ROZDZIAŁ 3
🌺REZYGNACJA, UDERZENIE ,CHŁOPAK SNAPE'ÓW🌺
Petunia po urlopie zrobiła to co postanowiła pierwszego dnia wolnego. Wzięła dość duże pudło i wsiadła nieco zdenerwowana do samochodu. Wciąż trudno było jej zaakceptować fakt, że Vernon okazał się parszywym zdrajcą. Nerwowo stukała palcami w kierownicę jadąc ostatni raz do Grunis. Poczuła się nieco smutna na wspomnienie dnia kiedy po raz pierwszy zawitała w progi tej firmy. Była w tedy pełna nadziei i pozytywnej energii. To właśnie w tedy poznała Vernona, który oprowadził ją po całym budynku. Już w tedy ten mężczyzna jej się spodobał jak widać nie słusznie. Ilekroć o tym myślała przyznała mamie rację gdy powiedziała, że lepiej dowiedzieć się o takich aspektach przed ślubem niż po.
Wzdychając złapała pudło i po zaparkowaniu ruszyła prosto do biura szefa. Zrobiło jej się jeszcze smutniej bo jej pracodawcą był ojciec Vernona. Bardzo polubiła swojego przyszłego ale z pewnością niedoszłego teścia podczas spotkań rodzinnych. Mimowolnie było jej przykro, że teraz będzie go musiała prosić o wypowiedzenie.
Kiedy dotarła do oszklonych drzwi gabinetu Dudleya Dursleya była tak poddenerwowana, że na chwilę stanęła. Wzięła głęboki oddech i zapukała trzy razy jak to miała w zwyczaju.
- Proszę! - Usłyszała tubalny głos pana Dursleya.
Otworzyła drzwi i starała uspokoić swoje skołatane serce.
- Petunia! - Zawołał radośnie szef gdy tylko podeszła do jego biurka. - Co cię dziecko moje sprowadza? - Spytał dobrotliwie a jego twarz rozjaśniła się szerokim od ucha do ucha uśmiechem.
- Panie Dursley... Bardzo mi przykro ale nie mam dobrych wieści - Powiedziała smutno. - To moja rezygnacja ze stanowiska sekretarki w tej firmie. - Podała mu papiery na biurko.
Twarz Dudleya Dursleya natychmiast straciła blask. Spojrzał na nią z zaskoczeniem oraz lekkim smutkiem.
- Czy coś się stało, kochana? - Spytał ze zmartwieniem.
- Myślę, że powinien pan zapytać o to swojego syna. Przedwczoraj miałam okazję zobaczyć jak szanuje swoją przysięgę miłości. Naprawdę mi przykro ale z przyczyn po prostu osobistych nie dam rady dłużej tutaj pracować. Do tego doszło do mnie ostatnio, że i tak praca sekretarki przestała mi przynosić radość.
Dudley Dursley westchnął ale wyjął z szuflady papier do wypowiedzenia. Bardzo polubiła swoją prawie synową. Właściwie traktował ją jak córkę, której nigdy nie miał. Petunia była dla niego osobą godną zaufania, zaradną i stanowczą. To właśnie cenił w niej jako swoją pracownicę. Choć chciał ją zatrzymać zrozumiał, że skoro już podjęła decyzję to nie ma o czym nawet gadać. Odbił więc pieczątkę na podwójnym dokumencie i złożył podpis. Następnie podsunął Petuni dokumenty by ta sama się podpisała. Blondynka jak zwykłe złożyła swój podpis starannie i oddała orginał panu Dursley'owi.
- Skoro nie jesteś już oficjalnie moją pracownicą to czy powiesz mi może co teraz zamierzasz? Cokolwiek wydarzyło się Tunia między tobą a moim synem nie ma wpływu na to, że bardzo cię polubiłem i chciałbym ci jakoś pomóc w podzięce za twoją wspaniałą pracę.- Powiedział lekko Dudley.
- Myślałam nad kursem dziennikarstwa śledczego. Myślę, że to bardziej by mi przypadło do gustu niż kolejna praca sekretarki. Nie mówię, że żałuje bo naprawdę cudowne mi się z panem pracowało panie Dursley. Niestety jednak nie mogę pracować z kimś kto tak mnie zawiódł więc pozostanie tutaj byłoby solidnym błędem który mógłby w końcu zniszczyć współpracę w firmie. Chciałabym się zacząć rozwijać i spróbować poukładać sobie pewne rzeczy.
- To zrozumiałe, Petuniu. Mów mi jednak po imieniu. Mam dla ciebie propozycję. Mam znajomego,który szkoli właśnie dziennikarzy śledczych. Mogę mu szepnąć słówko i cię polecić.
- Dlaczego Dudley chcesz mi pomóc?
- Z prostego powodu kochanie. Nigdy nie miałem szansy by mieć córkę. Owszem moja żona ma córkę z nie prawego łoża i choć mimo zdrady wybaczyłem jej i dałem nazwisko Marge wcale nie była mi tak bliska jak ty gdy pojawiłaś się w naszym życiu. Traktuję cię więc właśnie jak swoje dziecko. Z tego co zdołałem wywnioskować mój syn też dopuścił się zdrady co bardzo mnie smuci ale chciałbym mieć z tobą kontakt Petuniu. Wniosłaś do naszego świata tyle ciepła i radości, że nie chce stracić z tobą kontaktu. Dam ci znać jak zadzwonię do znajomego co powiedział. Chciałbym ci pomóc rozwinąć pasję bo przez całą karierę w naszej pracy wykazałaś się prawdziwą sumiennością, odpowiedzialnością oraz pracowistością. Te cechy są bardzo przez ze mnie cenione. Jestem dumny, że mogłem mieć taką sekretarkę jak ty. Skoro nie będziesz miał ją synową to pragnę byś chociaż była moją przybraną córką.
Petunia po tej przemowie się rozpłakała i rzuciła w ramiona ze wzruszeniem.
- Jesteś dla mnie jak drugi ojciec i z całą pewnością też chce mieć kontakt z tobą Dudley. - Wyszeptała i ucałowała méżczyznę w policzek na co ten szeroko się uśmiechnął.
- Nie płacz kwiatuszku. Jesteś silną kobietą. Wiedziałem o tym kiedy już pierwszy raz pojawiłaś się w tych progach. Młoda siedemnastoletnia dziewczyna szukająca praktyki a potem i pracownica.
Kilka minut później Petunia ruszyła po raz ostatni już do swojego stanowiska pracy. Była bardzo wdzięczna swojemu szefowi za wyrozumiałość oraz chęć w pomocy zaczęcia nowego rozdziału w życiu. Na początek wsadziła swoją maszynę do pisania,którą na szesnaste urodziny dostała od babci Lavendy. Potem pakowała swoje spinacze oraz zapas kartek samoprzylepnych. Następnie dwa zdjęcia na których była z Vernonem. Mimo wszystko chciała je zatrzymać by móc powspominać kiedy już się pozbiera stare dobre czasy.
Podskoczyła gwałtownie gdy poczuła na sobie czyjś ciekawski wzrok. Podniosła głowę i zobaczyła powód swojego bólu.
- Petuniu co ty robisz? - Spytał zupełnie nic nie rozumiejący Vernon Dursley.
- Jak widać zabieram swoje rzeczy. Przed chwilą złożyłam rezygnację z pracy więc odchodzę. - Powiedziała spokojnie mimo młynka jaki poczuła między piersiami.
- Petunia... Jeśli chodzi o tamten wieczór... To nie tak... - Wymamrotał Vernon.
Petunia na ten typowy sposób na wymówkę się roześmiała. Nigdy nie rozumiała dlaczego faceci zamiast przyznać się do takiego świństwa jak zdrada zawsze wchodzą z tekstem pod tytułem "to nie tak kochanie".
- Wybacz Vernon ale dokładnie widziałam co robiłeś. Ty i moja pieprzona suka przyjaciółka Viola. Nie opowiadaj mi więc głupich i irytujących frazesów bo ja się na nie nie nabiore. Weź sobie ten pierścionek i daj tej wywłoce której nie wstydziłeś się w biurze obmacywać.
- Nie nazywaj jej tak!- Wrzasnął nagle wściekły młody Dursley a potem nim blondynka zdążyła zareagować uderzył ją mocnym zamachem w policzek.
Petunia znów poczuła w oczach łzy, a policzek mocno ją palił. Bez żadnego słowa zdjęła pierścionek zaręczynowy z palca i rzuciła Vernonowi w twarz a następnie z pudłem w rękach wybiegła po raz ostateczny z miejsca pracy. Kiedy spojrzała na lusterko przy kierownicy jęknęła. Cały policzek był zaczerwieniony a ból jaki jeszcze czuła przewidywał co najmniej kilku dniowy siniak. Była wściekła. Jak on śmiał tak po prostu ją uderzyć. Jak śmiał po tym wszystkim wciskać jej idiotyczne kity?Co za dureń. Nie ma mowy by kiedykolwiek chciałaby mieć cokolwiek wspólnego z tym draniem. No może po za jakiego ojcem,którego naprawdę pokochała jak kolejnego członka rodziny.
Nie mając ochoty wracać jeszcze do domu zaparkowała samochód przy starym placu zabaw gdzie kiedyś chodziła tam z Lily. Dawne miejsce,które kiedyś było ulubionym miejscem rodziców z dziećmi kompletnie było zaniedbane. Trawa była już tak bujna i długa, że przypominała tą w dżungli. Dookoła rosło mnóstwo dzikich kwiatów takich jak stokrotki, dzwonki oraz maki. Ogromne pnącza wychodziły z ziemi i oplatały się wokół poręczy huśtawek, zjeżdżalni i ścianek wspinaczkowych. Petunia pomyślała, że było to zarazem piękne jak i nie co smutne. Pamiętała aż za dobrze dni kiedy Lily i ona były jeszcze dzieciakami i często się tutaj zabawiały. Było to jednak bardzo temu i do tego to właśnie w tym miejscu po raz pierwszy nazwała swoją siostrę dziwadłem. Lekko zasmucona przysiadła pod jednym z wielkich buków i schowała głowę w kolana. Po raz kolejny musiała przyznać, że była okropną starszą siostrą. Cała ta zazdrość o wyjątkowość zielonookiej naprawdę wydawała się jej coraz głupsza. Tak naprawdę sama już nie wiedziała dlaczego była taką idiotką. To, że Lily zdołała jej wybaczyć mimo lat okropnych docinków i zachowań uważała za cud. Przypomniało się jej jak panikowała gdy młodsza Evans zaczynała robić dziwacznie rzeczy i jak groziła jej, że nakabluje na nią rodzicom,którzy po dowiedzeniu się, że Lily jest czarodziejką byli tak zachwyceni że czasem zapominali o tym, że posiadają jeszcze starszą córkę. Łzy znowu zaatakowały jej oczy i znów zaczęła szlochać nad każdą smutną i złą sytuacją w jej życiu.
-
- Hej! Kim jesteś i co tu robisz i dlaczego płaczesz?- Usłyszała zdziwiony głos pomieszany z lekkim szyderstwem ale i też odrobiną troski.
- Płaczę bo mam za sobą kiepskie dni. A co tu robię? Do końca sama nie wiem. Chyba po prostu chciałam powspominać beztroskie głupie czasy kiedy nie było tak ciężko jak teraz. - Odparła i podniosła wzrok na rozmówcę.
W tym samym momencie zdębiała. Znała tylko jedną osobę posiadającą tak czarne oczy i haczykowaty nos. Tylko jedna osoba umiała się wypowiadać w sposób tak irytujący jak on.
- Chłopak Snape'ów - Powiedziała w końcu gdy odzyskała władzę językiem.
- Evans. - Zrewanżował się ironicznie gdy ten też zdał sobie sprawę kogo zaczepił. - Mam prośbę jeśli chcesz się użalać nad sobą to nie tutaj. To miejsce jest moim miejscem rozpaczy - Powiedział nieuprzejmie.
Petunia popatrzyła na niego jakby urwał się z innego wymiaru. Nagle poczuła lekką złość. Co ten Snape sobie wyobrażał?
- Słuchaj chudzielcu - Wygięła usta w równie szyderczy sposób jak jej rozmówca.- To miejsce jest na tyle duże, że pomieści co najmniej dziesięć cierpiących ludzi. Co więcej Snape argument " byłem tu pierwszy" jest głupi i wyjątkowo dziecinny - Wysyczała przez zęby.
Czarnowłosy młody prawie mężczyzna wyprostował się gwałtownie by wzbudzić w niej poczucie wyższości. Ta poza przypominała jej Snape'a z czasów dzieciństwa co nie zmiernie ją to rozbawiło. Miała ochotę w tej chwili go uściskać za poprawę humoru co jeszcze bardziej wywołało u niej śmiech z powodu wyobrażenia sobie jego miny na ten gest.
- No i z czego ryjesz Evans? - Spytał takim tonem jakby uważał ją za nienormalną co w istocie pomyślał. Gdy blondynka mu nie odpowiedziała wzruszył ramionami. - Z resztą nie ważne. Dzisiaj ci daruje ale jeśli kiedyś znów cię tu zobaczę durna mugolko to nie będę miły. - Stwierdził.
Nim Petunia zdążyła cokolwiek mu odpowiedzieć zniknął.
Kilka minut później kręciła głową nad głupotą tego dziwaka Snape'a. Zachowywał się tak jakby był co najmniej hrabią, a plac zabaw miałby być jego tylko i wyłącznie terenem. Wstała w końcu z ziemi i ruszyła do samochodu. Parę chwil później rozmawiała radośnie z matką, ojcem oraz Lily jak szczęśliwa rodzina. Tego dnia była na wpół szczęśliwa, na w pół zdenerwowana, na wpół smutna i na w pół rozbawiona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro