Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXIX. Negocjacje


ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY

NEGOCJACJE


22 stycznia

Godziny wieczorne

Iwagakure

Siedziba Stowarzyszenia Białego Jastrzębia



– Przedstawiliśmy nasze warunki.

Konan zmrużyła ostrożnie swoje niezwykłe, bursztynowe oczy i założyła nogę na nogę, odchylając się jednocześnie nieco w miękkim fotelu. Z całej jej postawy bił lodowaty spokój i niezachwiana pewność siebie.

– Nadzwyczaj jasno i wyraźnie – zgodził się siedzący naprzeciwko niej mężczyzna i wygiął delikatnie wargi. – Nie mniej, nadal ciekawi mnie skąd ta nagła inicjatywa. Do tej pory Akatsuki nigdy nie interesowało się zawieraniem współpracy z jakąkolwiek wioską, a co dopiero mówiąc o kimkolwiek z Shakai no yohaku.

Shuzo Matsuda, lider Stowarzyszenia Białego Jastrzębia, zmarszczył nieoczekiwanie brwi i wbił natarczywe spojrzenie prosto w Konan. Niebieskowłosa jednak, wbrew jego oczekiwaniom, nawet delikatnie nie drgnęła. Zacisnęła jedynie nieco mocniej wargi i zmrużyła bardziej oczy.

– Czasy się zmieniają – odezwała się sucho, unosząc jednocześnie do ust kieliszek szampana. Upijając mały łyk złocistego napoju, spojrzała na Matsudę spod długich rzęs.

– Najwyraźniej. – Shuzo ani na chwilę nie spuścił z niej wzroku. Naraz jednak podniósł czarne spojrzenie na trójkę towarzyszących jej członków Akatsuki. A dokładniej rzecz biorąc, trzech Uchiha – Madarę, Itachiego i Obito.

Dwóch z nich, Madara i Obito, mieli na twarzach maski. Pierwszy z nich pomarańczową maskę Tobiego, a drugi prostą, czarną maske deszczowego ANBU.

– Nadal jednak – Shuzo zerknął na Konan kątem oka i wykrzywił nieznacznie wargi – przychodzicie do nas, nie znając naszych zasad. Twoi towarzysze zasłaniają swoje twarze.

– Nie sądzę, by ich wygląd jakkolwiek miał wpłynąć na omawianą przez nas umowę – zauważyła chłodno Konan i odchrząknęła spokojnie.

– Pozornie. – Matsuda uniósł swoją szklankę z burbonem i upił z niej spory łyk. – Tak się jednak składa, że z każdej strony okazujecie nam swoją ignorancję.

– Ignorancję? – zdziwiła się uprzejmie Konan. – Co masz dokładnie na myśli?

– Wasze warunki – odpowiedział na to Shuzo. – Bardzo wiele od nas oczekujecie, nie dając zbyt wiele w zamian.

– Doprawdy? – Niebieskowłosa zmarszczyła nieznacznie brwi. – Powtórzę więc. – Wygięła ironicznie usta. – Jeśli Stowarzyszenie Białego Jastrzębia poprze Akatsuki i zasili armię kraju Deszczu, wszyscy jego członkowie otrzymają obywatelstwo i międzynarodową ochronę. Raz na zawsze skończycie z życiem w Shakai no yohaku. A o to wam chodzi, prawda?

– Wy naprawdę nie macie pojęcia o życiu w Shakai no yohaku.


Drzwi do pomieszczenia, w którym negocjowali, otworzyły się nagle z rozmachem, a w progu stanęła niska, złotowłosa kobieta. Ubrana w piękne, śliwkowo fioletowe kimono, rozejrzała się dookoła z przytłaczającą wręcz charyzmą i weszła do środka. To również ona była autorką wcześniejszych słów.

Wszyscy w jednej chwili przenieśli na nią zdumione spojrzenia, a Madara, gdy tylko podchwycił spojrzenie tych ironicznych, fioletowych oczu, poczuł jak zalewa go parzący wnętrzności gniew.

– Co to ma znaczyć? – warknął gwałtownie, rozpoznając w nowo przybyłej Tamilę Foho we własnej osobie. Tę samą, przez którą dzielnice czarnego rynku od miesięcy pogrążone były w kryzysie; przez którą Pięciu Kage w mniejszym lub większym stopniu zaczynali ze sobą współpracować, a także tę samą, która zaatakowała jego i Suiren podczas misji pojmania Sanbiego.

– Nic wielkiego – odezwał się tymczasem Shuzo, uśmiechając przy tym szeroko. Uniósł jednocześnie dłoń i wskazał na Tamilę. – Pani Potępiona dowiedziała się jedynie, że Akatsuki zamierza złożyć mi dzisiaj wizytę i była zainteresowana spotkaniem jego członków osobiście.

– Ni mniej ni więcej – wtrąciła się na to sama Foho i przechodząc przez cały pokój, zatrzymała się tuż przy fotelu Shuzo. Opierając się zaś biodrem o jego bok, skrzyżowała ręce na sporych piersiach i uśmiechnęła się lekko.

Konan zmarszczyła na to wszystko niezadowolona brwi.

– Nie tak się umawialiśmy – zauważyła beznamiętnie, na co Tamila uśmiechnęła się szerzej, a jej fioletowe oczy roziskrzyły się radośnie. W tej chwili młoda kobieta do złudzenia przypominała demonicznego Kasaia.

– Wybacz – zwróciła się bezpośrednio do Konan i zmrużyła oczy z czystą uciechą. – Prawdę powiedziawszy to Shuzo był temu przeciwny, ale tak się składa, że jeszcze nikt nie wygrał z moją ciekawością; nawet ja sama.

Zachichotała na koniec beztrosko, a Konan spochmurniała jeszcze bardziej, ściągając usta w cienką linię.


Nie tak się umawiali. Ona miała tylko przeprowadzić negocjacje z Liderem Stowarzyszenia Białego Jastrzębia i nic ponad to. Co prawda znała plany Paina i Madary lepiej niż cokolwiek innego, ale nie miała żadnych uprawnień do samodzielnego podejmowania decyzji. Nie wiedziała, jak rozmawiać z tą dziwną kobietą. Powinna ją zignorować, czy też spróbować z nią pertraktować?

Konan zerknęła kątem oka na Madarę, chcąc wychwycić od niego jakiś znak, ale nim zdążyła na niego spojrzeć, jej uwagę pochłonął nieoczekiwanie Itachi.

Itachi, który stał jak spetryfikowany, z oczami utkwionymi w Tamili. I chociaż z całej jego osoby w dalszym ciągu biła ta charakterystyczna obojętność i niezmierzony spokój, to coś w jego czarnym spojrzeniu wydawało się płonąć. Zupełnie tak, jakby Itachi znał Tamilę i jednocześnie, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. To było tak niespotykanie... intensywne. I skończyło się tak szybko, jak zaczęło. A może jeszcze szybciej.

Konan otworzyła bezwiednie usta, chcąc coś powiedzieć, ale Madara ją ubiegł.

– Masz tupet – odezwał się lodowato, podchodząc przy tym do fotela, na którym siedziała niebieskowłosa i wbijając w Tamilę rozogniony wzrok – pokazywać się nam na oczy. Jesteś albo niewiarygodnie odważna, albo skrajnie głupia.

– Och? – Tamila uniosła na to teatralnie brwi. – Jeśli mnie pamięć nie myli, to właśnie ciebie wtedy spotkałam. Wiesz, na grzbiecie Sanbiego.

Podnosząc prawą rękę, przytknęła palec wskazujący do swoich ust, uśmiechając się przy tym jak sam diabeł.

– Zdaję się, że zabiłam też twoją drogą partnerkę. Ale chyba nie znaczyła dla ciebie zbyt wiele, skoro wyrzuciłeś jej zwłoki do wody, prawda?

Madare zalała tym razem fala lodowatej wściekłości. Na samo wspomnienie martwej Suiren z przebitym sercem coś się w nim przewróciło. W tej chwili za nic nie mógł pojąć swojego ówczesnego zachowania.

– Jak widać, wyraźnie żałujesz swoich czynów – prychnął zimno, a Tamila uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Więc najpewniej ucieszy cię fakt, że Suiren żyje i ma się dobrze.

– Jak najbardziej – odpowiedziała radośnie. – Tak się składa, że pewne dobre ptaszki uświadomiły mnie później kim ona była. Poznać osobiście Misesu Eiriasu to była czysta przyjemność.

Madara na krótką chwilę stracił rezon. Raczej nie spodziewał się, że Tamila będzie znać Suiren i jej moc. Myślał raczej, że uda mu się tą wiadomością wybić złotowłosą i tym samym zyskać nad nią przewagę, ale tajemnicza Łowczynia z każdą chwilą okazywała się być coraz bardziej interesująca.

– A jeśli już jesteśmy przy Misesu Eiriasu. – Tamila, wykorzystując chwilowe zawahanie Madary, przeniosła swoje roziskrzone spojrzenie z powrotem na Konan. – Skoro macie w swoich szeregach kogoś, kto zna Shakai no yohaku jak własną kieszeń, to jakim cudem popełnianie takie błędy? Nie wspominając już o tym, że Shuzo i Suiren doskonale się znają. Na logikę, to właśnie ją powinniście wysłać na negocjacje, oczywiście zakładając, że naprawdę wam zależy na tej umowie.


Znali się?

Madara otworzył szerzej oczy, a Itachi i Obito wymienili się krótkimi spojrzeniami. Sama Konan zmarszczyła nieznacznie brwi i zacisnęła jeszcze mocniej usta.

Ani ona, ani Pein, ani tym bardziej Madara nie wiedzieli o powiązaniach Suiren z Matsudą. Na dobrą sprawę, to oni nic kompletnie nie wiedzieli o życiu Uzumaki jako łowczyni. Suiren nie była w Akatsuki zbyt długo, a przynajmniej nie na tyle długo, by ktokolwiek z nich poczuł się w obowiązku wypytania ją o to, czy o tamto. Z resztą, do tej pory Akatsuki w ogóle nie potrzebowało takiej wiedzy. Od lat skupieni na Amegakure, nie nawiązywali z Shakai no yohaku jakichkolwiek kontaktów. Jeden Kisame orientował się nieco w temacie, ale nawet on nie wiedział zbyt wiele o Stowarzyszeniach Białego Ptactwa.

Konan uśmiechnęła się nagle kącikiem ust, gdy przez głowę przemknęła jej krótka myśl.

No tak, Stowarzyszenia.

– Tak się składa, że istnieje konkretny powód dla którego Suiren nie pojawiła się na dzisiejszych negocjacjach – oznajmiła spokojnie, niemal namacalnie czując na sobie wzrok wszystkich trzech Uchiha. Shuzo i Tamila spojrzeli na nią równie zaciekawieni.

– O proszę. – Foho przyłożyła znowu palec do ust, wyglądając teraz jak małe, zafascynowane dziecko. – Bardzo chętnie poznamy ten powód.

– Suiren, pomimo bycia w Akatsuki, w dalszym ciągu nie zrzekła się przynależności do Stowarzyszenia Białego Kolibra. – Konan uniosła swój kieliszek i napiła się z niego powoli, zupełnie jakby smakowała nie musującego trunku, a całej tej napiętej ciszy, która zapadła po jej słowach. Zmrużyła jednocześnie bardziej swoje złote oczy.

– A zważywszy na to, że Brzask zdecydował się zawrzeć sojusz ze Stowarzyszeniem Białego Jastrzębia, woleliśmy uniknąć jakichkolwiek pomówień, jakoby Biały Koliber miał w tym swój bezpośredni udział.

Shuzo Matsuda uniósł zaskoczony brwi, a Tamila rozchyliła bezwiednie usta.

– Spójrzcie – szepnęła przy tym zdumiona, by już po chwili rozpromienić się i podeprzeć pod boki z miną zwycięzcy – czyli jednak wiecie to i owo.

– Oczywiście. – Konan ani przez jedną milisekundę nie dała po sobie poznać, że cała sytuacja była strzałem na ślepo. Jak widać jednak, nadzwyczaj trafnym. – Akatsuki w żaden sposób nie ignoruje Shakai no yohaku. Cała zaproponowana przez nas umowa jest jak najbardziej prawdziwa i szczera.


Madara, korzystając z faktu, że miał na twarzy maskę, spojrzał na Konan z niemożliwym zachwytem. Jakby mógł, to ozłociłby ją w tej samej sekundzie. Nigdy nie spodziewałby się, że powierzenie jej stanowiska Lidera Akatsuki okaże się tak znakomitą decyzją.

Po tym, jak Pein został mianowany na pana Daimyo, Amegakure zostało bez przywódcy. Również Akatsuki potrzebowało kogoś, kto od tego momentu będzie je oficjalnie reprezentowało. I chociaż już praktycznie nic nie stało na przeszkodzie, by Madara ujawnił swoją tożsamość, to wraz z Peinem podjął decyzję, by skorzystać z prezentu, jaki sprawiła im Suiren przekonując Konohę o jego śmierci i pozostać jeszcze trochę w cieniu. To z kolei zrodziło potrzebę wyboru kogoś odpowiedniego na wcześniej wspomniane stanowiska.

Madara, początkowo, chciał zaproponować je Itachiemu, w imię rodzinnego wsparcia i dowodu lojalności, ale ostatecznie Obito przekonał go, że politycznie lepszym wyborem będzie właśnie Konan. Konan, która doskonale znała wszystkich ministrów Ame, dowódców ANBU, większość jouninów i całe zastępy innych ludzi. Konan, którą znali wszyscy mieszkańcy Ukrytego Deszczu i którą szczerze uwielbiali za jej dobre choć nie rzadko surowe serce. Aż wreszcie; Konan, która miała umysł ostry jak brzytwa i doskonale znała się na polityce.

Co teraz z reszta pięknie udowodniła.


– Prawdziwa i szczera, co? – Tamila obeszła tymczasem spokojnie fotel Shuzo i zbliżyła się do niedużego kominka, w którym płonął raźno ogień. – Jednak wasze warunki nadal pozostawiają wiele do życzenia.

Konan tylko minimalnie uniosła brew na wieść, że Tamila, jak się zdawało, znała również ich roszczenia.

– Co w takim razie macie im do zarzucenia? – Bez pośpiechu dopiła swojego szapmana i odstawiła kieliszek na mały, okrągły stoliczek stojący zaraz obok jej siedzenia. Utkwiła jednocześnie miodowe spojrzenie w Matsudzie, który przez cały czas, jak gdyby nigdy nic, sączył swojego burbona. Teraz jednak, na widok jej spojrzenia, wykrzywił lekko wargi.

– Od tej chwili, Akatsuki będzie prowadziło negocjacje z Potępioną Łowczynią – oznajmił najspokojniej w świecie i uśmiechnął się nonszalancko.

– Akatsuki nie będzie– zaczęła na to Konan, ale Shuzo przerwał jej w pół słowa.

– Jeśli odmówicie negocjacji z Tamilą Foho, Stowarzyszenie Białego Jastrzębia nie zawrze z Akatsuki żadnej umowy – oświadczył prosto. – Tak się składa, że nasza organizacja bardzo wiele jej zawdzięcza i ufamy jej osądowi, jak nikomu innemu.

– Więc? – Tamila obejrzała się przez ramię, splatając jednocześnie dłonie za plecami. – Dogadamy się jakoś?



***



W tym samym czasie

Więzienie w Kraju Ognia


Suiren siedziała skulona na swojej pryczy, z kolanami podciągniętymi pod brodę i twarzą skrytą w długich włosach, które niby czerwony mur odgradzały ją od całego świata. Widoczne spomiędzy nich oczy wydawały się zatracić gdzieś cały swój blask i niezrównaną głębie. Cicha rozpacz, która od paru dni targała najstarszą Uzumaki była w istocie czymś niewiarygodnie ciężkim.


Tsunade odetchnęła cicho.

Stała w drzwiach otwartej izolatki i od blisko pięciu minut obserwowała milczącą kobietę. Wbrew wszelkim pozorom, widzenie Suiren w takim stanie było dla niej naprawdę dobijające. W jakiś niepojęty sposób Tsunade ani na chwilę nie mogła pozbyć się myśli, że zrobiła źle. Że powinna powiedzieć prawdę. Tyle że... nie mogła.

Nie po tym wszystkim.

Nie po tym, jak Kage zareagowali na wieść o Madarze Uchiha. Czy może raczej... jak nie zareagowali.


Piąta przymknęła oczy i marszcząc nos, uniosła rękę, by ucisnąć palcami jego nasadę. Od dwóch dni ból głowy ani na jedną sekundę nie dawał jej spokoju.

– Czy... – padło niespodziewanie z posłania, na co Tsunade otworzyła gwałtownie oczy i utkwiła złote spojrzenie w Suiren. Czerwonowłosa nie zmieniła swojej pozycji, ani nie uniosła martwego spojrzenia z podłogi, ale ściągnęła nieznacznie brwi.

– Czy Naruto... otrzymał mój list?

– Tak. – Tsunade zacisnęła usta w cienką linię, wracając mimowolnie myślami do małej kartki z zaledwie trzema słowami, które Suiren napisała dwa dni temu do Naruto.


Naruto, porozmawiajmy. Proszę.


– Czy... – Suiren zacisnęła mocniej palce na swoich ramionach, którymi cały czas się obejmowała, jakby było jej przeraźliwie zimno – ...przyjdzie?

Tsunade odwróciła od niej wzrok, czując, jak pulsowanie w skroniach przybiera na sile. Naruto nie mógł do niej przyjść, ponieważ nigdy nie dostał tej kartki do rąk. Uzumaki nie miał pojęcia o kłamstwie Tsunade względem śmierci Sakury, więc tym bardziej nie mógł wiedzieć o tym. Może i Piąta upatrywała w nim swojego następce, ale już dawno przestała mu ufać w sprawie Suiren. Była bardziej niż pewna, że nastolatek nie potrafiłby okłamać swojej kuzynki i to w tak istotnej sprawie. Nie mówiąc już o odpowiednim odegraniu roli pogrążonego w żałobie.

– Naruto – Tsunade skrzyżowała dłonie na piersiach i odchrząknęła lekko – nie przyjdzie.

– Nie przyjdzie – powtórzyła Suiren tak suchym tonem, że strażnika stojącego po drugiej stronie drzwi przeszedł mimowolnie zimny dreszcz.

Tsunade jednak, ani nie drgnęła. Jak zwykle przyszła tu w konkretnym celu i nie mogła odpuścić. I chociaż głowa nie przestawała pulsować tępym bólem, musiała pamiętać po co było to wszystko.

A było dla Konohy. Dla wszystkich mieszkańców. Dla Naruto, Shizune i wszystkich tych, których kochała.

Nawet jeśli oznaczało to ponowne zniszczenie Suiren.


Tsunade wyprostowała się bardziej.

Suiren była nieśmiertelna. Jej uczucia były nieśmiertelne. Jednak o ile jej miłość do Naruto była dla niej – Tsunade – wyjątkowo korzystna, o tyle jej miłość do Madary była synonimem katastrofy. Klęski, która mogła pogrzebać Konohę głęboko pod ziemią z tysiącami ludzkich istnień.

Nie mogła na to pozwolić. Musiała przemienić miłość w nienawiść. I chociaż już teraz Suiren kroczyła ścieżką goryczy i zawodu, Tsunade musiała się upewnić, że nic jej nie zawróci z tej drogi. Że nienawiść do najstarszego Uchihy wypełni każdą z jej żył, niczym najgorsza trucizna.

Trucizna, która dosięgnie i zabije główny powód tych wszystkich zdarzeń.

Samego Madare Uchihe.

– Suiren, Akatsuki przysłało do Konohy pewne pismo.


C.D.N.

*****

Posłowie;

Po pierwsze, przepraszam. Studia dają mi w kość i nie byłam w stanie dokończyć rozdziału w terminie w jakim chciałam. Jakby tego było mało, wattpad robił ostatnio wszystkich w chuja i po jakichś dziesięciu próbach dodania tego rozdziału straciłam cierpliwość i nie było mnie tu parę ładnych dni.

Po drugie, rozdział pierwotnie miał być nieco dłuższy, ale nic straconego. Rozdział 70, z okazji tak okrągłej liczby, będzie podwójny (czyli ok. 6k słów) i zawrze w sobie jeden z ciekawszych wątków Legendy ;)

Po trzecie, jeszcze raz zapraszam Was do zadawania pytań do Q&A. Póki co, pytań jest ok. ośmiu i póki liczba ta nie przekroczy chociaż 40, nie będę miała materiału do jego zrealizowania, także przypominam i życzę kreatywności :)

Pozdrawiam, ~Igu

(Następny rozdział przewidziany za ok. 10-14 dni; termin tygodniowy zostanie przywrócony dopiero gdzieś pod koniec lutego, gdy sesja i wszystko, co z nią związane odejdzie w zapomnienie)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro