LXIII. Przesłuchanie
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY TRZECI
PRZESŁUCHANIE
7 grudnia
Godziny popołudniowe
Amegakure
Madara siedział za biurkiem Peina, obracając w palcach asa pik i spoglądając zamyślony w jakiś nieokreślony punkt. Dzisiaj, z samego rana, blisko trzy tysięczna armia opuściła Wioskę Ukrytego Deszczu i pomaszerowała wprost w objęcia śmierci, naprzeciw swoim własnym rodakom. A wraz z nimi wybrali się Kisame, cała Hebi, a także Hidan i Kakuzu, którzy wrócili do organizacji w środku nocy, zaledwie kilka godzin wcześniej. Sasori i Deidara już od nieco ponad doby towarzyszyli Peinowi i Konan, a Zetsu od kilkunastu dni stanowił całkiem odrębny byt, tworząc z siebie wielotysięczną siłę pod czujnym okiem Obito; także na tę chwilę w wielkiej górze przebywały obecnie tylko trzy osoby.
Madara, Itachi, oraz Sakura.
Z czego ta ostatnia cały czas przebywała w mini szpitalu, zajmując się badaniami i jakimiś dzikimi eksperymentami zleconymi przez Akasunę. A Itachi...
Zdecydowane pukanie do drzwi wyrwało niespodziewanie Madarę z rozmyślań, na co ten zmrużył nieznacznie oczy.
– Wejść – rozkazał, doskonale wiedząc, kim był jego gość. A wiedział, bo sam go tu zaprosił.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł spokojnie Itachi. Ubrany w czarne spodnie i ciemnoszarą koszulkę wyglądał tak zwyczajnie, jak tylko się dało. Co i tak nie zmieniało faktu, że Madara jak zwykle nie mógł oprzeć się wrażeniu, że widzi właśnie kogoś wybitnie utalentowanego i ponad wszelką miarę wyjątkowego. Itachi, pomimo choroby, miał w sobie jakąś nieopisaną siłę, która ostatnimi czasy zdawała się przybierać na intensywności. I tylko sam zainteresowany wiedział, że przyczyną tego stanu był nie kto inny, jak Sasuke. Sasuke, którego Itachi mógł teraz bezkarnie widywać na każdym posiłku, siedzieć obok niego i chłonąć jego obecność każdym ze zmysłów.
No może jednak nie każdym.
– Kazałeś mi przyjść. – Itachi przeszedł na środek pomieszczenia i przystając, przymknął również oczy. Jego wzrok pogarszał się z dnia na dzień i obecnie wszystko już widział za solidną mgłą, co dodatkowo obciążało jego oczy, gdy próbował cokolwiek zobaczyć.
– Ta cała Haruno – zaczął na to równie spokojnie Madara, obracając w dłoniach kartę. – jest dobrym medykiem?
– Wyjątkowo dobrym – przytaknął Itachi bez większych emocji. – Przewyższa swoimi umiejętności niejednego ze znanych mi medicalninów.
– Jest na tyle dobra, by wykonać przeszczep oczu? – spytał wobec tego Madara, a Itachi zmarszczył nieznacznie brwi, unosząc jednocześnie powieki.
– Słucham?
– Przeszczep oczu. – Madara po raz kolejny obrócił kartę. – Wykonała przeszczep nerek i płuca, ale czy byłaby w stanie zrobić przeszczep oczu?
– Podejrzewam, że nie miałaby z tym większych trudności – odparł na to wolno Itachi, zastanawiając się, do czego dążył mężczyzna. – Ale dlaczego– urwał gwałtownie, gdy przyszła mu nagle do głowy wyjątkowo głupia myśl.
– Ty chyba nie– zaczął ponownie, ale umilkł pod uważnym spojrzeniem Madary. Najstarszy Uchiha podniósł się tymczasem ze swojego miejsca i obszedł powoli biurko.
– Obito jest dobrym strategiem – zauważył spokojnie, zmieniając pozornie temat. – Potrafił przewidzieć wiele zdarzeń i odpowiednio się na nie przygotować. Także podczas masakry Uchiha nie pozostał całkowicie bierny.
– Nie. – Itachi otworzył teraz już zupełnie oczy i postąpił mimowolnie krok do przodu. Jego szaleńcza myśl nabrała bardziej realnych kształtów. – To niemożliwe.
– Fugaku Uchiha posiadał Mangekyo Sharingana, wiedziałeś o tym, prawda? – Madara podszedł do niego na tyle blisko, by pomimo mgły, Itachi mógł dostrzec jego rysy twarzy i krzywy uśmiech.
– Masz go. – Jego ton oscylował gdzieś pomiędzy pytaniem, a stwierdzeniem faktu. Madara jedynie skinął głową.
– Obito przechował jego oczy, wierząc, że kiedyś mogą się przydać. Czy to tobie, czy Sasuke.
– Chcesz mi je dać? – Itachi posłał mu przenikliwe spojrzenie, wypatrując najwyraźniej jakiejś pułapki. – Chcesz dać mi Wiecznego Mangekyo?
– Tracisz wzrok. – Madara spojrzał na niego w zamyśleniu. – Z kolei Akasuna twierdzi, że Haruno w przeciągu miesiąca znajdzie lek na twoją chorobę. Gdyby twoje światło zgasło w tym momencie, to byłaby wielka strata.
– Nie chcę. – Itachi ani przez moment się nie zawahał. Przymknął jednocześnie powieki z cichym westchnieniem. – Nawet jeśli stracę wzrok, to dopóki moje ciało będzie miało siłę, nie stanę się bezużyteczny. Oddaj te oczy Sasuke.
– Sasuke? – Madara założył ręce za plecami i odchylił się nieznacznie do tyłu. – Zdobył Mangekyo ledwie dwa tygodnie temu. Ślepota nie grozi mu jeszcze przez kilka, jeśli nie kilkanaście lat. Ty natomiast oślepniesz zupełnie za jakiś tydzień.
– Zaakceptowałem to. – Itachi opuścił odrobinę głowę. – Jeśli naprawdę posiadasz oczy mego ojca, oddaj je Sasuke. Zrobi z nich dobry użytek.
– Chcę je oddać tobie, nie Sasuke.
– Wysłałeś go do Arashi. – Itachi przeniósł powoli ciężar ciała na lewą nogę. – Kazałeś mu walczyć, chociaż nie posiada takiego doświadczenia.
– Jakoś musi je zdobyć. Dobrze wiesz, że nie poprzestaniemy na Deszczu.
– Nie poprzestaniemy, otóż to. – Itachi wyprostował się bardziej. – Jeśli od samego początku będzie używał swojego Mangekyo tak intensywnie, utraci wzrok w kilka miesięcy.
– A więc to tak. – Madara obrócił się na pięcie i ruszył nonszalanckim krokiem z powrotem na miejsce za biurkiem. – Nie chcesz oślepnąć, ale myśl, że miałbyś cieszyć się wspaniałym wzrokiem, podczas gdy Sasuke będzie tracił swój własny, doprowadza cię do szaleństwa. Potrafisz zaakceptować swój ból, ale nie jego.
Itachi nie odezwał się. Madara tymczasem usiadł spokojnie w skórzanym fotelu.
– Uchiha kochają swoje rodzeństwo ponad wszystko inne – odezwał się nagle i przymknął na chwilę oczy. – Dobrze wiedzieć, że ta jedna rzecz nie zmieniła się przez te wszystkie lata.
Madara wygiął nieznacznie usta w górę.
– Itachi, przyjmij oczy Fugaku.
Młodszy Uchiha już miał otworzyć usta, by zaprzeczyć, ale wtedy też Madara kontynuował.
– A ja podzielę się z Sasuke genami Hashiramy.
– Co proszę? – Itachi zdębiał.
– Jeśli wróci żywy z Arashi, oddam mu część swoich komórek Senju. – Madara uniósł spokojnie dłoń i dotknął nią swojej piersi. – To dzięki nim Obito od lat używa swojego Mangekyo bez żadnych skutków ubocznych. Nie traci wzroku chociaż od ponad dekady nie ma dnia, w którym nie używałby swojego dojutsu.
– Czy to–
– Bezpieczne? – Madara wygiął bardziej usta. – Jak najbardziej. Czy to etyczne? Szczerze w to wątpię, ale raczej nie powinno nas to obchodzić, prawda?
Itachi milczał przez bardzo długi czas. Jednak ile by o tym nie myślał, propozycja Madary chyba po raz pierwszy jawiła mu się samymi zaletami. Nie potrafiąc dostrzec w tym żadnego podstępu, skinął głową na znak zgody.
– Niech będzie. Zgadzam się.
Madara, wbrew pozorom, troszczył się o swój klan. To tylko historia lubiła zataczać koło. Czy teraz także powtórzy się scenariusz sprzed lat? Czy ostatni żyjący członkowie Uchiha odwrócą się od Madary i wbiją mu nóż w plecy?
Tego w tamtym momencie nie wiedział jeszcze nikt.
***
Podróż do Konohy zajęła im nieco ponad tydzień. Trzynastego grudnia, w godzinach popołudniowych, jednak nadal sporo przed zmierzchem, znaleźli się w końcu w odległości niecałych trzech kilometrów od bram Wioski. I to tę odległość wybrał Kakashi, by powiadomić Tsunade i ANBU o ich powrocie w obecności Suiren.
Która swoją drogą, przez wszystkie dni, począwszy od szóstego grudnia, nie odzywała się do nich choćby słowem. I choć podczas całej podróży bez problemu piła podawaną jej wodę, o tyle systematycznie odmawiała przyjęcia jedzenia. Jednakże pomimo tego postu wyglądała wręcz zaskakująco dobrze.
– Niedługo dołączą do nas ANBU. – Kakashi obejrzał się przez ramię na Suiren, która maszerowała spokojnie pomiędzy Hinatą, a Yamato. Kiba i Shino szli za nimi, a Hatake, Naruto i Sai wędrowali na przodzie. – Przejmą cię i zaprowadzą do więzienia. Stamtąd zostaniesz wezwana na przesłuchanie.
Suiren nawet nie podniosła na niego wzroku, błądząc szmaragdowym spojrzeniem po drzewach dookoła.
– Wyjątkowo gorliwie korzystasz ze swego prawa milczenia – zauważył Kakashi po kolejnych dwóch minutach milczenia. – Zdajesz sobie jednak sprawę, że przed sądem brak odpowiedzi cię nie uchroni?
– Jestem członkinią Akatsuki. Nic mnie nie uratuje przed sądem. – Suiren przeniosła w końcu na niego obojętne spojrzenie. – Cokolwiek powiem, obrócicie to przeciwko mnie. Pytanie tylko, jak mnie ukarzecie?
Drwiący uśmieszek wykrzywił jej piękną twarz.
– Jestem nieśmiertelna, więc kara śmierci odpada. A z tego co wiem, to–
Suiren urwała gwałtownie, ale nie z własnej woli. To silne uderzenie w kark spowodowało nagłe ucięcie jej głosu, a kolejny cios w plecy posłał ją na ziemię.
Grupa Uderzeniowa zatrzymała się zszokowana, a sam Naruto zachłysnął się powietrzem.
Sześciu członków ANBU zmaterializowało się pośród nich dosłownie znikąd. Dwóch z nich dopadło zaś do Suiren i to też oni byli winni jej spacyfikowania.
– Przejęcie Suiren Uzumaki zakończone sukcesem – oznajmił niespodziewanie najwyższy z mężczyzn, ubrany w białą maskę małpy.
– To nie było konieczne – wtrącił się na to spokojnie Kakashi, spoglądając mimowolnie na Suiren, której twarz wciśnięto w zimny piach. Dwie stopy przygniotły boleśnie jej plecy, wyduszając z niej płytki oddech.
– Przestańcie, dattebayo! – ryknął niemal w tej samej chwili Naruto, ruszając gwałtownie w stronę przywódcy ANBU. – Ona już jest związana! Nigdzie nie ucieknie!
– Ta kobieta posiada status przestępcy wybitnie niebezpiecznego. – Mężczyzna odchrząknął lekko i zwrócił się do swoich podwładnych.
– Zapieczętujcie jej dłonie, oczy i uszy.
– To naprawdę nie jest konieczne – syknął cicho Kakashi, podchodząc jednocześnie bliżej Naruto, gotów powstrzymać go przed jakimś głupim ruchem. – Suiren Uzumaki przez ponad tydzień podróży nie stanowiła żadnych problemów.
– Ani razu nie wzbudziła naszych zastrzeżeń – dodał ugodowym tonem Yamato. – Nie ma potrzeby jej tak traktować.
– To nie wy decydujecie, jak będę obchodził się z wrogami naszej Wioski – prychnął na to przywódca ANBU i znów odchrząknął.
– Na co czekacie, do roboty.
Naruto z niedowierzaniem patrzył, jak dwóch kolejnych ANBU podchodzi do Suiren, by po silnym i zupełnie niedelikatnym szarpnięciu jej na równe nogi, zapieczętować jej spętane ręce, a także oczy i uszy.
Czerwonowłosa kobieta w jednej chwili stała się głucha i ślepa na cały otaczający ją świat. A w następnej została schwytana za ramiona i zniknęła wraz z całą szóstką ANBU.
– To... – Naruto zająknął się, patrząc przed siebie bezradnie. Zaraz jednak uniósł wzrok, gdy poczuł na swoim ramieniu czyjś delikatny uścisk.
– Naruto-kun – Hinata wpatrywała się w niego z niewymownym żalem i jakimś szczególnym rodzajem bólu. – T-To było nieludzkie, ale Suiren-san sobie poradzi.
Hyuuga zarumieniła się uroczo na koniec, na co spojrzenie Naruto mimowolnie się rozpogodziło.
– Wiem, że sobie poradzi – odezwał się cicho i uniósł odruchowo dłoń, nakrywając nią rękę Hinaty. Nastolatka spąsowiała na ten gest, a Kakashi i Yamato wymienili się krótkimi spojrzeniami. Kiba, Shino i Sai na szczęście nic nie zauważyli, pogrążając się chwilę wcześniej w rozmowie.
– Naruto-kun – wyjąkała tymczasem ledwo słyszalnym szeptem Hinata, a Naruto uśmiechnął się lekko.
– Dziękuję, Hinata – wyznał równie cicho, przysuwając się przy tym o krok. Teraz stali już tak blisko siebie, że Naruto mógł policzyć każdą z jej czarnych rzęs, a Hinata zdawała się o krok od utonięcia w błękicie jego oczu.
– Z-Za co?
– Za to, że przez te dni byłaś blisko niej. – Naruto przymknął na chwilę oczy i odetchnął ciężko. – Wiem, że to z bezpieczeństwa i tak dalej, ale sam nie byłem w stanie wytrzymać koło niej zbyt długo. To głupie i w ogóle – Naruto zmarszczył się lekko – to moja kuzynka, 'ttebayo, ale nie byłem w stanie, a wiem, że tego potrzebowała, bo Suiren to tylko tak zawsze gra, że... ale wiesz, chodzi mi o to, że–
Hinata, wcześniej zarumieniona i nie mogąca znieść takiej bliskości z Naruto, teraz, słuchając jego słowotoku, poczuła jak ogarnia ją niespotykany spokój i nie mogąc dłużej tego wytrzymać, zaśmiała się urwanie. Naruto urwał w tej samej chwili i zapatrzył się na nią zafascynowany.
Ostatni raz Hinata zaśmiała się tak pięknie, gdy przeglądali razem akta jej rodziny na prośbę Suiren i Uzumaki potknął się o jeden ze zwoi i wywinął widowiskowego orła.
Jej śmiech był cudowny. Miał ochotę słuchać go dłużej, ale wtedy też Hinata otworzyła przymknięte oczy i posłała mu roziskrzone spojrzenie.
– To nic, Naruto-kun. Może i Suiren-san wstąpiła do Akatsuki, ale myślę, że wcale się nie zmieniła. Myślę, że... – Hinata zwątpiła na chwilę w to, co chciała powiedzieć, ale dostrzegając rozradowane iskierki w oczach Naruto, zacisnęła dłonie w pięści – myślę, że ona naprawdę cię kocha, Naruto-kun i istnieje logiczny powód dla którego tak postąpiła.
– Hinata–
– Oi, a co to za pogaduszki?! – Kiba, gdy tylko dostrzegł, jak blisko siebie stali, w mgnieniu oka do nich dopadł i wlazł z Akamaru tuż pomiędzy nich. – No gołąbeczki, ładnie to tak flirtować na naszych oczach?
– Kiba-kun – wyjąkała cicho Hinata, a Naruto, jakby dopiero teraz orientując się z intymności wcześniejszej sytuacji, oblał się bladym rumieńcem.
– KIBA!
***
Suiren zatrzęsła się wewnętrznie, gdy spowiła ją mordercza ciemność. Nic nie widząc, ani nie słysząc, czuła się jak podczas Zapomnienia. Gdzie traciła kontrolę nad każdym ze swoich zmysłów, a ostatecznie także nad swoimi myślami.
Czuła się, jakby zapadała się w nieskończoną czerń i już nigdy nie miała ujrzeć światła. Czuła się, jakby lata zniewolenia u Orochimaru powróciły ze zdwojoną mocą i zawładnęły jej całym życiem.
W tym stanie przerażająco łatwo było zapomnieć, że miała do czynienia z konoszańskim ANBU. Z duszącą jej gardło łatwością była w stanie wyobrazić sobie rosłych ochroniarzy z Rezydencji Dźwięku, którzy wlekli ją po podłodze na kolejny w ciągu dnia zabieg. Kolejna, bolesna operacja.
A raczej morderstwo.
Suiren struchlała, a głos uwiązł jej w gardle. Wygięte pod nienaturalnym kątem ręce piekły ją boleśnie, a klatka piersiowa kłuła nieprzyjemnie po bliskim spotkaniu z ziemią. W ustach wciąż miała piach, który zgrzytał między zębami.
Zapadła się w sobie, a kilka zabłąkanych łez pociekło spod czarnej opaski. Zniżyła bezradnie głowę, czując niespodziewanie na swoim policzku chłodny dotyk płaszcza.
A wraz z tym delikatnym uczuciem wróciło żywe wspomnienie Madary i jego gorących ust.
Suiren przełknęła wolno ślinę, całą sobą wracając do tego pożegnania i tych dużych, silnych dłoni. Dłoni, które obejmowały ją z taką czułością i pożądaniem. Przypomniała sobie jego magnetyczne spojrzenie i miękkie jak jedwab włosy, w które wplotła wtedy palce.
Och... Suiren poczuła niespodziewanie, jak strach powoli odchodzi, a zastępuje go obezwładniający serce spokój.
Suiren odetchnęła lekko i nawet, gdy została brutalnie rzucona na ziemię w celi, ból już jej nie obezwładnił. Zamiast tego jej usta wykrzywił paskudny uśmieszek.
Wróciła.
***
Cele w konoszańskim więzieniu były zdecydowanie bardziej cywilizowane od lochów Akatsuki. W dość sporym pomieszczeniu znajdowała się całkiem wygodna prycza ze świeżą pościelą, równie przyzwoicie wyglądająca toaleta odgrodzona niedużym murkiem przed wzrokiem strażników, a także nieduże okno na wysokości jakichś dwóch metrów. I choć oszklone i zakratowane, to dawało Suiren wgląd na spokojne niebo, pokryte obecnie ciemnopomarańczową łuną zachodzącego słońca.
Gdy tylko ANBU przekazali ją w ręce strażników, jej oczy i uszy zostały odpieczętowane, podobnie z resztą jak dłonie. Rozwiązano również wcześniejszy splot, a zastąpiono go zwykłymi kajdankami. Co prawda blokowały one jej chakre, ale dawały jej upragnioną swobodę ruchu. Dzięki temu, gdy dostała do celi mały posiłek, mogła go zjeść bez niczyjej pomocy, na czym z resztą najbardziej jej zależało.
Pochłonęła miskę ryżu w zadziwiającym tempie i wypiła duszkiem całą szklankę wody. Przysiadła następnie na pryczy i odetchnęła cicho, pogrążając się w rozmyśleniach.
Po około dwóch godzinach, gdy zmierzch już dawno zapadł, a strażnik przyniósł sobie trzecią kawę z rzędu, po całym pomieszczeniu rozległo się donośne pukanie. Po krótkim przyzwoleniu na wejście, wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Do więzienia wtargnęli shinobi z Morino Ibikim na czele i Suiren została w mgnieniu oka zabrana na przesłuchanie.
Zanim jednak mogła trafić przed oblicze Tsunade i starszyzny, młoda Uzumaki musiała przetrwać indagacje Ibikiego. Jednakże jeśli specjalny jounin myślał, że nie napotka w głowie kobiety żadnych przeszkód, to srodze się zawiódł. Tak się bowiem składało, że myśli Suiren były obwarowane tak ciężkimi pieczęciami, że nie w sposób było je przeniknąć.
A wszystko to za sprawą aż trzech najróżniejszych warstw zabezpieczeń. Pierwsze, te najgłębsze, należały do Orochimaru. Nieco nad nimi rozciągały się bramy postawione przez Peina, który umieścił je w umyśle Suiren zaraz po jej powrocie z Itachim. Ostatnie natomiast, a przy tym najpotężniejsze, były autorstwa Madary. Uchiha naniósł je za zgodą samej zainteresowanej, zaraz po ich pocałunku.
Krócej mówiąc, mózg Suiren stał się niezdobytą twierdzą, której nie podołał nawet Inoichi Yamanaka. Konoszanom nie pozostało więc nic innego, jak przesłuchać kobietę w tradycyjny sposób i liczyć na to, że dadzą radę przejrzeć jej kłamstwa.
Naiwni.
***
14 grudnia
Rano
Konoha
Pomieszczenie do którego ją wprowadzono było zaskakująco wręcz duże i półkoliste. Za sporymi oknami rozciągała się okazała panorama Wioski, a przy długim, również półkolistym stole siedziała starszyzna i Tsunade ze swoim hogakowskim nakryciem głowy.
Suiren po raz pierwszy widziała ją z tym atrybutem władzy i uniosła tylko lekko brwi w geście zdziwienia. Zaraz jednak musiała spuścić wzrok, bo mężczyźni, którzy ją prowadzili, cisnęli ją na sztywne, żelazne krzesło przymocowane do podłogi. Zaraz też została do niego przykuta i poczuła, jak jej chakra zamiera w jej żyłach.
Shinobi zgromadzeni wokół niej, wyprostowali się bardziej, gdy uniosła swoje szmaragdowe spojrzenie na Tsunade i zmrużyła niebezpiecznie oczy.
– Doprawdy, za grosz zaufania – zadrwiła zimno, zerkając jednocześnie kątem oka na Kakashiego, który również był obecny. W pomieszczeniu znajdowało się oprócz niego jeszcze dziewięciu innych ninja, w tym Yamato, Guy, Ibiki, a także Shikaku, Inoichi i Chōza. Pozostałych trzech nie znała z imienia, ale z widzenia i wiedziała, że również są jouninami. Całkiem pokaźna grupa.
– Nie dałaś nam żadnego powodu, dla którego mielibyśmy ci ufać – odparła tymczasem Tsunade, z zadziwiającym wręcz spokojem. Zwłaszcza, że Suiren była pewna, że listy Sakury zostały już sprawdzone i uznane za prawdziwe.
– Nie mniej, to chyba lekka przesada. – Suiren uniosła odrobinę głowę. – Tyle osób dla przesłuchania tylko jednej osoby.
– Osoby, która jest oskarżona o przynależność do Akatsuki – odezwał się na jej słowa lodowatym tonem Danzo, a Suiren w mgnieniu oka przeniosła na niego spojrzenie. W jej oczach zajaśniała chęć mordu.
Nienawidziła faceta od chwili, w której poznała prawdę o przeszłości Itachiego i obecnie, gdyby tylko nie te kajdany i wszystko inne, zabiłaby go w tej samej sekundzie i to gołymi rękoma.
– Owszem, należę do Akatsuki. – Pomimo targających ją emocji, Suiren wiedziała, że o to właśnie nadszedł decydujący moment i musiała perfekcyjnie odegrać swoją rolę.
Miała cały tydzień na obmyślenie planu i obecnie wystarczyło po prostu wprowadzić go w życie.
– A więc przyznajesz się do pierwszego zarzutu, jakim jest przynależność do organizacji Akatsuki? – zapytała Tsunade, mrużąc odrobinę swoje złote oczy.
– Tak.
– Kiedy do nich dołączyłaś?
– Trzy tygodnie temu. – Suiren wygięła drwiąco wargi, na co wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni.
– Wiesz, który dziś jest? – zdumiała się na głos Koharu.
– Czternasty grudnia – odpowiedziała na to spokojnie Uzumaki. – A do Akatsuki dołączyłam dwudziestego drugiego listopada. To daje nieco ponad trzy tygodnie.
– Dwudziestego drugiego. – Tsunade zmarszczyła gniewnie brwi. – To kłamstwo.
Wszyscy w pomieszczeniu doskonale wiedzieli, co oznaczała ta data. To właśnie tego dnia Suiren wtargnęła do Konohy i porwała Sakurę, zabijając przy tym dziesiątki osób.
– Nie rozumiem – odparła niewzruszenie Suiren.
– Nie udawaj – prychnęła na to lekceważąco Tsunade. – Od Kasaia wiemy, że należałaś do Akatsuki na długo przed tym dniem, ale Akatsuki z jakiegoś powodu cię uwięzili.
– Ufanie podstępnemu demonowi nie należy do najmądrzejszych decyzji. – Suiren uniosła wymownie brwi i uśmiechnęła się lekko.
– Odpowiedz na ten zarzut – rozkazała jednak twardo Tsunade, na co Uzumaki wzruszyła luźno ramionami.
– To prawda, że przed tą datą przebywałam w szeregach Akatsuki.
– Jako członek? – zapytał spokojnie Homura, jednak Suiren znów uśmiechnęła się drwiąco kącikiem ust.
– Nie, jako szpieg.
Wszyscy zebrani wymienili się długimi spojrzeniami.
– Co takiego? – Piąta zmrużyła wolno oczy, ale Suiren w żaden sposób nie dała się wybić z rytmu. Zbyt wiele zależało od tej rozmowy, by mogła opuścić gardę.
– Mówię, że przebywałam wcześniej w Akatsuki jako szpieg.
– Czyj szpieg? – zniecierpliwiła się Koharu, zła, że muszą Suiren tak ciągnąć za język. Nie mniej, to było raczej do przewidzenia.
– Orochimaru. – Suiren przez kilka sekund delektowała się ciszą, która zapadła po jej słowach. – Pisałam wcześniej do Piątej Hokage, że wykonuję ważną misję z polecenia Orochimaru i było nią szpiegostwo w szeregach Akatsuki.
– Dlaczego? – zapytał Homura, a Suiren przechyliła nieco głowę w bok.
– To nie jest przedmiotem tego przesłuchania – odparła jedynie, odmawiając w ten sposób zeznań. – Niemniej Akatsuki odkryli moją zdradę i zostałam uwięziona – kontynuowała.
– Jednak cię wypuścili – wtrącił się nagle Shikaku, marszcząc brwi w zamyśleniu. – Dlaczego?
– Popieram ich idee – odparła na to Suiren. – Doszliśmy do porozumienia. W zamian za wolność musiałam odzyskać zwłoki, które przekazał wiosce Jiraiya.
– I porwałaś Sakurę Haruno – dodała zimno Koharu.
– Zabrałam ją z Wioski, by z nią na spokojnie porozmawiać. – Suiren westchnęła ciężko i przymknęła oczy. – Z listu od niej wiecie już zapewne, że Sakura miała wybór. Nie została do niczego zmuszona i świadomie podjęła decyzję o przystąpieniu ze mną do organizacji.
Tsunade zacisnęła dłonie w pięści, ale nie odezwała się. Faktem było, że jeszcze wczoraj potwierdzono prawdziwość korespondencji od Sakury i Haruno z jakiegoś powodu rzeczywiście potwierdzała wersję Suiren. Analiza jej stylu pisma nie wskazywała także na przymus, czy jakiekolwiek negatywne emocje.
– Dobrze – odezwał się nieoczekiwanie Danzo, opierając obie ręce na blacie stołu. – Jeśli już skończyliście, to zapytajcie o to, co naprawdę powinno nas interesować.
Mężczyzna posłał Suiren tak zimne i beznamiętne spojrzenie, że krew zdawała się zastygnąć jej w żyłach.
– Czy to prawda, że Madara Uchiha żyje? – zapytał, a jego głos zdawał się odbić echem od wszystkich ścian. Wszyscy wstrzymali mimowolnie oddech, wpatrując się w Suiren w rosnącym oczekiwaniu.
Uzumaki niemal słyszała ich bijące w szaleńczym tempie serca. Ach, więc nadszedł czas na kulminacyjny punkt przedstawienia.
Zmrużyła nieco oczy i zmarszczyła brwi. Przechyliła również głowę w bok.
– Jaki Madara? – spytała z tak czystym zdziwieniem, że nawet czas zatrzymał się w miejscu.
C.D.N.
*****
Trzymamy się dalej tygodniowego terminu, kochani! <3 Dzisiaj długo i uczuciowo! Zapraszam cieplutko do komentowania!
~Igu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro