LX. Obietnica
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY
OBIETNICA
4 grudnia
Rano
Ten dzień rozpoczął się deszczem. Zimnym i wyjątkowo nieprzyjemnym. Suiren, stojąc w przestronnej jaskini, tuż przed wejściem do kryjówki Akatsuki, krzywiła się na samą myśl, że już niedługo będzie musiała biec w takiej pogodzie. Bo choć lubiła deszcz i ogólnie pojętą jesień, to nie przemawiała do niej opcja przemoknięcia do suchej nitki; albo majtek, jak kto woli.
– Gdzie oni są? – Kobieta zabujała się w pewnym momencie na piętach, poprawiając jednocześnie rękaw swojego płaszcza. Ze względu na pogodę, jej ukochana spódnica spoczęła głęboko w szafie, ustępując miejsca długim spodniom, notabene tym firmowym, przez co obecnie wyglądała jak każdy inny członek Brzasku, ale oprócz tego, nic się w niej nie zmieniło.
Włosy związała tradycyjnie w warkocza, który sięgał już powoli aż za pupę.
– Będę musiała je niedługo podciąć – mruknęła nagle sama do siebie, na co odpowiedziało jej głośne prychnięcie.
– Nie masz nic lepszego do roboty? – spytał ironicznie Madara, przechodząc przez żelazne drzwi i zmierzając wolno w jej stronę. – Czy może oszukiwanie i uciekanie już ci się znudziło?
– Och. – Suiren odwróciła się w jego stronę i zmrużyła wolno oczy. Jej twarz wykrzywił jednocześnie szeroki, zjadliwy uśmieszek. – No proszę, proszę, ktoś tu mnie znalazł.
– Wspaniale, prawda? – Madara zatrzymał się zaledwie metr od niej, krzyżując dłonie na szerokiej klatce piersiowej, podczas gdy Suiren podparła się ironicznie pod boki. – Po raz kolejny udało ci się mnie wywieść w pole.
– Po raz kolejny i nie ostatni – rzuciła na to drwiąco Suiren, a jej podły uśmiech pogłębił się. – Aż żałuję, że nie mogłam zobaczyć twojej miny.
– Doprawdy? – Od Madary bił nienaturalny wręcz spokój i obojętność. – Wydaję mi się jednak, że chyba nie do końca zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz.
– Nie wiem? – Suiren uniosła nieco jedną brew. – Myślę jednak, że doskonale wiem, co robię. Posunąłeś się wczoraj za daleko, więc dostałeś karę.
– Karę? – Madara wykrzywił lekko wargi. – Nazywasz ten mały podstęp karą? W takim razie będę musiał również nauczyć cię, czym jest prawdziwa kara.
Sugestywny ton, jakim wypowiedział słowo "kara" sprawiłby zapewne, że nie jedna kobieta zaczęłaby go prosić w tej samej chwili, o wymierzenie jej, ale nie Suiren. W jej sercu zamiast tego drgnęło coś boleśnie.
– Powiedz, co zrobiłam źle – odezwała się zimno i cofnęła o pół kroku. Opuściła ręce wzdłuż ciała i zmrużyła bardziej oczy. – Powiedz, czym zasłużyłam sobie na karę? Muszę wiedzieć, za co będę karana, bo inaczej kara nie będzie miała sensu.
Madara zamrugał lekko zdezorientowany i sam się cofnął.
– Co? – palnął głupio, ale Suiren posłała mu tak lodowate spojrzenie, że niemal krew mu zastygła w żyłach.
– Ja powiedziałam ci, za co cię ukarałam. – Uzumaki spojrzała na niego spode łba. – Kara była współmierna do winy; moja irytacja za twoją. Wskaż, gdzie nie mam racji.
Madara wpatrywał się w nią dalej zaskoczony, ale wtedy nagle coś kliknęło w jego pamięci. Przypomniał sobie ten dzień, w którym Suiren wkradła się do gabinetu Peina i to, jak zareagowała, gdy ją nakrył. Aż za dobrze pamiętał ten obłąkańczy wzrok i słowa powtarzane wciąż jak mantrę.
– Każde nieposłuszeństwo jest karane. Nie można się sprzeciwiać. Nie można kłamać. Nie można narzekać (...)
Madara zmarszczył nieco brwi i wpatrzył się w Suiren. Jeśli zwykłe metody zawodziły, to może, by tak...?
– Moja irytacja była chyba jednak nieco większa, niż twoja, nie uważasz? – zapytał spokojnie, a gdy Suiren już otworzyła usta, by mu odpowiedzieć, przerwał jej w tej samej chwili. – Nie zauważyłem, by to, co się zdarzyło w kuchni, jakkolwiek ci się nie podobało.
Wspomnienie jego silnego ramienia oplatającego jej talię wróciło jak uderzenie młotem i Suiren straciła nagle wątek. Odwróciła speszona wzrok i otworzyła bezwiednie usta. Madara całkowicie ją dekoncentrował. Z jakiegoś powodu traciła przy nim swoje opanowanie i zaczynały docierać do niej emocje, jakich nie zaznała nawet przy Sorze. I choć uważała ich dawny związek za udany, to Madara budził w niej coś kilka razy silniejszego.
Od chwili, w której dotarło do niej, że to, co czuła do Itachiego było jedynie syndromem sztokholmskim, a on sam nie żywi do niej żadnych ciepłych uczuć, w jej sercu znalazło się zdecydowanie za dużo miejsca dla najstarszego Uchihy.
– To nie ma nic do rzeczy – wydusiła w końcu z siebie, na co Madara jedynie uśmiechnął się kącikiem ust.
– Myślę, że jednak ma. – Z tymi słowami postąpił krok w jej stronę, na co Suiren podniosła na niego szybko wzrok. Jej szmaragdowe oczy wydawały się jeszcze większe niż zazwyczaj.
– Madara.
– Tak?
– No witam, witam.
Suiren i Madara odwrócili się w tej samej chwili i spojrzeli zdumieni na Kisame, który spoglądał na nich z cwanym uśmieszkiem i rękoma skrzyżowanymi na torsie. Jego wzrok nie pozostawiał żadnych wątpliwości, co do tego, że doskonale wiedział, co się między nimi działo.
– Kisame. – Suiren odetchnęła nieco głębiej. – A gdzie Sasuke? – zapytała, przywracając się szybko do porządku. – Jakby nie wiedział, to nie mamy całego dnia – zironizowała.
– Co ty nie powiesz? – spytał na to sam zainteresowany, również pojawiając się w jaskini. Ubrany w nowy płaszcz Akatsuki prezentował się zadziwiająco dobrze.
– No proszę. – Suiren uśmiechnęła się lekko i zmrużyła sugestywnie oczy. – Pasuje ci.
– A tobie nie. – Sasuke zbliżył się do niej i jedynie delikatnym zmarszczeniem brwi dał znać, że również zauważył niebywale małą odległość pomiędzy Suiren, a Madarą. Który swoją drogą nie spuszczał z niej spojrzenia.
– Wyruszamy? – spytał chłodno, a Uzumaki skinęła głową.
– W tej chwili.
– Nie traćmy czasu – odezwał się na to luźno Kisame i ruszył do wyjścia. – Poczekam na zewnątrz.
– Poczekam? – Sasuke uniósł jedną brew, ale zaraz też zerknął kątem oka na Suiren i zacisnął usta w cienką linię. No tak, jakżeby inaczej.
Nie zaszczycając czerwonowłosej kolejnym spojrzeniem, ruszył tuż za Kisame i w kilka chwil w jaskini znowu zostali tylko Suiren i Madara.
– Wracając do naszej rozmowy – zaczął na to Uchiha, zadowolony z takiego obrotu spraw, ale Suiren uciszyła go jednym spojrzeniem rzuconym spod rzęs.
– Wrócę – odezwała się i sięgnęła nieoczekiwanie do jednej z kieszeni swojego płaszcza. Wyciągając zaś z niej najzwyklejszą kartę – asa pik – Madara zamrugał zaskoczony.
– Co to? – zdziwił się.
– Intercyza – prychnęła Suiren i podała mu kartę. – I lepiej żebyś oddał mi ją po moim powrocie. Wiele dla mnie znaczy. – Uniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się delikatnie. Tym razem jednak bez żadnej kpiny, czy ironii.
Madara poczuł, jak coś w nim drgnęło na ten widok. O tak, to właśnie za ten uśmiech ją pokochał. I za wszystko, co się za nim kryło.
Nim zdążył głębiej nad tym pomyśleć, pochylił się w jej stronę i ujął ją za podbródek. Suiren rozchyliła na to szerzej oczy i otworzyła bezwiednie usta. Serce zabiło w jej piersi gwałtownie, gdy zrozumiała, do czego dążyli. I zabiło ponownie, gdy dotarło do niej, że naprawdę tego chciała.
Gdy jego wargi musnęły jej usta, coś w niej umarło, a coś nowego się narodziło.
– (...) miłość Suiren jest chora i potrzebuje równie chorej miłości.
Suiren doskonale wiedziała, że to była prawda. Dlatego właśnie tak bardzo ją to bolało. Nie mniej, pragnęła wierzyć, że o to właśnie znalazła odpowiedź na swoje chore uczucia. Miała nadzieję, że jej miłość stanie się dla Madary prawdziwym przekleństwem.
Przekleństwem, któremu oboje będą chcieli stawić czoła. A ten pocałunek zdecydowanie był tego obietnicą.
***
Podróż do granic Amegakure była banalnie prosta i w gruncie rzeczy krótka – zajęła im tylko parę godzin. Jedynym problemem było wytropienie Konohy i odgrodzenie im drogi. Z tego, co przekazał im Obito, konoszanie podróżowali w niekoniecznie zwartej grupie, a im ostatecznie zależało na tym, by spotkać ich wszystkich naraz.
– Musimy ich delikatnie pokierować. – Suiren podparła się pod boki, spoglądając wpierw na Kisame, a potem na Sasuke. – Rozdzielimy się i zastawimy parę drobnych pułapek, coby zbić ich w jedną grupę.
– Raczej nie są idiotami – rzucił na to spokojnie Kisame. – Jeśli zorientują się, co chcemy zrobić, mogą udaremnić nasz plan.
– Niekoniecznie. – Suiren wygięła lekko wargi. – Jeśli damy im do zrozumienia, że idą bezpośrednio na mnie, to nie zrezygnują ze spotkania.
– Chcesz robić za przynętę? – spytał wobec tego Sasuke, mrużąc nieco oczy.
– Wolę miano zachęty – odparła luźno Suiren i rzuciła najmłodszemu z Uchihowskiego rodu jedną ze swoich bluzek. – Idę o zakład, że korzystają z pomocy psów Kakashiego, więc warto naznaczyć kilka drzew moim zapachem. A o ile jest z nimi Hinata, to raczej szybko załapią, o co nam chodzi. No, panowie. Nie traćmy czasu.
***
Bez Sasuke w kryjówce Akatsuki, i Sakura i Hebi czuli się dość niepewnie. Zupełnie tak, jakby znajdowali się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Każdy z nich starał się jednak tak wypełnić swój dzień, by nie musieć za wiele myśleć na ten temat. I tak, Sakura postawiła na zagłębienie się w badaniach. Po przestudiowaniu wszelkich dokumentów, zamknęła się w sali laboratoryjnej i skupiła na przeanalizowaniu wyników krwi Suiren i Itachiego. Tym razem wyjątkowo nie towarzyszył jej Sasori, zbyt zajęty swoimi marionetkami. Zamiast tego, różowowłosa w przeciągu godziny doczekała się innego towarzysza.
– Co dokładnie robisz? – spytała wolno Karin, podchodząc do Haruno i zaglądając jej przez ramię. Obie były w tym samym wieku, interesowały się medycyną i cóż, może gdyby spędziłyby ze sobą więcej czasu, mogłyby się zaprzyjaźnić?
– Sama zobacz. – Sakura zerknęła na Karin kątem oka i skinęła na ekran niedużego komputera. – Chyba jednak istnieje szansa na to, by wyleczyć Itachiego. A raczej na to, by wytłumić jego chorobę.
– Och. – Karin zmarszczyła tymczasem brwi, spoglądając zamyślona na monitor. – Te po lewej to wyniki Suiren?
– Tak, a co? – Sakura sama spojrzała na rządki schludnych cyfr.
– Podwyższone leukocyty – rzuciła na to Karin, a Sakura zmrużyła niezrozumiale oczy.
– Mieszczą się w normie.
– Nie, nie rozumiesz. – Karin wskazała na słupki obok ukazujące normy. – Organizm Suiren zawsze dąży do idealnej równowagi. Wszystkie wyniki powinny być idealnie w połowie norm. Tymczasem leukocyty oscylują na samej górnej granicy.
– Co? – Sakura zamrugała zaskoczona. – Nikt mi o tym nie powiedział.
– Sama do niedawna o tym nie wiedziałam. – Karin wzruszyła niedbale ramionami. – Jednak po opuszczeniu Dźwięku przez Suiren, zainteresowałam się jej mocą i prześledziłam nieco jej badań.
– Podwyższone leukocyty świadczą o infekcji. – Sakura w mgnieniu oka przerzuciła kilka kartek. – Suiren tymczasem twierdzi, że od ośmiu lat nigdy nie chorowała. Dlaczego w takim razie tak nagle...
Sakurze przerwał nieoczekiwanie trzask otwieranych drzwi, przez które zajrzała Konan.
– Tu jesteście – odezwała się poważnie i skinęła na nie głową. – Pein i Madara wzywają wszystkich do gabinetu.
– Dlaczego? – Haruno przełknęła mimowolnie ślinę na widok ostrego spojrzenia Konan.
– Obito przybył z wieściami.
***
– Pan Daimyo Kraju Deszczu nie żyje.
Wszyscy zgromadzeni w gabinecie Peina zastygli w ciszy na tę wieść. Tymczasem Obito stojący przed biurkiem rudowłosego Lidera, obejrzał się na Madarę, by na końcu skupić wzrok na samym Peinie.
– Daimyo? – odezwał się nieoczekiwanie Suigetsu, na co wszyscy przenieśli na niego spojrzenia. Hozuki, zdając sobie sprawę z tej uwagi, wzruszył niedbale ramionami. – Znaczy, co to niby zmienia?
– Tak się składa, smarkaczu, że bardzo dużo – parsknął w odpowiedzi Sasori i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Dostaliśmy nieoczekiwany prezent od losu.
– Nie inaczej – zgodził się na to od razu Pein i skinął głową, zamyślając się. – Początkowo planowaliśmy sami obalić jego rządy, ale skoro zmarł, mamy drogę wolną.
– Drogę wolną do czego? – palnęła nagle Karin, a Deidara prychnął głośno na jej pytanie.
– Do rozpętania wojny, a czego innego? – rzucił lekceważąco, tylko po to, by zaraz się uśmiechnąć. – Wygląda na to, że świat znacznie szybciej ujrzy piękno mojej sztuki, hm.
– Wojny? – Sakura pobladła w tej samej chwili, cofając się mimowolnie o krok. Co ona tu w ogóle robiła? Jak mogła stać w jednym pomieszczeniu z tymi wszystkimi mordercami? Jak mogła słuchać planów wojny, gdzie ofiarą mieli być jej przyjaciele? Jakim cudem dała się w to wszystko wkręcić?! Gdzie był Sasuke, dla którego to zrobiła?! Gdzie była Suiren, która miała ją chronić?!
– Na wojnę jeszcze przyjdzie czas – odezwał się nieoczekiwanie Madara, a Sakura struchlała w tej samej chwili i zagryzła wargi niemal do krwi.
– W pierwszej kolejności przejmiemy władzę w kraju, skoro mamy ku temu tak doskonałą okazję. – Uchiha obszedł wolno biurko, za którym do tej pory stał i zatrzymał się obok Obito. – Bez głowy państwa wojsko będzie zdezorientowane i szybko nam ulegnie. W Amegakure panuje zaś tak silny kult Peina, że przy odrobinie politycznej propagandy, mieszkańcy całego kraju przyjmą Akatsuki z otwartymi rękoma.
– Już jutro zawitamy w stolicy – wtrącił się na to Pein, zakładając ręce za plecami i spoglądając na wszystkich swoimi rinnenganowymi oczyma. – Wybiorę się ja i Konan.
– Sami? – zapytał na to spokojnie Itachi, stojący po lewej stronie Sakury i milczący do tej pory.
– Nie, nie sami. – Pein uniósł nieco wyżej brodę. – Zmobilizujemy trzy jednostki ANBU i dziesięć oddziałów jouninów. Zamkniemy również granice Amegakure, tak, by aż do naszego powrotu nikt tu nie wszedł, ani nie wyszedł.
– Nie uważacie, że takie odcięcie Ame może zaniepokoić społeczeństwo? – spytał Sasori.
– Do oficjalnej wiadomości poda się obecność w mieście intruzów – odpowiedział obojętnie Madara. – Zresztą, gdy przejmiemy władzę i zmienimy ustrój, opinia publiczna będzie nas najmniej interesowała.
Uchiha rozejrzał się po twarzach wszystkich zebranych, by zatrzymać ostatecznie wzrok na Itachim. Nie mogąc powstrzymać uśmiechu satysfakcji, podparł się jednocześnie pod boki z miną zwycięzcy.
– Szykujcie się, już niedługo ten świat będzie nasz. To obietnica samego Madary Uchiha.
C.D.N.
*****
Posłowie Autorki :D
Witam wszystkich serdecznie, ponownie. Jestem już po Kampanii i powoli wracam do życia. Dobiliśmy jednocześnie do 60 rozdziału Suiren! Toż to wielka liczba! I tradycyjnie, wraz z nową dziesiątką, wchodzimy w etap nowych wątków ;) Zaiskrzyło nam również w końcu na linii Madaren <3 Cieszę się jak głupia, bo czekałam na ich pocałunek od naprawdę dawna XD
Nie mniej, wraz z październikiem rozdziały powinny pojawiać się bardziej systematycznie, a mianowicie przynajmniej raz w tygodniu ;* Tym razem postaram się pilnować tego terminu, także do napisania! ~Igu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro