Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LIX. Słabość


ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY

Słabość


3 grudnia

Rano


– Czy ty po drodze ofiarowałaś jakiemuś pierdolonemu menelowi swój mózg, czy naprawdę jesteś tak tępa?!

– Sasori, bo ci żyłka pęknie.

– Ja nie mam żadnych żył!

– To serduszko.

– Jak ty w ogóle wpadłaś na ten jakże genialny pomysł z przeszczepem?! Mogłaś go tym zabić, ty bezmyślna, durna kobieto!

– On i tak umierał. – Suiren wzruszyła niedbale ramionami, siedząc jak gdyby nigdy nic na jednym ze szpitalnych łóżek i machając leniwie nogami. – Pobierasz mi tę krew, czy nie?

– Oczywiście, że pobieram! – prychnął gniewnie Sasori, podchodząc do niej ze strzykawką. – Muszę w końcu poznać twój organizm, żeby wiedzieć, jak leczyć tego idiotę. Oddając mu swoje organy, narobiłaś mu nie lada kłopotów.

– Zaraz kłopotów – mruknęła niedbale Suiren i wyciągnęła posłusznie rękę. Akasuna nie dbając o delikatność, natychmiast wkłuł się w jej zgięcie. – Kilka narządów, które mają w dupie prawa natury. Co może pójść nie tak?

– Tak się składa, że wszystko. – Sasori, pobrawszy krew, puścił jej ramię i nie tamując w żaden sposób krwawienia, odszedł po prostu, zakręcając probówki.

– Ej! Będę miała siniaka! – Suiren posłała mu rozdrażnione spojrzenie. – Poza tym nadal nie rozumiem, o co ci chodzi. Itachi żyje, ja też, więc w czym problem? W tym, że jego nerki same się regenerują? Czy w tym, że jedno z jego płuc prowadzi wojnę domową z chorobą, która go trawi?

– Dokładnie w tym. – Sasori odstawił próbki krwi do małego koszyczka i obrócił się w jej stronę. Minę miał boleśnie beznamiętną. – Tobie nie robi to żadnej różnicy, bo wszystkie twoje organy są nieśmiertelne, ale Itachi właśnie dostał w prezencie trzy bomby zegarowe. Bomby, które są uzależnione od enzymów, które wytwarza tylko i wyłącznie twoje ciało.

Sasori skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zmrużył nieco oczy.

– Póki co, to wszystko pięknie ze sobą współpracuje, ale te narządy to istne ćpuny na głodzie. Tylko czekać aż zaczną upominać się o swoją działkę.

– Przesadzasz. – Suiren wstała spokojnie z łóżka. – Orochimaru wspominał, że te enzymy pojawiają się w mojej krwi. Wystarczy walnąć Itachiemu małą transfuzję i–

– I zobaczymy, czy go to nie zabiję. Cudownie. – Sasori skrzywił się paskudnie i obrócił się w bok, gdzie przy stole z masą dokumentów siedziała skupiona Sakura. Haruno studiowała badania Uchihy od parunastu ładnych godzin, a jej osobiste notatki zapełniły już większą połowę blatu.

– Ta dziewucha jest całkiem zdolna – orzekł niespodziewanie Sasori, a Suiren uśmiechnęła się lekko.

– Nie zabrałabym ze sobą jakiejś tępej dzidy.

– A podobno ciągnie swój do swego.

– Dlatego tak dobrze się dogadujemy. – Suiren uśmiechnęła się z ironią, na co Sasori jedynie wywrócił oczami.

– Nie mniej, może z niej coś być – kontynuował niezrażony. – Pokazała mi swoją odtrutkę na moją truciznę i jest dość innowatorska. Jakby dobrze smarkatą pokierować, to mogłaby wiele osiągnąć na tym polu.

– Cóż, zostawiam ją w twoich rękach. – Suiren wykrzywiła drwiąco wargi. – Ale jak po powrocie znajdę w jej tyłku choćby jedną drzazgę, to–

– Zaraz zwymiotuję.

– Na zdrowie!



***



Życie w Akatsuki, wraz z przybyciem Hebi, zdecydowanie nabrało rumieńców. Zwłaszcza, że o ironio, w kryjówce obecni byli na ten czas niemal wszyscy członkowie. Do pełni szczęścia brakowało im jedynie Hidana i Kakuzu, ale i bez nich nie można było narzekać na nudę. Suiren, wracając z mini szpitala natknęła się najpierw na Juugo, który szukał biblioteki, a zaraz potem na Kisame, który zmierzał na trening.

– Zaraz do ciebie dołączę – rzuciła na widok Hoshigakiego, a ten skinął jej głową.

– Będę na bieżni – uściślił jedynie, a Suiren uśmiechnęła się kącikiem ust. Naprawdę polubiła towarzystwo Kisame i w gruncie rzeczy cieszyła się z możliwości wznowienia ich wspólnych treningów.

Schodząc schodami piętro niżej, Suiren minęła się z Konan, z którą wymieniła oszczędne przywitanie, by będąc już niemal w swoim pokoju, natknąć się na Deidarę, który obrzucił ją dość nieprzychylnym spojrzeniem.

Krótko mówiąc, niezły tłok jak na tak wielką górę.

Jednak jak na złość, Suiren ani razu nie spotkała Madary. Ani w drodze na trening, ani w czasie jego powrotu. Nie wpadli na siebie nawet, gdy poszła do Peina, który chciał dowiedzieć się nieco więcej o Sakurze. Zupełnie, jakby najstarszy Uchiha rozpłynął się w powietrzu. Bo raczej nie siedział zamknięty w pokoju jak jakieś emo na wzór Sasuke.

– Gdzie go wcięło? – mruknęła ostatecznie sama do siebie, wchodząc do jadalni, w której już za mniej niż piętnaście minut miał się odbyć obiad.

Wtedy też do jej nozdrzy doleciał pewien specyficzny zapach. Suiren uśmiechnęła się mimowolnie sama do siebie. Chyba go znalazła.



***



Tym razem obiad przygotowywał Madara. Nawet kogoś takiego jak on, Wielkiego Uchihe, nie mógł ominąć ten przyziemny obowiązek. Zwłaszcza, że był on w gruncie rzeczy jedynym, jaki posiadali członkowie Akatsuki. Chwalić Sennina, że dzięki przybyciu Hebi, kolejka gotowania samoistnie się wydłużyła, bo stania w tej kuchni więcej niż raz na półtorej tygodnia, to Madara chyba, by nie ścierpiał.

I nie to, żeby był jakimś kompletnym beztalenciem, ale jego skuteczność w kuchni była dość... osobliwa. I tak, ryż i grillowany łosoś w sosie własnym wyszły mu więcej niż perfekcyjnie, ale zupa miso byłą zupą miso jedynie z nazwy.

Swoją konsystencją i przynależnością gatunkową wahała się gdzieś pomiędzy wymiotami chorego buldoga, a wywarem ze zgniłych owoców morza.

– No proszę, proszę. – Suiren zajrzała do kuchni i gdy tylko jej przypuszczenia się potwierdziły, wykrzywiła ironicznie wargi i oparła się o framugę. Madara, jedynie skrawkiem podświadomości zdając sobie sprawę z towarzystwa, obejrzał się niecierpliwie przez ramię, by wygonić natręta. Rozpoznając jednak Suiren, skrzywił się delikatnie.

– To nie tak jak myślisz – mruknął, na co Uzumaki posłała mu olśniewający uśmiech.

– Na takie teksty jeszcze przyjdzie czas, spokojnie – zironizowała, krzyżując ręce na piersiach i podchodząc bliżej. – Co my tu w ogóle mamy?

– Nie jesteś tu potrzebna. – Madara machnął na nią niedbale ręką, odprawiając ją niczym psa, ale Suiren postanowiła to litościwie przemilczeć, a zamiast tego uśmiechnęła się bardziej złośliwie.

– I stracić okazję do ponaśmiewania się z ciebie? W życiu – oznajmiła spokojnie i podchodząc jeszcze bliżej, oparła się biodrami o blat na prawo od kuchenki, przy której stał Uchiha, tworząc swoje dzieło sztuki abstrakcyjnej.

– Skoro nie zamierzasz wyjść, to chociaż pomóż – odparł na to nagle Madara, spoglądając kątem oka na Suiren. Wykrzywił jednocześnie drwiąco wargi, jakby Suiren miała w dowodzie wpisany obowiązek pomocy mu.

– Ogarnij to coś – dodał, wskazując na biedny garnek.

Suiren jedynie prychnęła.

– Chyba już to przerabialiśmy – rzuciła w odpowiedzi, zamiast sięgnąć po fartuszek i wziąć się do roboty. – Nie masz prawa wydawać mi rozkazów.

– Cóż, skoro tak stawiasz sprawę. – Madara wzruszył niedbale ramionami, odchodząc jednocześnie od kuchenki i stając naprzeciwko niej, sam skrzyżował ręce na szerokiej klatce piersiowej. – Jeśli nie jesteś głodna...

– Serio, szantaż emocjonalny? – Kobieta uniosła niedowierzająco brwi. – Co ty, Akademia?

– Tak się składa, że za moich czasów nie było Akademii – odparł na to spokojnie Madara, lustrując ją przy tym uważnym spojrzeniem. Nie widzieli się od wczorajszego wieczoru i cóż, na samo wspomnienie poczuł, że zrobiło mu się goręcej.

– Taki wielki shinobi i brak podstawowego wykształcenia – Suiren wykrzywiła tymczasem usta. – Ale nie przejmuj się, sama do takowej nie chodziłam.

Uzumaki przygryzła nagle wargę, zdając sobie sprawę, że plecie odrobinę trzy po trzy. A wszystko przez to świdrujące spojrzenie czarnych oczu, które przypominało jej o pewnym biurku.

– Och, także – nieoczekiwanie zupełnie zgubiła temat rozmowy i speszona tym, odwróciła się gwałtownie w stronę kuchenki. – Za chwilę obiad, nie możesz podać tych wymiocin – oświadczyła ni stąd ni zowąd i podeszła do garnka, chcąc sprawdzić, czy da się coś jeszcze zrobić z jego wątpliwą zawartością.



– Daruj sobie – odezwał się nagle szeptem Madara, a Suiren wyprostowała się jak struna, gdy poczuła jego oddech na swoim karku. Uchiha, wykorzystując sytuację, podszedł do niej od tyłu i oparł jedną rękę na jej biodrze. Poczuła, że się czerwieni.

– Obiad za pięć minut. Nie uratujesz już tego – kontynuował tymczasem cicho mężczyzna, unosząc drugą dłoń i odgarniając jej włosy na bok.

– Madara. – Suiren chrząknęła lekko. – Co ty do licha ciężkiego robisz? – spytała spokojnie, posyłając mu przez odsłonięte ramię długie spojrzenie. Był tak blisko.

– Zalecam się do ciebie? – zapytał na to niewinnie Madara, przysuwając się do niej bardziej, tak że jego tors przylgnął do jej pleców. Suiren odetchnęła na to głębiej, odchylając się mimowolnie do tyłu, by ściślej przylec do jego klatki piersiowej.

– Co ty nie powiesz? – wymruczała. – Ale jak sam zauważyłeś, zaraz będzie obiad.

– I co w związku z tym? – Jego ramię objęło ją mocniej w pasie, przyciągając zaborczo do siebie. Suiren odchyliła na to lekko głowę w bok, a Madara natychmiast to wykorzystując, przylgnął wargami do jej szyi. Uzumaki westchnęła urwanie, przymykając przy tym oczy, gdy Uchiha składając na jej skórze delikatny pocałunek, przejechał nosem aż do jej ucha.

To było tak strasznie elektryzujące. Oboje czekali z tym stanowczo za długo.

– Madara – wyszeptała, gdy kolejny pocałunek wylądował tuż za jej uchem.

– Tak? – Jego gorący oddech drażnił jej skórę, wysyłając przyjemne dreszcze aż po same koniuszki palców.

– Zaraz. będzie. obiad.

Suiren obróciła się nagle, stając przodem do Madary, na co ten wyprostował się nieco zaskoczony. Jego dłonie mimowolnie odnalazły miejsce na jej talii. Jej oczy wyraźnie pociemniały, a oddech przyśpieszył, ale oprócz tego wyglądała wyjątkowo złośliwie. Madara aż odetchnął głębiej. Ile by dał, by kontynuować to, co zaczęli. Mógłby ją wziąć na tym cholernym blacie, nie przejmując się tym, że tuż za ścianą zebrało się już niemal całe Akatsuki.

– Suiren – zaczął, ale czerwonowłosa nie dała mu skończyć, unosząc rękę i przytykając palec do jego lekko rozchylonych ust.

– Z łaski swojej zalecaj się do mnie bardziej w godzinach wieczornych i bardziej w mojej sypialni, zgoda? – Jej przewrotny uśmieszek był preludium wszystkiego, co grzeszne.

– Potraktuję to jako obietnicę.



***



Wieczór nadszedł zdecydowanie szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać, a już zwłaszcza Madara. Który wraz z wybiciem dwudziestej pierwszej, natychmiast skierował swe kroki do pokoju zajmowanego przez Suiren. I doprawdy, może i ten rozdział zaliczyłby się ku uciesze czytelników do kategorii plus osiemnaście, ale Suiren była na to zbyt podła – niestety.


– Dlaczego właściwie chcesz tu spędzić noc? – spytała spokojnie Sakura, siedząc przy sporym biurku w swoim pokoju, na co Suiren leżąca na jej łóżku przymknęła jedynie oczy.

– Uwielbiam wnerwiać ludzi – odparła zdawkowo, by po chwili unieść powieki i zerknąć kątem oka na Haruno, która w dalszym ciągu zagłębiała się w medycznej dokumentacji.

– Co właściwie robisz? – spytała konwersacyjnie, na co Sakura uniosła na nią zielone spojrzenie i założyła pasemko włosów za ucho.

– Przeglądam badania innych członków – wyjaśniła. – To strasznie intrygujące – zdradziła.

Suiren uniosła na to jedynie jedną brew, nie podzielając najwyraźniej niemego zachwytu nastolatki. Ją nie bardzo interesowały takie rzeczy.

– Jak się właściwie czujesz? – Suiren, zważywszy na to, że wpakowała się Sakurze do pokoju bez żadnego uprzedzenia, poczuła się w obowiązku podtrzymać jakąkolwiek rozmowę. Na jej pytanie natomiast różowowłosa spięła nerwowo ramiona i przeniosła wzrok na ścianę.

– A jak mam się czuć? – spytała drżącym szeptem. – Zdradziłam Konohe i wstąpiłam do Akatsuki.

Sakura nawet nie chciała wyobrażać sobie reakcji Naruto, Tsunade, Shizune, czy chociażby Kakashiego. Już nie wspominając o swoich rodzicach.

W nagłym przypływie żalu, objęła się nerwowo ramionami, a oczy zaszły jej łzami.

– Jesteś w Akatsuki, ale jesteś również tam, gdzie Sasuke. – Suiren uniosła się na to do siadu i spojrzała na nią ze zmrużonymi oczyma. Jej podejście do lojalności było dość specyficzne, więc nie potrafiła zrozumieć do końca uczuć Sakury. Rozumiała jednak, że będąc w tak nowym i obcym miejscu, zwłaszcza tak różnym od tego, co znała dotychczas, Sakura mogła czuć się samotnie. I to nawet bardzo.

– Jestem, gdzie on, to prawda. – Sakura skuliła się tymczasem bardziej na krześle, na którym siedziała. – Ale nie mogę nawet z nim porozmawiać. To wszystko... jak w ogóle do tego wszystkiego doszło?

Suiren zmarszczyła nieco brwi.

– Chodź tutaj – odezwała się nagle, a Sakura uniosła na nią zaczerwienione oczy. Widząc zaś, jak Suiren usiadła na brzegu materaca i poklepała miejsce obok siebie, otworzyła zdumiona usta.

– Suiren?

– No chodź. I nie płacz tylko. – Suiren powtórzyła gest i gdy Haruno w końcu koło niej usiadła, Uzumaki odchrząknęła lekko.

– Yhm – zaczęła niepewnie i odwróciła wzrok – Powiedzmy, że nie jestem dobra w pocieszaniu. Nie jestem Naruto i pewnie nigdy nie zrozumiem jego filozofii, ale ten... To ja cię w to wszystko wciągnęłam i cóż, raczej cię za to nigdy nie przeproszę, ale wiedz, że nie jesteś tu sama. Masz mnie i zrobię wszystko, byś to przeżyła. Ochronię cię za wszelką cenę i...

Suiren urwała nagle, plącząc się we własnych myślach. W gruncie rzeczy, to nawet Sakury nie lubiła. Uważała ją za męczącą i za odrobinę próżną, ale w jakiś sposób... zależało jej, by Haruno żyła. I to nawet nie ze względu na Itachiego, Naruto, czy kogokolwiek innego. Jakoś tak, nie uważała, by Sakura zasługiwała na śmierć zdrajcy. Jej jedyną zbrodnią do tej pory było po prostu ulokowanie uczuć w nieodpowiedniej osobie.

Co z resztą uczyniła także Suiren – zadurzając się w Madarze.

W jakimś stopniu, były podobne. Miały słabość do tego samego klanu.


C.D.N.

*****

Etto... mam obecnie Kampanie Wrześniową i tego... jestem trochę nie do życia. Następny rozdział za jakiś tydzień lub dwa. I ten... trzymajcie za mnie kciuki <3

~Igu

PS: Wiem, że chcecie mnie teraz zabić, podobnie z resztą jak Madara, ale pamiętajcie, że na cierpliwych czeka sowita nagroda ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro