LIV. Życzenie
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY CZWARTY
ŻYCZENIE
– Sasuke... – Jego szkarłatny Susanoo rozpłynął się z cichym sykiem. – Wybacz, Sasuke, ale to już ostatni raz.
Sasuke otworzył szerzej oczy, a czując na swoim czole delikatny dotyk jego palców, poczuł, jak nagle zmiękły mu nogi. Uchylił bezradnie usta, otumaniony bolesnymi wspomnieniami, a Itachi w tej samej chwili przechylił się bezwładnie w jego stronę.
Świat przed nim zatonął w szkarłacie.
***
To był koniec. Spóźniła się.
Suiren rozpostarła szeroko ramiona, rzucając się rozpaczliwie tuż pomiędzy braci, by w ostatniej chwili złapać osuwającego się na ziemie Itachiego. Jednocześnie aż się zachłysnęła pod jego ciężarem i nie potrafiąc go utrzymać, runęła gwałtownie na kolana, sycząc mimowolnie z bólu.
– Suiren! – Sakura, która wylądowała tuż obok niej zaledwie kilka sekund później, natychmiast nachyliła się nad nieprzytomnym mężczyzną.
– S-Suiren – wydusił w tej samej chwili Sasuke, mrugając nieprzytomnie i spoglądając na Uzumaki, jakby objawiła mu się sama śmierć. Rozpoznając też Sakure, cofnął się mimowolnie o dwa kroki.
– Co tu– zaczął, ale został całkowicie zignorowany. Suiren zamiast w niego, wpatrywała się przerażona w śmiertelnie bladą twarz Itachiego i wyglądała jakby miała się za chwilę rozpłakać. Jej oczy lśniły niezdrowo, gdy śledziła uważnie ruchy drobnych dłoni Sakury, która szukała jakichkolwiek oznak życia.
– Czy on... spóźniłyśmy się? – zapytała w pewnym momencie Suiren, a głos drżał jej od nadmiaru emocji. Haruno na jej pytanie zmarszczyła tylko bardziej brwi.
– Wciąż nie mogę– urwała nagle w połowie, a źrenice jej oczu rozszerzyły się gwałtownie. – Żyje! – pisnęła z radością i odetchnęła głęboko. Suiren aż się osunęła bezładnie na ziemie, a po policzku spłynęła jej jedna zabłąkana łza.
– Jest w ciężkim stanie, ale nadal żyje! – Sakura w jednej chwili przystąpiła do leczenia. Jej dłonie spowiły się w jasnozielonej chakrze, która zaraz po zetknięciu się z ciałem Itachiego zaczęła w nie wsiąkać, niczym woda w spragnioną ziemie.
Suiren, obserwując, jak lecznicza chakra z sekundy na sekundę przybiera coraz intensywniejszy kolor zieleni, podniosła nagle wzrok na osłupiałego całą sytuacją Sasuke. Podźwignęła się jednocześnie do góry i podeszła do niego. Skoro wciąż istniała nadzieja...
– Ty idioto – wyszeptała, przechylając delikatnie głowę w bok i gdy Uchiha skupił na niej zagubione spojrzenie swoich lodowatych oczu, Suiren rozpostarła ramiona i przytuliła go. – Co wyście najlepszego zrobili?
Obejmując go mocno, wtuliła policzek w jego skroń i odetchnęła ciężko. Może i Itachi był dla niej obecnie najważniejszy, ale nie mogła powiedzieć, by nie martwiła się również o Sasuke. Nastolatek mocno kojarzył jej się z Naruto, a do tego przypominał jej ją samą, także jego widok też ją ucieszył. Zwłaszcza, że to właśnie dla niej Sasuke porzucił Orochimaru. Znalazł swoją motywację, by o własnych siłach opuścić Otogakure. Zaimponował jej.
– Suiren. – Sasuke zamarł pod jej dotykiem, by zaraz unieść wolno lewą dłoń i dotknąć nią jej pleców. Czując zaś pod palcami jej gładkie włosy, otworzył nieco szerzej oczy. – Jak–
Uzumaki pokręciła jednak tylko głową i puściła go, cofając się o krok. Sasuke w dalszym ciągu patrzył na nią, jakby nie do końca dowierzał, w to, co się działo.
A przecież od początku to było jego celem. Chciał ją zobaczyć i... Tylko dlaczego teraz, gdy już ją ujrzał, czuł się tak cholernie pusty w środku? Dlaczego jego serce było tak otępiałe z bólu?
– Sasuke. – Suiren spojrzała na niego spod rzęs. – Itachi nadal żyje. Pozwól nam go uratować.
Pytanie było czystą formalnością. Suiren wiedziała, że i tak zrobi wszystko, by wyrwać Itachiego ze szponów śmierci. Nie mniej, chciała, by Sasuke oficjalnie się określił.
– Uratować? – Sasuke odchylił się tymczasem lekko do tyłu, czując jak przez jego serce przetoczyła się nagle chmara mieszanych uczuć. To, co Itachi zrobił na koniec sprawiło, że wróciło do niego coś, co nigdy nie powinno. Nagle myśl o zemście stała się tak dziwnie absurdalna. Z resztą... Uchiha spojrzał ponad ramieniem Suiren na Itachiego, który leżał na ziemi, wyglądając, jakby życie dawno już opuściło jego trzewia. Chorobliwie blady, zakrwawiony, z przymkniętymi oczyma i ustami wykrzywionymi w delikatnym uśmiechu.
Dlaczego się uśmiechał?
Dlaczego to zrobił?
Dlaczego, jego ostatnie słowa... Dlaczego jego ostatnimi słowami, było właśnie to jedno zdanie?
– Sasuke! – Zaległą ciszę przerwało nagle czyjeś rozpaczliwie wołanie, na co Sasuke odwrócił nieprzytomnie głowę w bok. A widząc zmierzającą w jego stronę Hebi z Kisame na czele, spiął odruchowo ramiona, jakby przygotowywał się do ataku. Niemal jednocześnie jego obolałe ciało dało o sobie znać i syknął cicho z bólu.
Suiren wyskoczyła na to gwałtownie przed Itachiego i Sakure, i rozpostarła szeroko ręce. Minę miała wyjątkowo zaciętą, co przy rozpiętym płaszczu Akatsuki i rozpuszczonych włosach w kolorze krwi dało zniewalający efekt. W tej chwili wyglądała jak prawdziwa shinigami.
Jak na zawołanie niespokojne niebo przykryły burzowe chmury i solidnie zagrzmiało. Lodowaty wiatr załopotał jej płaszczem i rozwiał niepokorne włosy.
Karin, która była autorką wcześniejszego krzyku, wyrwała się nagle z grupy i dwoma potężnymi susami znalazła się tuż przy najmłodszym Uchiha.
– Sasuke! Jesteś ranny?! – Nawet nie czekając na jego odpowiedź, uniosła prawą dłoń i podciągnęła rękaw swojego płaszcza. – Masz!
– Oi, Karin! – Suigetsu i Juugo wylądowali tuż obok malinowowłosej w tym samym momencie, w którym Kisame wyhamował ledwo trzy metry od Suiren.
– Suiren. – Jego ton był niemal tak zimny, jak otaczające ich powietrze. Zmarszczył przy tym brwi, wbijając wzrok najpierw w Sakure, która leczyła Itachiego, a następnie w samą Suiren.
– Co tu robisz? – zapytał zadziwiająco spokojnie i zmrużył tylko nieco oczy. – Masz na sobie nasz płaszcz.
– Uciekłam z organizacji – odparła na to Suiren równie spokojnie, ale przerwała, gdy śmiertelnie niebezpieczna Samehada zatrzymała się ledwo pięć centymetrów od jej twarzy. Przymknęła na to jedno oko i odchyliła nieco głowę w bok. – Powściągnij się, ponieważ nie jestem już waszym jeńcem, a pełnoprawną członkinią.
– Członkinią? – Kisame zabrał Samehade i niemal nonszalanckim gestem oparł ją o swoje ramię. – I uważasz, że ci w to uwierzę? – Mężczyzna wykrzywił lekko wargi. – Akurat w kłamaniu i mataczeniu jesteś mistrzynią.
W jego oczach zalśniło nagle coś złowrogiego.
– Uciekłaś.
– Uciekłam – potwierdziła Suiren i uniosła dumnie podbródek. – Udowodniłam jednak swoją lojalność i Madara pozwolił mi na działanie w imieniu Akatsuki. Jesteśmy po tej samej stronie.
– Masz na to jakikolwiek dowód? – Kisame uniósł niedbale jedną brew, na co z kolei Suiren westchnęła z irytacją i opuszczając ręce, podparła się pod boki.
– Jedynie potwierdzenie z poczty na wysłanie Madarze obiecanej pocztówki.
– Pocztó– Kisame otworzył nagle szerzej oczy, by parsknąć następnie urwanym śmiechem. – Dobra, tylko–
– Zostałaś w Akatsuki? – wtrącił się na to nieoczekiwanie Sasuke, który stał kilka metrów obok w otoczeniu Hebi i przez całą tę wymianę zdań wpatrywał się uważnie w Suiren. – Po tym, jak cię uwięzili? Po tym, jak...
Nastolatek przeniósł spojrzenie na nieprzytomnego Itachiego i spochmurniał. Suiren również spoważniała.
– To długa historia – odpowiedziała ostrożnie. – Ale tak, postanowiłam zostać w Akatsuki. Zaoferowali mi coś, za co jestem w stanie oddać życie. – Na koniec wygięła drwiąco wargi, ale jej niespokojne spojrzenie uciekło mimowolnie w stronę Itachiego.
W gruncie rzeczy, nie skłamała. Akatsuki naprawdę dało jej coś, za co była w stanie umrzeć choćby tysiąc razy.
Wraz jednak ze spojrzeniem Suiren, wszyscy skupili teraz wzrok na Itachim i leczącej go wciąż Sakurze. Różowowłosa była nader skupiona, a chakra wokół jej dłoni nie traciła na intensywności ani na chwilę. Nastolatka zignorowała nawet przybycie Hebi i Kisame, wiedząc, że Suiren z całą pewnością ją ochroni w razie niebezpieczeństwa. I tylko siłą woli powstrzymywała się od spojrzenia na Sasuke. Jeśli teraz da z siebie wszystko, to będzie miała nieograniczoną ilość czasu na obserwowanie swojej miłości.
– Ona – odezwała się nagle Karin, która w pewien sposób zafascynowana umiejętnościami Sakury, postąpiła w jej stronę niepewny krok. – Leczy go?
– Ona nie była z Konohy? – rzucił na to nieoczekiwanie Suigetsu, który skojarzył Sakurę ze spotkania z drużyną Siódmą, gdy zmierzali w stronę Amegakure.
– Konoha? – Kisame spojrzał na Suiren, wyraźnie oczekując wyjaśnienia. Uzumaki zerknęła na niego kątem oka.
– Sakura Haruno – przedstawiła ją krótko. – Owszem, pochodzi z Konohy, ale zdecydowała się porzucić wioskę na rzecz pomocy mi.
– Porzucić? – wtrącił się na to niedowierzającym tonem Sasuke i obdarzył pochylaną dziewczynę zaskoczonym spojrzeniem. – Sakura?
Haruno drgnęła na dźwięk jego głosu i uniosła wolno głowę. Wbrew oczekiwaniom Uchihy nie wyglądała jednak na przestraszoną, czy onieśmieloną. Wręcz przeciwnie; wyglądała na bardzo pewną siebie i skupioną. Niemal arogancką w tym, co robiła.
– Suiren – zwróciła się nagle do Uzumaki, na co czerwono włosa skupiła na niej szmaragdowy wzrok. – Zaraz zacznie padać. Potrzebujemy jakiegoś schronienia.
Skinęła na niebo, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej niespokojne. Suiren jedynie przytaknęła, po czym odwróciła się i spojrzała tym razem na Sasuke.
– Wciąż nie odpowiedziałeś – przypomniała mu. – Czy pozwolisz nam uratować Itachiego?
Sasuke poczuł mimowolny dreszcz, przebiegający mu po plecach na to pytanie. Dlaczego w ogóle ktoś taki jak Suiren pragnął uratować jego brata? Czy dlatego, że należała do Akatsuki? A może z innego powodu?
Wtem wróciło do niego wspomnienie tych cholernych palców na jego czole. Jego serce ścisnęło się z nadmiaru emocji, a w gardle stanęła gula.
Dlaczego?
Zawsze myślał, że gdy już nadejdzie ten moment, gdy jego zemsta się dopełni, to poczuje ulgę. Że odetchnie po tylu latach nienawiści i wspomnienie kochającego brata już na zawsze utonie w odmętach jego umysłu. Dlaczego tak się nie stało? Dlaczego teraz, gdy Itachi leżał na skraju śmierci, wcale nie czuł satysfakcji? Nie cieszyło go jego cierpienie?
Sasuke przymknął powieki, przytłoczonymi sprzecznymi uczuciami do tego stopnia, że zaczęło mu brakować tchu. Jedynie skrawkiem świadomości poczuł, jak palce Karin zacisnęły się na jego przedramieniu.
Wybacz, Sasuke, ale to już ostatni raz.
Dlaczego to powiedział?!
Zacisnął dłonie w pięści i otworzył oczy w tej samej chwili.
– Sakura – odezwał się twardo, a jego lodowaty ton przeciął powietrze niczym ostrze – uratuj go.
***
Kilka godzin później
Gdzieś na granicy Kraju Ognia i Kraju Herbaty
Hebi nie śmiała się sprzeciwić słowom Sasuke, a Kisame jako członek Akatsuki również nie miał żadnych przeciwwskazań, co do misji ratunkowej Suiren. W ten sposób, ta niecodzienna grupa przeniosła się do niedalekiej kryjówki Akatsuki – jednej z wielu, jakie Brzask posiadał na terenie innych państw. Kryjówka ta, zlokalizowana w głębokiej grocie, posiadała w swoim skromnym wyposażeniu kilka pokoi, w których można było odpocząć, dwie łazienki, skromną kuchnię i to, co ich najbardziej aktualnie interesowało – salę operacyjną. Salę, w której natychmiast został ulokowany Itachi.
Który nadal pozostawał nieprzytomny.
– Potrzebuję sprzętu! – syknęła gniewnie Sakura, gdy tylko znalazła się w biednie wyposażonym pomieszczeniu. Karin, która zdecydowała się jej asystować, jako ta, która z obecnego towarzystwa posiadała najwięcej medycznej wiedzy, bez słowa ubrała Sakurę w fartuch i pomogła jej związać włosy.
– Czego dokładnie ci potrzeba? – zapytała wobec tego Suiren, która ponad wszystko starała się zachować trzeźwość myślenia i nie dać się nerwom.
– Wszystkiego! – Sakura, w obecnej roli, czuła się jak ryba w wodzie. – Na tę chwilę udało mi się jedynie zatamować krwotok wewnętrzny, który był największym problemem. Ale to dopiero początek! Jego organizm jest zdewastowany! Potrzebuję zrobić dializę i wiele innych rzeczy. Do tego przydałyby się badania krwi. Muszę dowiedzieć się, co mu dokładnie jest.
– Itachi brał sporo leków. – Kisame, który stał w rogu pomieszczenia, przyglądając się wszystkiemu w ciszy, założył teraz ręce na torsie i zmrużył nieco oczy. – Nie wymienię teraz wszystkich, ale w jego płaszczu powinny być.
– A co się stało z jego płaszczem? – Sakura uniosła wzrok na Sasuke, który natomiast stał jak spetryfikowany w progu sali.
– Spłonął – odparł zdumiewająco beznamiętnie, obserwując całe to zamieszanie, jakby nie do końca w nie wierzył.
– No to chuj – szepnęła Suiren, marszcząc gniewnie brwi i spoglądając na Kisame kątem oka. – Sasori będzie wiedział, jakie Itachi brał leki?
– Powinien – przytaknął po chwili Hoshigaki, zamyślając się. – Itachi kilka razy prosił go o jakieś tabletki.
– Byle nie chodziło o pieprzoną viagrę – syknęła na to Suiren i zabrała się do wyjścia. – Dajcie mi pół godziny, a wszystko załatwię.
– Suiren! – zawołała ją na to Sakura, a Uzumaki obejrzała się na nią krótko. – Najważniejszy jest czas!
– Przecież wiem! – odwarknęła ta sucho, a przechodząc zaraz obok Sasuke zacisnęła dłonie w pięści.
– On... – Uchiha przechylił nieoczekiwanie głowę w bok, spuszczając wzrok na ziemię. Suiren zamarła w pół kroku, z dłonią na klamce od drzwi. – ... On chorował? – zapytał głucho, a Suiren jedynie cicho westchnęła.
– Tak.
Trzaśnięcie drzwi było nieznośnie głośne.
Kasai w mgnieniu oka udał się do Akatsuki i zdybał Sasoriego, który jedynie zmarszczył gniewnie brwi i zmrużył oczy na wieści, które mu przyniósł, ale bez słowa sprzeciwu wydał mu listę wszystkich leków, jakie Itachi zwykł zażywać. W przypływie dobrego humoru Akasuna przekazał mu również najświeższe wyniki Uchihy, na widok których Sakura gwałtownie pobladła.
– Senninie – wyszeptała, po raz pierwszy od kilku godzin przerywając leczenie i osunęła się bezładnie na najbliższe krzesło. Karin, która zajrzała jej przez ramię, pobladła niemal w tej samej chwili, a źrenice jej oczu rozszerzyły się niezdrowo.
– O matko. – Obie spojrzały mimowolnie na leżącego na stole Itachiego.
– O co chodzi? – Suiren stała przy nich, wyłamując nerwowo palce, ale jej te dziwne kolorowe słupki i małe cyferki nic nie mówiły. – Co mu jest?
– Tu żadna dializa nic nie pomoże – wychrypiała na to ciężko Sakura, przerzucając drżącymi rękoma kolejne kartki. – Jego nerki są zrujnowane.
– Co, dlaczego? – Suiren pochyliła się gwałtownie w jej stronę. – Jakim cudem?
– To mikroskopowe zapalenie naczyń – odparła na to bezwiednie Karin. – Płuca też już długo nie dadzą rady.
– Ta walka naprawdę byłaby jego ostatnią – wtrąciła się szeptem Sakura. – Gdyby nie moja natychmiastowa reakcja, już by nie żył. Ale dalsze leczenie...
– N-Nie – przerwała jej gwałtownie Suiren, cofając się gwałtownie o krok. – Nie! To nie może się tak skończyć!
Otworzyła szeroko oczy.
– Musi istnieć jakiś sposób! – wzburzyła się, zaciskając dłonie w pięści. Czy naprawdę miał to być koniec? Pomimo tego wszystkiego, co udało jej się zrobić? Czy Itachi naprawdę... Tak bardzo pragnęła, by żył.
– To– zaczęła niepewnie Karin, ale Sakura uniosła nagle dłoń, marszcząc w skupieniu brwi.
– Moglibyśmy spróbować jednego sposobu – oświadczyła wolno, a Suiren rozchyliła usta. – Na tym etapie nie mamy nic do stracenia.
– Czyli? – popędziła ją. – Jakiego sposobu?
– Przeszczepu – odparła na to Sakura, a Karin spojrzała na nią jak na idiotkę.
– Przeszczepu? – zapytała głupio, mrugając oczami. – A skąd ty wytrzaśniesz w tej chwili odpowiedniego dawce? Nie mówiąc o badaniach na zgodność i innych. To zajmie mnóstwo czasu.
– Niekoniecznie. – Sakura podniosła się nagle z krzesła i podeszła do stołu, na którym leżał Itachi. – Suiren, jaką masz grupę krwi?
– Ja? – Suiren zamrugała. – Zero.
– To dość ironiczne – zauważył niedbale Suigetsu, rozwalony na krześle w innym rogu pomieszczenia i spoglądający leniwie w sufit. – Czerwonowłosa Zero ma grupę krwi zero.
– Idealny dawca – orzekła na to Sakura, ignorując zupełnie wypowiedź Hozukiego. – Itachi-san ma z kolei grupę AB, czyli idealny biorca. Przy zdolności Suiren więcej nie potrzebujemy.
– W jakim sensie? – zapytała Karin, ale Suiren pojęło wszystko znacznie szybciej. Kiwnęła jednocześnie głową na znak zgody.
– Zostanę dawcą – odparła. – Możecie pobrać ode mnie obie nerki i płuca, jeśli potrzebujecie. Po wszystkim wystarczy, że mnie zabijecie, a uleczę się.
Sakura wzdrygnęła się tylko delikatnie, podczas gdy pozostali obecni w pomieszczeniu spojrzeli na Suiren zupełnie zdumieni.
– Jak ty chcesz– zaczął zaskoczony Kisame, ale Uzumaki jedynie wykrzywiła się z pogardą.
– Pierwszy raz moja przeklęta moc nieśmiertelnej pomoże komuś innemu niż mnie samej. To będzie ciekawe doświadczenie.
– Ale co jeśli nastąpi odrzucenie? – zapytała na to Karin, załamując nieco spanikowana ręce. – Nie możemy tak ryzykować.
– Karin-san – Sakura zmierzyła malinowo włosom ostrym spojrzeniem, unosząc zarozumiale głowę. – Obecnie jedynym ryzykiem byłoby zostawienie Itachiego w takim stanie.
Haruno wyprostowała się nagle pewniej i przeciągnęła, aż strzeliło jej kilka kości.
– Dobrze, Suiren, gdzie podziewa się Kasai?
– Niedługo powinien wrócić. – Suiren już miała skierować się do wyjścia, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie z niemałym hukiem, a w progu sali stanęła Itsuko Hitomi we własnej osobie, a tuż za nią przystanął Kasai, bujający się niedbale na piętach.
– Przybyliśmy, moja pani! – zawołał uradowany demon, na co Itsuko obejrzała się na niego przez ramię i prychnęła wyniośle.
– Idiotyczny youkai – syknęła, by spojrzeć następnie na Suiren i unieść wyżej głowę. – Suiren, doprawdy, jak ty z nim wytrzymujesz?
– Sama się czasami zastanawiam. – Suiren uśmiechnęła się nieoczekiwanie, a jej wzrok złagodniał. – Dziękuję, że przybyłaś, Itsuko.
– Jeszcze nie masz za co dziękować – prychnęła czarnowłosa w odpowiedzi i założyła ręce na sporawych piersiach. – Podziękujesz, jak już ci pomożemy.
Z tymi słowami do sali operacyjnej weszło sześciu medyków ubranych w profesjonalne kitle, a wraz z nimi dwie starsze pielęgniarki z całym potrzebnym sprzętem.
– Czasami zadziwia mnie twoja intuicja – zwróciła nagle uwagę Itsuko, podchodząc spokojnie do Suiren, a dostrzegając za jej plecami Sakurę i Karin, skinęła im grzecznie głową. – Żeby kazać mi przygotować medyków już dwa dni wcześniej i ruszyć w drogę, doprawdy.
– Jakby to powiedzieć. – Suiren obejrzała się mimowolnie na Itachiego, który wśród tylu ludzi wyglądał na jeszcze bardziej bliskiego śmierci. – Powiedzmy, że zawczasu znałam wynik tej bitwy.
– I nawet znając wynik, postanowiłaś go za wszelką cenę zmienić. – Itsuko przymknęła na moment powieki, by za chwilę je uchylić. – Czasami bywasz wielką egoistką, Suiren.
– Fakt. – Delikatny uśmiech wykrzywił jej wargi. – Żeby rzucić wyzwanie samemu losowi, to chyba trzeba nazywać się Uzumaki. Jednak, co zrobisz?
Suiren spojrzała z uczuciem na Itsuko, wyciągając w jej stronę dłoń i kładąc ją na jej brzuchu. Hitomi była już w piątym miesiącu ciąży i zaczynało to być coraz bardziej widoczne.
– Chciałabym, żeby przeżył. To moje życzenie. A żeby je spełnić, zrobię dosłownie wszystko.
C.D.N.
*****
Witam wszystkich cieplutko i przypominam o specjalnym, jubileuszowym konkursie! :D
Następny rozdział w okolicach weekendu następnego tygodnia :* I możecie być pewni, że już w nim nastąpi rozstrzygnięcie całej sprawy i nie pozostawię was już z żadnymi niedopowiedzeniami <3
A tymczasem, do napisania ~Igu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro