Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 6

🌺ZAATAKOWANA I URATOWANA🌺

Petunia następnego ranka stwierdziła, że uda się na małe zakupy do miasta. Wsiadła więc przed dziesiątą do samochodu i pojechała siną w dal. Była w całkiem dobrym nastroju czując jak ból po Vernonie trochę zelżał. Owszem fakt dalej bolał ale już nie tak mocno jak kilka tygodni temu. Szczerze mówiąc jakimś cudem czuła się wolna i silniejsza. Kiedy wysiadła z samochodu usłyszała za sobą parę gwizdów zachwytów od stojących nie daleko kilku facetów. To wprawiło ją w jeszcze lepszy nastrój i się uśmiechnęła. Cztery godziny później wyszła z sklepu odzieżowego i rzuciła torebki z zakupami na tylne siedzenie. Potem pojechała po namyśle do księgarni i kupiłam jakąś powieść dla Lily, która ostatnio narzekała że przeczytała już wszystko i nie ma nic do czytania.

Kiedy wróciła do domu na obiad rozmawiała z rodzicami na temat urodzin,które miała mieć za trzy  dni. Nie chciała niczego wystawnego a co do gości to chciała tylko dwie bliskie przyjaciółki i w myślach zastanawiała się czy nie zaprosić Severusa. Miała też w sumie ochotę zaprosić Huncwotów ale zdawała sobie, że oni i Snape mogli się ze sobą dobrze nie zgrać. Mimo wszystko polubiła ich wszystkich ale nie miała bladego pojęcia czy tamci byliby w stanie zakopać topór wojenny chociaż na czas jej urodzin. Stwierdziła, że pomyśli o tym później.

Po tej rozmowie ruszyła spokojnym krokiem na miejsce spotkań jej i nowego kolegi. Była już całkiem nie daleko gdy usłyszała, że ktoś ją woła. Zrezygnowana odwróciła się i zamarła. Przed nią stał Vernon,który w ręce trzymał białe tulipany. Jej ulubione kwiaty. Czy on robi sobie żarty? Czy nie dała mu do myślenia gdy rzuciła mu pierścionkiem w twarz? Co on sobie wyobrażał?
- Czego chcesz, Vernon? - Spytała zniechęcona.
- Petuniu,proszę. Wiem, że doszło między nami ostatnio do głupiej sytuacji ale chciałbym byś przestała się wygłupiać i przyjęła ponownie ten pierścionek oraz kwiaty.- Powiedział jak nigdy nic mężczyzna wręczając jej i kwiaty i pierścionek.

Blondynka myślała, że śni. Sytuacja, która teraz rozgrywała się na jej oczach zdawała się być tak absurdalna jak latające świnie w powietrzu. Co mogła zrobić więc Petunia? Zaśmiała się po prostu szyderczo kręcąc głową na swojego byłego narzeczonego.
- Czy ty siebie słyszysz idioto? Zdradę nazywasz " głupią sytuacją"? - Zacytowała go z niedowierzaniem oraz pogardą. - Wybacz, ale nie przyjmę ani kwiatów ani też tego pierścionka. Myślałam, że rzucając ci nim w twarz było oczywiste, że ja nie chcę ani jego ani nigdy więcej twojego towarzystwa. Myślałeś, że co? Przeprosisz i to byle jak a ja ci się rzucę w ramiona? Jeśli serio tak myślałeś to jest durniejszy od budowy cepa. - Zakpiła mając kompletnie dosyć tego przedstawiciela płci przeciwnej.
- Uważaj lepiej co mówisz, Petunia! - Huknął na nią i nagle stał się dwa razy wyższy.
Jednak Petunia trzymała się dzielnie a na jej twarzy gościł najbardziej fałszywy uśmiech czasów. Nigdy nie działała na nią poza pt " Jestem alfą i musisz się mnie słuchać". W wykonaniu Vernona jednak była tak niedorzeczna, że szkoda było na to słów.
- Bo co mi zrobisz zdrajco? Uderzysz jak parę dni temu? - Prychnęła. - Weź się odwal Dursley. Jestem z kimś umówiona i nie mam czasu na twoje idiotyzmy.
Jednak Vernon nie miał zamiaru odejść. Zamiast tego rzucił kwiaty i pierścionek na ziemię a następnie nim Petunia zdążyła zareagować uderzył ją w brzuch aż się zgięła a następnie kopnął ją w głowę aż jej pociemniało.
- Chciałem po dobroci ale nie dałaś mi wyboru. Już ja cię nauczę szacunku suko!- Zawołał i kopnął ją w żebra gdy leżała na ziemi po kopniaku w głowę. Dostał takiego szału, że kopał ją raz za razem, a Petunia z każdą chwilą błagała kogoś o ratunek i o to by ból od kopnięć oraz uderzeń minął. Jednak bicie było zaledwie początkiem. Vernon zaczął rozrywać jej bluzkę a gdy się opierała ten zadał jej kolejny cios w zapewne już połamane żebra. Nim się obejrzałam nie miała już bluzki ani stanika a Vernon ściskał jej boleśnie piersi.

******    🦇    🦇
Severus Snape spędził całkiem spokojny ranek na warzeniu kolejnych dawek eliksirów dla klientów. Potem odwiedziła go matka by stantardowo marudzić, że jej syn nie wykazuje żadnych chęci by znaleźć jej przyszłą synową. Kiedy w końcu się jej pozbył wizytę złożył mu Dumbledore,któremu złożył po wczorajszym zebraniu Śmierciożerców raport. Tak Severus Snape przejrzał na oczy i postanowił działać po stronie dobra jako tajny agent. Następnie zjadł obiad i zagłębił się w lekkiej lekturze. Kiedy w końcu spojrzał na zegarek zauważył, że zbliża się czwarta co przyjął z lekkim uśmiechem. Aportował się na plac zabaw i czekał na Petunię. Czekał już dość długo ale Evans nigdzie nie było. Zaczął się lekko niepokoić kiedy usłyszał nie daleko jakieś krzyki bólu. Zaniepokojony ruszył w ich stronę i zamarł. Na ziemi leżała blondynka a nad nią wisiał jakiś szalony wieprz,który ściskał mocno piersi, a między nogami grzebał w jej majtkach. Wkurzony do granic możliwości podbiegł jeszcze bliżej.
- Ty skurwielu! - Wrzasnął - Jak śmiesz traktować tak kobietę! - Machnął różdżką i przelewitował gościa po całej okolicy by następnie rzucić go mocno na ścianę przez co bydlak stracił przytomność.
- Evans! - Krzyknął podbiegając do niebieskookiej, która traciła przytomność po ataku tego wariata.
- Słabo... Mi... - Wyszeptała a potem zamknęła oczy.

Snape niesamowicie się przestraszył. Sprawdził serce i oddech dziewczyny ciesząc się, że wszystko na szczęście pod tym względem było w porządku. Ściągnął z siebie pelerynę i ostrożnie uniósł ją w górę. Była blada. Z głowy sączyła się jej krew co zaraz zatamował zaklęciem tak samo jak i nos. Trzymając ją w ramionach wyczuł złamane żebra dlatego na chwilę położył ją ostrożnie na ziemię by rzucić zaklęcie regeneracyjne. Zaczął się przyglądać teraz dokładniej jakich doznała obrażeń by móc zanieść já bez szkody do domu. Okazało się, że ta świnia połamała jej wszystkie palce zapewne deptając po nich co uleczył tym samym zaklęciem co żebra. Kiedy upewnił się, że zajął się już większością poważnych obrażeń spokojnie wziął ją wciąż nieprzytomną w ramiona i apartował się prosto pod drzwi państwa Evans. Zdenerwowany do granic wytrzymałości zadzwonił łokciem do drzwi. Przez chwilę panowała cisza jednak po chwili w końcu drzwi się otwarły i pojawiła się ruda burza włosów. Patrzyła na niego zdziwiona ale bez słowa wpuściła go do domu i poprowadziła do pokoju starszej siostry Evans gdzie ostrożnie na łóżku ułożył blondynkę.
- Co się stało?- Spytała Lily,która w końcu odzyskała głos po szoku.
- Została zaatakowana. Całe szczęście, że akurat tam przechodziłem i zdołałem skurwysyna od niej odsunąć. Chciał ją zgwałcić Lily. - Powiedział zmęczony i przerażony. - Uleczyłem większość ran które jej zrobił. Miała złamane żebro, rozwaloną głowę, połamane palce u rąk. Mam nadzieję, że nic jej nie będzie.
- Kto to zrobił Severusie?- Spytała rudowłosa, która w oczach miała niebezpieczne błyski. Zapewne przez niepokój o siostrę nie zdążyła na niego nawrzeszczeć za co dziękował niebiosą bo był i tak już zły i przerażony.
- Myślę, że to ten cały Dursley. - Wysyczał przez zęby.
- Zabiję go. - Powiedziała ze wściekłością.
- Lepiej nie. Lepiej się ciesz, że jest w miarę cała i nie próbuj stosować morderstwa w praktyce bo w Azkabanie raczej ślub nie byłby ciekawy. - Zdołał słabo zażartować.

Lily postanowiła po chwili wyjść by opowiedzieć o wszystkim rodzicom, którzy przed chwilą wrócili. Snape za to siedział przy łóżku Petuni modląc się by nic jej się nie stało i nie miała problemów. Nie wiedział ile Lily zajęło tłumaczenie rodzicom co się stało bo zasnął oparty czołem o łóżko Petuni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro