Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LVIII. Skuszona Misesu



ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY ÓSMY

SKUSZONA MISESU


Ha! Tego się pewnie nie spodziewaliście! Rozdział zaledwie po trzech dniach i do tego bardzo soczysty!

Ze specjalną, obiecaną dedykacją dla lucylla14


*****


Podróż mijała im spokojnie i bezproblemowo. Nie zależało im jakoś szczególnie na czasie, więc nigdzie się nie spieszyli, skupiając się po prostu na utrzymaniu formacji.

Na samym przodzie biegli Juugo, Kisame i Karin, robiąc za zwiad. Suiren, Itachi i Sakura trzymali się w środku, asekurując tego drugiego, w razie jakichkolwiek zdrowotnych komplikacji. Na samym końcu biegli zaś Sasuke i Suigetsu, chroniąc tyły i pilnując, by nie złapać po drodze jakiegoś niepożądanego ogona.


Jedynymi momentami, w których widzieli się wszyscy naraz były postoje na noc, w czasie których zakładali mini obozowiska. Pomimo tego nie szło nie zauważyć, że niektóre osoby skutecznie starają się unikać innych.

– A tej co dokładnie jest? – zapytał Kisame drugiej nocy, obserwując jak Sakura z naręczem chrustu omija Sasuke nieco przesadnie szerokim łukiem i dopiero wtedy podchodzi do Juugo i Suigetsu, którzy przygotowywali ognisko.

– Komu? – Suiren, skupiona na przeczesywaniu pobliskich krzaków w poszukiwaniu czegoś zdatnego do jedzenia, podniosła na chwilę głowę.

– Tej różowej. – Hoshigaki kiwnął w stronę Haruno. Suiren jednak tylko wzruszyła ramionami.

– Unika Sasuke?

– Tyle, to sam widzę – parsknął Kisame. – Skąd ty ją w ogóle wytrzasnęłaś? Wydaje się nieco znajoma.

– Sakura jest z Konohy. – Suiren wyprostowała się i podparła pod boki z cichym westchnieniem. – A raczej była. Przekreśliła swój ochraniacz.

– Zdradziła? – Kisame zamrugał zaskoczony. – Nie wygląda na taką.

– Zrobiła to dla Sasuke – wyjaśniła Suiren i zmrużyła odrobinę oczy. – Powiedzmy, że trochę ją zmanipulowałam.

– Jasne, tylko trochę – parsknął na to kpiąco Kisame i pokręcił głową. – Zostanie z nami?

– Póki Itachi nie wyzdrowieje. Potem się zobaczy. – Suiren schyliła się ponownie w stronę krzaków, na co Kisame przechylił nieco głowę w bok.

– Swoją drogą – zaczął niewinnym tonem – Różowa nie jest jedyną, która unika pewnego Uchihy.


Suiren drgnęła nieoczekiwanie na tę uwagę, ale nie wyprostowała się.

– Nie wiem, o czym mówisz – prychnęła jedynie i odgarnęła na bok trochę roślinności. – Spójrz, świeże ślady. – Dotknęła lekko wilgotnej ziemi. – Wygląda mi to na jelenia. Może zjemy dzisiaj coś więcej niż korzonki.

– Zmieniasz temat – prychnął Kisame, ale posłusznie nachylił się nad śladami. – I tak, to jeleń.

– Nie zmieniam. – Suiren kucnęła i skupiła się na studiowaniu śladów. – Chyba poszedł na północ.

– Rozmawiałaś w ogóle z Itachim od czasu jego przebudzenia? Tak sam na sam? – Kisame nie dał się tak łatwo zbyć. – Skoro uciekłaś z Akatsuki, tylko po to, by przerwać jego walkę, to–

– Nie rozmawiałam. – Suiren podniosła się do góry i spięła nieco ramiona. – Nie chciał ze mną rozmawiać. – Z ostatnim zdaniem jej głos nieco przycichł, co nie uszło uwadze Kisame.

– Nie chciał? – zapytał niedowierzająco. – Suiren, ty mu oddałaś swoje cholerne narządy i dałaś się zabić, tylko po to, by zrobić ten przeszczep. Jakim cudem Itachi nie chciałby po tym z tobą–

– Dobra! – Suiren odwróciła się gwałtownie w stronę Kisame i zgromiła go rozwścieczonym wzrokiem. Dobrze, że byli dobre kilkanaście metrów od obozowiska i nikt ich nie słyszał. – To ja nie chciałam z nim rozmawiać! Zadowolony?! – parsknęła gniewnie. – Jeśli tak, to skończ pierdolić i pomóż mi wytropić tego pierdolonego jelenia!

Obróciła się na pięcie z takim zamachem, że końcówki jej czerwonych włosów połaskotały Kisame w nos.

Tego wieczoru już ani razu nie poruszył tematu Itachiego.



***



Wcześniej


Suiren, zaraz po wyjściu z sali, pozostawiając braci Uchiha samych, przystanęła przy drzwiach i oparła się o ścianę.

Nie poszła do pokoju, ani nigdzie indziej. Chciała jeszcze po tym wszystkim porozmawiać z Itachim. O tym, co się wydarzyło i o tym, co do niego czuła.

Uniosła wzrok i wpatrzyła się w sufit. To, co czuła. Sama do końca nie potrafiła nazwać tego uczucia. Wiedziała, że zrodziło się z jej dawnych emocji i nie należało do normalnych. Ostatecznie, czy miłość powstała w wyniku syndromu sztokholmskiego mogła być prawdziwa? Czyż nie była jedynie urojeniem?

Ale ostatecznie, czy to, co przygnało ją aż do tego miejsca, mogło być jedynie zwykłą mrzonką? Czy nie pragnęła z całego serca, by Itachi żył? Czy nie pragnęła jego szczęścia? Czy to wszystko było złe, tylko dlatego, że wzięło swój początek z jej zniszczenia?

Nie wiedziała i to ją deprymowało.

Chciała się dowiedzieć. Chciała wiedzieć, co sam Itachi o tym myślał. Czy czuł to samo?



Czekała pod drzwiami sali bardzo długo. Słyszała też dokładnie całą rozmowę braci. Słyszała, jak Sasuke wymiotował i to, jak pojął, że Itachi traci wzrok. Słyszała też całą dalszą część.

Jak i zakończenie.


Sasuke zgodził się przystąpić do Akatsuki. Powiadomił jednocześnie Itachiego, że nie może podjąć decyzji w imieniu Hebi, więc najpierw musi zapytać ich o zdanie. W związku z tym ruszył do drzwi, nie chcąc tracić czasu. Suiren już miała się odsunąć na bok, gdy nagle padło pytanie, które sprawiło, że jej serce zamarło.

– Nii-san – Sasuke zatrzymał się tuż przed samymi drzwiami i obrócił się nagle w stronę Itachiego. W oczach młodszego wciąż lśnił Mangekyou – Co właściwie czujesz do Suiren?

Sam nie wierzył, że zdobył się na zadanie tego pytania, ale innym przypadku chyba by nie wytrzymał. Ciekawość i niepewność już wystarczająco nadszarpnęły jego nerwy, zwłaszcza po tym, jak uświadomił sobie, dla kogo Suiren uciekła z Akatsuki.

Itachi wpatrywał się w Sasuke dłuższą chwilę, jakby rozważał, co dokładnie mu odpowiedzieć. W końcu jednak przymknął oczy i odchylił nieco głowę w tył.

– Jest dla mnie ważna – wyznał spokojnie, a Sasuke wciągnął gwałtownie powietrze. – Wiele jej zawdzięczam i wiele zrobiłbym dla jej bezpieczeństwa, ale nie kocham jej.

Sasuke poczuł nagle tak wielką ulgę, że aż mu pociemniało w oczach. Jednocześnie jego Mangekyou w końcu się dezaktywował.

– Jednak, Sasuke – Itachi otworzył w pewnym momencie oczy i spojrzał na swojego brata poważnie – jeśli żywisz do Suiren jakiekolwiek uczucia, to dokładnie się nad nimi zastanów i odpuść sobie.

– C-Co takiego? – Sasuke spiął się automatycznie, nie przyzwyczajony do tego spokojnego, wyraźnie zatroskanego tonu. Już pomijając to, że Itachi domyślił się, że on...

– Naszym przekleństwem byłoby ją kochać – odparł na to Itachi i opuścił wzrok na swoje chorobliwie blade dłonie. – Nasze oczy przy niej drżą, ale gdy spojrzysz ponad tym, uświadomisz sobie, że miłość Suiren jest chora i potrzebuje równie chorej miłości.



***



2 grudnia

Popołudnie


Podróż zajęła im nieco ponad cztery dni. Będąc z kilometr od kryjówki złamali ostatecznie formację i przemieszczali się dalej w grupie, docierając pod żelazne drzwi na kwadrans przed trzecią popołudniu. Na miejscu przywitali ich zaś Pein, Konan, Madara, a nawet Sasori. I o ile pierwsza trójka wyglądała na w miarę zadowoloną, tak Sasori emanował wściekłością na odległość.

Suiren, gdy tylko wylądowała na środku jaskini, poczuła, jak jej żołądek wywrócił się na drugą stronę w odpowiedzi na przenikliwe spojrzenie orzechowych oczu. Nim jednak zdążyła skonfrontować się z Akasuną, całą jej uwagę pochłonął Madara.


Najstarszy Uchiha podszedł do niej sprężystym krokiem, a jego czarne, bezdenne oczy zdawały się ją pochłaniać. Na tak głębokie spojrzenie nie potrafiła odpowiedzieć inaczej, jak tylko równie długim spojrzeniem i nonszalanckim uśmieszkiem.

– Wróciłam – oznajmiła spokojnie, krzyżując ręce na piersiach, a Madara przystanął tuż przed nią z nieodgadnioną miną.

– Najwyraźniej – odparł, jakby ważąc każde słowo. – Swoją drogą, pocztówka dotarła. Wywaliłem ją do śmieci.

– Nic straconego. Mam ze sobą drugą. – Suiren zmrużyła kpiąco oczy, czując jednocześnie przyjemny dreszcz przebiegający jej po plecach. – Mam też coś jeszcze.

Uzumaki wygięła bardziej usta.

– Specjalny prezent, Hebi.

– Madara – wtrącił się na to sam Itachi, podchodząc do ich dwójki i skinął przy tym na Sasuke. – Poznaj mojego młodszego brata, Sasuke Uchiha.

Madara oderwał w końcu wzrok od Suiren i przeniósł go na wspomnianego nastolatka. Jednocześnie jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie.

Izuna – mruknął zdumiony, ale na tyle cicho, że jedynie stojąca najbliżej Suiren go usłyszała. Zaraz jednak zamrugał i pokręcił głową. Doprawdy, przecież jego brat nie żył. Ten tutaj był po prostu do niego podobny. Nie mniej, w jego sercu coś niespokojnie drgnęło.


– Madara Uchiha – przedstawił się dumnie, gdy tylko Sasuke zbliżył się dostatecznie. Najmłodszy z rodu zmarszczył w odpowiedzi brwi, zachowując jednak nieprzeniknioną twarz.

– Ten Madara? – upewnił się jedynie obojętnym tonem, a Madara wygiął niewyraźnie usta.

– Jedyny i prawdziwy – zakpił i zmierzył Sasuke uważnym wzrokiem. Na dobrą sprawę, to Itachi nawet nie musiał go przedstawiać. Szesnastolatek był stuprocentowym Uchiha i było to widać już na pierwszy rzut oka. Jego chakra była równie obiecująca.

– No proszę. – Madara skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. – Akatsuki zyska naprawdę ciekawych członków.

Choć wyraził się w liczbie mnogiej, tak na chwilę obecną nawet nie zwracał uwagi na pozostałych. Członkowie Hebi i Sakura stali tymczasem z tyłu, zbyt przytłoczeni widokiem niemalże kompletnego Brzasku. Sama Sakura poczuła, jak robi jej się niedobrze na widok Sasoriego. Już nie mówiąc o Madarze.



– Suiren – wtrącił się w pewnym momencie Pein, podchodząc do Madary i zmierzył czerwonowłosą uważnym spojrzeniem rinnenganowych oczu. – Chciałem podziękować za odbicie mojej ścieżki z Konohy. To wiele ułatwiło.

– Drobnostka – rzuciła na to luźno Uzumaki i zmrużyła oczy niczym kot. – Poza tym, Liderze, liczę na bezproblemowe zaprzysiężenie nowych członków.

Skinęła spokojnie na Karin, Juugo, Suigetsu i Sakure. Wtedy też Pein, Konan i Sasori przenieśli wzrok na tę czwórkę. W tej samej chwili Akasuna otworzył zaskoczony oczy, a gdyby tylko to było dla niego wykonalne, może i zachłysnąłby się powietrzem.

– To ta dziewczyna! – parsknął na widok Sakury. – Ona jest z Konohy. Była obecna podczas odbicia Kazekage.

Pein zmarszczył na to ostrzegawczo brwi, ale Suiren uniosła uspokajająco rękę.

– Sakura Haruno odeszła ze swojej wioski – poinformowała, wymieniając przy okazji z Sasorim długie spojrzenie. – Jest medycznym ninja, który przeprowadził operację Itachiego.

– A co do operacji – zaczął na to Sasori i obrzucił Itachiego wyniosłym spojrzeniem. – Uchiha, marsz do sali operacyjnej, muszę cię zbadać.

– Chwila! – wtrąciła się na to nieoczekiwanie Sakura, podchodząc prędko do Suiren i poniekąd się za nią chowając, spojrzała na Sasoriego marszcząc wyzywająco brwi. – Ja odpowiadam za zdrowie Itachiego-san i to ja go prowadzę.

– Bzdura. – Sasori machnął lekceważąco ręką. – Wypisywałem mu leki zanim ty dziewczynko nauczyłaś się rozróżniać widelec od noża, więc–

– To ja operowałam Itachiego-san – prychnęła na to Sakura, przerywając Sasoriemu w pół słowa. Jej prawdziwy charakterek dopiero zaczynał się objawiać, ale tylko to wystarczyło, by Sasuke uniósł wyżej brwi. W życiu by nie podejrzewał Sakury o taki tupet. Suiren znała ją jednak na tyle, by zwrócić się do Madary, zanim Haruno palnie coś jeszcze.

– To na moją prośbę Sakura zgodziła się pomóc Itachiemu i odwaliła kawał dobrej roboty. Sądzę, że dobrze, by było, gdyby w dalszym ciągu to ona czuwała nad jego zdrowiem – odezwała się, a Madara skinął na to po prostu głową. Na medycznym ninjutsu znał się tyle, co nic, więc obecna sytuacja nie szczególnie go interesowała, ale nie mógł odmówić różowowłosej nastolatce zasług. To właśnie dzięki jej zdolnościom Uchiha mogli być teraz w komplecie.

– Itachi, idź z Sasorim na badania. Dziewczyna niech pomoże – Madara machnął ręką na Sakurę. – Z resztą Hebi i samym Sasuke chciałbym jeszcze porozmawiać na osobności. Reszta może się rozejść – zarządził, na co Pein jedynie westchnął, ale nie zamierzał się kłócić. Bez słowa skierował się z Konan do środka kryjówki, a Kisame ruszył zaraz za nimi. Itachi podszedł zaś do Sasoriego, witając się z nim przy okazji. Sakura przełknęła na to cicho ślinę, ale czując na sobie wzrok Sasuke, zacisnęła po prostu dłonie w pięści i dołączyła do dwójki mężczyzn. Zgodziła się na to wszystko dobrowolnie i nie mogła teraz stchórzyć. Nawet jeśli miała stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który kilka miesięcy temu omal jej nie zabił.

Suiren, nie bardzo przejęta stanem Sakury, przeciągnęła się lekko i posyłając Madarze ostatnie spojrzenie, uśmiechnęła się pod nosem i również ruszyła długim korytarzem w stronę swojego pokoju. W przestronnej jaskini zostali teraz tylko Madara i Hebi.



***



Sasuke rozmawiał z Madarą przez blisko godzinę. Najmłodszy Uchiha pomimo tego, że zgodził się przystąpić do Akatsuki, nie zamierzał dać się tak łatwo podporządkować i postawił swojemu krewniakowi dość pokaźną listę warunków. Madara, zadowolony z powrotu Suiren, jak i wciąż poruszony podobieństwem Sasuke do Izuny, bez większego trudu zgodził się między innymi na to, by Hebi, przemianowani oficjalnie na Taka, zostali pod bezpośrednią komendą Sasuke. Jak dla niego, była to stosunkowo mała cena za cztery nowe osoby w organizacji i to dość utalentowane, jeśli wierzyć słowom Sasuke. Nie zapominając oczywiście o tym, że klan Uchiha miał znowu być razem.

A jeśli już o Uchiha mowa, to w czasie obiadu do organizacji wrócił nieoczekiwanie Obito z dość nietypowymi wieściami.



– Konoha wysłała grupę uderzeniową? – Suiren skrzyżowała dłonie na piersiach i westchnęła. – I?

– Nie dziwi cię to? – spytał na to Pein, nawet nie podnosząc wzroku znad jakichś dokumentów, a Uzumaki pokręciła głową.

– Nic, a nic. Mogłabym jedynie zapytać, co tak późno?

– Wiesz, czego mogą chcieć? – zapytał wobec tego Lider, a Suiren westchnęła.

– Sakury jak mniemam. Jest ona uczennicą Piątej Hokage i bliską przyjaciółką jinchuurikiego Kyuubiego.

Pein w końcu wykazał minimalne zainteresowanie i podniósł na nią spojrzenie.

– Porwałaś z Konohy uczennice Piątej Hokage? – Wyglądał, jakby nie do końca wierzył w jej słowa. Jednocześnie w jego oczach mignęło coś na kształt rozbawienia.

– Tak wyszło. – Suiren po raz kolejny wzruszyła niedbale ramionami.

– To jeśli tak wyszło, to bądź tak dobra i zrób z tym porządek – rozkazał Pein równie lekceważącym tonem. – Według Obito grupa składa się z siedmiu osób. W tym obecni są Kopiujący Kakashi i Jinchuuriki Kyuubiego. Skoro Itachi przez najbliższe dni jest niedysponowany, razem z tobą wyruszy Kisame.

– Mogę zabrać ze sobą jeszcze Sasuke? – zapytała na to Suiren, a Pein zmrużył nieco oczy.

– Dlaczego? – spytał krótko.

– Rozumiem, że nie zależy nam na ich śmierci, a tylko na tym, by zrezygnowali z pościgu – zaczęła spokojnie Suiren i splotła za sobą dłonią. – Dobrze, więc, by było, żeby Konoha skonfrontowała się z Sasuke. Do tej pory zabiegali o jego powrót do wioski i zaniechanie próby morderstwa Itachiego, a skoro bracia zawarli rozejm... – Suiren zawiesiła sugestywnie głos, a Pein skinął głową.

– Jeśli ma to pomóc, niech idzie. Według szacunków Obito, Konoha zbliży się do Amegakure za jakieś trzy dni. Zatrzymajcie ich przed granicą.

– Tak jest.



***



Po burzliwym dniu nadszedł czas na spokojny wieczór. Po cichej i wybitnie niezręcznej kolacji wszyscy rozeszli się do swoich pokoi i w całej kryjówce Akatsuki zaległa niezmącona cisza. Członkowie Taki rozpakowywali się w swoich nowych pokojach, a Sakura przebywała w mini szpitalu studiując uważnie zgromadzoną tam dokumentację i zagłębiając się w historię choroby Itachiego.


W takiej właśnie atmosferze Suiren przystanęła pod gabinetem Peina i zapukała do drzwi. Słysząc zaś krótkie przyzwolenie, otworzyła drzwi i weszła do środka, niosąc w rękach kubek parującej herbaty. Madara, siedzący na standardowym miejscu rudzielca i czytający sobie jakąś książkę, podniósł na nią krótkie spojrzenie. Widząc zaś herbatę, uniósł jedną z brwi.

– Dla mnie, czy spodziewałaś się Peina? – zapytał kpiąco, na co Suiren wygięła drwiąco wargi.

– O dziwo dla ciebie – odparła ironicznie, a Madara zamrugał zdziwiony, nie spodziewając się najwyraźniej takiej odpowiedzi.

– A to coś nowego – przyznał, obserwując uważnie, jak Suiren obeszła wolno biurko i postawiwszy przed nim kubek z pachnącą aromatycznie cieczą, sama przysiadła na blacie mebla. Pod krótką spódniczką nie miała swoich legginsów i czarny materiał podwinął się nieznacznie do góry, odkrywając całkiem pociągające fragmenty ud. Madara, ignorując jednak ten jawny przejaw kolejnego już z kolei kuszenia tej przebiegłej kobiety, odłożył powoli książkę na bok i w irytujący sposób przeciągając całą tę sytuację, sięgnął po herbatę.

– Czyżbyś coś tam dosypała? – spytał w pewnym momencie, ale wtedy też zaintrygowało go coś innego. – No proszę, czarna gorzka. Zapamiętałaś? – zdziwił się uprzejmie, na co Suiren uśmiechnęła się delikatnie i podpierając się od tyłu rękoma, założyła nogę na nogę.

– Spędziliśmy ze sobą ponad miesiąc. Dziwne, gdybym nie zapamiętała – stwierdziła luźno. – I nie, niczego nie dosypałam. Chociaż nie powiem, kusiło i to strasznie.

– Wyobrażam sobie – mruknął w odpowiedzi Madara, upijając spory łyk napoju i odstawiając kubek z powrotem na blat. – A teraz, skoro już przyjąłem łapówkę, możesz wyjaśnić, o co ci chodzi.


Oparł się wygodnie o oparcie krzesła i sam zakładając nogę na nogę, spojrzał spokojnie na Suiren. Jej długie, szkarłatne włosy spływały miękką kaskadą na blat biurka i kładły się dalej na różnych dokumentach, co przywodziło na myśl różne, niekoniecznie grzeczne pomysły. Madara mógłby przysiąc, że równie głupie, co wtedy, gdy kilka dni temu czytał jej list i to przy tym samym biurku.

Doprawdy, te szczupłe uda nie ułatwiały mu skupienia się. Tym bardziej, że doskonale wiedział, że właśnie takie miały zadanie.


– Sakura Haruno – odparła tymczasem Suiren, wiedząc, że z Madarą nie musi bawić się w dziwne podchody. Uchiha był typem, który chętnie podejmował się przeróżnych negocjacji, jeśli tylko przedmiot sprawy odpowiednio go zainteresował. – Chciałabym, żebyś pozwolił Sakurze zostać w Akatsuki, bez względu na stan zdrowia Itachiego.

– Z tego, co mi wiadomo, to już pozostaje w Akatsuki – odpowiedział na to znudzonym tonem Madara, podnosząc wzrok na twarz Suiren i skupiając go na jej wygiętych ironicznie wargach.

– Tak, ale pod moją opieką. A już za dwa dni opuszczam kryjówkę, by odciągnąć stąd Konohe i chciałabym mieć pewność, że pod moją nieobecność nic jej się nie stanie.

– Wygląda na dużą dziewczynkę – prychnął na to lekceważąco Madara, zauważając przy okazji, że Suiren się umalowała.

– Dużą, ale wciąż samą. – Suiren odetchnęła nagle i pochyliła się lekko w jego stronę. – Wiem od Peina, że nie dalej jak za tydzień do kryjówki mają wrócić Hidan i Kakuzu. Nie chciałabym dowiedzieć się po powrocie, że ktoś ją zgwałcił, albo zabił.

– Nie zamierzam jej niańczyć, jeśli tego oczekujesz. – Madara uniósł ironicznie jedną brew. – Ani tym bardziej nie zamierzam kogokolwiek do tego zatrudniać.

– Dobrze wiesz, że nie chodzi o niańczenie – prychnęła na to Suiren i pochylając się jeszcze bardziej, wyciągnęła w jego stronę jeden palec. – Jedynie o ogłoszenie, że Sakura również jest członkiem organizacji. Wtedy nikt nie odważy się jej tknąć, w taki, czy inny sposób.

– A kim ona jest, że mam to zrobić? – Madara wyraźnie się z nią droczył, na co Suiren uśmiechnęła się nagle szerzej i dotknęła palcem jego torsu.

– Jeśli to ma cię przekonać, to jest ukochaną uczennicą Piątej Hokage, wnuczki Hashiramy.

Madara aż prychnął, szczerze rozbawiony.

– Nie dało się wymyślić bardziej pokrętnej zależności? – parsknął.

– Oczywiście, że dałoby radę. – Suiren zabrała dłoń i wyprostowała się, poprawiając się jednocześnie na biurku i zmieniając nogi, przez co jej spódniczka podwinęła się jeszcze bardziej.

– Nie wątpię – przyznał spokojnie Madara.

– Jeśli chcesz wiedzieć więcej, to Sakura zdradziła swoją wioskę ze względu na Sasuke Uchihe.

Suiren założyła za ucho niesforne pasemko włosów, podkreślając jednocześnie nazwisko Madary. Zaraz też jej piękną twarz wykrzywił wyjątkowo podły uśmiech.

– Sakura bardzo go kocha. I dopóki Sasuke będzie po naszej stronie, Sakura nigdy nas nie zdradzi. A to zapewni nam dostęp do jej mistrzowskich technik medycznych. Jeśli wątpisz w jej geniusz, to ledwie kilka miesięcy temu znalazła antidotum na jedną z najcięższych trucizn Sasoriego. Dzięki któremu sama z resztą żyje.

Madara zmrużył na to nieco oczy, skupiając się bardziej na sposobie, w jaki Suiren wymawiała takie słowa jak "nas", albo "nam". Możliwe, że to była tylko jego nadinterpretacja , ale nie mógł oprzeć się ich intymnemu brzmieniu. Zupełnie, jakby Suiren mówiła tylko o ich dwójce, a nie o całym Akatsuki.

– Miłość jest najsilniejszą odmianą lojalności – ciągnęła tymczasem Suiren, nawet nie wiedząc o tym, w jakim kierunku podążały teraz myśli czarnowłosego.

– Lojalności, powiadasz? – wtrącił się nieoczekiwanie Madara, podłapując spojrzenie tych niemożliwie zielonych oczu. – A gdzie leży twoja lojalność, Suiren? – spytał. – Co z twoimi uczuciami?


Tym razem to on pochylił się bardziej w jej stronę. To pytanie było ciężkie i w gruncie rzeczy Madara obawiał się odpowiedzi, ale wiedział też, że musiał je zadać. Inaczej to wszystko nie miałoby sensu.

– Moje... – Suiren zająknęła się nagle i nim zdążyła się powstrzymać,  uciekła wzrokiem w bok. Wróciła jednocześnie myślami do jastrzębia, którego namalowała. I tego, co powiedział Itachi. – Moje uczucia... są skomplikowane.

– Jak bardzo? – Madara podniósł się powoli z fotela i zbliżył się do niej. Atmosfera między nimi stała się nagle bardziej gęsta. Suiren aż odetchnęła głębiej i wróciła do niego spojrzeniem. Omal nie zachłysnęła się powietrzem, gdy zdała sobie sprawę, jak blisko się znalazł.

– Bardzo. – Przełknęła wolno ślinę. – A dlaczego interesują cię moje uczucia?

Suiren zmrużyła nieoczekiwanie bardziej oczy i uśmiechnęła się sugestywnie.

– Oho, czyżbyś był zainteresowany?

– Nie inaczej – przyznał na to nieoczekiwanie Madara, a Suiren osłupiała.

– Co? – palnęła głupio, zsuwając się mimowolnie z biurka, co Uchiha natychmiast wykorzystał i przyparł ją do mebla, więżąc między swoimi ramionami, dłonie opierając na blacie.

– Mówię, że jestem zainteresowany – wyjaśnił spokojnie, przyglądając się jej twarzy z tak bliska, jak jeszcze nigdy i poczuł mimowolne uderzenie gorąca. Suiren odetchnęła zaskoczona, a nie wiedząc, co począć z rękoma, oparła je mimowolnie na torsie Madary. Nie spodziewała się jedynie, że wyczuwając pod palcami niespokojne bicie jego serca, sama zacznie ciężej oddychać.

– Kto by pomyślał – wykrztusiła po chwili, starając się zebrać wszystkie rozbiegane myśli do kupy. – Zdobyć atencję samego Madary Uchihy, to zaszczyt.

Nie mogła darować sobie kpiny, czego jednak Madara najwyraźniej się spodziewał, bo wykrzywił po prostu usta w nonszalanckim uśmiechu. Ten zaś spowodował u niej przyjemny dreszcz i jeszcze szybsze bicie serca. Dawno żaden mężczyzna nie działał na nią w ten sposób. Chociaż w tej chwili nie była do końca pewna, czy kiedykolwiek, którykolwiek tak działał.

Ich relacja była istnym tańcem na krawędzi, przy którym wciąż traciła dech.

– To... – zaczęła, nawet nie wiedząc kiedy zniżając głos do szeptu, a Madara pochylił się jeszcze bardziej do przodu. Z tej odległości widział każdą z jej czarnych rzęs, jej zarumienione policzki, rozchylone rozkosznie usta i niezmierzoną głębię tych szmaragdowych oczu. Madara wiedział, że mógłby w nich zatonąć bez żadnych wyrzutów sumienia.

Jedynie kilka niezdarnych centymetrów dzieliło ich od posunięcia się do czegoś więcej, gdy nagle ktoś otworzył z trzaskiem drzwi gabinetu.


Pein wszedł z rozmachem do pomieszczenia, przeglądając w skupieniu plik jakichś dokumentów. I dopiero, gdy przeszedł kilka kroków, zdał sobie sprawę, że nie jest sam. Uniósł wolno wzrok, a dostrzegając Madarę i Suiren w zdecydowanie nieprzyzwoitej pozie i to z oczami szerokimi jak u pary przerażonych królików, zmarszczył jedynie brwi.

– Z tego, co ostatnio sprawdzałem, to ten gabinet wciąż należał do mnie – odezwał się tak lodowato, że można było odnieść wrażenie, że temperatura w całym pomieszczeniu spadła o dobre trzy stopnie. Pein podszedł jednocześnie do biurka i odkładając przyniesione papiery, zabrał jakiś inny plik kartek. Sprawdzając pokrótce, czy miał wszystko, czego potrzebował, skierował się z powrotem do wyjścia.

– I jeszcze jedno. – Pein złapał za klamkę i obejrzał się na nich przez ramię. – Przenieście się z łaski swojej do pokoju, bo nie chciałbym się później zastanawiać, czy wszystko należycie wyszorowaliście.

Z tymi słowami wyszedł, a Suiren i Madara jakby dopiero oprzytomnieli i odskoczyli od siebie jak poparzeni, zupełnie jak para nastolatków przyłapana na robieniu dorosłych rzeczy. Co prawda faktycznie mieli ku temu pewne ciągoty, ale mimo wszystko...


Suiren poczuła jak bardziej się czerwieni, nie mając nawet teraz głowy do tego, by zdziwić się swoim nagłym wstydem. Madara natomiast odchrząknął, spoglądając mimowolnie kątem oka na Suiren, która niemal w tej samej chwili zdecydowała się na to samo. Dostrzegając zaś wzrok Uchihy, sama lekko odchrząknęła.

– Także – zaczęła wolno, by zaraz wyprostować się bardziej i zakładając pasmo włosów za ucho, zmrużyć oczy. – Dobrze się składa, panie Uchiha – rzuciła swobodnie, a gdy w czarnych oczach Madary odbiło się niezrozumienie, uśmiechnęła się kokieteryjnie.

– Powiedzmy, że ja też byłabym zainteresowana. – Mrugnęła do niego i odwracając się z gracją, ruszyła do drzwi. Zbyt speszona własnymi słowami, nawet nie potrafiła się odwrócić, by zbadać jego reakcję. Wychodząc na korytarz, spłonęła takim czerwonym rumieńcem, że jej policzki zrównały się kolorytem z jej włosami.

– Senninie – szepnęła ciężko.

Nawet nie podejrzewała, jak na jej słowa zareagował Madara. A zareagował zadziwiająco podobnie, opadając na skórzany fotel i zasłaniając odruchowo dłonią usta.

– Senninie – szepnął, czując się, jak po kilku solidnych kieliszkach sake. W głowie mu szumiało i nie potrafił myśleć trzeźwo, ale to tylko sprawiało, że chciał jeszcze więcej.

Zdecydowanie więcej.


C.D.N.


*****

Tego... panda na dobranoc?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro