III. Moc nieśmiertelnej
Upadłam na kolana, czując jak moje serce przeszywa gorzka strzała trucizny. Wypuściłam ze świstem powietrze, a wraz z nim ciche przekleństwo i jęk bólu. Jednak czy to co czułam, nadal było czymś tak przyziemnym jak ból?
Ogarnęły mnie dreszcze, a moje serce jakby zaskoczone moim zachowaniem, przyśpieszyło nienaturalnie. Wybijało w mojej piersi szaleńczy rytm, nie wiadomo, czy próbując uspokoić siebie, czy mnie. Prócz niego czułam wyraźnie, jak trucizna tego przeklętego faceta rozlewa się wolno po moim organizmie, siejąc spustoszenie we wszystkich napotkanych narządach. Zacisnęłam mocno powieki i wargi, te drugie do tego stopnia, że przegryzłam je. Gdzieś w podświadomości zarejestrowałam, że przechyliłam się do przodu i ległam twarzą na skalistej ziemi. Umierałam.
Po kilku sekundach, a może i minutach, nastąpiła nieoczekiwana zmiana. Piekielny wrzątek rozlał się z góry na dół po kościach, rozpalając całe moje obolałe ciało i niwelując zupełnie wcześniejszy gorzki smak trucizny. Jednak to był dopiero początek.
Moje serce tak głupiutkie w swej prostocie, nie potrafiło pojąć tak wielkiej zmiany i stanęło strwożone. A wraz z nim zamarło wszystko inne. Znikną wzrok, znikną słuch, dotyk, smak i węch. Pozostał tylko zdumiony mózg i myśli. Zrozumiawszy jednak, że został zupełnie sam, również się wyłączył.
Zatraciłam się...
Wiecie, w tym stanie nie ma niczego. Nie ma czasu, nie ma emocji, nie ma wspomnień, nie ma nawet myśli. Tylko sobie tak człowiek dryfuje wśród tęczy nierozpoznawalnych kolorów i nie trapi się niczym. Nie pamięta niczego i nic nie czuje. Jest zamknięty i jednocześnie wolny.
Dzieje się tak dopóty, dopóki nie pojawi się ten impuls. Silny, mocny i jasny. Tak różny i inny od tego otaczającego cię NIC. Nie boli cię, nie irytuje, ale i nie cieszy. On po prostu cię łapie. Chwyta cię za twoją rękę, a może i nogę, pozbawioną czucia i ciągnie w górę, a może i w dół. I wtedy wszystko wraca. Zmysły, wspomnienia i sens. Przychodzi zrozumienie...
***
- Sakura, posłuchaj, użyjemy twojej siły do zniszczenia jego marionetki. - Chiyo próbując się opanować, nachylała się nad Sakurą, która uważnie słuchała jej słów. Sasori, oddalony od nich o blisko trzydzieści metrów, spoglądał na nie z wnętrza Hiruko, zirytowany nie możnością usłyszenia ich rozmowy. By zająć na chwile czymś swoje myśli, skierował wzrok na Suiren, która leżała nieżywa sześć metrów na prawo od niego. Uśmiechnął się lekko. Ta dziewucha była taka głupia, skoro myślała, że może się od tak sobie rzucić na ratunek nieżywemu Gaarze.
- Pomimo tego, że Suiren-san nie... - Chiyo zamilkła nie mogąc wypowiedzieć ani słowa więcej. Haruno spojrzała na nią zadziwiająco spokojnie. Wcześniejszy szok prędko ją opuścił.
- Chiyo-sama, Suiren żyje - odpowiedziała bez cienia smutku. Staruszka potrząsnęła jednak głową.
- Rozumiem kochana, że możesz się z tym nie zgadzać, ale prawda jest taka, że trucizna Sasoriego już ją zapewne...
- Nie, nie. - Sakura również pokręciła głową, uśmiechając się przy tym delikatnie. - Starsza Chiyo, to jest właśnie jej moc. Ona nie może umrzeć. Minęło już ponad pięć minut, więc powinna zaraz...
- Teraz to mnie wkurwiłeś. - Suiren we własnej osobie podźwignęła się na rękach i wstała wolno. Chiyo wrzasnęła mimowolnie, a Sasori wytrzeszczył oczy na czerwono włosom.
- Jak? - spytał zaskoczony, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Suiren otrzepała tymczasem swoją krótką, czarną spódnice i poprawiła jeden z tytanowych ochraniaczy umocowany na przedramieniu.
- Przez ciebie dupku jeden wszystko mnie kurwa boli – mruknęła wyjątkowo beznamiętnym i suchym tonem. – Takie zmartwychwstanie jest cholernie bolesne dla twojej wiadomości.
- Przecież moja trucizna cię zabiła! - wściekł się Sasori, nie wnikając nawet w to co usłyszał.
- Oczywiście, że mnie zabiła. - Suiren strzeliła palcami i przeciągnęła się, aż wszystkie stawy jej przeskoczyły. - Ale mówiłam chyba, że wrócę pomimo tego.
- To niemożliwe! – warkną zirytowany Akasuna.
- Nazywasz się Sasori, prawda? Więc powinieneś znać umiejętności Orochimaru. To on dał mi tę moc. - Suiren podparła się pod boki ze znudzonym wyrazem twarzy.
- Orochimaru? - Sasori zdziwiony wspomniał gadzią postać sannina.- On dał ci...
- Właśnie. A teraz wybacz mi, ale zamierzam cię zabić. - Nuda uleciała nagle z twarzy Suiren, a zastąpiło ją podekscytowanie. Karminowe wargi kobiety rozciągnęły się w zadziornym uśmiechu, a ona sama ruszyła na brzaskowicza. W mgnieniu oka dobyła dwóch wakizashi, umocowanych dyskretnie na jej udach i z nienaturalną siłą uderzyła w Hiruko, zdzierając z niego płaszcz Akatsuki.
- Sakura, liczę na ciebie! - zawołała jednocześnie i odskoczyła w bok. Tuż zza jej pleców wypadła różowo włosa z bojowym okrzykiem. Jej pięść uderzyła z hukiem w marionetkę, roztrzaskując ją w drobny mak. Sasori zaklną wściekły i wyskoczył szybko z jej wnętrza, w ostatniej chwili unikając kolejnego ciosu wymierzonego przez nadludzko silną Haruno. Opadł kilkanaście metrów dalej, okryty kolejnym czarnym płaszczem.
- Ciekawa jestem jak wyglądasz. - Suiren za nic mając swoje bezpieczeństwo, ponownie na niego natarła, nie dając mu ani chwili odpoczynku.
- Powalona baba - sykną mężczyzna, odskakując znowu w tył. Uzumaki porzuciwszy jeden z ostrzy, wyciągnęła ku niemu rękę. Jej długie, czerwone paznokcie ledwo musnęły skrawek jego czarnej szaty, ale ta nie zamierzała się poddać.
- Suiren-san poczekaj! - zawołała tymczasem Chiyo, która nie miała nawet sposobności by dołączyć do walki. Stała więc jedynie, nie wiedząc co ze sobą począć i z niepokojem obserwując walczące kobiety.
- Przykro mi, ale nie zamierzam czekać. - Suiren przystanęła na moment i odwróciła się delikatnie do tyłu.
- Czekając, dam mu tylko czas na atak. - Ponownie się wybiła, lecz tym razem Sasori zdążył już aktywować ostrza w swojej ręce. Osłonił się przed atakiem ostrego miecza i ponowił próbę zwiększenia dystansu. Niespodziewanie jednak blada dłoń Suiren zacisnęła się na jego płaszczu. Kobieta brutalnie pociągnęła za materiał, zdzierając go z niego. Wyprostował się, jeszcze bardziej wściekły niż wcześniej.
- Cholera - sykną, gdy dostrzegł, jak Chiyo wpatruje się w niego w szoku.
- Nie zmieniłeś się ani trochę.... przecież minęło tyle lat - szepnęła strwożona. Po chwili jednak w jej oczach odmalowało się zrozumienie. - Zmieniłeś swoje ciało w marionetkę.
- Czyli co? Nie da się go zabić? – Czerwono włosa wyprostowała się, stając jakieś osiem metrów od Akasuny. Sakura stała tuż za nią, gotowa w każdej chwili do ataku.
- Każdego da się zabić. - Szmaragdowe oczy Suiren błysnęły niewyjaśnionym blaskiem. - Skoro jesteś lalką, to cię po prostu rozczłonkuje. - Sasori niedowierzająco patrzył, jak dwudziestolatka robi krok w tył, by wykonać kolejny skok.
- Idąc twoim tokiem myślenia, ciebie też się da zabić – wypalił nagle, pochylając się nieco do przodu i blokując jej kop z półobrotu, gdy w przeciągu sekundy znalazła się tuż obok.
- Oczywiście, że tak. Umarłam już przecież sto czterdzieści dziewięć razy. - Suiren uśmiechnęła się szeroko, przymykając przy tym oczy. Gdyby właśnie nie wymierzała kolejnego kopnięcia, wyglądałaby zapewne jak ucieleśnienie niewinności.
- Sto czterdzieści dziewięć razy?- powtórzył mimowolnie Sasori, odpychając od siebie Sui z taką siłą, że tą odrzuciło na niemal dwadzieścia metrów. Czerwono włosa zderzyła się w locie ze stojącą Sakurą i obie wylądowały pod stopami zaskoczonej Chiyo.
- Pieprzony... – Suiren poderwała się gwałtownie z ziemi i otarła z wargi strużkę krwi. Upadek sprawił, że jej karminowe włosy szczepione do tej pory w grubego warkocza, rozpadły się i teraz powiewały za nią, jakby szczycąc się swoim imponującym wyglądem i długością. Sui nic sobie jednak z tego nie robiąc, posłała Sasoriemu nienawistne spojrzenie.
- Już ja ci pokaże potęgę nieśmiertelnej! - warknęła, biegnąc znów w jego kierunku, ale tym razem Akasuna nie zamierzał pozwolić jej na zbliżenie. Zrzucił z ramion resztki porwanego płaszcza i wyciągnął przed siebie ręce. Z obu dłoni wysunęły się dwie rury, z których w następnej sekundzie wytrysnęły potężne strumienie ognia.
- SUIREN-SAN! - Chiyo wyciągnęła jeden ze swoich zwoi, przyzywając dwie marionetki. Nie zastanawiając się nad niczym, posłała je w kierunku Suiren, a te w ostatniej chwili osłoniły ją przed zgubną fontanną ognia.
- Mama i tata?- zdziwił się Sasori, rozpoznając swoje pierwsze dzieło, a raczej dwa dzieła, którymi były marionetki o wyglądzie jego zmarłych rodziców. Jak na zawołanie jego umysł zalała fala bolesnych wspomnień, których przez te wszystkie lata chciał się wyzbyć. Zły zmęł w ustach kolejne przekleństwo i sam wyciągnął jeden ze zwoi.
- Ciekawe co teraz zrobicie?! - warkną. - Moja armia mario... - Sakura wykorzystując jego zdezorientowanie, jak i osobę Suiren gromadzącą na sobie całą jego uwagę, zakradła się od tyłu i właśnie teraz go zaatakowała. Sasori czując jak traci grunt pod nogami, wylądował na przeciwległej ścianie jaskini.
- Dobra robota Sakura! - Suiren uśmiechnęła się delikatnie. Lecz tym razem o wiele serdeczniej i szczerzej niż zwykle. Haruno wychwytując tę zmianę, poczuła niewyobrażalną satysfakcje. Nieopatrznie odwróciła się plecami do Sasoriego i sama się rozkojarzyła, odwzajemniając jej uśmiech.
- Suka - usłyszała tuż nad swoim uchem. Gruby drut oplótł ją w pasie, a ostry szpikulec wbił się w jej żołądek, zatruwając organizm gorzką trucizną.
- Jak śmiesz! - Suiren rzuciła się na czerwono włosego z gołymi rękoma. Ten cisnął Sakurą w bok, ale czujna Chiyo zdążyła wysłać do niej swoje marionetki, które złapały ją tuż przed upadkiem.
- Zabije cię. - Uzumaki złapała drut w gołe ręce, raniąc się przy tym dotkliwie. Nie zważając na to, szarpnęła za niego, przyciągając Akasune do siebie. Gdy ten znalazł się w zasięgu jej rąk, powaliła go na ziemie i unieruchomiła, siadając mu okrakiem na brzuchu i przytrzymując dłonie.
- Spokojnie, nie zabije mnie dwa razy to samo gówno, automatycznie się uodparniam - syknęła wściekle, pochylając się jednocześnie nad nim. Czerwone włosy zsunęły się z jej ramion, na skalistą ziemie, przysłaniając Sasoriemu cały świat. Nie widział już ani Chiyo klęczącej koło ledwo żywej Sakury, ani tej przeklętej jaskini. Widział tylko głębokie, szmaragdowe oczy Suiren przepełnione nienawiścią.
Mężczyzna zaklną w myślach. W starciu z tą dziewuchą na nic zdawało się jego logiczne myślenie i nijak nie mógł wymyślić jak ją zatrzymać.
- Pewnie zastanawiasz się teraz, jak mnie unieszkodliwić. - Jakby czytając w jego myślach, Suiren wykrzywiła usta w kpiącym uśmiechu.
- Coś ci powiem. Mnie się nie da pokonać. Bo choćbyś mnie zabił to i tak powrócę z martwych. A tak poza tym, to chyba właśnie odkryłam twój słaby punkt.
Szmaragdowe oczy Suiren ponownie zabłyszczały tym niewyjaśnionym blaskiem. Lewą ręką przytrzymała jego nadgarstki, miażdżąc je w ciasnym uścisku, a prawą rękę uniosła nieznacznie, kierując palec na pierś Akasuny.
- To, to twoje serduszka, prawda?- spytała, a Sasori zapewne jakby tylko mógł, pobladłby gwałtownie.
- To wcale nie jest mo...
- No już, nie wypieraj się. – Suiren pochyliła się jeszcze bardziej do przodu i zbliżyła wolną rękę do fioletowo-białego cylindra z jedynym ludzkim narządem orzechowookiego. Wygięła palce niczym drapieżnik, a czerwone paznokcie zalśniły jak szpony.
- Co byś powiedział jakbym tak je sobie obejrzała? – spytała, dotykając opuszkami okrągłego wieka. Tym razem Sasoriego ogarnęło prawdziwe przerażenie. Jego broń była bezużyteczna, on sam unieruchomiony, a jego jedyny słaby punkt odkryty. Lada chwila Suiren miała bezlitośnie wyrwać jego serce, zabierając mu tym samym życie. Wierzgnął się w panice, cudem wyswabadzając dłonie. Natychmiast zacisnął jedną z nich na prawym nadgarstku Sui, a drugą na jej szyi.
- Kto będzie szybszy. Ty czy ja? - sarknęła czerwono włosa, tracąc w jednej chwili dech. Mimo tego ponownie wyciągnęła rękę ku sercu, lewą tymczasem napierając na szyje Akasuny.
- Pieprzony - powtórzyła chrapliwie, nie dając za wygraną. Sasori także nie zamierzał się poddać. Przeklinając siłę młodej kobiety, nadal starał się odciągnąć jej rękę i jednocześnie pozbawić tchu.
- Durna baba - warkną, a Suiren charknęła ciężko, co miało być chyba parsknięciem śmiechu. Naparła mocniej ramieniem na jego szyje, ale w przeciwieństwie do niej samej, Sasori nie potrzebował tlenu.
Nie mieli pojęcia, ile trwali w tej ciche walce. Poziom ich siły fizycznej był wyrównany na tyle, że całość wyglądała jak mroczna parodia siłowania się na ręce. Żadne z nich nie uwzględniało porażki.
- N-Nie... N-Nie u-umre z-znowu. - Suiren zrobiła się cała czerwona na twarzy. Przez krótką chwile pomyślała o Naruto, który ścigał w tej chwili drugiego brzaskowicza. Zacisnęła dłoń w pięść i ponownie ją rozprostowując, naparła resztkami sił na Sasoriego.
- J- Jasna cholera. - Drewno nie wytrzymało. Palce Suiren wbiły się w sam środek cylindra.
Wystarczy tylko zacisnąć.- przemknęło jej przez myśl, ale w tej samej chwili straciła świadomość. Chrzęst jej pogruchotanej krtani rozszedł się po całej jaskini.
To już sto pięćdziesiąty raz.
C.D.N.
***
Z całego serca przepraszam jeśli zepsułam tutaj Sasoriego. Później, przy reszcie kanonowych postaci postaram się, by były jak najwierniejsze swoim oryginałom : )
Zapraszam do czytania i komentowania :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro