Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 8

      🌺URODZINY I DZIWNE WYDARZENIE      🌺

Petunia obudziła się koło godziny ósmej w dniu swoich urodzin. Zjadła śniadanie, upiekła z mamą kilka ciastek a potem radośnie podśpiewując wyrywała i porządkowała rośliny w ogrodzie. Jej ukochane białe tulipany dzięki jej dobrej ręce rosły jak szalone i wyglądały wprost przepięknie. Po pracy w ogródku nadzorowała przygotowania do imprezy urodzinowej. Lily machnięciami różdżki odkurzała, czyściła szafki i myła blachy po ciastach. Zadowolona Petunia gdy tylko zakończyło się odkurzanie chwyciła za mop i umyła podłogi. Potem pomogła mamie idealnie rozłożyć obrus  na stole i układała talerze i sztućce. Lily zaklęciem sprawiła, że balony ładnie unosiły się w powietrzu.
- Wiecie co? - Odezwała się w końcu z uśmiechem- Po raz pierwszy w życiu cieszę się, że mam tak wyjątkową siostrę.
Rodzice oraz Lily lekko się zaśmiali.
- Cieszę się siostrzyczko, że masz dobry humor. - Powiedziała rudowłosa.
- Cóż... Pogodziłam się z tobą, polubiłam Snape'a, poznałam mojego przyszłego szwagra z dość miłej strony oraz jego kumpli więc właściwie rozpad związku z Vernonem nie wydaje mi się już taki zły. - Stwierdziła uśmiechając się szeroko.
- Wciąż nie dowierzam, że Severus tak się o ciebie troszczył gdy Vernon cię zaatakował. - Westchnęła Lily.
- A ja nie mogę się nadziwić widząc was w zgodzie i takie radosne. - Powiedziała Margaret Evans obejmując obie córki.
- Ja również. - Dodał Tom Evans i dołączył się do uścisku rodzinnego.

Petunia już dawno nie czuła się tak szczęśliwa w urodziny jak dzisiaj. Może i straciła narzeczonego ale zyskała dużo więcej gdy zrozumiała, że to, że nie jest czarodziejką a Lily jest wcale nie jest powodem odcinania się. Snape choć bywał wrednawy i nie kiedy dziecinny dużo jednak przy bliższym poznaniu zyskiwał. Mało tego nawet podziwiała go za jego charyzmę i sarkastyczną naturę, która tak bardzo pasowała do jej samej. Jego złośliwość była czasem nawet urocza. Pokręciło głową gdy jej myśli zaczęły za bardzo zmierzać w niebezpieczny rejon ale na policzkach poczuła lekką falę gorąca.
- Co ci się stało? - Spytała młodsza Evans zauważając lekką zmianę siostry.
- Nic takiego. Po prostu zrobiło mi się ciepło na myśl, że wszyscy znów jesteśmy razem i pogodzeni w stu procentach. - Uśmiechnęła się niewinnie.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi co blondynka przyjęła z ulgą. Była ciekawa kto pierwszy się pojawił ale podświadomie wyczuwała, że to babcia. Gdy otwarła drzwi jej podejrzenia się spełniły i została niemal uduszona przez babciny uścisk bo mimo upływu lat Lavenda Butter dobrze się trzymała.
- Petunia, kochanie. - Powiedziała gdy się od niej odsunęła i ucałowała starszą wnuczkę w policzek. - No nie wierzę po prostu, że już masz dwadzieścia jeden lat kwiatuszku. Jeszcze nie dawno trzymałam takiego małego bąbelka a tu proszę panna w całej okazałości! - Wykrzyknęła radośnie.
Petunia uśmiechnęła się szeroko. Babcia Lavenda była jak zawsze bardzo entuzjastyczną i serdeczną kobietą za co bardzo ją kochała. Jej znakiem rozpoznawczym był zapach kwiatów od których nosiła imię. Miała przyprószone już lekką siwizną takie same włosy jak u syna oraz młodszej wnuczce oraz bladoniebieskie oczy. Uśmiechała się małym ale uroczym uśmiechem co sprawiało, że mimo już blisko siedemdziesiątki wciąż była całkiem piękną kobietą. To właśnie babcia dała Petuni w wieku szesnastu lat ciągle działającą maszynę do pisania by wesprzeć ją w pasji piśmienniczej. To babcia potrafiła sprawić, że wszystko co w danej chwili wydawało się ważne nagle traciło swoją wartość.
Lavenda Evans na prośbę solenizantki położyła torebkę z prezentem pod stoliczkiem ze zdjęciami.

Kilka chwil po babci Evans pojawiła Yvonne Writh oraz Eleanor Times. Obie kobiety Petunia poznała na studiach gdy chodziła na kurs kreatywnego pisania. W tedy trzymały się w czwórkę jednak Viola straciła przywilej bycia jej przyjaciółką oraz świętowania jej urodzin. Mimo wszystko było to dla niej bardzo dziwne i smutne. Violę znała od podstawówki i nigdy sobie nie wyobrażała, że okaże się taką suką. Nigdy nie myślała, że brunetka już nigdy nie będzie na jej urodzinach. Wiedziała jednak, że nic z tym nie zrobi. Viola i Vernon byli dorosłymi ludźmi i dobrze wiedzieli, że źle robią oboje ją zdradzając.
- Pet! - Zawołała radośnie Yvonne. - Dziękujemy za zaproszenie! - Dopowiedziała i ucałowała oba policzki blondynki.
- To ja się cieszę, że tu jesteście. Nawet nie wiecie jak bardzo. - Odpowiedziała starsza Evans całując nowo przybyłe w policzki.
- Jak się trzymasz po tej aferze? - Spytała z troską Eleanor.
- Z początku? Byłam rozbita i długo płakałam, ale pogodziłam się z siostrą i poznałam kilku nowych przyjaciół. Więc mimo zdrady zyskałam coś całkiem lepszego. - Uśmiechnęła się Petunia.
- Całe szczęście, że ci lepiej.  - Odparła Yvonne.
- Cóż.. Jestem silną kobietą. - Uśmiechnęła się lekko.

Petunia przedstawiła Lily swoje przyjaciółki i szybko między czwórką nawiązała się całkiem wesoła konwersacja. Blondynka jednak zastanawiała się czy Snape przyjdzie. Powiedział jej tylko, że się nad tym zastanowi co nie dało jej za wiele do myślenia. Petunia naprawdę zdążyła polubić tego chłopaka i bardzo chciała by gościł u niej w tym ważnym dniu dla niej. Dobrze jednak wiedziała, że " Chudzielec" nie jest zdecydowanie łatwą osobą do rozszyfrowania.  Sama nie wiedziała dlaczego przez te kilka tygodni Snape stał się dla niej całkiem znośnym towarzystwem, a nawet i zabawnym. Choć wiedziała, że to dziwne lubić gościa który wiecznie ze wszystkiego kpi nie potrafiła nic na to poradzić. Podejrzewała, że działo się tak ponieważ ten uratował jej być może życie, a na pewno ochronił ją przed gwałtem.

Później z kominka wyskoczyli kolejno Huncwoci. Lily na spokojnie wyjaśniła Yvonne i Eleanor, że to coś normalnego w świecie do którego przynależała. Podzieliła się też kilkoma opowieściami z Hogwartu co raz po raz powodowało śmiechy. Słuchając początków znajomości swojej siostry i przyszłego szwagra Petunia zastanowiala się jak u licha ci dwoje się zeszli. Automatyczne przypomniało się jej, że Snape również kochał Lily. Zrobiło jej się mimo wszystko szkoda czarnowłosego. Oczywiście Lily i James zdawali się być dla siebie stworzeni i cieszyła się ich szczęściem ale gdy pomyślała o tamtym chłopaku muszacym patrzeć na tych dwoje było jej przykro. Może i Snape miał trudny charakter ale miał serce w dobrym miejscu.  Miała nadzieję, że pół czarodziej zdoła znaleźć szczęście gdzie indziej.

Po zjedzeniu tortu wyszli na taras w ogrodzie by pooddychać świeżym powietrzem. Petunia zaczęła oglądać prezenty i raz po raz się uśmiechała. Rodzice chcąc wspomóc córkę w jej nowej ścieżce życia podarowali jej aparat. Lily dała jej czysty dziennik by mogła Zapisywac w nim nowe pomysły. Huncwoci połączyli się w jeden prezent w postaci czarodziejskich słodkości. Yvonne zrobiła dla niej ręcznie wyjątkową zakładkę do książki. Zaś Eleanor podarowała jej nową szczotkę do włosów. Petunia stwierdziła nagle, że naprawdę dawno nie miała tak udanych urodzin gdy otwierała ostatni prezent od babci. Był to całkiem śliczny naszyjnik z jakimś mistycznym złotym zawijasem.
- Należał do jednej z naszych przodkiń. - Powiedziała. - Jestem pewna, że chciałaby by dalsze pokolenia go nosiły. - Powiedziała Lavenda zapinając łańcuszek na szyi wnuczki
- Dziękuję babciu. - Uśmiechnęła się blondynka.
- Przepraszam bardzo za spóźnienie, mam nadzieję że mogę jeszcze się docisnąć? - Odezwał się nagle głos tego na którego czekała.
- Więc jednak przyszedłeś - Powiedziała Petunia otwierając mu furtkę i wpuszczając na swoją posesję.
- A i owszem. W końcu nie mógłbym po zawarciu sojuszu nie przyjść na twoje urodziny. - Uśmiechnął się lekko i podał jej torebkę prezentową. - Ten podarek to symbol naszego koleżeństwa.

Petunia pokręciła głową. Jak zwykle był nieco powciągliwy co ją rozbawiło. Snape chyba prędzej przyzna się do bycia jednorożcem w przebraniu niż do tego, że się z nią przyjaźni. Zaciekawiona otworzyła torebeczkę i omal nie krzyknęła ze zdziwienia. W środku znajdowała się złoto - srebrno - szmaragdowa bransoletka, którą Petunia dostała na dziesiąte urodziny matki. Zgubiła ją kiedyś i bardzo płakała gdy zauważyła jej brak.
- Skąd...? - Spytała nie umiejąc nic więcej wyartykułować z powodu zdumienia i wzruszenia.
- Eh... To ja ci ją ściągnąłem zaklęciem gdy byliśmy dzieciakami. - Powiedział przepraszającym głosem. - W tedy jeszcze się nie lubiliśmy i chciałem ci zrobić przykrość. Wiem to naprawdę głupie.

Blondynka nagle zapomniała gdzie się znajduje i o tym, że dookoła są inni ludzie. Po prostu stała i patrzyła się na faceta, który był dwie głowy wyższy od niej. Patrzyła i nie mogła uwierzyć, że on zachował jej bransoletkę przez te wszystkie lata. Nie wiedziała jak długo się tak gapiła dopóki nie usłyszała czyjegoś krzyku. To ją otrzeźwiło i rozejrzała się by zobaczyć co było powodem tego podniesionego głosu. Zobaczyła coś co sprawiło, że sama krzyknęła zdumiona.
- Co u licha? - Spytała widząc jak kwiaty, które pielęgnowała z matką wisiały kilka stup nad ziemią.
W tedy kwiaty wylądowały na swoich miejscach, a Petunia spojrzała na Lily, Jamesa, Syriusza, Petera oraz Remusa i Snape'a.
- Które z was to zrobiło? - Spytała kręcąc głową gdy spojrzała na zdumione Yvonne i Eleanor.
Wszyscy zaczęli zaprzeczać, że żadne z nich tego nie zrobiło.
- Evans, twoje oczy gdy to się wydarzyło były złote. - Powiedział spokojnie czarnowłosy długowłosy pół krwi czarodziej.

Niebieskooka stwierdziła, że młody mężczyzna robi sobie z niej żarty. Jakim niby cudem jej oczy mogły być złote skoro każdy wie, że ma błękitne. Jednak zanim zdążyła go wyśmiać poczuła dość nieprzyjemne pieczenie na plecach.
- Auu... - Jęknęła łapiąc się za łopatkę.
- Co się stało? - Spytał zaniepokojony Snape.
- Piecze mnie łopatka. Jakby coś mnie przypiekało - Mruknęła Petunia.
Młodszy o dwa lata od niej mężczyzna bez słowa obszedł ją dookoła i odsunął za nim zdążyła zaprotestować we wskazanym miejscu sukienkę. Wydał z gardła dziwny dźwięk, a potem się odsunął.
- Co jest? - spytali wszyscy zdziwieni jego  zachowaniem z Petunią włącznie.
- Petunia ma jakiś dziwny znak na plecach. Gdzieś już go widziałem ale nie pamiętam gdzie. W każdym razie to jest dziwne. Podnoszące się kwiaty, zmieniające oczy i to dziwne znamię.
- Jakie znamię u diabła! Ja nigdy nie miałam  żadnego znamienia. - Pokręciła głową starsza Evans.
-  Teraz już masz. - Stwierdził Mistrz Eliksirów. - Będę musiał napisać do Dumbledore'a może on będzie wiedział co to znaczy i o co tu chodzi. Nagle wybuchy magii dzieją się w wieku dziecięcym a nie w dorosłym.
- Te kwiaty to ja zrobiłam?
- Skoro nikt z nas nie używał magii, a Snape widział twoje zmieniające się oczy oraz nagłe pojawienie się znamienia to chyba tak. Ty musiałaś jakoś to zrobić. - Stwierdził Remus. - Jednak jeszcze nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałem.
- Bo takie coś jeszcze nie miało miejsca. - Mruknął Snape.
- Więc jestem jakimś dziwnym przypadkiem? - Spytała blondynka.
- Spokojnie, Tunia. - Powiedziała Lily obejmując ją ramieniem. - Dowiemy się co się tu zdarzyło.

Wieczorem Petunia nie potrafiła zasnąć. Sprawa z przyjęcia ją dręczyła i zastanowiala się co powie jej Snape gdy dostanie wiadomość od podobno ześwirowanego dyrektora szkoły dla czarodziejów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro