46. Zmiana planów
15 listopada
Rano
Amegakure
Madara wstał tego dnia nadzwyczajnie wcześnie i nie fatygując się nawet do kuchni po jakieś śniadanie, od razu udał się do gabinetu Peina. Rudowłosy lider natomiast już od kilku ładnych kwadransów pogrążony był w dokumentacji. Może i był mordercą, ale do swoich obowiązków przywódcy Deszczu podchodził bardzo profesjonalnie. Sprawował osobisty nadzór nad wszelkimi sprawami wioski i nie miewał od nich dni wolnych. Konan nieustannie pośredniczyła między nim, a mieszkańcami, przejawiając wyjątkowy talent do dyplomacji. Spokojna, a przy tym niezłomna, twardą ręką trzymała wszystkich urzędników i shinobi, a każde jej słowo było niezwłocznie respektowane. Układ ten działał nieprzerwanie od lat i obie strony były z niego zadowolone.
Madara doskonale pamiętał swoje zdumienie, gdy się o tym wszystkim dowiedział i zupełnie szczerze, był pod wrażeniem działalności Nagato. Zdawał sobie sprawę, że Obito nie mógł wybrać bardziej odpowiedniej osoby do stania na szczycie ich planu.
Uchiha wszedł do pomieszczenia bez pukania. Pein w jednej chwili podniósł na niego ostre spojrzenie rinnenganowych oczu, ale gdy tylko zrozumiał, kto też go odwiedził, wrócił wzrokiem do czytanego właśnie raportu.
– O co chodzi? – zapytał jednocześnie spokojnie, na co Madara zmrużył nieco oczy. Podszedł w tym samym czasie do biurka i zajął miejsce na krześle stojącym przed nim.
Czarnowłosy czasami zapominał, że Pein miał jedną, podstawową wadę. Pogrążony w swoim boskim mniemaniu, zwykł całkowicie ignorować innych, a co najważniejsze, zdarzało mu się ignorować samego Madarę Uchiha. Najstarszy Uchiha musiał mu jednak oddać, ponieważ jakby nie było, Pein spory szmat czasu obcował z Obito, mając go za Madarę, a jego zachowanie zdecydowanie uwłaczało jego godności. Nikt, kogo Madara poznał do tej pory, nie brał Tobiego na poważnie.
– Przyszedłem omówić z tobą pewną kwestię. – Madara pochylił się lekko do przodu, opierając łokcie na ramionach krzesła. – Suiren wyznała mi, że Hokage zna moją tożsamość.
– Każdy zna twoją tożsamość – skwitował to chłodno Pein, nie przerywając sobie czytania. Zostało mu jeszcze tylko kilka zdań, więc nie chciał się dekoncentrować. – Żadna nowość.
– To może będę bardziej precyzyjny – zakpił w odpowiedzi Madara. – Tsunade dowiedziała się, że Madara Uchiha żyje.
Pein podniósł szybko wzrok.
– Skąd na litość Mędrca, Hokage wie o tym, że żyjesz? – zapytał lodowato, na co Madara jedynie wzruszył niezobowiązująco ramionami.
– Suiren wyznała, że udało jej się skontaktować z Orochimaru. Ten natomiast, z niewyjaśnionych przyczyn poinformował o tym Hokage.
– Skontaktowała się? Z lochów? – Pein zmarszczył brwi z niedowierzaniem malującym się w oczach. Doskonale wiedział, że to było niemożliwe. Suiren nie mogłaby przekazać choćby jednego słowa na zewnątrz; nie bez pomocy kogoś z wewnątrz. Czyżby to oznaczało, że mieli w szeregach zdrajcę?
– Nie sprecyzowała w jaki sposób to zrobiła, ale z tego, co powiedziała, wychodzi na to, że pomógł jej ktoś z tak zwanej Oto no pawy. Wiesz coś o nich?
– Oto no pawa? – Pein wyprostował się bardziej w swoim fotelu. – Potęga Dźwięku. Z tego, co mi wiadomo, to straż przyboczna Orochimaru.
Oboje mężczyźni wymienili się długimi spojrzeniami.
– Czy przekazała Orochimaru cokolwiek więcej? – zapytał Pein po dłuższej chwili milczenia, marszcząc uważnie brwi.
– Twierdzi, że nie. Podobno chciała jedynie uznania długu. – Madara skrzyżował ręce na szerokiej klatce piersiowej i zamyślił się. Przez ostatnie dni wciąż od nowa wspominał swoją nocną wizytę u Suiren i rozmowę, którą odbyli. Tym, co szokowało go najbardziej był fakt, że czerwonowłosa w ogóle powiedziała mu o Hokage. Jeśli kiedykolwiek zastanawiał się nad jej lojalnością wobec Konohy, to w tamtym momencie kobieta dobitnie mu udowodniła, że nie żywi do wioski żadnych serdecznych uczuć. W innym przypadku, co też miało jej przyjść z poinformowania go o tym wszystkim? W ten sposób wytrącała jedynie nóż zaskoczenia z rąk Tsunade. Wnuczka Hashiramy nie zyskiwała tym nad nim żadnej przewagi, a sama spadała na podrzędną pozycję.
Jedynym pytaniem pozostawało to, komu w takim razie Suiren była wierna? Orochimaru? Czy może jednak powoli skłaniała się ku Akatsuki? Gdzie też obecnie leżało jej serce?
– Powiedziała, że nie spodziewała się po Orochimaru współpracy z Konohą.
– To rzeczywiście dość niespodziewane – mruknął ponuro Pein, wracając mimowolnie wspomnieniami do spotkania sprzed lat, gdy pierwszy i ostatni raz widział teraźniejszą Hokage. – W jaki sposób dostała wiadomość zwrotną?
– Nie chciała mówić za dużo, mimo wszystko to wciąż Suiren – odparł na to Madara z lekką irytacją. – Powiedziała jedynie, że została złapana i uwięziona, więc przestała przedstawiać jakąkolwiek wartość jako szpieg. Odpowiedź miała jej o tym przypomnieć.
– Nikt nie będzie próbował jej odbić? – upewnił się w takim razie rudowłosy, a Uchiha skinął głową.
– Na to, by wychodziło. Ten cały Orochimaru to interesujący facet muszę przyznać.
Pein pozostawił tę wypowiedź bez komentarza. W zamian za to, ściągnął bardziej brwi.
– Jeśli Konoha wie o tobie, to całkowicie zmienia nasz plan – zawyrokował poważnie, na co Madara cicho westchnął.
– Dlatego przyszedłem. – Rozłożył ręce, wskazując na siebie i wyginając usta w lekko drwiącym uśmieszku. – Musimy przyśpieszyć łapanie bijū.
– To nie będzie proste – odparł natychmiast Pein, opierając łokieć na podłokietniku i pocierając wolno palcami brodę. – Jinchūriki są silni, a przez naszą ostatnią działalność, wszyscy nagle przypomnieli sobie o treningach. Rosną w siłę i jakby tego było, większość z nich się przemieszcza.
– Kto jeszcze został?
– Sześcio, siedmio, ośmio i dziewięcioogoniasty.
– Musimy zachować kolejność, więc Kyuubi idzie jako ostatni. – Madara natychmiast machnął niedbale ręką. – Wystarczy, że bez kolejki zapieczętowaliście pięcioogoniastego. Natychmiast roześlij członków.
– Niemożliwe. – Pein przymknął spokojnie powieki. – Konan i Zetsu są mi potrzebni tu na miejscu. Hidan i Kakuzu zbierają pieniądze. Deidare rozłożyło zapalenie płuc, a Sasoriego samego nigdzie nie wyślę.
– Kisame i Itachi są wolni. – Madara wzruszył niedbale ramionami.
– Ledwo tydzień temu przyprowadzili czteroogoniastego. – Pein otworzył oczy i obrzucił Uchihe niezadowolonym spojrzeniem. – Daj im zebrać siły.
Madara ksyknął na to zirytowany.
– To jakieś przedszkole, czy organizacja płatnych morderców? – warknął nieprzyjemnie, pochylając się nieznacznie do przodu. – Powiedziałem chyba, że musimy przyśpieszyć łapanie bijū. To nie żadna pieprzona sugestia, tylko rozkaz. Natychmiast ich wyślij.
– Najszybciej za tydzień – odparł na to lodowato Pein, a jego twarde spojrzenie Rinnengana skrzyżowało się ze wściekłym Mangekyō Sharinganem. – Zmęczony shinobi, to niewydajny i nieprzydatny shinobi. Nie zmienię zdania.
Czekaj, czy Madara kiedykolwiek uznał, że mianowanie tego rudowłosego faceta liderem było dobrą decyzją? W takim razie właśnie w tej chwili nastąpiła aktualizacja. Wybranie na Lidera tego faceta było najgorszą decyzją na świecie.
Madara skrzywił się gwałtownie, niezadowolony odmową. Zdecydowanie nie przywykł do tego, by ktoś podważał jego zdanie. Już nie wspominając o tym, że irytował go oczywisty fakt, że Akatsuki najprawdopodobniej i tak, by go nie posłuchali, nawet gdyby spróbował podważyć autorytet Peina i rozporządzić członkami według własnego uznania.
Madara jednak nie byłby dobrym przywódcą, jeśliby nie potrafił przełknąć tej drobnej, choć wciąż gorzkiej porażki. Nie pozostało mu nic innego, jak zagryzienie zębów i kontynuowanie rozmowy, jakby sprzeciw Peina wcale go nie obszedł.
– Niech będzie – westchnął głęboko z należytym natężeniem pobłażliwości, jak gdyby całość rzeczywiście była jego decyzją. – Wyślij ich, jak tylko nabiorą sił. Wracając jednak do sprawy z Hokage.
– Co zamierzasz zrobić? – Pein ani na moment nie spuścił z niego uważnego, badawczego spojrzenia.
– Przyśpieszymy nie tylko proces łapania bijū. – Madara w skupieniu potarł palcami brodę. – Przygotowania do wojny również muszą nabrać tempa. Niech Obito pośpieszy się z planami pertraktacji. Dobrze, by było, gdyby pierwsze rozmowy odbyły się jeszcze przed końcem roku.
– Nie jestem pewien, czy zdążymy – zauważył chłodno Pein z wyraźną rezerwą. – Pomysł paktowania ze Stowarzyszeniami Białego Ptactwa padł zupełnie nagle. Musimy się do tego przygotować. W innym przypadku zamiast sojuszników zdobędziemy jedynie kolejnych wrogów.
– Istotnie – zgodził się Madara, który mimo wszystko bardzo dobrze orientował się w delikatnych prawach polityki. – Nie mniej, niech Obito ma na uwadze upływ czasu. Musimy liczyć się z tym, że Hokage również w najbliższym czasie będzie szukała sobie towarzyszy broni. Swoją drogą, kto z Wielkiej Piątki na chwilę obecną pozostaje z Konohą w najlepszych stosunkach?
– Obecnie? – Pein zmarszczył odrobinę brwi. – Najpewniej Sunagakure. Ostatecznie to właśnie Konoha wyruszyła na pomoc Kazekage.
– Inne wioski?
– Wątpię. – Pein odchylił się nieco w swoim fotelu. – Kirigakure ma krwawą historię, przez którą inne wioski nie podtrzymują z nią dobrych kontaktów, Iwagakure niejednokrotnie z nami współpracowała, więc również pozostaje w szarej strefie nieufności. Kumogakure zaś bije rekordy, jeśli rozchodzi się o sianie podejrzliwości.
– Czyli mamy pewność, co do jednego – podsumował spokojnie Madara. – Pięć Krajów nie prędko się dogada.
– Póki nie będą mieć wspólnego wroga, nie prędko. – Pein skinął głową na znak zgody. Zaraz jednak na czoło wpłynął mu niezadowolony mars. – Chociaż...
– O co chodzi? – zdziwił się na widok jego miny Madara, na co Pein przemierzył wzrokiem swojego biurko i przerzucił kilka dokumentów.
– Jakieś trzy dni temu Konan dostarczyła mi pewien raport – zaczął z pozoru spokojnie, ale w jego opanowanym głosie ewidentnie czuć było nutę dziwnego zastanowienia. – Rzecz dotyczyła łowczyni, przez którą od kilku miesięcy w Shakai no yohaku panuje kryzys.
– Tamila Foho – odpowiedział natychmiast Madara, w jednej chwili przypominając sobie złotowłosą kobietę o aroganckim spojrzeniu niemożliwie fioletowych oczu. – Obito coś mi napomknął – mruknął jeszcze.
– Właśnie ona – przytaknął Pein, zaglądając jednocześnie do jednej z szuflad. – Jej grupa, nazywana Hoshi, wypełnia nielegalne misje za darmo lub za naprawdę niewielkie pieniądze. Sprawiło to, że inni łowcy również musieli obniżyć ceny swoich usług, by mieć w ogóle za co żyć. To z kolei w konsekwencji pociągnęło za sobą to, że wioski zaczęły tracić klientów. Równowaga między shinobi, a najemnikami została zatarta, przez co Kage postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.
Pein w końcu znalazł szukany dokument i podał go przez biurko Madarze. Uchiha z zaciekawieniem przyjrzał się schludnym notatkom niebieskowłosej.
– Kamień kontaktował się już z Piaskiem, a Piasek z Liściem w celu schwytania członków Złotej Szóstki i ukrócenia ich wyniszczającej działalności. Chmura podobno jest w trakcie rozmów z Mgłą, w celu wysłania do nich specjalnej jednostki, która rozprawiłaby się z całymi Shakai no yohaku w ich okolicach.
– Chwila. – Madara otworzył szeroko oczy, unosząc jednocześnie rękę i uciszając na moment Lidera. – Chcesz powiedzieć, że wszystkie Pięć Krajów w mniejszym lub większym stopniu współpracuje ze sobą przeciw tej jednej kobiecie?
– Nie inaczej. – Pein zmrużył niebezpiecznie oczy. – Pięć nacji pozostaje ze sobą w na tyle dobrych relacjach, że jeśli w tym momencie rozejdzie się wieść, że Madara Uchiha żyje, znacznie szybciej dojdą do porozumienia.
– Co za upierdliwa kobieta – syknął w jednej chwili Madara, marszcząc się gniewnie i zaciskając pięści na raporcie Konan. – Trzeba ją natychmiast zlikwidować! – warknął. – Ją i całą jej grupę!
– Mogę wysłać Kakuzu namiary na nią – stwierdził na to Pein, zamyślając się na chwilę. – Wszyscy z Hoshi są najprawdopodobniej w książeczce Bingo, więc przy okazji zarobimy nieco pieniędzy.
– Do cholery z pieniędzmi – prychnął w odpowiedzi Madara. – Choćby głowa każdego z nich kosztowała sto jenów, to mają ich wybić, co do paznokcia. Pięć Krajów za nic nie może zawrzeć sojuszu. Nie, zanim nie uda nam się...
Niespodziewanie wypowiedź Madary zakłóciło donośne pukanie do drzwi. Pein uniósł tylko zdziwiony brwi, a sam Uchiha obejrzał się za ramię.
– Wejść! – rozkazał ostro, ignorując oczywisty fakt, że gabinet nie należał do niego. Pein byłby jednak skończonym głupcem, gdyby zwrócił mu o to uwagę, więc ograniczył się jedynie do obrzucenia czarnowłosego wzrokiem pełnym dezaprobaty. Tymczasem drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka wmaszerowała z rozmachem Konan we własnej, niebieskowłosej postaci.
– Konan... – zaczął nawet zdumiony Pein, który nie spodziewał się wizyty kobiety przed południem, na co panna Origami jedynie zmarszczyła brwi i podeszła prosto do biurka. Kiwnąwszy Madarze na powitanie, przeniosła bystre spojrzenie bursztynowych oczu na swojego przyjaciela.
– W Amegakure pojawili się intruzi – poinformowała od razu, bez żadnego wstępu, na co Pein uniósł tylko brwi.
– Znowu? – zdziwił się, a Madara wywrócił oczami i machnął niedbale ręką, co najmniej jakby ją odprawiał. – Czy wszyscy w tej organizacji potrzebują czytelnych rozkazów? – zapytał jednocześnie kąśliwie i wykrzywił ironicznie wargi. – Termin intruz powinien być tu tożsamy z określeniem trup.
Konan na jego słowa zacisnęła usta w cienką linię i spięła zirytowana ramiona.
– Tak się składa, że jednym z intruzów jest Sasuke Uchiha – odezwała się oschle, nie podejmując jednak zimnego spojrzenia Madary. – Czy w dalszym ciągu powinnam uznać go za nieboszczyka? – spytała jeszcze sarkastycznie, wbijając wzrok wprost w rinnenganowe oczy Peina. Rudowłosy nie potrafił powstrzymać kpiącego uśmieszku na widok zaskoczonej miny Madary.
Oj tak, Madara zdecydowanie nie przywykł do faktu, że ktoś mógłby mu rzucić wyzwanie. Choćby tak banalne, jak to Konan.
Nie mniej, obecność w Amegakure najmłodszego z żyjących Uchihów była wielce niekomfortowa. I tak, to był czysty eufemizm.
– Uchiha? – Madara zrobił minę, jakby pierwszy raz w życiu słyszał swoje rodowe nazwisko. – A co tu do cholery robi brat Itachiego? – zapytał zdumiony, na co Konan jedynie przymrużyła oczy.
– Towarzyszą mu jeszcze trzy osoby – poinformowała, jakby nawet nie usłyszała pytania czarnowłosego. – Z relacji świadków, dwóch mężczyzn i jedna kobieta.
– Chwilę. – Madara obrzucił Peina krótkim spojrzeniem, prostując się gwałtownie na swoim miejscu. – Czy Sasuke nie miał przebywać u Orochimaru?
Pein w jednej chwili podłapał wzrok Madary i rozumiejąc do czego ten dąży, skinął głową.
– Oto no pawa – mruknął, na co z kolei Konan zamrugała zdezorientowana.
– Potęga czego?
– Wezwij mi tu zaraz Itachiego. – Madara poderwał się na równe nogi i przeszedł sprężyście na środek gabinetu. – Przekaż mu, że czeka go małe, rodzinne spotkanie.
***
W tym samym czasie
Również Amegakure
– No i dobra, jesteśmy w Deszczu. I co dalej? – Suigetsu oparł się na rękojeści swojego ogromnego miecza i zabujał na piętach. Był znudzony, nawet bardzo. Zwłaszcza, że już dobrze od ponad doby kręcili się bez celu po zamarłej wiosce, szukając igły w stogu siana. Znaczy się Suiren. U Akatsuki.
– Zwierzęta nic nie wiedzą – odezwał się spokojnie Juugo, choć nie bez zdziwienia, bo odnosił niezrozumiałe wrażenie, że nawet fauna Amegakure zdawała się sprzyjać Brzaskowi. Już nie wspominając o tym, że podobnie jak ludzi, zwierząt tu było jak na lekarstwo.
– Nic nie czuję. – Karin okręciła się wokół własnej osi, wystawiając twarz do mdłych promieni słońca. – Wioska aż kipi od chakry, ale nie tej, której nam potrzeba – mruknęła jeszcze zirytowana, na co Sasuke obrzucił ją długim, uważnym spojrzeniem. Zawieszając na dłużej wzrok na jej malinowych włosach, przeniósł go następnie na Suigetsu.
We czwórkę znajdowali się na dachu jednego z wysokich budynków i z góry obserwowali całą wioskę. Już wczoraj udało im się przedrzeć przez granice Deszczu, ale póki co, był to ich jedyny sukces. Bo choć wiedzieli, że Akatsuki miało swoją siedzibę w Amegakure, to w żaden sposób nie przybliżało ich to do odnalezienia ich kryjówki. Sasuke miał wrażenie, że stoją w miejscu.
– Skup się bardziej – rzucił chłodno w stronę Karin, która spąsowiała pod jego ostrym spojrzeniem i wydęła niezadowolona wargi.
– Skupiam się – burknęła urażona, zła, że Sasuke w ogóle implikował jej brak należytego zaangażowania. Zwłaszcza, że cała sprawa rozchodziła się w końcu o jej krewną. Suiren była jej rodziną i Karin na dobrą sprawę już nie pamiętała, kiedy ostatni raz na czymkolwiek tak jej zależało, jak na tym.
– Po prostu kryjówka Akatsuki musi być ukryta pod naprawdę silnymi technikami fuinjutsu – dodała jeszcze wyjaśniając, ale Sasuke już jej nie słuchał. W zamian za to podszedł na sam skraj dachu i spojrzał w dół, na budzącą się do życia wioskę. Coraz więcej mieszkańców kręciło się po ulicach; spiesząc się, czy to do pracy, czy po różne sprawunki. W pewnym momencie jego uwagę przykuło dwóch shinobi w średnim wieku, którzy przechadzali się nonszalancko jedną z uliczek.
– Skoro sami nie możemy znaleźć drogi, najwyższy czas o nią zapytać – rzucił z pozoru niezobowiązująco, ale na jego słowa Suigetsu ożywił się w jednej chwili.
– O, tak! – ucieszył się gwałtownie, prostując się w tej samej sekundzie. – Będziemy torturować!
– Oj, ty przygłupie! – Karin poprawiła oburzona swoje okulary. – Żadne tortu...
Nawet nie skończyła, bo Hozuki całkowicie ją ignorując, w mgnieniu oka zarzucił sobie miecz na plecy i zawywszy z uciechy, zeskoczył z rozmachem z dachu.
Trójka Hebi obserwowała przez moment jego niknącą w dole czuprynę, by w końcu wymienić się krótkimi spojrzeniami i niemal jednocześnie podążyć jego śladem.
C.D.N.
***
Po długich dwóch tygodniach zawieszenia, wróciłam. Co prawda dalej daleko mi do całkowitego ogarnięcia, ale nie miałam serca dłużej trzymać was w niepewności, zwłaszcza, że rozdział udało mi się jakoś dokończyć. Jest przegadany, to fakt, ale był potrzebny, także nawet nie przepraszam XD
Next za jakiś tydzień, bo biorę się w garść i już jutro siadam do pisania :3 Pozdrawiam wytrwałych!
PS: Ach! I za radą Sory zmieniłam numerację rozdziału z rzymskiej na zwykłą. Dajcie znać jak się podoba!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro