Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LIII. Koniec



ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY TRZECI

KONIEC


Dzisiaj kilka słów na początek, ale tylko dlatego, że nie chcę na koniec psuć wydźwięku tego rozdziału. To jeden z tych, które pisałam z wyjątkowo walącym sercem. Chyba rozumiecie i cóż, po prostu oddam wam komplet chusteczek (mam nadzieję, że się przydadzą) i zaproszę was do czytania i komentowania. Rozdział długi i dużo się w nim dzieje, ale wierzę, że wytrwacie :D

PS: Zapraszam również do Pandy jedzą pierogi, gdzie pojawił się rozdział traktujący o radującej mnie obecnie rzeczy; mianowicie - Suiren osiągnęła 20 tysięcy wyświetleń :*


*****


– Itachi Uchiha.


– Itachi Uchiha?! – Sakura aż się zapowietrzyła, spoglądając na Suiren jak na wariatkę. – Brat Sasuke-kun?!

– No cóż, z tej samej matki i ojca – Suiren wygięła drwiąco wargi – także według znanych mi zasad genetyki to jak najbardziej jego brat.

– Ale on przecież... – Sakura otworzyła szerzej oczy, by uciec nagle wzrokiem w bok, przyciskając jednocześnie obie dłonie do serca. – On wymordował całą rodzinę Sasuke-kun. To dlatego właśnie Sasuke-kun chce–

– Sprawa nie jest taka prosta na jaką wygląda – przerwała jej na to gwałtownie Suiren, marszcząc przy tym brwi z ponurym wyrazem twarzy. – Nie mogę powiedzieć ci nic więcej, ale musisz wiedzieć, że istnieją tajemnice, których nie chciałabyś poznać.

– Tajemnice? – zdziwiła się wobec tego Sakura, ale tym razem to Uzumaki odwróciła wzrok.

– Co ważniejsze – zaczęła zupełnie innym tonem – za mniej niż trzy dni, Itachi i Sasuke stoczą ze sobą ostateczną walkę.

– Trzy dni?! – pisnęła na to przerażona Sakura, w jednej chwili podrywając się na równe nogi. Serce zabiło w niej boleśnie, a źrenice rozszerzyły w panice. – Tylko tyle? Więc Sasuke-kun zamierza–

– Tak. – Suiren nie musiała mówić nic więcej. Odchyliła się jedynie nieco do tyłu i uniosła głowę, zapatrując się znowu w niebo. Sakura tymczasem wpatrywała się w nią, jakby wciąż nie dowierzała w jej słowa.

Jednocześnie, jedyne o czym różowo włosa kunoichi była w stanie teraz myśleć, to fakt, że Sasuke zapewne był właśnie znacznie bliżej śmierci niż kiedykolwiek przedtem.


– Suiren – szepnęła Sakura w pewnym momencie, gdy cisza między nimi zaczęła przybierać na sile. – Powiedziałaś, że chcesz, bym uleczyła pewnego mężczyznę, który jest nieuleczalnie chory. Jeśli tym mężczyzną ma być Itachi Uchiha... w takim razie...

– Jeśli Itachi podejmie się tej walki, najprawdopodobniej umrze. – Suiren opuściła powoli głowę, by spojrzeć na Sakurę spod rzęs. W jej szmaragdowych oczach skrzyła się jakaś niewytłumaczalna siła. – Nie chcę, by umarł w taki sposób.

– W takim razie Sasuke-kun, czy on– zaczęła znowu Sakura, ale Suiren ponownie przerwała jej w pół słowa.

– Gdyby Sasuke znał całą prawdę, nigdy nie pragnąłby śmierci Itachiego.

– Co takiego? – Sakura tym razem czuła się naprawdę zdezorientowana. Suiren jedynie uśmiechnęła się lekko kącikiem ust.

– Możesz tego nie zrozumieć, albo mi po prostu nie uwierzyć, ale relacja Itachiego i Sasuke bardzo przypomina moją obecną relację z Naruto. I choć może wydawać ci się to bezsensowne, żadne z nas nie pragnie śmierci drugiego.

– Nie rozumiem – szepnęła na to Sakura, na co uśmiech Suiren nieznacznie się powiększył. Było w nim jednak coś przeraźliwie smutnego.

– Sakura, wybrałam cię nie tylko ze względu na twoje umiejętności. Wybrałam cię, ponieważ kochasz Sasuke, prawda?

Na te słowa nastolatka w jednej chwili poczerwieniała.

– A c-co to ma do rzeczy? – zapytała zakłopotana, uciekając spojrzeniem na boki i zaciskając mimowolnie dłonie w pięści.

– Pomyślałam, że skoro go kochasz, to mnie zrozumiesz – odparła na to spokojnie Suiren, a jej wypowiedź okazała się na tyle intrygująca, że Sakura podniosła na nią zdumiony wzrok.

– W jakim sensie? – zdziwiła się, na co Uzumaki pochyliła się lekko do przodu, splatając dłonie na podołku.

– Bo jeśli kogoś kochasz, to przede wszystkim zależy ci na szczęściu tej osoby. Chcesz, by żyła i była szczęśliwa, czy to z tobą, czy bez ciebie; tak po prostu. Natomiast życie Itachiego zapewni Sasuke obie te rzeczy naraz.

– Niby w jaki sposób? – zdumiała się Sakura jeszcze bardziej. – W końcu Itachi należy do Akatsuki i–

– Jeśli Sasuke zabije Itachiego, to już nigdy sobie tego nie wybaczy. – Suiren zmrużyła bardziej oczy, wciąż spoglądając na Sakurę spod niemożliwie długich rzęs. – Dlatego jesteś mi tak potrzebna. By uratować nie tyle Itachiego, co Sasuke. Uratować go przed popełnieniem największego błędu w swoim życiu.

– Uratować. – Coś w seledynowych oczach nastolatki zajaśniało niewytłumaczalnym blaskiem. Ileż to razy w swoim życiu pragnęła być tą, która ratuje, a nie tą, która była ciągle ratowana! Sakura aż się cofnęła mimowolnie o kilka kroków.

– Naprawdę mogłabym go uratować? – spytała cicho, ale Suiren i tak bez problemu ją usłyszała.

– Nie inaczej – odparła ciepło. – Choć nie gwarantuję ci, że po wszystkim zechce wrócić z tobą do Wioski.

– Wioski... – Sakura jakby nagle oprzytomniała. Uratowanie Sasuke łączyło się z uzdrowieniem Itachiego, a więc bezpośrednio z pomocą Akatsuki. TEMU Akatsuki.

Dziewczyna spojrzała z przestrachem na płaszcz Suiren. Jeśli się na to zgodzi, będzie to oznaczało zdradę.

– Nie mogę – mruknęła niepewnie, by zaraz nabrać większej pewności siebie i spojrzeć hardo na Suiren. – Nie zdradzę Konohy i Naruto!

– Aż tyle dla ciebie znaczą? – spytała wobec tego Suiren, przymykając oczy i zamyślając się. – A pomyślałby kto, że Sasuke jest dla ciebie najważniejszy.

– Jest dla mnie ważny! – zaprotestowała na to ostro Sakura, krzywiąc się z mimowolnego bólu. – Bardzo ważny! – Mimo wszystko jej głos na koniec odrobinę przycichł, na co Suiren otworzyła ponownie oczy. Tym razem jednak w jej spojrzeniu próżno było szukać ciepła.

– Najwyraźniej się pomyliłam – odezwała się zimno i zsunęła lekko z kamienia, na którym siedziała. – Z takim podejściem twoja pseudo miłość nigdy nie dosięgnie Sasuke.

– P-Pseudo?! – Sakura poczuła jak krew się w niej burzy na tę drwinę. – Jak–

– Jasne, jak zwykle dużo gadania, a zero działania. – Suiren, nic sobie nie robiąc z jej rosnącej wściekłości, wyprostowała się z ironią i spojrzała na nią z góry. – Jeśli do tej pory tego nie pojęłaś, to coś ci wyjaśnię. Sasuke nie jest kimś, kto dałby się zniewolić jednemu panu. Na nic mu ktoś, kto boi się porzucić takie ograniczenia jak Wioska. Miłość wymaga pewnych poświęceń, Sakura.


Haruno spuściła na to nieoczekiwanie głowę i zwiesiła bezsilnie ramiona.

– P-Powiedziałaś, że będę miała wybór – wyszeptała z nagłą żałością. – Jednak to wszystko–

– Zawsze masz wybór. – Suiren podparła się pod boki i uśmiechnęła ironicznie. – Pytanie tylko, czy twój honor pozwoli ci go dokonać.

– Jeśli się zgodzę, jako uczennica Hokage...

– W gruncie rzeczy to zostałaś porwana – przypomniała jej na to lekceważąco Suiren i westchnęła krótko. – Zawsze po wszystkim będziesz mogła się wykpić, że cię do tego zmusiłam.

– Ale Naruto... – Sakura wpatrywała się drżąco w czubki swoich butów, nie wiedząc, co powinna zrobić. Tak bardzo chciała uratować Sasuke. Pomóc mu w jakikolwiek sposób. Zobaczyć go, choć na krótką chwilę.

Jednak jeśli pomoże Suiren, wtedy pomoże także Akatsuki. A Naruto... Tak bardzo go zrani. Wystarczy, że Suiren już go zdradziła. Ale chwilę, czy Suiren nie próbowała właśnie pomóc Sasuke? Czy w takim razie rzeczywiście chciała źle dla Naruto? Ostatecznie powiedziała, że wciąż jej na nim zależy. Jednak to, co robiła, było takie niejednoznaczne.

Sakura chwyciła się bezradnie za głowę. Matko, to wszystko było takie pogmatwane.


Suiren tymczasem zamilkła, by w ciszy podziwiać rezultaty swojej małej gry. Uzumaki doskonale wiedziała o uczuciach Sakury do Sasuke i cóż, zamierzała wykorzystać je w najpodlejszy sposób z możliwych. Ostatecznie, to, do czego nakłaniała właśnie młodą Haruno, naprawdę zakrawało o pomstę do nieba.

Namawiała ją do zdrady. Do zdrady, która w świecie shinobi uznawana była za najcięższe przestępstwo. Dla ninja lojalność była najważniejsza, najświętsza. Dla niektórych nawet sama myśl o niewierności uznawana była za bluźnierstwo i grzech. Ninja nie miał prawa do czegoś takiego.

Nie miał także prawa do kierowania się uczuciami. Tymczasem Sakura... Suiren uśmiechnęła się półgębkiem.

– Jeśli uratujesz Itachiego i Sasuke pozna prawdę, będzie ci wdzięczny do końca życia.

Miłość potrafiła być bardzo zdradliwa. Zwłaszcza w tak młodym wieku.


– Ja... – Sakura, uniosła nagle głowę, a w jej seledynowych oczach zalśniły kryształowe łzy. – Ja... pragnę uratować Sasuke-kun.

– Nawet jeśli oznacza to pomoc Akatsuki? – Suiren zmrużyła wyzywająco oczy, ale Sakura nie ugięła się pod jej spojrzeniem. W zamian za to, uniosła chwiejnie prawą rękę i sięgnęła do swojego ochraniacza. Ściągając go jednym, pewnym ruchem, zacisnęła dłoń na lodowatej blaszce.

– Nawet jeśli – przytaknęła trwożnie, a jej ramiona zatrzęsły się od hamowanego szlochu. Drugą ręką sięgnęła do swojej kabury, z której wyciągnęła jednego kunaia.

– Sasuke jest dla mnie wszystkim – wyznała z nagłym przypływem uczucia, a jedna z nieproszonych łez spłynęła po zaczerwienionym policzku i skapnęła na ochraniacz. – Ile by się nie wydarzyło, ile złego bym o nim nie słyszała, ta miłość nie odchodzi. I myślę, że już nigdy nie odejdzie.

– Jesteś w stanie poświęcić dla tej miłości wszystko, co masz?

– Jestem. – Sakura wpatrywała się nieprzytomnie w swój ochraniacz, podczas gdy jej oczy zachodziły świeżymi łzami. – Pragnę go uratować. Od tej zemsty, od błędów, od samotności.

– W takim razie to zrób.

Szept Suiren zdawał się wibrować w powietrzu, gdy Sakura zacisnęła gwałtownie zęby i marszcząc gniewnie brwi, przejechała ostrzem po swoim ochraniaczu, przekreślając tym samym znak Konohy.

– Zdecydowałam, shannaro!

Suiren uśmiechnęła się szeroko, czując wzbierającą się w niej satysfakcję. Widać rozpracowanie metod Sasoriego na coś się przydało.


***


W tym samym czasie

Konoha


– Sakura została porwana?! – Tsunade omal nie roztrzaskała biurka w drobny mak, gdy Kakashi z Shizune poinformowali ją o wybryku Suiren. Ponadto, właśnie dotarły do niej raporty w sprawie zmasakrowanego szpitala i dziesiątkach zabitych mieszkańców. Samych rannych szacowało się na kilka setek.

– To po prostu... – Głos jej drżał od nagromadzonej wściekłości, a miodowe oczy ciskały błyskawice. – Tyle zabitych, tyle rannych, tyle zniszczeń. I jeszcze Sakura.

Piąta zacisnęła dłonie w pięści i zaklęła rozwścieczona.

– Tym razem Suiren przesadziła. Stanowczo przesadziła. – Tsunade uderzyła bezsilnie dłońmi w blat biurka, które zatrzeszczało w cichym proteście. – To, co zrobiła jest niewybaczalne.

– Tsunade-sama – szepnęła na to załamana Shizune, która poturbowana przez Hayate, opierała się wciąż ciężko o Kakashiego. Ten obejmował ją w pasie, siłą trzymając w pionie. – S-Suiren–

– Macie natychmiast wpisać tę przeklętą dziewuchę do naszych książeczek Bingo – przerwała jej na to Tsunade, spoglądając rozgoryczona na swoje dłonie. Obecni w jej gabinecie przywódcy ANBU, którzy zdali jej wcześniej wspomniane raporty, skinęli jedynie usłużnie głowami.


– Chyba powinniśmy wpierw powiadomić Naruto – wtrącił się wobec tego ostrożnie Hatake.

– Tu już nie chodzi tylko o Naruto, Kakashi. – Tsunade wyprostowała się, mrużąc przy tym niebezpiecznie oczy i marszcząc gniewnie brwi. – Suiren wtargnęła z butami do mojej Wioski i zraniła moich mieszkańców. Nie zaakceptuję tego, co zrobiła. Moja cierpliwość właśnie się skończyła.

Kobieta wyprostowała się jak struna, spoglądając władczo na zgromadzonych w pomieszczeniu shinobi.

– Zarządzam natychmiastowe powołanie drużyny uderzeniowej, mającej odbić Sakure Haruno. Wezwijcie Naruto z Góry Myoboku.

Kakashi i wszyscy pozostali skłonili się z szacunkiem, nie śmiejąc się sprzeciwić choćby jednym spojrzeniem.

– Tak jest, Hokage-sama!


***


Trzy dni później (25 listopada )


Suiren od samego początku wiedziała, że jej wyprawa będzie istną walką z czasem. Znając – dzięki niebywale szybkiej interwencji Yoru – przybliżoną drogę do kryjówki Uchiha, mogła jedynie spekulować, że Itachi dał Sasuke około dziesięciu dni na dotarcie na miejsce. A biorąc wszystko inne pod uwagę, dzień ostatecznego starcia jawił się nieubłaganie na dwudziestego piątego listopada.

Co, biorąc pod uwagę, że Suiren wyruszyła dobre półtora dnia później od braci i dodatkowo straciła jeden cały dzień na uprowadzenie Sakury, sprawiało, że... młoda Uzumaki była głęboko w czarnej dupie.

Suiren jednak nie mogłaby nazywać się Uzumaki, gdyby nie spróbowała prześcignąć samego czasu i nie podjęła szaleńczej próby zdążenia przed spełnieniem się najgorszego ze scenariuszy.

Gnając na złamanie karku, nie śpiąc i ciągnąc Sakure za sobą, nie robiła niemal żadnych postojów. Dziękować Sanninowi, że Haruno zapaliła się do całej sprawy niemal na równi z nią i napędzana swoimi uczuciami do najmłodszego z Uchichowskiego rodu, dzielnie dotrzymywała jej kroku. Suiren gdzieś na skraju podświadomości była tą determinacją naprawdę mile zaskoczona i może gdyby nie to wszystko, byłaby w stanie ze szczerego serca jej za to podziękować, ale obecnie, jedyne o czym była w stanie myśleć, to zbliżający się wielkimi krokami koniec.


***


Sasuke z każdym kolejnym kilometrem, niemal namacalnie czuł jak powietrze wokół niego gęstnieje. Towarzysząca mu Hebi wydawała się telepatycznie odczytywać jego nastrój, bo niemal przez całą drogę tworzyła wokół niego ciasny trójkąt; zupełnie jakby chciała go w jakiś absurdalny sposób chronić. Rozmowy ograniczyli niemal do minimum i skupili się po prostu na dotarciu do celu. Który, nawet po tylu dniach, wydawał się nadejść stanowczo zbyt szybko.

Zbliżając się już bezpośrednio do terenu objętego Uchihowskim nadzorem, Karin nieoczekiwanie mocno pobladła.

– Co za potworna chakra – mruknęła mimowolnie sama do siebie, ale pozostali i tak ją usłyszeli.

– Kto? – zapytał od razu ciekawsko Suigetsu, na co Karin posłała mu niezadowolone spojrzenie.

– Ten, który ostatnio był z Itachim – odpowiedziała nieco niechętnie, wobec czego fioletowe oczy Hozukiego momentalnie się zaświeciły.

– Kisame Hoshigaki – rzucił uradowany i niemal jak na zawołanie, tuż przed nimi zmaterializował się sam zainteresowany. Opierając nonszalancko Samehade o swoje ramię, zmierzył spokojnym spojrzeniem całą obecną grupę, która na jego widok natychmiast się zatrzymała.

– Znowu się spotykamy. – Kisame wygiął lekko wargi, przenosząc jednocześnie uważne spojrzenie na Sasuke.

– Bądź tak łaskaw wejść tam bez nich – odezwał się w jego stronę niemal że beztroskim tonem, tylko po to, by skupić następnie wzrok na poszczególnych członkach Hebi. – Itachi chyba ci powiedział, byś pojawił się sam.

– Oni są po to, by nikt nam nie przeszkodził – odpowiedział mu na to Sasuke, mrużąc przy tym niebezpiecznie oczy, a Kisame wzruszył lekko ramionami.

Uchiha, nie czekając na nic więcej, ruszył gwałtownie przed siebie, a Karin w tym samym czasie przycisnęła mimowolnie dłoń do piersi. Chakre Sasuke zdawała się omiatać sama śmierć.


***


Itachi siedział spokojnie na kamiennym tronie w samym sercu swojej rodzinnej kryjówki, która swego czasu pełniła również roli świątyni. Zakładając jedną z rąk o na wpół zapięty płaszcz Akatsuki, przymknął w pewnym momencie powieki, skupiając się całkowicie na chłodnej chakrze Sasuke, która z każdą chwilą stawała się coraz wyraźniejsza.

– Dobrze, nadszedł czas – mruknął sam do siebie, uśmiechając się niespodziewanie kącikiem ust. – Nareszcie.

Otworzył powoli oczy lśniące niezmiennie przerażającym Sharinganem akurat w momencie, by ujrzeć wchodzącego do sali Sasuke. Na widok jego lodowatych oczu pogrążonych w ich rodzinnym dojutsu, zmrużył nieznacznie swoje własne.

– Co widzisz swoimi oczami? – zapytał na samym początku, na co Sasuke zbliżył się do niego, marszcząc nieznacznie brwi.

– Co widzę? – spytał go chłodno. – Jedną rzecz widzę bardzo dokładnie. To twoja śmierć, Itachi.

Starszy z braci uśmiechnął się mimowolnie w duchu.

Czyżby twoje oczy pokazywały ci przyszłość, mój mały bracie? – pomyślał, przymykając ponownie oczy i unosząc nieco głowę.

– Moją śmierć? – powiedział już na głos, zdecydowany, by do końca odegrać swoją rolę perfekcyjnie. – W takim razie przekonajmy się.


***


Suiren czuła jak paliły ją płuca. Biegła przed siebie jak szalona, wykonując niekiedy takie susy, że Sakura z ledwością za nią nadążała. Były już tak blisko, ale wciąż tak nieznośnie daleko.

– Co to jest? – zdumiała się nagle Sakura, po raz pierwszy od kilku godzin zrównując się bezpośrednio z Suiren. Tym co ją tak zaprzątnęło, był las przed nimi spowity w czarnym pożarze. Smoliste płomienie pożerały wszystko w zasięgu wzroku, nie dając im szans na przedarcie się.

– Amaterasu? – Suiren wyhamowała tuż przed ścianą palącego gorąca, rozglądając się szybko. – Wodą tego nie ugaszę.

Uzumaki zmrużyła wolno oczy i odskoczyła nagle gwałtownie do tyłu.

– Sakura, cofnij się za mnie.

Różowo włosa spojrzała na nią z lekką dezorientacją, ale posłusznie wykonała polecenie. Suiren, gdy tylko upewniła się, że nastolatka zeszła z zasięgu jej techniki, złożyła szybko kilkanaście pieczęci, by następnie nabrać powietrza w płuca.

Fūton: Tatsumaki! – Wprost z jej ust wytrysnął nagle słup burego powietrza, który w jednej chwili przerodził się w najprawdziwsze tornado. Haruno jedynie otworzyła szerzej oczy, gdy potężny wir wpadł pomiędzy szalejące Amaterasu i porwał je ze sobą, znosząc niepokorne płomienie na las po ich prawej stronie.

– Nie mamy czasu. – Suiren odetchnęła urwanie po wykonaniu tak skomplikowanego jutsu i obejrzała się na Sakurę. – Już prawie.



– Muszę przyznać, całkiem nieźle tańczysz. – Kisame uśmiechnął się kpiąco do Suigetsu, który szybko straciwszy cierpliwość, wyzwał go na pojedynek. Walcząc ze sobą, mieli przynajmniej interesujące zajęcie na czas starcia pomiędzy braćmi  Uchiha.

– To jeszcze nie koniec. – Hozuki odwzajemnił drwiący uśmiech Niebieskiego i pochylił się znowu do przodu. – Zobaczysz.

– To...! – krzyknęła niespodziewanie Karin, na co Suigetsu zamarł w pół kroku i obejrzał się na nią zirytowany.

– Karin, ty kretynko, czego się wydzierasz? – zapytał złośliwie, wobec czego dziewczyna odwdzięczyła mu się oburzonym spojrzeniem.

– Sam jesteś kretynem, ty głąbie! – wyzwała go, poprawiając gwałtownie swoje okulary. – Chciałam–

– Niemożliwe – odezwał się na to nieoczekiwanie sam Kisame, przerywając Karin w pół słowa. Swoje małe, bystre oczy skierował na las przed sobą. – Jakim cudem... Suiren?

Tuż spomiędzy nagich koron drzew wystrzeliła nagle czerwona smuga, która z całą pewnością była Suiren Uzumaki we własnej osobie.

– Co ty tu robisz? – Hoshigaki uniósł zdumiony brwi, gdy szkarłatny błysk wylądował z mocą tuż obok niego.

– Wybacz, Kisame. – Suiren obdarzyła go tylko jednym spojrzeniem, by zaraz ponownie odbić się od ziemi. Sakura podążyła za nią jak cień, nawet niezauważona przez pozostałych, którzy zbyt zaskoczeni takim obrotem spraw, mogli jedynie wbić spojrzenia w plecy tej, której nie powinno tu być.


***


– Sasuke... To moje... oczy

Rozszerzonymi źrenicami obserwował jego marsz śmierci, czując jak wszystko w nim zamarło. To był koniec. Przegrał. Wszystko poszło na marne.

Nieświadomie zacisnął dłonie w pięści, gdy tuż przed oczami ujrzał to upierdliwe wspomnienie. Wspomnienie tej, która wtargnęła do jego życia i serca w sposób wręcz nieprzyzwoity. Dlaczego kiedy sama śmierć zaglądała mu w oczy, musiał pomyśleć właśnie o niej?

Właśnie, oczy. O to właśnie się rozchodziło. Itachi chciał jego oczu. Odrzucił ich rodzinę i jego samego, tylko dla tych przeklętych oczu.


Itachi wiedział, że to już koniec. Przedstawienie skończone. Wszyscy aktorzy odegrali swoje role doskonale. On też. Wreszcie mógł zejść z tej sceny i odpocząć. Odpocząć, jak to cudownie brzmiało. Zanim zdążył się powstrzymać, na jego udręczoną twarz wpłynął ostatni uśmiech. Od Sasuke dzieliły już go tylko dwa metry.

Plan wypełniony.

Teraz wszystko w rękach Suiren. Itachi był pewien, że ze swoją nieśmiertelnością zwycięży Madarę. Jeśli nie teraz, to za kilkanaście, a może nawet za tysiące lat. Ale to zrobi. Bo była Suiren.

– Sasuke... – Jego szkarłatny Susanoo rozpłynął się z cichym sykiem. – Wybacz, Sasuke, ale to już ostatni raz.


C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro