęła przy tym z wyraźną nutą goryczy, na co Pein uniósł na nią swoje świdrujące rinnenganowe spojrzenie. Oboje przebywali w gabinecie Pana Daimyo, czy raczej, w nowym biurze Peina i na chwilę obecną nie robili nic konkretnego. Konan dopiero przed kilkoma godzinami powróciła z Iwagakure i odpoczywała właśnie po ciężkich negocjacjach z kontrowersyjną łowczynią.

– Nie mniej, udało ci się dojść z nią do porozumienia – zauważył spokojnie rudowłosy, odchylając się przy tym nieco w swoim fotelu. – Madara jest zachwycony, bo Tamila zgodziła się ostatecznie na niemal wszystkie nasze warunki. A pozostałe zmieniła tylko nieznacznie.

– O to mi chodzi – odezwała się równie spokojnie Konan. – Na początku byłam pewna, że zażąda jakichś niestworzonych rzeczy, ale jej wcale nie zależało na wynegocjowaniu jakichkolwiek zmian. Zupełnie tego nie rozumiem. Nie potrafię pojąć jej motywów.

– Podobno nikt nie wie, jaki ma cel. – Pein spojrzał gdzieś ponad ramieniem Konan i zamyślił się. – Kisame twierdzi, że Potępiona Łowczyni znana jest jako wyjątkowo nielogiczna i nieprzewidywalna kobieta.

– Nieprzewidywalna, dobrze powiedziane. – Konan odetchnęła po raz kolejny i przymknęła na chwilę powieki. Siedziała na krześle przed biurkiem Peina, z nogą założoną na nogę i rękoma splecionymi na piersiach. – Może Suiren byłaby w stanie ją zrozumieć.


I jak gdyby samo imię Suiren stanowiło jakieś specyficzne jutsu przyzwania, w tej samej chwili do przestronnego, słonecznego biura wszedł sam Madara. Oczywiście bez pukania.

– Tutaj jesteście – rzucił na widok ich dwójki i uśmiechnął się niewymuszenie kącikiem ust. – Mam dobre wieści. Dzisiaj z rana Stowarzyszenie Białego Jastrzębia oficjalnie ogłosiło poparcie Akatsuki i przystąpienie do armii Ame no Kuni. Wobec tego możemy w końcu wyprawić się na podbój Kusagakure.

Madara podszedł sprężystym krokiem do biurka i utkwił w Peinie swoje czarne spojrzenie. Nawet nie musiał formułować konkretnego rozkazu, bo ten i tak doskonale wiedział, co wobec tego powinien obecnie zrobić. Zanim jednak zdążył w ogóle otworzyć usta, by cokolwiek odpowiedzieć, w progu otwartych na oścież drzwi stanął posłaniec. Nie ośmielając się wejść do środka, skłonił tylko lekko głowę.

– Pein-sama? – zapytał uprzejmie, a zarówno Pein, jak i Madara z Konan, w tej samej chwili skupili na nim swoją uwagę.

– O co chodzi? – Rudowłosy Lider zmierzył młodego mężczyznę krótkim spojrzeniem, na co ten wyprostował się i pokazał na zwój trzymany w prawej ręce.

– Proszę wybaczyć, ale przybyła wiadomość od Piątej Hokage – poinformował suchym, oficjalnym tonem.

– Hokage? – zdziwił się na to Pein, a posłaniec skinął na potwierdzenie.

– Prawdę mówiąc, została ona jednak zaadresowana w dość zdumiewający sposób.

– To znaczy? – zapytał Pein, marszcząc nieznacznie brwi, a mężczyzna wszedł w końcu do gabinetu i zbliżył się bezpośrednio do biurka. Zerknął przy tym kątem oka na Madarę.

– Wiadomość została wysłana do Lidera Akatsuki, Madary Uchiha.


W dużym, kwadratowym pomieszczeniu zaległa nagle martwa cisza. Madara otworzył szerzej oczy, a Konan zamrugała zaskoczona, spoglądając przy tym na Peina. Pein z kolei zmarszczył się jeszcze bardziej i gwałtownym ruchem ręki rozkazał podać sobie wspomniany zwój.

Nie czekając na nic, rozwinął go zamaszyście i przeczytał pierwsze słowa, które w rzeczy samej wskazywały Madarę jako adresata listu, a przy tym nazywały Liderem Brzasku, co mogło oznaczać tylko jedno. Tsunade o wszystkim wiedziała. Tyle, że... skąd?

Przeczytanie pierwszego akapitu zajęło mu niecałe pół minuty, ale zrozumienie go zabrało mu kolejne pół. Otwierając szerzej oczy z czystego niedowierzania, przeczytał go jeszcze raz. A potem jeszcze raz.

Coś tu było cholernie nie tak.

Madara, zirytowany niewiedzą, zwłaszcza, że Pein jak ten debil w dalszym ciągu czytał dwa pierwsze zdania, obszedł dębowe biurko i zajrzał mężczyźnie przez ramię. Tylko po to, by zatrzymać się po przeczytaniu tych samych dwóch zdań.

Co.

Uchylając nieznacznie usta, z szokiem wymalowanym w czarnych oczach, wrócił do samego początku i odczytał jeszcze raz.


TSUNADE SENJU

PIĄTA HOKAGE

DO

MADARY UCHIHA-DONO

LIDERA ORGANIZACJI AKATSUKI


W pierwszej kolejności, zachowując cały szacunek, pragnęłabym przekazać, iż przebywająca w Więzieniu Kraju Ognia, skazana Suiren Uzumaki, w obecności dwóch świadków i Piątej Hokage, zrzekła się przynależności do Organizacji Akatsuki; Jak również udostępniła Konohagakure istotne informacje na temat przestępczej działalności tejże Organizacji, jak i o osobie Madary Uchiha, będącego rzeczywistym Liderem Akatsuki. Wszystko to, skazana wyznała dobrowolnie, co uzasadniła swoimi uczuciami względem jedynego żyjącego kuzyna, Naruto Uzumaki'ego.


Suiren... zdradziła ich? Zdradziła jego?

Madara zacisnął dłonie w pięści, a świat przysłoniła mu czerwona kurtyna gniewu.



***


Wcześniej

(22 stycznia, wieczór)



To nie mogła być prawda.

Suiren wpatrywała się tępo w jakiś nieokreślony punkt na ziemi, siedząc skulona na swojej pryczy i obejmując kolana ramionami. Czerwone włosy, puszczone swobodnie, spływały i okalały niemal całą jej postać, niby jakiś szczególny rodzaj tarczy. Nadal jednak nie potrafiły ochronić jej przed tym miażdżącym bólem, który ściskał jej klatkę piersiową od ponad czterech dni.

To nie mogła być prawda.

Suiren przymknęła znużona powieki. Przez te cztery dni przespała zaledwie kilka krótkich godzin, a przez cały pozostały czas rozmyślała nad tym wszystkim. I ilekroć się nad tym nie zastanawiała, w głębi ducha czuła, że coś było nie tak.

Bo choć potrafiła zrozumieć decyzję Madary o ujawnieniu swojej tożsamości, tak za nic nie potrafiła pojąć, dlaczego właściwie złamał daną jej obietnicę i zabił Sakurę.


Suiren otworzyła powoli oczy.

Sakura była niebywale utalentowanym medykiem. Udowodniła to niejednokrotnie i Madara doskonale zdawał sobie sprawę z jej umiejętności. A co najważniejsze, Madara był kimś, kto nigdy w życiu nie zaprzepaściłby szansy skorzystania z pomocy kogoś takiego. Uchiha wyjątkowo cenił sobie uzdolnionych shinobi i nie miewał oporów w wykorzystywaniu ich do własnych celów. A Sakura była gwarancją stałej i przede wszystkim profesjonalnej opieki medycznej, nie tylko dla niego, ale i dla Itachiego, Sasuke i Obito. Z kolei Madarze, zaraz po wojnie, najbardziej zależało na rodzinie. Suiren domyślała się mimochodem, że równie mocno interesowało go odbudowanie swojego klanu. A żeby móc o tym myśleć, każdy Uchiha musiał być w pełni sił i przede wszystkim żyć. A Sakura, zakochana w Sasuke, była w stanie położyć własne życie na szali, by tak się stało.

Parafrazując, Madara nie miał najmniejszych powodów, by zabijać Sakurę. Więcej, miał kilka solidnych powodów, by ją chronić. Nie wspominając już o tym, że obiecał jej, Suiren, że Haruno nic się nie stanie.

Dlaczego w takim razie?


Suiren zacisnęła mocniej wargi. Czuła się, jakby umykało jej coś istotnego. Dlaczego Sakura nie żyła? Jeśli Madara osobiście jej nie zabił, to kto za tym stał? A może jej śmierć była jedynie wypadkiem?

Suiren przechyliła nieco głowę, marszcząc brwi i zaciskając jeszcze mocniej usta. W Deszczu trwała wojna domowa, która pochłonęła zapewne niezliczoną ilość ofiar. Czy możliwym było, żeby Sakura, w swojej czułostkowości, poprosiła o wysłanie jej na pole bitwy? Czy to właśnie tam, chcąc ratować ludzkie życia, straciła swoje własne? Jednak wobec tego, dlaczego Madara wysłał jej ciało do Konohy w formie ostrzeżenia? Dlaczego nie posłał bukietu z jakimkolwiek wyjaśnieniem? Przecież, by wiedział... powinien wiedzieć, przewidzieć...


Suiren wzdrygnęła się delikatnie, gdy drzwi do izolatki zgrzytnęły i otworzyły się, wpuszczając do środka Tsunade. Uzumaki nie musiała nawet na nią spoglądać, by wiedzieć, że to ona. Doskonale znała smak jej chakry.

Piąta, zamiast jednak przejść do rzeczy, milczała. Zatrzymała się w progu i tylko na nią spoglądała. Suiren z kolei, wraz z jej przybyciem, przypomniała sobie o czymś innym.

O Naruto. I w tej samej chwili poczuła, jak robi jej się niedobrze.

Przez ostatnie dni z całych sił starała się o nim nie myśleć. O jego reakcji na śmierć Sakury i o tym, jak bardzo ją za to wszystko obwiniał. Jak bardzo jej nienawidził.

Suiren, od dziecka przyzwyczajana była do tego, że jedynie spełniając czyjeś oczekiwania, liczyć może na miłość i własne miejsce. Orochimaru, stosując swój chory system kar i nagród, wyjątkowo skutecznie nauczył ją, że nie istnieje coś takiego, jak bezinteresowność. Wobec czego Suiren nie potrafiła zrozumieć, że Naruto mógłby ją kochać nie za jej zalety, ale pomimo jej wad. Co zresztą młody Uzumaki udowodnił jej już wiele razy.


– Czy... – wykrztusiła z siebie powoli, przełykając ślinę i ściągając nieznacznie brwi. – Czy Naruto... otrzymał mój list?

Na dobrą sprawę, to ten świstek papieru, który Suiren przekazała Tsunade cieżko było nazwać listem, ale Uzumaki nie miała obecnie głowy do tego, by należycie się tym przejąć.

– Tak.

– Czy... przyjdzie?

Wiedziała. Jeszcze zanim Tsunade udzieliła jej odpowiedzi, Suiren już wiedziała.

Straciła miejsce do którego zawsze mogła wrócić. Przestała gdziekolwiek należeć.


***


– Suiren, Akatsuki przysłało do Konohy pewne pismo.

Na dłuższą chwilę w pomieszczeniu zaległa gęsta, dusząca cisza. Tsunade, nie doczekawszy się od Suiren jakiejkolwiek reakcji na tę wieść, odchrząknęła po raz kolejny.

– Słysza–

– I co z tego? – Suiren wzruszyła niedbale ramionami. Albo zwyczajnie odetchnęła. Tsunade, przez pulsujący w skroniach uporczywy ból, nie potrafiła należycie ocenić tego ruchu. Również w tonie młodej kobiety ciężko było doszukać się jakiejkolwiek konkretnej emocji. Zupełnie, jakby Akatsuki przestało ją interesować.

– Co z tego? – Tsunade wydawała się być zaskoczona tą obojętnością. – Nie obchodzi cię to? Jesteś ich członkinią.

Słysząc ostatnie zdanie, Suiren po raz pierwszy od przyjścia Tsunade, uniosła na nią puste spojrzenie szmaragdowych oczu.

– Członkinią? – Uzumaki wygięła delikatnie wargi, jakby próbowała się uśmiechnąć, ale gdzieś w połowie zrezygnowała z tego, a przez jej oczy przetoczył się niespokojny spazm bólu. – Już nie. Nie należę do nich.

Tsunade wzdrygnęła się mimowolnie. Coś w jej tonie nasuwało na myśl wszelkie najobrzydliwsze obelgi tego świata, ale jednocześnie w jej zielonych tęczówkach tlił się płomień czystej goryczy.

– Nie należę. Nigdzie nie należę. Nie mam swojego miejsca.

I nie mam gdzie wrócić.


Suiren, wraz z tą ulotną myślą, zapadła się w sobie jeszcze bardziej. Pod powiekami znów ujrzała twarz Madary, który uśmiechał się, jakby cały świat należał do niego. Po raz setny ujrzała z bliska jego głębokie, błyszczące, czarne oczy, które w tej jednej chwili widziały tylko ją... tylko po to, by ich miejsce zajęły nagle zupełnie inne. Większe, z gęstymi, czarnymi rzęsami i o tęczówkach tak niespotykanie zielonymi, gdzie seledyn mieszał się z turkusem.

Były to jednak oczy, którym brakowało głębi i blasku życia. Były to oczy martwe, należące do zimnego trupa, który gdzieś, kiedyś żył i nosił imię Kwitnącej Wiśni.


– Akatsuki wypowiedziało wojnę Konohagakure.

Czerwonowłosa, pogrążona we własnych żałobnych myślach, zamarła nieoczekiwanie i uniosła zdumiona głowę. Cały dotychczasowy smutek wydawał się odpłynąć w głąb jej podświadomości na rzecz rosnącego zdumienia.

Co? – spytała głupio, a Tsunade, wyczuwając, że w końcu udało jej się poruszyć odpowiednie struny, przybrała na twarz maskę chłodnej powagi.

– Madara Uchiha, w imieniu Akatsuki i całego Ame no Kuni, wypowiedział wojnę Krajowi Ognia i Konohagakure. Zażądał również życia Naruto Uzumakiego – wyjaśniła spokojnie, a Suiren, tak jak siedziała skulona na pryczy, tak wyprostowała się gwałtownie i otworzyła szerzej oczy.

– To...

... nie mogła być prawda.


Suiren nic z tego nie rozumiała. Dlaczego niby Madara miałby wypowiadać wojnę Konosze? W sensie, dlaczego teraz? Przecież to nie tak miało wyglądać. Fakt, Akatsuki zamierzało zaatakować Konohę, co Suiren z resztą otwarcie przyznała podczas swojego przesłuchania, ale nie w przeciągu najbliższego roku!

Madara nie był głupcem. Zdawał sobie sprawę, że na obecną chwilę nie posiada odpowiedniej siły do przeciwstawienia się Wiosce Ukrytej w Liściach. Wobec tego, jego plan zakładał w pierwszej kolejności podbicie Kusagakure i Takigakure, a także innych, pobocznych i mniej ważnych państewek.

Już nie wspominając w tym wszystkim o Naruto, który jako jinchuriki Kyuubiego, miał być złapany na samiusieńkim końcu. Uchiha wyraźnie o tym wspominał, gdy mówił, że muszą zachować kolejność w pieczętowaniu kolejnych biju.

Dlaczego w takim razie?


Uzumaki odwróciła głowę w bok i wbiła niezrozumiałe spojrzenie w przeciwległą ścianę. Nie pojmowała działań Madary. Nie rozumiała. Chyba, że...

Suiren zacisnęła nagle dłonie w pięści i przygryzła dolną wargę.

Ten pomysł był zupełnie bezsensowny, ale co jeśli... co jeśli Madara zmienił wszystkie swoje dotychczasowe plany, ponieważ chciał ją z powrotem?

Ale czy to miało jakikolwiek sens? Przecież Suiren już o tym myślała. Wiedziała, że jej nieobecność rozwścieczy Madarę, ale wiedziała również, że Uchiha nie był kimś, kto ulegał emocjom. Kimś, kto zaprzepaściłby ofiarowane mu przez los szanse, a także kimś, kto zmarnowałby je w tak głupi sposób. Bo czym innym było tak nagłe ogłoszenie swojej tożsamości, podczas gdy ona, Suiren, zrobiła wszystko, by tak się nie stało. Dlaczego Madara postępował w ten sposób? Dlaczego ją odrzucił? Ją i jej pomoc? Dlaczego złamał daną jej obietnice? Dlaczego ją zdradził?

I dlaczego, na Rikudo Sennina, wypowiedział Konohagakure wojnę?


Suiren skuliła nieoczekiwanie ramiona, gdy dotarła do niej nowa, straszliwa prawda.

Ona wcale nie znała Madary.



***



Madara odetchnął głęboko i opierając się ciężko o oparcie fotela, potarł w zamyśleniu skronie. Zbliżał się wieczór dwudziestego czwartego, a on, pomimo upływu już niemal dziesięciu godzin od otrzymania tego cholernego zwoju, nie potrafił poskładać swoich myśli do kupy.

Nic z tego nie rozumiał. Próbował w jakikolwiek sposób pojąć decyzje tej popieprzonej kobiety, ale w głowie miał jedynie pustkę.

Znużony rozejrzał się po pomieszczeniu, które od czasu przejęcia władzy w kraju pełniło rolę jego osobistego gabinetu – w końcu nie musiał przywłaszczać sobie gabinetu Peina! – i westchnął po raz kolejny. Zatrzymał jednocześnie wzrok na wysokim po sam sufit barku, w którym to, zza szkła, pyszniły się różne drogie alkohole. Najdłużej zawiesił zaś spojrzenie na wyjątkowo dobrym i strasznie przy tym trudnym do zdobycia koniaku.

Tym samym, który Suiren chwyciła przed kilkoma miesiącami podczas przetrząsania biura rudowłosego Lidera i chciała go roztrzaskać w drobny mak. A który on, Madara, złapał.

I choć mogło wydawać się to zadziwiające, to ten spory, prostokątny pokój nosił w sobie znacznie więcej znamion bytności Suiren, chociaż ta nigdy nie postawiła w nim swojej stopy.

Przez podłokietnik miękkiego fotela ustawionego w jednym z rogów przewieszono butelkowozielony koc, na jednej z półek obszernej biblioteczki ustawiono jakieś osiem książek traktujących o fuinjutsu i anatomii człowieka, a blisko tuzin zapieczętowanych zwojów zajęło miejsce na innym regale. Farby i pędzle schowane zostały do komody, aby się nie zakurzyły, a w biurku zaś, w pierwszej szufladzie po prawej stronie, złożone zostały wszystkie inne rzeczy – w tym dwa zdjęcia w prostych ramkach, szczotka do włosów i karta przedstawiająca Asa Pik.

Madara potarł znowu skronie i ucisnął palcami nasadę nosa, zamykając przy tym oczy. Patrzył na te wszystkie rzeczy i kompletnie nie wiedział, co powinien w tym momencie zrobić. Czuł się tak cholernie zdezorientowany i zagubiony, jakby cofnął się dziesiątki lat wstecz, i znów był małym gówniakiem, który patrzył na świat zza maminej spódnicy.


– Nie miej jej tego za złe – usłyszał nagle czyjś spokojny głos, na dźwięk którego uchylił nieznacznie powieki.

– Itachi – mruknął w ciemność nadchodzącej nocy, a z mroku niemal natychmiast wyłoniła się sylwetka czarnowłosego mężczyzny. Młodszy Uchiha ubrany był dziś po cywilnemu, w proste czarne spodnie i grafitową koszulkę z rękawami trzy czwarte. Włosy, wyjątkowo nie związane w kucyk, przerzucił przez prawe ramię, a dłonie wsunął w kieszenie.

Itachi zbliżył się do biurka Madary z zadziwiającym, kocim rozleniwieniem i utkwił w swoim krewnym uważne, bystre spojrzenie.

– Suiren nigdy się do tego nie przyznawała, ale Naruto zawsze był dla niej ważnym członkiem rodziny – zaczął tym samym tonem, co wcześniej, zachowując przy tym idealnie obojętny wyraz twarzy. – Nigdy nie była wierna Konosze, ale przez wiele lat była wierna Naruto. Nie miej jej za złe tej zdrady.

Madara skrzyżował na to ramiona na klatce piersiowej i w ostatniej chwili powstrzymał się od lekceważącego prychnięcia. Czy wszyscy naprawdę myśleli, że to właśnie o to mu przez cały czas chodziło?

– Nie jestem na nią zły – odezwał się równie spokojnie i odwzajemnił uważne, świdrujące spojrzenie Itachiego. – W logiczny sposób wybrała swoją rodzinę, to naturalne.


Madara, po pierwszej fali wściekłości na wieść, że Suiren dopuściła się zdrady, gdy już wróciło mu racjonalne myślenie, niemal w tej samej sekundzie jej wybaczył.

Uchiha był człowiekiem, dla którego rodzina od zawsze była niesłychanie ważna i sam, choć minęło już tyle lat, nie wiedział, czy potrafiłby wybrać pomiędzy Izuną, a Mito. Oboje kochał ponad wszystko inne, ale nie umiałby w jakikolwiek sposób zhierarchizować tych dwóch, tak różnych, miłości i wybrać tylko jedną z nich.

Wobec tego, doskonale rozumiał fakt, że Suiren wybrała swojego kuzyna. Poza tym, Madara wychodził z założenia, że Suiren nigdy nie robiła rzeczy, które nie przyniosłyby jej jakichkolwiek korzyści. To zaś nakazywało mu wierzyć, że w Konoha wydarzyło się coś, co nakierowało Uzumaki na takie, a nie inne rozwiązanie. Chociaż sam, na tę chwilę, nie potrafił w żaden sposób zrozumieć, co też mogłoby to być.

– Jeśli nie masz do niej żalu, to dlaczego się wahasz? – zapytał nagle Itachi, a Madara wrócił myślami do rzeczywistości i spojrzał na stojącego przed nim mężczyznę z dość źle skrywaną rozterką w oczach.

– To, co zaproponowała Konoha – zaczął po krótkiej chwili milczenia i zatrzymał się w połowie, spuszczając jednocześnie wzrok na blat biurka. Między czarnymi brwiami zamajaczyła zmarszczka głębokiego zastanowienia.

– Ten pakt o nieagresje – odezwał się na to z kolei znowu Itachi i wzruszył niedbale ramionami – to dobry układ. Fakt, że Hokage go zaproponowała oznacza, że nie jest gotowa na wojnę i upatruje w nas poważnego zagrożenia. Możemy to wykorzystać.

– Jeśli damy jej te dwa lata, których chce – Madara ściągnął jeszcze mocniej brwi – może to być dla nas bardzo zgubne.

– I tak nie zamierzaliśmy wyprawiać się na Liść wcześniej niż za rok. – Itachi zachowywał wciąż ten sam obojętny wyraz twarzy, ale tylko on jeden wiedział, jak ciężka i delikatna zarazem była to rozmowa.

Gdy dowiedział się o tym, że Piąta Hokage wysłała oficjalne pismo do Madary z propozycją zawarcia paktu o nieagresje na najbliższe dwa lata, to w tej samej chwili zdał sobie sprawę, że było to coś, na co najstarszy Uchiha po prostu musiał się zgodzić. Bo jeśli Hokage prosiła o dwa lata pokoju, to oznaczało, że miała jakiś plan. Plan, do realizacji którego potrzebowała czasu. I gwarancji, że z dnia na dzień nie otrzyma wiadomości o wszczęciu walk i rozpoczęciu wojny.


A Itachi Uchiha zamierzał być tym, który dopilnuje, by Tsunade ten czas i gwarancję otrzymała. Jeśli nie mógł chronić Wioski własnymi rękoma, to dokona tego inną drogą, tak jak zwykł to robić przez ostatnie lata – z cienia.

Itachi miał tylko cichą nadzieję, że Suiren, oddalona od nich o tyle kilometrów, wiedziała, co robiła i jej zdrada faktycznie podyktowana była uczuciami do Naruto.

Bo jeśli nie... to mogło oznaczać jedynie kłopoty.



***



– Suiren.

Tsunade wpatrywała się w czerwonowłosą kobietę, starając się jednocześnie przeniknąć jakimś cudem jej myśli. O czym tak desperacko rozmyślała? Co dokładnie powodowało jej rozpacz? Czy wieści o rzekomej wojnie faktycznie podziałały? Czy Shikaku miał rację, twierdząc, że powinni spróbować zaburzyć jej postrzeganie świata do tego stopnia, by zaczęła wątpić we wszystko wokoło?

Czy Suiren w ogóle pomyślała o tym, że mogła zostać oszukana? Że to wszystko, każde słowo, które padło dziś z ust Tsunade było jednym, wielkim podstępem?

Że została pokona własną bronią? Kłamstwem.


– Suiren, Naruto jeszcze nie wie o nadchodzącej wojnie – odezwała się w pewnym momencie, a młoda Uzumaki natychmiast podniosła na nią swoje zagubione, zielone spojrzenie. Tsunade, przybierając zaś najbardziej ponury wyraz twarzy, na jaki było ją w tej chwili stać, odetchnęła cicho i skrzyżowała ciaśniej ramiona.

– Nie chciałam... dokładać mu złych wieści – ciągnęła dalej, odwracając przy tym wzrok, tak, by Suiren nie była w stanie wychwycić z nich choćby grama nieszczerości. – O-On nie jest jeszcze gotowy.

Suiren również opuściła wzrok, skupiając go na swoich roztrzęsionych dłoniach. Fakt, Naruto nie był gotowy. Ani na walkę, ani na... śmierć. Był taki młody i niewinny. Miał tyle marzeń i ambicji.

Suiren przypomniała sobie mimowolnie, jak myślała o tym, że byłaby w stanie przeżyć całe swoje dzieciństwo jeszcze sto razy, byle tylko on jeden pozostał bezpieczny i szczęśliwy. I spłaciłaby tysiąc długów, by nigdy więcej nie zaznał bólu.

Jakże ona go zawiodła.

Aż się uśmiechnęła na tę nieoczekiwaną myśl, na co Tsunade przeszedł tak zimny dreszcz, jakby sama śmierć dotknęła jej karku.

– Suiren... – Tsunade zatrzymała się niepewnie, nie wiedząc jak sformułować to, co chciała powiedzieć. Musiała wpłynąć na to, na czym Suiren najbardziej zależało. Musiała ją przekonać, że – ...ty ciągle masz szanse wrócić.

Uzumaki poderwała głowę, jakby ktoś poraził ją prądem. Otworzyła szeroko oczy i rozchyliła wargi z tak czystym niedowierzaniem, jakby była przekonana, że się jedynie przesłyszała.

– Co ty– zaczęła ochryple, a Tsunade już wiedziała, że udało jej się trafić. Przełknęła więc ślinę i odważnie podjęła to szmaragdowe spojrzenie.

– Naruto... myślę, że Naruto będzie gotowy ci wybaczyć. Nie mówię, że stanie się to teraz, zaraz, ale... on nadal bardzo cię kocha, a ostatecznie – Tsunade zatrzęsła się wewnętrznie, ale wiedziała, że jeśli tego nie powie, to cały plan mógł się nie powieść – to nie ty odpowiadasz za śmierć S-Sakury.

Cały czas wydawał się zwolnić, gdy Suiren potrząsnęła głową i odchyliła się do tyłu, jak w jakieś rozpaczliwej próbie ucieczki.

– To Madara Uchiha ją zabił – kontynuowała tymczasem Tsunade. – Także... Suiren, to nie tak, że kogokolwiek zdradziłaś. To ty zostałaś zdradzona.

Słowa zawisły w powietrzu, a Suiren nie potrafiła oderwać spojrzenia od złotych oczu Tsunade. Kobiety, która jeszcze nie tak dawno temu tyle dla niej znaczyła.


– Brzask cię zdradził. – Tsunade odetchnęła płytko, niczym topielec, który próbował nabrać rozpaczliwie powietrza, ale woda wdarła się już do jego płuc i jego życie zostało przesądzone. – Suiren, ja i Naruto... i cała Konoha... nigdy cię nie zdradziliśmy. Fakt, uwięziliśmy cię, ale tylko dlatego, że sama nie dałaś nam innego wyboru.

Czy nie sądzisz jednak, że w końcu nadszedł czas, by wybrać jedną stronę, Suiren? Bo jeśli Akatsuki chce wojny, to wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie, ale przede wszystkim zagrożony jest Naruto. Jego trening jeszcze nie dobiegł końca.

Tsunade znów nabrała nieco powietrza, a Suiren w tym samym momencie uniosła rozpaczliwie ręce.

– Wystarczy – wyszeptała, ale Piąta nie zamierzała przestawać. Jeszcze nie teraz. Widząc zaś, jak te niemożliwie głębokie oczy zachodzą mgłą, wiedziała, że przyszedł czas na ostatni atak.

– Suiren, nigdy przedtem o nic cię nie prosiłam, ale w tej chwili zamierzam to zrobić. Proszę cię, pomóż mi. Zrób to dla Naruto.


Na kilka długich minut w całym pomieszczeniu zaległa mrożąca krew w żyłach cisza. Tsunade była w stanie usłyszeć jedynie swój niespokojny oddech i gwałtowne bicie serca. I nic ponad to. Suiren spuściła tymczasem głowę, tak nisko, że czerwone pasma zsunęły się z jej ramion i zasłoniły jej cały świat, przysłaniając jednocześnie jej pobladłą twarz.

Tsunade nie miała najmniejszego pojęcia, co w tamtym momencie działo się w jej umyśle i sercu, ale wraz z cichymi słowami, które w końcu wypłynęły z jej ust, poczuła jak ból szumiący jej w skroniach ostatecznie ją opuszcza.

– Zrobię to.



***



– To prawda – mruknął ponuro Madara. – I tak nie zaatakowalibyśmy ich nie wcześniej niż za rok, ale dać im dodatkowe dwanaście miesięcy... to jak samowolne podanie im naostrzonej katany, kiedy my dysponujemy jedynie jednym kunaiem.

Itachi spiął się na te słowa, ponieważ były aż za bardzo prawdziwe. Nie tracąc jednak nic ze swojego opanowania, wygiął tylko nieznacznie wargi.

– Madara, nie tylko Konoha zyska dodatkowy rok. My również go otrzymamy – oświadczył spokojnie. – Będziemy mieć więcej czasu na przeprowadzenie kolejnych negocjacji ze Stowarzyszeniami Białego Ptactwa, jak i – w tym momencie Itachi zawiesił nieznacznie głos – będziemy mogli znacznie wcześniej wyprawić się na Otogakure.

Madara drgnął lekko, a Itachi przechylił nieco głowę w bok.

– Poza tym... będziesz miał Suiren.


No jasne, że będzie ją miał! Madara zacisnął dłonie w pięści i ściągnął usta w cienką linie. O to tu właśnie chodziło! To było tak cholernie pogmatwane i nielogiczne! Dlaczego Suiren miałaby zgodzić się na coś takiego! Przecież... przecież...

Zaklął gwałtownie, na co Itachi zmarszczył odrobinę brwi. Czyli tak jak podejrzewał, cała sprawa rozchodziła się o ten cały warunek.


By pakt o nieagresje pomiędzy Krajem Deszczu, a Krajem Ognia zyskał moc prawną i aby mógł zacząć obowiązywać, musiał zostać spełniony tylko jeden warunek.


Madara Uchiha musiał poślubić Suiren Uzumaki.



***



– Małżeństwo? – Suiren w dalszym ciągu siedziała na swojej pryczy, z nogami opuszczonymi na ziemie i rękoma skrzyżowanymi na piersiach. I zupełnie ogłupiałą miną. – Co?

– To, co powiedziałam. Małżeństwo – powtórzyła tymczasem Tsunade – z Madarą. Ty i On. Razem.

– Pojebało cię? – Uzumaki tak wysoko uniosła brwi, że niemal sięgnęły linii jej włosów. Jednocześnie przez jej serce przetoczył się cichy spazm bólu. – Powiedziałam, że pomogę, ale nie w taki sposób. Nie mogę tego zrobić, bo – Suiren zająknęła się nagle i uciekła wzrokiem w bok – bo nie mogę.

– Tylko na okres obowiązywania paktu, czyli dwa lata. – Tsunade ani na chwilę nie dała się wybić z rytmu. Wraz z uzyskaniem zgody Suiren na pomoc, wiedziała, że wygrała i nic nie mogło zachwiać jej pewnością siebie. Plan, który ustaliła z Shikaku był idealny i genialny zarazem.

A przy tym tak prosty w swej istocie.

Tsunade musiała jedynie zrobić wszystko, by Suiren uwierzyła w zdradę Akatsuki. A gdy w jej sercu nie będzie już niczego poza czystą nienawiścią, musiała ją posłać w samo epicentrum tej nagromadzonej wściekłości, stawiając jednocześnie przed nią osobę, którą mogła obwinić za cały swój ból. Swój i Naruto.


– Madara się nie zgodzi– rzuciła na to nagle Suiren, nie mogąc jednak oprzeć się gorzkiej myśli, że mogła się mylić. W końcu, wychodziło na to, że wcale nie znała Madary, prawda?

– Dlaczego miałby się nie zgodzić? – spytała wobec tego Tsunade. – To małżeństwo będzie dla niego korzystne z politycznego punktu widzenia.

Politycznego, huh...

Suiren wzdrygnęła się gwałtownie. Fakt, Madara znał się na polityce i cóż... w końcu był nią zainteresowany, prawda? Dlaczego miałby się nie zgodzić? Ostatecznie, chyba chciał jej powrotu, prawda? Ale przecież, jeśli już wypowiedział Konohagakure wojnę, to dlaczego nie zażądał jej z powrotem?

Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.


– Jesteś Uzumaki, Suiren. Pochodzisz ze starego i potężnego rodu, a przy tym jesteś kuzynką jinchurikiego Kyuubiego i krewną Piątej Hokage. – Tsunade wygięła niewyraźnie wargi przy swoim własnym tytule. – Na dawne standardy, stanowisz, że tak to ujmę "naprawdę dobrą partię". Gdyby w świat poszła informacja, że Madara Uchiha poślubił kogoś takiego, mógłby tym wiele zyskać w oczach panów feudalnych i innych znaczących osób. Bo na tę chwilę, sytuacja nie koniecznie mu sprzyja.

Suiren nie znała się na polityce, jak już wielokrotnie o tym wspominała, ale zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że to, co mówiła Tsunade miało sens. Bo jeśli Madara oficjalnie ujawnił swoją tożsamość, to cały świat musiał być jak sparaliżowany. A do tego postawiony w pełnej gotowości, spodziewając się po nim wszystkiego, co najgorsze. Gdyby jednak rozeszło się, że wziął sobie za żonę kobietę spokrewnioną zarówno z Hokage, jak i Jinchuurikim, to byłby to dowód na jego dobre intencje. Nikt, by nawet nie pomyślał, że zawarty w ten sposób pokój był jedynie ułudą i rozpaczliwą próbą ukrycia wzajemnych słabości.

– Poza tym – Tsunade odchrząknęła nagle – Madara musi zapewne myśleć o odbudowaniu swojego klanu. Wobec tego, prędzej, czy później musiałby znaleźć sobie kobietę, z którą byłoby to możliwe.


Suiren poczuła się, jakby oberwała łopatą prosto w tył głowy. Zamroczyło ją do tego stopnia, że omal nie zsunęła się z materaca na ziemię i brakło jej tchu.


Klan, rodzina, dzieci.

No tak, jasne.


Wściekłość jaka zalała jej serce, wydawała się zabarwić całe otoczenie na czerwono. Że też Suiren nie pomyślała o tym wcześniej w ten sposób! Oczywiście, że Madarze zależało na odbudowaniu swojego cholernego klanu! Nie chodziło tylko o Itachiego, Sasuke, czy Obito, ale i o niego samego! Jakże mogłoby być inaczej! Przecież każdemu mężczyźnie chodziło ostatecznie tylko o jedno!

Suiren poczuła, jak do oczu napływają jej niechciane łzy. Gorzkie wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą, zalewając ją potokiem ostrych, raniących słów, jakimi zarzucił ją Sora podczas tamtej pamiętnej kłótni. Każda jedna sylaba chlastała jej serce i zanurzała się głęboko w jej duszy, tylko po to, by wyrwać z niej maleńki kawałeczek.

Nie mogła mieć dzieci. Nie mogła stworzyć rodziny. Nie mogła przedłużyć niczyjego klanu.

Żadnemu mężczyźnie na tym świecie nie mogła dać spełnienia i uczynić go ojcem. Nie potrafiła sprawić, by po tej samej ziemi biegał żywy dowód ich wspólnej miłości.


Madara nic o tym nie wiedział. Nie wiedział, że Suiren nie mogła dać mu tego wszystkiego. Nie wiedział, że Suiren wobec tego wszystkiego nie czuła się pełnoprawną kobietą. Że każdego jednego dnia od ponad ośmiu lat nie potrafiła przebaczyć sobie tego, że nigdy nie zajdzie w ciąże, nigdy nie urodzi i nie utuli swojego własnego dziecka.

Madara nic nie wiedział, ale gdyby się dowiedział...

Rozpaczliwy, desperacki śmiech rozdarł jej gardło, gdy odrzuciła głowę do tyłu i zacisnęła dłonie w pięści, wbijając sobie w nie paznokcie.

Madara z całą pewnością by tego nie zrozumiał. Mógł ją kochać, ale nie na tyle, by jej wybaczyć. By ją zaakceptować.

Z całą pewnością był taki jak Sora. Ich związek nie miał żadnej przyszłości. Wszystko skończyłoby się szybciej, niż w ogóle zaczęło.

Chyba, że Madara już wiedział.


Suiren zamarła nagle, a szaleńczy śmiech umilkł. Co jeśli Madara się dowiedział? I to właśnie dlatego zrobił to wszystko?

Uznał ją za niepotrzebną, więc zabił Sakurę, pozbywając się wszystkiego, co ich łączyło. A teraz zaatakował Konohę, bo wcale nie zależało mu na odzyskaniu jej, a jedynie na pozyskaniu dziewięcioogoniastego. A do tego nie potrzebował rocznych przygotowań. Wystarczyła dobra dywersja i jeden z członków Akatsuki. Itachi, albo Pein. I Naruto mógł pożegnać się z życiem.


Suiren aż się zatrzęsła cała od emocji, które niczym wulkan zalały jej wnętrzności. Jeśli Madara myślał, że tak łatwo mógł wyrzec się jej miłości, to grubo się mylił. Suiren zamierzała mu udowodnić, że ona, w przeciwieństwie do niego, nie rzuca słów na wiatr i dotrzyma swojej obietnicy.

Więcej, dotrzyma każdą jedną obietnicę,  którą kiedykolwiek złożyła.

Dotrzyma obietnicy złożonej Sakurze, dotrzyma obietnic złożonych Itachiemu i Sasuke, dotrzyma obietnicy Naruto i dotrzyma obietnicy, jaką złożyła w swoim własnym sercu.


Sprawi, że jej miłość stanie się dla Madary prawdziwym przekleństwem.



***



– Madara – Itachi spoglądał na starszego Uchihe spod na wpół przymkniętych powiek – czy to teraz ważne, z jakiego powodu Suiren się na to wszystko zgodziła? Przecież doskonale ją znasz. Hokage może myśleć, że tym małżeństwem coś zyska, ale chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, co was łączy.

Itachi, gdy chciał, to potrafił być bardzo przekonujący, a jego słowa gładkie niczym powierzchnia lustra. Zainteresowany widział w nich zaś dokładnie to, co chciał widzieć.

– Jeśli się na to zgodzimy, to nic nie stracimy, a tylko zyskamy. Mając całe dwa lata i Suiren po swojej stronie, będziemy mieli wszystko. Ty będziesz miał wszystko.

Madara słuchał tego wszystkiego, mając zamknięte oczy i pocierając wciąż skronie. Jasne, to brzmiało tak pięknie. Nie potrafił zliczyć jak wiele plusów w tym dostrzegał, ale głęboko pod skórą czuł, że coś się strasznie nie zgadzało. Nie potrafił tylko dociec, co.

Mając jednak przymknięte powieki, nagle wróciło do niego wspomnienie tych roziskrzonych, szmaragdowych oczu. Senninie, gdyby tylko mógł sprawić, żeby te oczy już na zawsze były tylko jego.

To akurat mógł zrobić. Musiał tylko...


– Zgadzam się. Niech będzie. Itachi, powiadom Peina i Konan.


C.D.N.

*****

Etto, Witam wszystkich po ponad czterech miesiącach przerwy i oddaję w wasze ręce jubileuszowy rozdział Legendy. Blisko pięć i pół tysiąca słów, i chyba najgorętszy wątek całej historii Suiren.

Prawdę mówiąc, to nie wiem, kiedy nastąpi kolejna aktualizacja, bo wena raczej nie wróciła do mnie jeszcze na stałe, ale optymistycznie myślę, że do końca miesiąca coś na pewno się pojawi. Zwłaszcza, że cóż... sam ślub i przygotowania do niego mam zaplanowane i rozpisane już od jakichś dwóch lat. Także tak, to było planowane i tego, zapraszam do komentowania!

Dziękuję wszystkim tym, którzy czekali!

~Igu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro