Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LVII. Nowe uczucia

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY SIÓDMY

Nowe uczucia


Sasuke poczuł, jak robi mu się nie dobrze. Itachi pokazał mu wszystko. Dosłownie wszystko. Więcej nawet niż samej Suiren, bo tę wersję wzbogacił o kilka dodatkowych wspomnień. Tych bardziej osobistych, dotyczących ich jako braci.

Prawda była... ciężka.

Nie mniej, Sasuke w końcu zaczął rozumieć. Rzeczy, do tej pory niezrozumiałe, stały się jasne. Słowa, które powodowały dezorientację, nabrały sensu. To, czego nie mógł pojąć jako dziecko, teraz nareszcie pojął. Itachi był taki...

Sasuke zgiął się gwałtownie w pół i zwymiotował żółcią. Wspomnienie śmierci ich rodziców wywróciło mu wnętrzności na drugą stronę, a łzy Itachiego spowodowały zawroty głowy. Jeśli kiedykolwiek myślał, że jego serce nie jest już w stanie niczego poczuć, tak teraz udowodniło mu, jak wiele jeszcze było przed nim. Ból zmieszany z dojmującą żałością i jeszcze większą miłością, tak do brata, jak i całej rodziny, przysłonił mu cały świat. Pociemniało mu w oczach, a głowa eksplodowała. Chwycił się gwałtownie za włosy, zaciskając powieki, spod których wypłynęły nagle szkarłatne łzy.

Gdy ponownie je otworzył, Itachi, obserwujący uważnie jego reakcję, westchnął cicho z niejakim zrezygnowaniem, jakby spodziewał się takiego obrotu sprawy.

Sasuke Uchiha właśnie aktywował swojego własnego Mangekyou Sharingana.

Nie mniej, Itachi wciąż miał mu do pokazania tyle rzeczy. Cały plan Tsuki no Me i to, jak postanowił współpracować z Suiren. Chciał mu pokazać wszystko i jeszcze trochę, ale nagły atak kaszlu wytrącił go z równowagi i wyrwał ich obu z iluzji. Znów znaleźli się w sali operacyjnej, zaledwie dwa metry od siebie. On w szpitalnym łóżku, a Sasuke stojący naprzeciw niego z kałużą żółci pod stopami.

– Itachi... – Sasuke umilkł nagle, gdy poczuł, jak nowa, nieznana mu do tej pory moc napełniła jego oczy, powodując między innymi wyostrzenie wzroku. Teraz jeszcze wyraźniej widział chorobliwie białą twarz Itachiego, jego wychudzone ciało i oczy, które... Oczy, które wydawały się jakby przygaszone, jakby mężczyzna spoglądał na niego zza grubego welonu, jakby... Nastolatek dopiero teraz to dostrzegł.

– Czy ty... – Sasuke nie potrafił dokończyć. Głos uwiązł mu w gardle, ale starszy zrozumiał. Przymknął powieki i skinął głową.

– To, co powiedziałem ci podczas naszej walki było prawdą – zaczął spokojnie. – Ten, kto używa Mangekyou, systematycznie zatraca się w ciemności. Nawet mnie ona nie ominęła. Ja... – Itachi zawiesił głos, uchylając przy tym powieki, a Sasuke poczuł nagły skurcz w żołądku. Przez chwilę miał wrażenie, że ponownie zwymiotuje.

– Widzisz mnie? – zapytał po chwili wahania, a Itachi, ku jego uldze, przytaknął.

– Widzę, choć coraz gorzej. Tracę wzrok z każdym dniem. I choć doceniam to, co zrobiła dla mnie Suiren, to nie wiem, czy za miesiąc dane mi będzie obejrzeć kolejny wschód słońca.

Sasuke stał bezradnie, wpatrując się w swojego brata, po raz pierwszy od dziewięciu lat czując do niego coś tak skrajnie różnego od nienawiści. Czuł się taki bezsilny, taki żałosny, taki... stęskniony. Głupio stęskniony jak jakieś małe dziecko. Jeszcze świadomość tego, że Itachi... Sasuke, w nagłym przypływie niezrozumiałych dla siebie uczuć, podszedł do jego łóżka i spojrzał na niego tym razem z odległości nie większej niż pół metra. Ostatni raz znaleźli się tak blisko, gdy Itachi podszedł do niego z wyciągniętą ręką i dotknął jego czoła, wypowiadając te pamiętne słowa.

Teraz aż zbyt boleśnie zdawał sobie sprawę z ich znaczenia.

– Pokaż mi – poprosił cicho. – Pokaż mi więcej, nii-san.

Itachi odetchnął nagle, niemal ogłuszony hukiem spadającego z jego serca kamienia. Sasuke wszystko rozumiał. Sasuke nie brzydził się nim. Jego decyzją. Suiren mogła mieć rację, twierdząc, że był w stanie to wszystko zrozumieć. Że był w stanie wymyślić inne rozwiązanie. Był w stanie. Jego braciszek. Ogarnęło go nagłe wzruszenie, tak silne, że musiał zacisnąć usta w cienką linię i ponownie przymknąć oczy.

Sasuke nazwał go bratem. Po tym wszystkim, wciąż był dla niego bratem. A może to właśnie teraz, po wyznaniu prawdy, był nim bardziej niż kiedykolwiek przedtem.

– Pokażę. – Itachi otworzył oczy i po raz kolejny zamknął ich w iluzji. Na szczęście tym razem poszło szybciej. Plan Madary był stosunkowo prosty, a udział Suiren jeszcze łatwiejszy. Tym czego się jednak Itachi nie spodziewał, była końcowa złość Sasuke.

Wściekłość wzbierająca w młodszym Uchiha była aż nazbyt widoczna, pomimo stężałych rysów twarzy. Jego ściągnięte gniewnie brwi i usta zacisnięte w cienką linię były jedynie dopełnieniem zimnej furii czającej się w odmienionych oczach.

– Zabiję ich – wyszeptał złowrogo w pewnym momencie, na co Itachi zmrużył odrobinę oczy. Z tej odległości w końcu mógł mu się dokładnie przyjrzeć i nie do końca wiedział, czy powinnien się cieszyć, z tego co widział. Wbrew słowom Suiren o niewinności Sasuke, nastolatek wcale nie wyglądał obecnie na wcielenie tejże cnoty. Wręcz przeciwnie, coś w nim sprawiało, że ciemność wydawała się nieco do nich przybliżać.

– Kogo? – zapytał jednak Itachi z niegasnącym spokojem, a Sasuke podniósł na niego gorejący wzrok.

– To wszystko ich wina – starszyzny wioski – odezwał się cicho, z głosem wibrującym od tłumionych emocji. – To, co ci zrobili, co nam zrobili, to... – Sasuke zacisnął dłonie w pięści. Ręce mu drżały.

– Zniszczę ich, odpłacą nam za wszystko, co uczynili.

– Sasuke. – Itachi zmartwiał nagle; w przeciągu sekundy wydawał się postarzeć o kilka ładnych lat.

– Zniszczę Konohę.

– Wstąpisz  do Akatsuki?

– Co takiego? – Sasuke zamrugał gwałtownie, a jego złość w kilka sekund przerodziła się w zaskoczenie.

– Suiren może mieć rację. – Itachi odwrócił tymczasem wzrok i spojrzał w bok. – Jeśli chcemy powstrzymać Madarę, może klan Uchiha powinien ponownie się zjednoczyć. Jednak nie w Konoha, a w Akatsuki.

– Chcesz, żebym– Sasuke wpatrywał się zdumiony w Itachiego, który wrócił do niego po chwili zamyślonym spojrzeniem.

– Ta dziewczyna, która się mną zajmowała, Sakura, powiedziała, że potrzebuję bardziej profesjonalnej opieki i sprzętu – wyjaśnił spokojnie. – To znaczy, że w ciągu najbliższej doby musimy przenieść się do głównej kryjówki Akatsuki. Wobec tego pytam, czy ty i Hebi zgodzicie się wstąpić do Akatsuki.

– To– zaczął znowu Sasuke dość nieporadnie, na co Itachi ściągnął odrobinę brwi.

– Zrozumiałem kilka rzeczy, Sasuke – odezwał się, przerywając mu. – I zanim podejmiesz własne decyzje, chciałbym pokazać ci, co znaczy dla mnie bycie shinobi. Chciałbym udowodnić ci, że bardziej niż Itachim z Akatsuki jestem wciąż Itachim z Konohy.

To była bardzo ciężka i jednocześnie prosta decyzja. Odpowiedź Sasuke mogła być tylko jedna.


***


– Akatsuki?! – Karin wpatrywała się w Sasuke, jakby ten oszalał. – A co z Orochimaru-sama?!

– Gdziekolwiek pójdziesz, Sasuke, ja pójdę za tobą – zadeklarował tymczasem Juugo, nawet nie zwracając uwagi na wyrywającą sobie włosy z głowy Karin. – Już dawno podjąłem taką decyzję.

– Matko, Juugo, zaraz się porzygam od tych sentymentalizmów. – Suigetsu skrzywił się paskudnie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

– A skąd ty u licha znasz tak trudne słowo?! – zawołała nagle Karin, obracając się w jego stronę. – I nie dręcz Juugo!

– Spadaj ode mnie, idiotko – fuknął dumnie Hozuki i wzruszył ramionami. – A co do tego całego gówna, to mnie by nawet pasowało wyrwanie się od Oro.

– My już się wyrwaliśmy! – parsknęła na to Karin niemal histerycznym tonem i złapała się za głowę. – Uciekliśmy i sprzeciwiliśmy się jego rozkazom! Jak teraz nie wrócimy i jeszcze wstąpimy do Akatsuki, to nie mamy już czego tam szukać!

– A za czym ty kurna będziesz tęsknić, co? – prychnął w jej stronę Suigetsu. – Tak bardzo podobało ci się życie w Potędze? A może tęsknisz za tymi cholernymi eksperymentami? A może podniecało cię pilnowanie tych wszystkich ludzi, he?

– Po-Podniecało?! – Karin poczerwieniała gwałtownie na twarzy, poprawiając swoje okulary. – Popieprzyło cię do reszty?! Ja po prostu–

– Czy Orochimaru kiedykolwiek zaoferował wam coś lepszego od Tsuki no Me? – wtrąciła się nieoczekiwanie Suiren, która przez cały czas siedziała rozwalona na jednym z krzeseł i przysłuchiwała się tej małej wymianie zdań pomiędzy członkami Hebi.

– Co? – Karin spojrzała na nią zupełnie wybita z tematu. Suiren tymczasem przechyliła nieco głowę w bok i wykrzywiła usta w paskudnym uśmieszku.

– Wytłumaczyłam wam już, na czym polega Tsuki no Me – odparła luźno i zerknęła kątem oka na Sasuke, który przez cały czas skutecznie unikał jej spojrzenia. – Także zupełnie nie rozumiem waszej infantylnej kłótni. Plan Madary jest doskonały.

– Świat bez wojny, spełnienie najskrytszych marzeń i wieczny pokój. Nie brzmi pięknie? – Suiren zamachała leniwie nogą przerzuconą przez jeden z podłokietników. – Myślicie, że czemu zgodziłam się zostać w Akatsuki, pomimo tego że mnie uwięzili?

Sasuke skrzywił się niemal niezauważalnie. Pomimo jego sprzeciwu, Itachi i Suiren nie chcieli wyjawić Hebi prawdziwych intencji względem najstarszego Uchihy, chcąc zachować grono "zdrajców" w jak najmniejszej liczbie. Sztandarowym argumentem Uzumaki była konieczność wtajemniczenia Sakury, co i tak rozciągało tajemnice kolaborowania na cztery osoby. Sasuke, postawiony w takiej sytuacji, nie miał innego wyboru, jak tylko się zgodzić. W ten sposób Karin, Suigetsu i Juugo nakarmieni zostali tym samym utopijnym planem, jaki głosił Madara i tak Suiren, jak i Itachi zgodnie przytaknęli jakoby byli mu przychylni.

Na ich szczęście każdy z wężowej trójki miał coś, za co pragnął walczyć. Karin tęskniła za światem bez wojny i swoją ukochaną mamą, Suigetsu nie pogardziłby ponownym spotkaniem ze swoim bratem, a także spełnieniem swoich wygórowanych ambicji, a Juugo nie pragnął niczego ponad przywrócenie Kimimaro do życia.

Dla każdego Tsuki no Me było obietnicą czegoś naprawdę pięknego. Sam Sasuke w głębi serca pragnął wierzyć w nieskazitelność tego planu. Co prawda Itachi w dość dosadnych słowach sprowadził go na ziemię, wytykając mankamenty tego sennego mirażu, ale i tak było w tym coś pociągającego.

– Mimo wszystko... – Karin wciąż nie była zdecydowana. – Akatsuki to–

– Akatsuki to nie Oto no pawa – przerwała jej spokojnie Suiren, przymykając przy tym oczy. – Jeśli boicie się podobnej zależności, co u Orochimaru, to jesteście w błędzie. Akatsuki daje wolność, niczym najwspanialszy wschód słońca*.

Po takiej deklaracji już nikt z Hebi nie miał oporów przed złożeniem przysięgi wierności nowej organizacji. W samą podróż do Amegakure mieli wyruszyć następnego dnia z samego rana, zważywszy na to, że obecnie było już grubo po zmierzchu.

Suiren, słysząc zaś zgodę Hebi, bez słowa skierowała się do wyjścia z pokoju. Przed położeniem się spać nadal czekało ją napisanie małego listu do Madary z jakże szczęśliwymi wieściami.

***

Wybiła północ.

Suiren siedziała przy biurku w jednym z pokoi, który stał się jej tymczasową sypialnią i wpatrywała się beznamiętnie w ścianę. Obracając w palcach mały pędzelek, podpierała brodę na lewej ręce, przechylając się miarowo to w jedną, to w drugą stronę.

Myślała.

Myślała o kłamstwach, które dziś padły z jej ust. O tym, jak zachęcała Hebi do skuszenia się na złudnie wspaniały plan Madary. O wolności. O Madarze.

Właśnie, Madara.

Suiren zmarszczyła odrobinę brwi. Jej relacja z najstarszym Uchihą nie należała do najłatwiejszych. Oboje byli tacy...

Przymknęła oczy i zbliżyła pędzelek do ust. Musiała coś zrobić, inaczej zaraz oszaleje.

Podniosła się gwałtownie z krzesła i rozejrzała po pokoju. Wtem jej wzrok padł na jedną ze śnieżnobiałych ścian. Nie zastanawiając się zbyt długo, chwyciła za tusz, który ledwie godzinę temu posłużył jej do napisania listu i podeszła do ściany. Unosząc pędzelek, zmrużyła odrobinę oczy.

Nim minęło czterdzieści minut, po pokoju potoczyło się niepewne pukanie.

– Wejść – odparła Suiren machinalnie, całkowicie skupiona na malowaniu. Tymczasem drzwi skrzypnęły jękliwie, a do środka zajrzała Sakura.

– Suiren? Śpisz już? – Nastolatka weszła ostrożnie do pokoju i rozejrzała się za Suiren. Dostrzegając zaś kobietę przy jednej ze ścian, podeszła do niej bliżej. Widząc zaś, że ta coś maluje, przechyliła zaciekawiona głowę.

– Jaki piękny – wyszeptała zachwycona ledwo sekundę później, gdy na białej płaszczyźnie ujrzała malunek wspaniałego, majestatycznego jastrzębia uchwyconego od dołu w czasie lotu. Wielkie, potężne skrzydła rozpościerały się na boki, a małe, bystre oczy wydawały się prześwietlać dziewczynę na wylot. Pomimo użycia tylko czarnego tuszu, drapieżny ptak wyglądał jak żywy; gotowy w każdej chwili rzucić się na swoją ofiarę i zatopić w niej ostre szpony. Cały obraz wręcz emanował niebezpieczeństwem, a przy tym było w nim coś naprawdę dumnego i pięknego.

– Suiren, nie wiedziałam, że masz tak wielki talent! – Sakura oniemiała. Nigdy w życiu nie podejrzewałaby tej chłodnej, ironicznej kobiety o tak niesamowite zdolności. I to w malowaniu. W czymś, co sama Haruno uznawała za sztukę ludzi wrażliwych, którzy nie mają problemów w wyrażaniem swoich uczuć. Wedle tej definicji Suiren powinna bazgrać niczym kura pazurem, a nie... to.

Kto by pomyślał, że w gruncie rzeczy Suiren była wrażliwa. I gdy tylko jej na to pozwalano, potrafiła wyrażać siebie i mówić o swoich uczuciach.

Uzumaki cofnęła się gwałtownie od ściany i zastygła w miejscu z jedną ręką uniesioną do góry, w której ściskała pędzel.

Na Sennina, był na tym świecie ktoś, kto postrzegał ją w tych kategoriach. Kto traktował ją jak zwykłą kobietę. Ze wszystkimi jej przywarami. Nie widział w niej chłodnej, bezwzględnej łowczyni, ale coś ponad tym. Kto pomimo tak krótkiej znajomości, wiedział o niej tak wiele.

Był to ktoś, kogo głos odpędzał od niej koszmary i który kotwiczył ją w rzeczywistości.

Był to również ktoś, przy kim pierwszy raz od dłuższego czasu zaczynała się czerwienić, a myśli rozbiegać.

Tym kimś niezaprzeczalnie był Madara Uchiha.

– Dlaczego właściwie jastrząb? – spytała nagle Sakura, która przez cały czas podziwiała szczegółowy obraz, nie potrafiąc oderwać od niego oczu.

– Lubi sokolnictwo – wydukała na to Suiren z niejakim zaskoczeniem. Wróciła jednocześnie myślami do jednego z tych dni, kiedy wierzyła jeszcze, że Madara to po prostu Tobi. To właśnie wtedy, podczas jednej z tych leniwych godzin wędrówki przez las, ujrzeli kołującego nad nimi jastrzębia, a Tobi w przypływie dziwnej nostalgii podzielił się z nią tym zaskakującym hobby.

– Kto taki? – dopytywała tymczasem dalej Sakura, wyraźnie zaciekawiona, ale Suiren zupełnie ją zignorowała. Wpatrywała się po prostu w namalowanego ptaka, nie mogąc pozbyć się z serca tego dziwnego uczucia, które nagle ją ogarnęło.

Jednocześnie to, co czuła do tej pory do Itachiego, wydało jej się takie nieistotne i małe.


***


28 listopada

Wczesny ranek

– No nie powiem, ciekawa zbieranina. – Suiren przeciągnęła się rozkosznie, aż strzeliły jej wszystkie kości. Kisame, który przystanął zaraz obok niej, zerknął na nią kątem oka i uśmiechnął się kącikiem ust.

– Tego jeszcze nie było – parsknął na wpół złośliwie. – Wyruszyć w dwóch, a wrócić w siedmioro.

– Skoro jesteśmy na plusie, to znaczy, że możemy kogoś zgubić po drodze – odparła na to spokojnie Suiren i podparła się pod boki ze złośliwym uśmieszkiem, który nie zwiastował niczego dobrego.

– Itaaaachi. – Odwróciła się w stronę czarnowłosego, który ubrany był w swoje zwykłe ciuchy i płaszcz Akatsuki. Gdyby nie sińce pod oczami nawet nie byłoby po nim widać, że ledwie trzy doby do tyłu przebył niebywale poważną operację.

– Nie, nie zgubimy Sasuke – odparł tymczasem Itachi bez zająknięcia, gdy tylko podłapał jej zielone spojrzenie. – Z Kisame też nie próbowałbym.

– Ugh. – Suiren skrzyżowała ręce na piersiach z udawanym oburzeniem. Doprawdy, humor jej dzisiaj wyjątkowo dopisywał. Sakura, stojąca po jej lewej stronie, zachichotała cicho w zwiniętą pięść i spojrzała przelotnie na Hebi, którzy stali w lekkim oddaleniu od nich. Chociaż, z tego co usłyszała od Karin, to z dniem dzisiejszym już nie Hebi, a Taka.


***


Madara długi czas wpatrywał się w list od Suiren, a dokładniej rzecz biorąc w jej podpis. Wciąż nie mógł uwierzyć, w to, co mu napisała. Itachi żył, a do tego Sasuke Uchiha zadeklarował chęć wstąpienia do Akatsuki razem ze swoją grupą.

Doprawdy, ta kobieta...

Madara oderwał w końcu wzrok od kartki i spojrzał na stojącego przed biurkiem Kasai'a. Bezczelny demon bujał się niedbale na piętach i uśmiechał beztrosko.

– Czekam na odpowiedź! – poinformował radośnie, na co Madara wykrzywił odrobinę wargi.

Doprawdy, Suiren zapewne nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, ale dokonała właśnie czegoś przełomowego. Za jej sprawą ród Uchiha miał znowu się zjednoczyć.

A to z kolei bez wątpienia było zapowiedzią czegoś wielkiego. Historia uwielbiała zataczać koło i Madara doskonale o tym wiedział.

– Co za kobieta – powtórzył szeptem i unosząc rękę, potarł wolno brodę. Tak bardzo chciał ją już zobaczyć. – Niech po prostu wraca – odezwał się głośniej, tak, by Kasai go usłyszał.

Chciał ją zobaczyć... A potem się zobaczy. Do jego głowy wpadł nagle zdecydowanie głupi pomysł, ale kto wie... może?

C.D.N.

*****

*Akatsuki daje wolność, niczym najwspanialszy wschód słońca* – Suiren używa tu pewnej gry słownej. Dla przypomnienia, Akatsuki znaczy po polsku Brzask, co równie dobrze można przetłumaczyć jako wschód słońca. Dla Suiren wschód słońca równoznaczny jest z jutrem, czyli czymś czego nigdy jej nie zabraknie. Przez swoją nieśmiertelność już zawsze będzie czekało na nią jakieś jutro, co utożsamia z pewnym rodzajem wolności.

I ten, aż wstyd mi wracać tutaj po tak długim czasie, ale po drodze wpadł mi jeszcze jeden wyjazd i tak wyszło. Swoją drogą, rozmowa Itachiego i Sasuke to była jakaś katorga. Przepraszam, jeśli coś nie zagrało, ale siedziałam nad tym kilka dni, a nadal nie wygląda dokładnie tak jak chciałam na początku, także tego.

Następny rozdział na pewno będzie szybciej, bo czeka nas obiecane biurko, a to mam już opisane XDD

Pozdrawiam i życzę cieplutkich wakacji! ~Igu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro