Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXV. Tęsknota


ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY PIĄTY

TĘSKNOTA


Szła korytarzem.

Białym, długim korytarzem, który zdawał się nie mieć końca. Cień na ścianie skradał się w rytm jej kroków, a ich echo niosło się hen do przodu.

Nie wiedziała dokąd idzie. Czuła jednak, że nie mogła się zatrzymać choćby na chwilę. Zupełnie jakby była śledziona. Ale moment... przez kogo?

Suiren zatrzymała się zaskoczona i rozejrzała dookoła. Gdzie ona się właściwie znajdowała?

Rozejrzała się ponownie i przechyliła delikatnie głowę. Ta biel kojarzyła jej się z tylko jednym miejscem.

Rezydencją Dźwięku. 


Nagły strach owładnął jej sercem, a ona zadrżała. Uniosła jednocześnie przerażona ręce i zbladła niezdrowo na widok śnieżnobiałych bandaży. W tej samej chwili dobiegł ją odległy odgłos kroków. Ktoś się zbliżał.

Na czoło wystąpił jej lodowaty pot, a żołądek ścisnął się boleśnie. To nie mogło się dziać.

Zacisnęła dłonie w pięści i nie czekając na nic, zerwała się do szaleńczego biegu.

To nie mogło...

Znów miała trzynaście lat i błąkała się po białym labiryncie, starając się jak najlepiej zapamiętać drogę do wyjścia. Nikt nie mógł jej nakryć. Inaczej śnieżnobiałe bandaże znów zabarwią się na czerwono.


Przełknęła głośno ślinę, słysząc, jak dźwięk kroków z każdą chwilą staje się wyraźniejszy. Bała się. Miała wrażenie, że ten potworny, sterylnie biały korytarz nigdy się nie skończy. I wtedy też to dostrzegła; upragniony zakręt. Jeśli tylko jej się uda...

Przyśpieszyła rozpaczliwie, czując w piersi kłujący ból. Tak bardzo chciała...

Nawet nie zauważyła kiedy posadzkę pokryła ciemna woda, a ona zaczęła w niej brodzić po kostki. Znów miała dwadzieścia lat i płaszcz Akatsuki na sobie.

Sapnęła z oburzenia i zaklęła gwałtownie. Skupiła jednocześnie chakrę w stopach i już po chwili biegła po zburzonej, nieprzyjemnie czarnej tafli.

Upragniony zakręt był już tak blisko!


Zbliżając się do niego czuła euforię. Obezwładniającą, cudowną euforię. Uśmiechnęła się szeroko, ale gdy tylko minęła róg, poczuła jak traci równowagę.

Zamachała zdumiona rękoma, spoglądając w dół na swoje stopy i dostrzegając, jak woda oddala się od niej gwałtownie. A ona... a ona stoi na samym skraju urwiska. Zachwiała się niebezpiecznie, czując na twarzy lodowaty podmuch wiatru.

Zaraz spadnie.


– Co robisz? – usłyszała niespodziewanie, a silne ramię złapało ją w pół i przyciągnęło gwałtownie do siebie. Suiren zamrugała zaskoczona.

Och.

– Słyszałaś kiedyś o wodnych gejzerach? – Madara spoglądał na nią spod na wpół przymkniętych powiek i uśmiechał się leniwie. Suiren na ten widok poczuła tak nagłe uderzenie gorąca, jakby wspomniany gejzer wybuchł bezpośrednio w jej sercu. Rozchyliła bezradnie usta, a policzki za szczypały, gdy pokryły je zupełnie nieoczekiwane rumieńce.

– Madara – wyszeptała, jedynie wyczuwając, jak jego tak wspaniale duże i silne dłonie odnajdują swoje miejsce na jej talii. Idealnie.

– Śpiewałaś. – Jego oczy zalśniły głęboko, gdy usta rozciągnęły się w zniewalającym uśmieszku.

– J-Ja... – Nie pamiętała, żeby śpiewała, ale to nie było teraz ważne. Senninie, w jego ramionach nic nie było ważne. Poczuła jednocześnie jeszcze większe szczęście niż na widok zakrętu.

– Wróciłam – wyszeptała drżąco, pochylając się w jego stronę i unosząc dłonie, dotknęła opuszkami palców jego policzków. Madara przymknął na to powieki, jakby rozkoszował się tym delikatnym dotykiem, ale już po chwili ponownie zatopił się w jej szmaragdowym spojrzeniu.

– Wiedziałem, że wrócisz. – Suiren miała wrażenie, że zaraz się roztopi pod tym uporczywym wzrokiem bezdennie czarnych tęczówek. Uwielbiała je.

– Zawsze wrócę.

Więcej nie była w stanie z siebie wydusić, bo w tej samej chwili Madara schylił się niżej i pocałował ją gorąco, aż brakło jej tchu.

Och.

Zarzuciła mu gwałtownie ręce na szyję i przylgnęła silnie do jego klatki piersiowej, podczas gdy jego dłonie przesunęły się wzdłuż jej kręgosłupa. Jęknęła cicho, gdy podgryzł nagle jej wargę, jakby pytając ją w ten sposób o pozwolenie na więcej.

Chciała więcej. Chciała go całego.

Rozchyliła szerzej wargi, przejeżdżając zachęcająco językiem po górnej wardze. Coś w jego spojrzeniu zapłonęło, a jedna z niecierpliwych dłoni zjechała na jej pośladek, ściskając go gwałtownie. Sekundę później czuła jego język w swoich ustach, jego obezwładniający smak i zapach i wszystko inne. Zdominował ją bez jakiegokolwiek trudu, ale nawet nie zamierzała z nim walczyć. Pragnęła oddać mu się cała. Teraz i już na zawsze.

– Suiren – jego nabrzmiały od emocji głos był niczym najintymniejsza pieszczota.

– Madara – jęknęła ochryple, gdy odrywając się od jej ust, ucałował niespodziewanie jej szyję. Odrzuciła rozpaczliwie głowę do tyłu, chcąc dać mu jak najlepszy dostęp, za co została nagrodzona gorącym pomrukiem aprobaty. Zacisnęła powieki, czując wzbierającą się w jej podbrzuszu sensację. Było jej tak dobrze, ale wciąż było jej mało. Chciała... więcej.

Madara całował jej szyję z niemożliwym namaszczeniem, a jego ręce głaskały jej plecy. Nagle jednak przesunął jedną z rąk na jej kark i odgarnął przeszkadzające mu kosmyki włosów. Założył je za jej ucho i zbliżył do niego wargi, owiewając go swoim gorącym oddechem.

– Pobudka, moja droga pani~.



Suiren otworzyła gwałtownie oczy. Leżała na pryczy w chłodnej celi, a Kasai półleżał zaraz obok niej i z uciechą przeczesywał ostrymi pazurami jej włosy. W jego czerwonych, niebezpiecznych oczach lśniło irytujące rozbawienie.

Cela. Więzienie. Konoha.

Nie Rezydencja Dźwięku, nie klif i nie ramiona Madary.


Suiren otworzyła jeszcze szerzej oczy i szarpnęła się panicznie do siadu. Rozchyliła jednocześnie wargi, chcąc wrzasnąć, ale Kasai zareagował w tej samej chwili, przykładając palec do swoich ust i jednym spojrzeniem nakazując jej milczenie. Na ten widok kobieta omal nie połknęła własnego języka, byle tylko nie wydać z siebie choćby jednego dźwięku. W następnej sekundzie przyszło zrozumienie i Suiren zerknęła kątem oka na kraty.

– Strażnicy? – zapytała bezgłośnie, a Kasai rozpromienił się.

– Śpią, moja miła pani – odezwał się rozradowany.

– Czy... – Suiren zmarszczyła nieznacznie brwi – ...to jeden z twoich talentów?

– Nie inaczej – przytaknął uchachany youkai. – Ale każdy głośniejszy odgłos może ich wybudzić, więc radziłbym zachować ostrożność, moja pani.

Suiren w tej samej chwili zmrużyła oczy z nieopisaną żądzą mordu.

– Kasai – warknęła natarczywie – co ty tu do kurwy jasnej mać robisz?

Demon, jakby wyczuwając jej zamiary, podniósł się prędko z posłania i unosząc ręce w obronnym geście, uśmiechnął się niewinnie.

– Ja tylko – zaczął, ale Uzumaki nawet nie pozwoliła mu dokończyć. W jej spojrzeniu zalśnił lód.

– Nie wzywałam cię. – Kasai zgarbił się mimowolnie pod jej gorzką naganą, choć jego oczy wciąż błyszczały kpiącym rozbawieniem.

– Zostałem wezwany – wyjaśnił z niegasnącą radością, a Suiren spojrzała na niego zdumiona.

– Przez kogo? – zapytała szczerze zaskoczona. Na tę chwilę tylko Naruto i Itachi posiadali prawo do przyzwania demona, ale po żadnym z nich nie spodziewała się takiej decyzji. Który z nich w takim razie miałby...?

– Przez obu.


***


Naruto nie mógł spać.

Zaraz po rozmowie z Suiren, wrócił do swojego domu i spędził w nim całe popołudnie, siedząc na łóżku i gapiąc się bezmyślnie w ścianę. A potem także gapiąc się w blat stołu, gdy jego żołądek upomniał się w końcu o jakiś posiłek i Uzumaki powlókł się do kuchni, by coś zjeść. Nie mogąc jednak nic przełknąć, wywalił ostatecznie zimny już ramen do kosza na śmieci i udał się z powrotem do łóżka. Otulając się ciepłą kołdrą, spróbował zasnąć, ale i tego nie mógł zrobić.

Nie mógł spać.

Ilekroć przymknął oczy, pod jego powiekami rozkwitało wspomnienie lodowatego spojrzenia Suiren, które z każdą kolejną sekundą odbierało mu chęci do życia. Czuł się tak przeraźliwie wypłukany ze wszelkich emocji, jak chyba jeszcze nigdy. O ile po śmierci Jiraiyi czuł dojmujący, rozrywający ból, tak teraz nie czuł niczego. W jego młodym sercu zionęła pustka. Taka sama, która dudniła w obłąkańczym śmiechu Suiren.

Nie wierzył jej. Cholera, nie potrafił w to wszystko uwierzyć, choć bardzo chciał. Naprawdę chciał. To byłoby prostsze. Znienawidzić Suiren i tyle. Ale coś w jego sercu burzyło się na samą myśl, że mógłby ją odrzucić; wyrzucić na zawsze ze swego życia. Jeśliby to zrobił, musiałby jeszcze w tej samej chwili wyrwać część swojego własnego serca.

Naruto westchnął ciężko w poduszkę.

Odkąd tylko pamiętał, Suiren dawała mu wiele sprzecznych sygnałów. I w tym wszystkim tylko jedna rzecz nigdy nie uległa zmianie. Suiren go kochała i nie chciała jego krzywdy. Więcej; ponad wszystko pragnęła, by żył. Obiecywała go chronić, jednak nigdy nie obiecywała mu, że będzie żyła u jego boku. Nie okłamywała go. Przez te dwa lata ani razu nie łudziła go, że kiedyś zrezygnuje z fachu łowczyni i osiądzie z nim w Konosze. Liczyła się z tym, że kiedyś może przyjść im się rozstać i była z nim szczera. A on był jej za tę szczerość wdzięczny.

Teraz jednak czuł od niej same kłamstwa. I choć oczy widziały jedno, to jego serce czuło drugie. Suiren mu czegoś nie tłumaczyła, nie mówiła. I albo sama nie znała prawdy, albo z jakiegoś pokrętnego powodu próbowała tę prawdę przed nim ukryć. Nie miał jednak pojęcia, co mogłoby być dla niej tak przerażająco ważne, by zmusiło ją to do tych wszystkich kłamstw. Co mogłoby być ważniejsze od niego?

Suiren nie dbała o rzeczy materialne. Bardziej skupiała się na tym, co za tymi rzeczami przemawiało, ale Naruto wątpił, by to o to chodziło.

Musiało chodzić o coś innego. O życie. Tylko ono przedstawiało dla Suiren wartość. I choć o swoje życie nigdy nie dbała, to życie innych było dla niej najważniejsze.

Nienawidziła osób, które dobrowolnie wybierały śmierć. Twierdziła, że każde życie jest lepsze od śmierci. Od bezpowrotnego końca.

Naruto zacisnął mocniej powieki, czując jak kręci mu się w głowie z nadmiaru myśli. Doskonale pamiętał wściekłość Suiren na Chiyo, która postanowiła poświęcić się dla Gaary. Ona nie mogła się poświęcić. Nie tak do końca. I to ją deprymowało. Denerwowało ją to, że nie mogła oddać swojego życia w zastaw śmierci. Że musiała za każdym razem wrócić i...

Naruto poderwał się gwałtownie do siadu. Spojrzał na swoje drżące ręce i zacisnął je w pięści.

Oddać życie... dać życie... o to właśnie chodziło!

Suiren nie mogła oddać swojego życia, ani wydać nowego!

Źrenice jego niebieskich oczu rozszerzyły się nienaturalnie, gdy przypomniał sobie ich odległą rozmowę. Rozmowę, którą odbyli w niedługi czas po jej rozstaniu z Sorą. Gdy próbowała mu niezdarnie wytłumaczyć, że nie może mieć dzieci i to ich właśnie poróżniło. Suiren nigdy wcześniej i nigdy później do tego nie wracała, ale doskonale pamiętał jej smutek z tamtego dnia. Pamiętał jej zaszklone oczy i roztrzęsione ramiona. Wtedy myślał, że chodziło o Sore, ale teraz... co jeśli Suiren chciała mieć dzieci? Chciała, ale nie mogła i to ją tak bolało?

Gdyby tak na to spojrzeć i na ten jej nieoczekiwany powrót do Orochimaru, którego nienawidziła, to wtedy...

Naruto odetchnął i nim zdążył pomyśleć nad tym dłużej, przygryzł swój kciuk.


*


Kasai był wściekły. Itachi przyzwał go dobrze ponad tydzień temu i z miejsca rozkazał mu udać się do Suiren, która została zabrana przez Konohe. Rozkazał mu! Jakby Kasai był jakimś cholernym pieskiem na posyłki. Uchiha ani przez chwilę nie zastanowił się nad tym, by zapytać łaskawie demona o jego własne zdanie. Jedynie mu rozkazał, jakby to on był jego panem. Jakby sądził, że jego zdanie miało dla Kasaia jakąkolwiek wartość. A nie miało!

Kasai był lisim youkaiem, który w swoich żyłach miał więcej dumy niż chakry. I w żadnym razie nie zamierzał słuchać się jakiegoś podrzędnego shinobi.

A już tym bardziej nie zamierzał ponownie podpaść Suiren. Kasai doskonale wiedział, że młoda kobieta nie życzy sobie jego obecności. Gdyby było inaczej, Uzumaki znalazłaby sposób na skontaktowanie się z nim. A nie zrobiła tego. Nie chciała Kasaia. I Kasai nie udał się do niej.


Okrutny los uwielbiał jednak najwyraźniej kpić sobie z Kasaia i bezlitosny youkai znowu został wezwany wbrew swojej woli. Tym razem jednak przez tego blondwłosego smarkacza, który był hotelem dla Kuramy. Żałosne.

Schował twarz za rozłożonym wachlarzem, gdy pojawił się na samym środku dusznej sypialni Naruto. Sam Uzumaki stał na prawo od niego, tuż przy łóżku i spoglądał na niego z zaciętością.

– Suiren – zaczął od razu, gdy tylko podchwycił jego szkarłatne spojrzenie, ale demon natychmiast mu przerwał.

– Moja słodka pani mnie nie wezwała – odparł ostro, a Naruto spojrzał na niego zaskoczony.

– Co – palnął, nim zdążył się powstrzymać, a Kasai zmarszczył nieprzychylnie brwi.

– Moja pani mnie nie wezwała, więc nie rozumiem dlaczego ty miałbyś to zrobić.

Uzumaki zmrużył powoli oczy.

– Suiren została skazana na dożywocie – odezwał się jednak w końcu, a youkai prychnął niedbale.

– I co z tego? – zapytał tak beznamiętnie, że Naruto wzdrygnął się mimowolnie. Już miał się odezwać, ale wtedy też przypomniał sobie po co wezwał demona i zacisnął usta w cienką linię.

– Kasai – powiedział po chwili cicho, a demon zastrzygł uszami, słysząc jego ton. Chyba jeszcze nigdy nie słyszał u blondyna takiego tonu i zaciekawiony aż opuścił niżej wachlarz.

– Och~?

– Proszę, udaj się do Suiren, 'ttebayo. – Naruto przymknął szybko oczy, by zaraz znów je otworzyć. W jego lazurowych tęczówkach przez krótką chwilę zalśnił odległy, czerwony płomień. – Wiem, że sama cię nie wezwała, ale zrób to, błagam. Ona... Ona za dwa dni zostanie odesłana do więzienia i... chcę, żeby mogła się chociaż pożegnać.

Kasai otworzył zaskoczony oczy.

– Pożegnać? – zapytał tak zdumiony, że Naruto odwrócił od niego wzrok i wbił je w podłogę.

– Ona... – Uzumaki zamilkł nagle i zacisnął mocniej dłonie w pięści – ... ma jakiś powód, by to wszystko robić i...

Kasai z rosnącym zdumieniem spoglądał na Naruto, dochodząc niespodziewanie do wniosku, że Uzumaki wiedział. Może jeszcze nie wszystko i nie wszystko rozumiał, ale w jakiś pokrętny sposób wiedział. I zaakceptował. I chciał dać Suiren swój ostatni prezent; pożegnalny.


***


Siedziała na pryczy i wpatrywała się tępo w kajdany na swoich rękach. Oczy szkliły się bez udziału jej woli, a gardło paliła dławiąca gorycz.

– Po tym wszystkim, co mu powiedziałam – wyszeptała ciężko, a Kasai skrył usta za śnieżnobiałym wachlarzem.

– Jakie będą twoje rozkazy, moja słodka pani? – zapytał, a Suiren podniosła na niego rozognione spojrzenie.

– Zdobądź papier i coś do pisania – wyszeptała zachrypnięta i wróciła spojrzeniem do swoich rozedrganych dłoni. – Muszę napisać kilka listów.


***


Madara siedział w głębokim fotelu w swoim pokoju i spoglądał nieprzytomnie w sufit. W lewej ręce trzymał kryształową szklankę wypełnioną do połowy złocistym alkoholem, a w drugiej ściskał złożoną na trzy kartkę. A raczej list, od Suiren.

Odetchnął głęboko i unosząc drżącą nieznacznie rękę, upił łyk whisky, który rozpalił jego przełyk i pozostawił po sobie słodki posmak goryczy. Zupełnie niczym słowa tej przeklętej, czerwonowłosej kobiety. Niech ją piekło pochłonie... i odda następnie w jego ramiona.


Madara,

mam nadzieję, że nadal masz moją kartę. Wychodzi jednak na to, że minie nieco więcej czasu zanim będziesz mógł mi ją zwrócić. Jednak radzę ci jej nie wywalić, bo gdy wrócę, to bądź pewien, że się o nią upomnę i nie podaruję ci, jeśli skończy tak jak pocztówka.

Nie mniej, jak już zapewne dobrze wiesz, zostałam zabrana przez Konohę. Nie przewidziałam, że obecna w grupie Hinata Hyuuga opanowała od naszego ostatniego spotkania technikę Hakke Senjuni Sho i dałam się głupio podejść. Zawiodłam, ale spokojnie, możesz zacząć być ze mnie dumny, bo właśnie przekułam tę klęskę w nasze zwycięstwo.

Na przesłuchaniu wykorzystałam sytuację i zeznałam, że twój powrót to zupełne kłamstwo i postarałam się o to, by wszyscy uwierzyli w to, że dalej wąchasz kwiatki od spodu. Co prawda, na dowód współpracy z Konohą musiałam wyznać imiona wszystkich członków, ale darowałam sobie wspomnienie o Obito. Dzięki temu Konoha wie teraz tylko tyle, że nie wie nic.

Ale oczywiście nie wszystko skończyło się pięknie, bo inaczej już dawno wylegiwałabym się w twoim łóżku i wypominała ci twoje zmarszczki. Zostałam skazana na dożywocie, co nawet mnie nie dziwi, bo moja moc nie pozwala niestety na wykonanie kary śmierci.

Za dwa dni trafię do więzienia na północy kraju i tam poczekam grzecznie na twój ratunek. Jednak od razu uprzedzam, że jeśli nie zjawisz się w zbroi i na białym rumaku, to nigdzie się nie ruszę. Mam pewne standardy, panie Uchiha.

I lepiej postaraj się im sprostać.

Suiren

PS: I lepiej dla ciebie, żebyś tej nocy śnił tylko o mnie. Bo ja o Tobie nie mogę przestać.


C.D.N.

*****

Witam wszystkich cieplutko ^^ Póki co, udaje mi się być sumienną, co do tygodniowego terminu i mam nadzieję, że tak już zostanie XD

Dziękuję również bardzo, ale to bardzo za ponad stu pięćdziesięciu (151!!!) followersów! Jesteście wspaniali! Niech pandy będą z wami!

~Igu



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro